Najnowsze rewelacje

Mia­łem o tym nie pisać, bo po co sam mam się dener­wo­wać i jesz­cze innych wpro­wa­dzać w zły nastrój. Trud­no jed­nak­że prze­mil­czeć naj­now­sze rewe­la­cje prze­wod­ni­czą­ce­go kościo­ła toruńsko-katolickiego.

- Otóż ja sły­sza­łem, nie mogę powie­dzieć, kogo to doty­czy z tych rodzin ludzi, wyglą­da wszyst­ko na to, że byli zamor­do­wa­ni, że to był zamach, tak to wyglą­da. Bo gdy­by nie był, to dla­cze­go kry­ją – mówił o. Tade­usz Rydzyk w nocy z sobo­ty na nie­dzie­lę. – Jasno powie­dzieć wszyst­ko. Bar­dzo praw­do­po­dob­ne to jest, że to było spe­cjal­ne zamor­do­wa­nie. Zresz­tą mówi się, że to było pro­wa­dze­nie na śmierć, że był tak ten samo­lot pro­wa­dzo­ny. Mówi się o tym.

Źró­dło: http://glosrydzyka.blox.pl/2010/12/O‑Rydzyk-o-katastrofie-smolenskiej-specjalne.html

Nie jest to nic nowe­go, ale uro­je­nia redemp­to­ry­sty osią­gnę­ły kolej­ny, zna­czą­cy pułap.

Cie­szy mnie wia­do­mość, że rów­nież w łonie Kościo­ła są oso­by, któ­re widzą, że jest to pro­blem. Ostat­nio w „Gaze­cie Wybor­czej” opu­bli­ko­wa­no list domi­ni­ka­ni­na o. Ludwi­ka Wiśniew­skie­go skie­ro­wa­ny do nun­cja­tu­ry, w któ­rym nie owi­ja­jąc w baweł­nę pisze to, o czym wszy­scy od daw­na wie­dzą, ale o tym nie mówią: o podzia­le w epi­sko­pa­cie, nie­roz­wią­za­nym pro­ble­mie toruń­skie­go kon­cer­nu medial­ne­go i (a to się wią­że jed­no z dru­gim) kse­no­fo­bii, szo­wi­niź­mie nie­któ­rych duchownych.

Pies czyli kot – „Tylko się urwać”

Pies czy­li kot | Tyl­ko się urwać – Polityka.pl.

W arty­ku­le, do któ­re­go łącze zamiesz­czo­ne jest powy­żej, zna­la­złem cie­ka­we prze­my­śle­nie na temat tele­wi­zyj­nych pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych, któ­re od rana do nocy rosz­czą sobie pra­wo do powia­da­mia­nia nas o wszyst­kich fak­tach, czę­sto nie­istot­nych, ale i tak zakla­sy­fi­ko­wa­nych jako „wia­do­mo­ści dnia”.

Tele­wi­zja sta­ła się dodat­ko­wym oknem w domu. Za oknem śnieg, w tele­wi­zyj­nym oknie też śnieg, tyle że pięk­niej omó­wio­ny. Każ­de­go – żeby było demo­kra­tycz­nie – prze­chod­nia tere­no­wy spra­woz­daw­ca pyta o oce­nę sta­nu zaśnie­że­nia i odśnie­że­nia. I każ­dy mówi mu to samo, a ja słu­cham i wzdy­cham (…). Dodat­ko­wo wszyst­kie te roz­mo­wy «prze­pa­sa­ne jak­by wstę­gą, mie­dzą» set­ka­mi iden­tycz­nych reklam. Jest jak w raju – spo­kój, cisza i ado­ra­cja. Wsta­jesz i wiesz – obie­cu­je sta­cja. Ja doświad­czam reali­za­cji tej obiet­ni­cy, wzmoc­nio­nej wyzna­niem Sokra­te­sa – wsta­ję i wiem, że nic nie wiem.

Źró­dło: Sta­ni­sław Tym Tyl­ko się urwać [w:] „Poli­ty­ka” nr 50 (2786), 11 grud­nia 2010 [dostęp onli­ne]

Imputowanie inteligencji

Takie oto zna­la­złem przed chwi­lą w sie­ci war­te zauwa­że­nia cyta­ci­ki. Doty­czą one tego, co zro­bić, by powięk­szyć swo­ją inte­li­gen­cję. Nale­ży żuć gumę i…

Bada­cze z Bay­lor Col­le­ge of Medi­ci­ne w Houston (w sta­nie Tek­sas, w USA) odkry­li pozy­tyw­ny wpływ żucia gumy na wyni­ki w nauce dzię­ki eks­pe­ry­men­to­wi. Po 14 tygo­dniach ucznio­wie, któ­rzy żuli przez cały ten okres gumę na lek­cjach, mie­li lep­sze wyni­ki w stan­dar­do­wych testach mate­ma­tycz­nych i uzy­ski­wa­li wyż­sze oce­ny koń­co­we, niż resz­ta rówieśników.

Zna­le­zio­ne na Bel­fer­Blog [za:] link

Zbaw­cza może być tak­że pene­tra­cja wła­sne­go nosa:

Zauwa­ży­łem, że nie tyl­ko żucie gumy potra­fi roz­ru­szać mózg (…). Na przy­kład dosko­na­ły wpływ na inte­li­gen­cję ma dłu­ba­nie w nosie. (…) Ze swo­ich stu­diów pamię­tam, że naj­in­te­li­gent­niej­szy pro­fe­sor (…) miał zwy­czaj pod­czas wykła­du lepić poci­ski z tego, co wydłu­bał z nosa.

Źró­dło: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=1161

Cytaty na środę

Dzi­siej­sza eko­no­mia zakła­da, że w sys­te­mie kon­ku­ren­cji mono­po­li­stycz­nej kon­su­ment nie zawsze zacho­wu­je się racjo­nal­nie; inny­mi sło­wy uczest­ni­cy pro­ce­su gospo­da­ro­wa­nia nie zawsze dążą do mak­sy­ma­li­za­cji uży­tecz­no­ści. A spe­cja­li­ści od mar­ke­tin­gu mówią wprost, że naj­le­piej jest zara­biać na ludz­kiej głupocie.

Na powtór­ną cere­mo­nię w pod­war­szaw­skim Osso­wie wybra­no Dzień Zadusz­ny. Poprzed­nia pró­ba odsło­nię­cia pomni­ka w dzień Bitwy War­szaw­skiej zakoń­czy­ła się skan­da­lem. Tabli­cę przy mogi­le poma­lo­wa­no w czer­wo­ne gwiaz­dy, a wokół niej sta­ła spo­ra gru­pa pro­te­stu­ją­cych prze­ciw­ko „czcze­niu najeźdź­ców”. Przed rogat­ka­mi Woło­mi­na zawró­co­no amba­sa­do­ra Rosji, a uro­czy­stość odwo­ła­no. W koń­cu wrze­śnia na mogi­le poja­wi­ły się napi­sy: „Katyń 2010” i „Bro­nek, nie daru­je­my ci usu­nię­cia krzy­ża”. Pro­ku­ra­tu­ra pro­wa­dzi w tej spra­wie śledztwo.

[…]

Wczo­raj przed mogi­łą sta­nę­ła fur­go­net­ka dzia­ła­cza PiS z Pomo­rza Wal­de­ma­ra Bon­kow­skie­go. On sam w grup­ce zwo­len­ni­ków roz­wi­nął trans­pa­ren­ty, na któ­rych wid­nia­ły hasła: „Jaki pre­zy­dent, taki patrio­tyzm”, „Komo­row­ski: upa­mięt­nij 96 ofiar Kata­stro­fy Smo­leń­skiej, „Pil­ne: sprze­da­ją kraj”. Hasła były pod­pi­sa­ne: „Zanie­po­ko­jo­ny Polak W. Bon­kow­ski”, „Upo­ko­rzo­ny Polak W. Bon­kow­ski” i „Zbul­wer­so­wa­ny Polak W. Bonkowski”.

[…]

Nad mogi­łą krót­kie modli­twy odmó­wi­li pra­wo­sław­ny ordy­na­riusz polo­wy Woj­ska Pol­skie­go oraz kape­lan kato­lic­ki. Do ust trąb­kę pod­niósł woj­sko­wy trę­bacz, ale zanim zagrał, pro­te­stu­ją­cy zaczę­li śpie­wać „Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła”. Hymn skoń­czy­li okrzy­ka­mi: „hań­ba” i „zdra­da”.

Źró­dło: http://wyborcza.pl/1,75248,8603361,To_juz_nie_wrogowie__to_polegli.html

Jeśli­by zara­biać na głu­po­cie fana­ty­ków z PiSu pew­nie cała dziu­ra budże­to­wa była­by już daw­no załatana.


Ostat­nio innym tema­tem bar­dzo mod­nym (już od daw­na) jest zapłod­nie­nie poza­ustro­jo­we. Kościół wty­ka swo­je trzy gro­sze jak może, choć – o ile dobrze pamię­tam – póki co, to nie bisku­pi są źró­dłem norm powszech­nie obowiązujących.

Sta­no­wi­sko Kościo­ła kato­lic­kie­go jest jed­nym z wie­lu moż­li­wych i powin­no być wła­śnie tak trak­to­wa­ne. Co wię­cej, w danym przy­pad­ku cho­dzi o sta­no­wie­nie pra­wa przez suwe­ren­ny naród i jego orga­ny legi­sla­cyj­ne, pod­czas gdy hie­rar­cho­wie Kościo­ła nigdy nie wyra­ża­ją poglą­dów, któ­re mogły­by choć tro­chę odbie­gać od instruk­cji two­rzo­nych w Waty­ka­nie. Oczy­wi­ście ist­nie­ją powo­dy, aby słu­chać ze szcze­gól­ną uwa­gą gło­su Waty­ka­nu, wier­nie repre­zen­to­wa­ne­go w Pol­sce przez bisku­pów. Prze­cież więk­szość Pola­ków prak­ty­ku­je katolicyzm.

[…]

Tym­cza­sem w Pol­sce poli­tycz­na pozy­cja Kościo­ła jest wła­śnie taka – w wie­lu spra­wach uchwa­la się takie prze­pi­sy, któ­rych życzył sobie lub na któ­re zgo­dził się Kościół. Tak ure­gu­lo­wa­ny jest w Pol­sce ład medial­ny, szkol­nic­two, repry­wa­ty­za­cja, abor­cja i wie­le innych spraw. Jed­nym powo­dem takie­go sta­nu rze­czy jest wyobra­że­nie, iż Kościół, gdy­by powziął taki zamiar, mógł­by oba­lić rząd lub wynieść do wła­dzy opo­zy­cję. Wyobra­że­nie jest zupeł­nie absur­dal­ne, lecz strach poli­ty­ków ma wiel­kie oczy. Dru­gim powo­dem jest nadzie­ja poszcze­gól­nych poli­ty­ków, że ser­wi­lizm w sto­sun­ku do Kościo­ła pomo­że im w wygra­niu kolej­nych wybo­rów. W tej kal­ku­la­cji jest już wię­cej sen­su, ale nie­je­den już się przeliczył.

Z fak­tu, iż Pola­cy cho­dzą do kościo­ła, nie wyni­ka, że przyj­mu­ją jego poglą­dy albo że żyją w spo­sób, jaki dok­try­na kato­lic­ka zale­ca. Gdy­by Kościół napraw­dę miał wiel­ki auto­ry­tet w spo­łe­czeń­stwie, to wca­le nie musiał­by się przej­mo­wać pań­stwo­wym pra­wo­daw­stwem. Wystar­czy­ło­by, żeby ogło­sił, iż zapłod­nie­nie in vitro jest nie­mo­ral­ne, a kato­lic­kie spo­łe­czeń­stwo po pro­stu prze­sta­ło­by je prak­ty­ko­wać. Ponad­to Kościół kato­lic­ki ma też wła­sne pra­wo­daw­stwo, pra­wo kano­nicz­ne, i tam może umiesz­czać dowol­ne zaka­zy. Czy Kościół przy­zna­je pań­stwu pol­skie­mu, zamiesz­ka­ne­mu w więk­szo­ści przez kato­li­ków, pra­wo do inge­ro­wa­nia w zapi­sy pra­wa kano­nicz­ne­go? Chy­ba nie. Więc cze­muż to niby waty­kań­scy teo­lo­go­wie mie­li­by meblo­wać życie pol­skim rodzinom?

Źró­dło: Jan Hart­man In vitro, Kościół, Pol­ska [w:] „Poli­ty­ka” nr 44 (2780), 30 paź­dzier­ni­ka 2010 [Dostęp onli­ne] http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1509894,1,znany-filozof-o-debacie-na-temat-in-vitro.read


A z innej becz­ki, to dzi­siaj po wyjąt­ko­wo dłu­gim week­en­dzie wra­cam do Pozna­nia. Ale we wto­rek zno­wu jadę do Kali­sza, na kolej­ny dłuż­szy odpoczynek.

Cytacik

Cytat na dzisiaj:

Tak my sobie w boju i w zno­ju wyku­wa­my gór­kę gno­ju, żeby­śmy w przy­szło­ści coś mie­li z tej górki.

Źró­dło: Sta­ni­sław Tym Mowa Tra­wa [w:] „Poli­ty­ka” nr 43 (2779), 23 paź­dzier­ni­ka 2010


I jesz­cze coś z zupeł­nie innej, blo­go­wej becz­ki. Roz­wa­żam zmia­nę adre­su stro­ny, bo Wira Potocz­ka to kwe­stia od kil­ku lat już nie­ak­tu­al­na (a przy­naj­mniej zawie­szo­na lub dzia­ła­ją­ca w spo­sób nie­wi­docz­ny). Towa­rzy­szył­by temu też pew­nie jakiś lifting wyglą­du stro­ny, bo wiem, że przy obec­nej jej struk­tu­rze poja­wia­ją się pro­ble­my z nawi­ga­cją pomię­dzy podstronami.

Krótki przegląd spraw bieżących

Kościół wyklu­cza, czy sam się wyklu­cza? – arty­kuł z „Gaze­ty Wyborczej”


Więk­szość cza­su spę­dzam teraz w Pozna­niu, nie mam za bar­dzo dostę­pu do wia­do­mo­ści, a przy­naj­mniej nie tych tele­wi­zyj­nych. A tym­cza­sem oka­zu­je się, że wie­le się dzie­je. To zna­czy może wie­le się dzie­je, ale pra­wie nic się nie zmie­nia. To zna­czy „pre­zes” Kaczyń­ski dalej zacho­wu­je się jak ucie­ki­nier z zakła­du dla psy­chicz­nie cho­rych, Pali­kot pró­bu­je stwo­rzyć nową par­tię będą­cą alter­na­ty­wą dla zbyt skon­ser­wa­cia­łej Plat­for­my (patrz e.g. Gowin), a „obroń­cy krzy­ża” i radio­ma­ryj­ni ide­olo­dzy kom­bi­nu­ją, kogo by tu jesz­cze spa­lić na sto­sie. Teraz jesz­cze jakiś biskup wysko­czył z pomy­słem, by eks­ko­mu­ni­ko­wać posłów gło­su­ją­cych za meto­dą zapłod­nie­nia poza­ustro­jo­we­go. Cie­ka­we, jak dłu­go jesz­cze ludzie w Pol­sce będą zno­sić takie niedorzeczności.

Tak się aku­rat skła­da, że wczo­raj mia­łem pierw­szy wykład z pra­wa wyzna­nio­we­go, na któ­rym de fac­to będzie­my uczyć się o rela­cjach pań­stwo­wo-kościel­nych. Nie doty­czy to tyl­ko tego Kościo­ła, ale oczy­wi­ście wszyst­kich związ­ków wyzna­nio­wych; wie­my jed­nak, że to ten Kościół od wie­lu lat ma w Pol­sce domi­nu­ją­cą pozy­cję, jeśli przy­pad­kiem nie jedy­ną. Bio­rąc pod uwa­gę, że epi­sko­pat swo­im zacho­wa­niem i swo­imi sło­wa­mi od wie­lu lat pod­kre­śla iż ma „mono­pol na zba­wie­nie”, może być ciekawie.

Aktu­al­na jest teraz tak­że spra­wa komi­sji mająt­ko­wej zaj­mu­ją­cej się zwra­ca­niem Kościo­ło­wi zie­mi zagar­nię­tej w cza­sach komu­ni­zmu. Teraz wycho­dzi na jaw, że cała pro­ce­du­ra zwro­tu nie­ru­cho­mo­ści była szy­ta bar­dzo gru­by­mi nićmi.

Z cie­ka­wo­stek war­to też zauwa­żyć, że podob­no ponad poło­wa War­sza­wia­ków nie chce, by w sto­li­cy sta­nął pomnik Kaczyń­skie­go [źró­dło tutajtutaj]. Ja też nie chcę, ani tam, ani nigdzie indziej. W kwiet­niu nikt nie miał odwa­gi tego gło­śno powie­dzieć, ani za bar­dzo zapro­te­sto­wać, ale prze­cież grób na Wawe­lu to aż nad­to. Ten obra­zek poni­żej nie jest może zbyt ład­ny, może jest prze­ja­skra­wio­ny, ale nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że super pra­wi­co­we „rodzi­ny smo­leń­skie” cały czas posłu­gu­ję się prze­ja­skra­wie­niem i hiper­bo­li­za­cją zarów­no, kie­dy cho­dzi o zasłu­gi poprzed­nie­go pre­zy­den­ta, jak i kwe­stię wyja­śnia­nia całe­go tego zamie­sza­nia, któ­re­go szcze­rze mam już dość.

Na koniec jesz­cze coś z inter­ne­tu. Jest to frag­ment komen­ta­rza z Histmarg.org

W ostat­nią nie­dzie­lę minę­ło pół roku od kata­stro­fy smo­leń­skiej. Dzień ten nauczył nas, że pamięć o zmar­łych moż­na czcić w dwo­ja­ki spo­sób – wspo­mi­na­jąc ich lub urzą­dza­jąc mani­fe­sta­cje poli­tycz­ne pod Pała­cem Pre­zy­denc­kim. Już się boje tego, co będzie się dzia­ło 1 listo­pa­da, jak Roda­cy wezmą sobie do ser­ca tę dru­gą metodę.

***

Zebra­ni we wspo­mnia­ną pół­rocz­ni­cę mani­fe­stan­ci śpie­wa­li pieśń Boże coś Pol­skę, w refre­nie wymow­nie pod­kre­śla­jąc śpie­wa­ny w cza­sie szcze­gól­ne­go uci­sku wers: ojczy­znę wol­ną racz nam wró­cić Panie. Śpie­wał razem z nimi i Jaro­sław Kaczyń­ski. Zasta­na­wiam się, czy pre­zes kom­plet­nie już odle­ciał, czy PiS zaczął zara­biać na kam­pa­nię przed wybo­ra­mi samo­rzą­do­wy­mi orga­ni­zu­jąc rekon­struk­cje historyczne?

Źró­dło: http://histmag.org/?id=4741&from=rss

Ja dodam, że pieśń zna­na dzi­siaj pod tytu­łem „Boże coś Pol­skę”, zosta­ła napi­sa­na w 1816 przez Aloj­ze­go Feliń­skie­go i ory­gi­nal­nie nosi­ła tytuł „Hymn na rocz­ni­cę ogło­sze­nia Kró­le­stwa Pol­skie­go z woli Naczel­ne­go Wodza Woj­sku Pol­skie­mu do śpie­wu poda­ny”. Aloj­zy nie napi­sał jej raczej z pobu­dek patrio­tycz­nych (przy­naj­mniej nie cho­dzi tu o patrio­tyzm XIX-wiecz­ny w dzi­siej­szym rozu­mie­niu). Sło­wa refre­nu koń­czy­ły się wykrzyknieniem:

Nasze­go Kró­la zacho­waj nam, Panie!

Cho­dzi­ło o kró­la Alek­san­dra I, któ­ry swo­ją oso­bą łączył za pośred­nic­twem unii per­so­nal­nej Kró­le­stwo Pol­skie z Rosją. Ta wer­sja utwo­ru nie zosta­ła z oczy­wi­stych przy­czyn zaak­cep­to­wa­na przez społeczeństwo.

Gimnazjaliści o Kościele i kościele w badaniach socjologów

Za dużo Kościo­ła w naszym życiu

Powy­żej znaj­du­je się odno­śnik do cie­ka­we­go arty­ku­łu zamiesz­czo­ne­go w „Gaze­cie Wybor­czej”. Poświę­co­ny on jest wyni­kom badań prze­pro­wa­dzo­nych przez poznań­skie­go socjo­lo­ga doty­czą­ce­go spraw reli­gii i ich wpły­wu na mło­dzież. Bada­nie zosta­ło prze­pro­wa­dzo­ne głów­nie wśród gimnazjalistów.

Ma rację prof. Baniak, pisząc, że Kościo­ło­wi bra­ku­je wspól­ne­go języ­ka z mło­dy­mi ludź­mi, że „dyk­tat” jedy­nie słusz­nych roz­wią­zań budzi raczej sprze­ciw niż posłuch.

Kil­ka­krot­nie sły­sza­łam z ust bisku­pów, że jeśli nauka Kościo­ła „będzie wyraź­niej gło­szo­na”, spo­łe­czeń­stwo prze­ko­na się o jej słuszności.

(…)

Mło­dzi ludzie czu­ją się nie tyl­ko poucza­ni, ale nie­zro­zu­mia­ni. Aż jed­na trze­cia gim­na­zja­li­stów skar­ży­ła się, że Kościół nie inte­re­su­je się ich pro­ble­ma­mi, a jedy­nie „usi­łu­je na róż­ne spo­so­by zdo­mi­no­wać mło­dzież, narzu­cić jej wła­sną dok­try­nę i model religijności”.

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75515,8297715,Za_duzo_Kosciola_w_naszym_zyciu.html#ixzz0xz88Oe1w>

Z wła­sne­go doświad­cze­nia wiem – tak było np. w mojej kla­sie w gim­na­zjum – że bar­dzo wie­le osób nie cho­dzi­ło do kościo­ła. Tłu­ma­czy­li to tym, że „wie­rzą w Boga”, ale „nie wie­rzą w Kościół”. Bar­dzo wie­le osób sądzi podob­nie, a przcież sły­sząc list Epi­sko­pa­tu, któ­ry cią­gle kom­bi­nu­je, jak np. dolać oli­wy do ognia ws. bała­ga­nu w War­sza­wie (o czym już pisa­łem), trud­no się dzi­wić, że fre­kwen­cja na mszy maleje.

Absolutna prostota pokrętności Paragrafu 22. A także trochę z krajowego bagienka

Parę spraw, o któ­rych chcę wspomnieć:

Dopi­sa­ne później
(0) Pie­niac­two Kaczyń­skie­go robi się nud­ne. „Jeże­li Komo­row­ski usu­nie krzyż, będzie jak Napie­ral­ski lub Zapa­te­ro” – mówi. Nie­któ­rzy nie rozu­mie­ją, że Pałac Pre­zy­denc­ki, to 1° nie Gol­go­ta 2°  sie­dzi­ba gło­wy pań­stwa. Jeśli krzyż nie będzie usu­nię­ty, to co? będzie­my aż do koń­ca świa­ta pie­lę­gno­wać swo­je rany, co by się przy­pad­kiem za bar­dzo nie zago­iły? Tak wła­śnie postę­pu­ją pisow­cy. Przy­dał­by się nam jakiś Gom­bro­wicz, któ­ry by to traf­nie jakoś sfor­mu­ło­wał.… Ale ci har­ce­rze nawa­ży­li piwa…

- Jeże­li pre­zy­dent Komo­row­ski usu­nie krzyż, któ­ry stoi przed Pała­cem, to moż­na powie­dzieć, że będzie zupeł­nie jasne kim jest i po któ­rej jest stro­nie w róż­ne­go rodza­ju spo­rach doty­czą­cych pol­skiej histo­rii i pol­skich powią­zań – powie­dział Kaczyń­ski na kon­fe­ren­cji pra­so­wej w Warszawie.

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,8145699,Kaczynski__Jezeli_Komorowski_usunie_krzyz__bedzie.html#ixzz0tqLF2ymx

Jed­nym sło­wem dowie­my się, gdzie stoi ZOMO, a gdzie stoi pre­zes. Ależ to żało­sne. Za to Radio Mary­ja jest jak zwy­kle nie­za­wod­ne. Spór bowiem doty­czy tak­że kwia­tów przy­no­szo­nych pod Pałac.

- Pew­ne­go wie­czo­ra przy­nio­słem tu bukiet żół­tych tuli­pa­nów. Gdy przy­sze­dłem rano następ­ne­go dnia, kwia­tów już nie było. Usu­wa­ją je słu­gu­sy Gron­kie­wicz-Waltz – Żydów­ki. Liczą na to, że praw­dzi­wi Pola­cy zapo­mną o mor­dzie nasze­go pol­skie­go pre­zy­den­ta Lecha Kaczyńskiego

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,94898,8143869,Chodnik_przed_Palacem_Prezydenckim_to_nie_cmentarz.html#ixzz0tqMj7SJm

No tak; praw­dzi­wi Pola­cy wie­dzą, gdzie stoi ZOMO.

(1) Pogo­da. Jestem zda­nia, że nad pogo­dą nie ma się co roz­tkli­wiać, bo jest taka, jaka jest. Nie zmie­nia to fak­tu, że poświę­cam jej dosyć zna­czą­cą pozy­cję w moim blo­gu 🙂 Ogól­nie, to ostat­nio było gorą­co; nie szło wytrzy­mać. Dzi­siaj jest tro­chę lepiej, a nie­bo jest zachmurzone.

(2) Stu­dia. We wto­rek byłem zło­żyć doku­men­ty na Wydzia­le Pra­wa Uni­wer­sy­te­tu Wro­cław­skie­go. Tam bowiem został zakwa­li­fi­ko­wa­ny. Zakwa­li­fi­ko­wa­łem się rów­nież do Łodzi, ale tam się nie wybie­ram ze wzglę­du na nie­zbyt pochleb­ne opi­nie. Poza tym – nie ma się co cza­ro­wać, w Łodzi jest bród i smród.

Cały czas liczę, że dosta­nę się do Pozna­nia w dru­gim nabo­rze; zabra­kło mi tyl­ko 0,3 punk­ta (szczę­ście mam tak samo „świet­ne” jak na olimpiadzie).

(3) Książ­ka. Ostat­nio prze­czy­ta­łem dwie pozy­cje. Pierw­sza z nich to „Emma” Jane Austen, któ­rą prze­czy­ta­łem w ory­gi­na­le. Oczy­wi­ście było wie­le słów, któ­rych nie rozu­mia­łem, ale nie prze­szka­dza­ło to…

A przed chwi­lą skoń­czy­łem czy­tać bar­dzo cie­ka­wą powieść Jose­pha Hel­le­ra „Para­graf 22” poka­zu­ją­cą II woj­nę świa­to­wą od stro­ny ame­ry­kań­skich lot­ni­ków. Zasad­ni­czo w książ­ce uka­za­no całą insty­tu­cję armii, jako jeden wiel­ki dom wariatów.

Był więc tyl­ko jeden kru­czek – para­graf 22 – któ­ry stwier­dzał, że tro­ska o życie w obli­czu real­ne­go i bez­po­śred­nie­go zagro­że­nia jest dowo­dem zdro­wia psy­chicz­ne­go. Orr był waria­tem i mógł być zwol­nio­ny z lotów. Wystar­czy­ło, żeby o to popro­sił, ale gdy­by to zro­bił, nie był­by waria­tem i musiał­by latać nadal. Orr był­by waria­tem, gdy­by chciał latać dalej, i był­by nor­mal­ny, gdy­by nie chciał, ale będąc nor­mal­ny musiał­by latać. Sko­ro latał, był waria­tem i mógł nie latać; ale gdy­by nie chciał latać, był­by nor­mal­ny i musiał­by latać.”

I jesz­cze akcent polski:

Gene­ral Dre­edle prze­niósł nie­ży­cio­we­go dowód­cę myśliw­ców na Wyspy Salo­mo­na do kopa­nia gro­bów, wyzna­cza­jąc na jego miej­sce zgrzy­bia­łe­go puł­kow­ni­ka z zapa­le­niem sta­wów i sła­bo­ścią do chiń­skich orze­chów, któ­ry przed­sta­wił Mila gene­ra­ło­wi od bom­bow­ców B‑17, mają­ce­mu sła­bość do pol­skiej kiełbasy.

- Pol­ska kieł­ba­sa jest tania jak barszcz w Kra­ko­wie – poin­for­mo­wał go Milo.

- Ach, pol­ska kieł­ba­sa – wes­tchnął tęsk­nie gene­rał. – Wie­cie, że oddał­bym wszyst­ko za kawał pol­skiej kieł­ba­sy. Wszystko.

- Nie musi pan odda­wać wszyst­kie­go. Niech mi pan odda do dys­po­zy­cji po jed­nym samo­lo­cie na każ­dą sto­łów­kę, z pilo­ta­mi, któ­rzy będą wyko­ny­wać moje pole­ce­nia. Oraz nie­wiel­ki zada­tek akon­to zamó­wie­nia, jako dowód zaufania.

- Ale Kra­ków leży o set­ki mil za linią fron­tu. Jak się dosta­nie­cie do tej kiełbasy?

- W Gene­wie jest mię­dzy­na­ro­do­wa gieł­da na pol­ską kieł­ba­sę. Zawio­zę po pro­stu do Szwaj­ca­rii fistasz­ki i wymie­nię je na pol­ską kieł­ba­sę po cenach ryn­ko­wych. Oni prze­rzu­cą fistasz­ki do Kra­ko­wa, a ja przy­wio­zę panu pol­ską kieł­ba­sę. Za pośred­nic­twem syn­dy­ka­tu kupi pan tyle kieł­ba­sy, ile pan zechce”.

Nadchodzi sądny dzień

Ależ gorą­co! Zarów­no na dwo­rze, jak i w środ­ku. A jutro będzie jesz­cze cie­plej; jutro będzie sąd­ny dzień – wyni­ki egza­mi­nu matu­ral­ne­go 2010. Od same­go rana z radia, tele­wi­zji i pra­sy będzie­my mie­li do czy­nie­nia z zastę­pa­mi wsze­la­kich eks­per­tów i „eks­per­tów”, któ­rzy mają peł­ne gar­ście świet­nych pomy­słów, z wpro­wa­dze­niem płat­nych stu­diów włącznie.

Matu­ry oczy­wi­ście są już od mie­sią­ca spraw­dzo­ne, ale CKE musi te wszyst­kie dane zana­li­zo­wać, prze­tra­wić, wyma­lo­wać pięk­ne wykre­si­ki i tabel­ki, poli­czyć sta­ni­ny i jesz­cze zasta­no­wić się, jak wyni­ki zaapli­ko­wać opi­nii publicz­nej. Ja docho­dzę do wnio­sku, że nie ma to więk­sze­go zna­cze­nia: i tak, i tak będzie źle. Jeśli pój­dzie zbyt dobrze, zaraz będzie­my słu­cha­li, jaka to matu­ra pro­sta, banal­na, jaki to poziom niski i jaka ta mło­dzież nie­do­bra. A jeśli pój­dzie źle, będzie „kata­stro­fa naro­do­wa” (ogło­szo­na pół roku temu przez szo­wi­ni­stów z „Rz”), brak przy­szło­ści, mło­dzież zła i okrop­na, nie­do­bra i w ogó­le się nie uczy. Jed­nym sło­wem cze­ka nas cięż­ki dzień; w języ­ku histo­rii lite­ra­tu­ry nazy­wa się to „wina tra­gicz­na” – hamar­tia.

Chciał­bym, żeby poszło mi dobrze (a któż by nie chciał), ale nigdy nie moż­na być pew­nym wyni­ku. Cho­ciaż ja w tej chwi­li nie jestem nawet pewien tego o któ­rej godzi­nie dies irae nastąpi.

A poza tym byłem dzi­siaj po raz pierw­szy na wyciecz­ce rowe­ro­wej w Gołuchowie.


Dopi­sa­ne po chwilce

A oto, jakie rewe­la­cje dot. nie­dziel­nych wybo­rów, gło­si ojciec i dyrek­tor w jed­nym jedy­nej słusz­nej sta­cji, przy­wód­ca kościo­ła toruńsko-katolickiego:

- Pamię­taj­cie, naj­bliż­sza nie­dzie­la jest bar­dzo waż­na. I wszy­scy ludzie, tak­że na tych tere­nach powo­dzio­wych, kocha­ni musi­my się zmo­bi­li­zo­wać, bo to jest wal­ka o Pol­skę! – wzy­wał redemp­to­ry­sta. – Wszyst­kie wio­ski, zmo­bi­li­zo­wać się. Niech nam i ta powódź wie­le powie ostat­nia, i niech nam powie ta tra­ge­dia naro­do­wa pod lasem katyń­skim ostat­nio. Zobacz­cie, kto to zro­bił, kto do tego doprowadził.

(cyt. za Głos Rydzy­ka)

Cze­goś tak obrzy­dli­we­go chy­ba jesz­cze tam nie było.

Moż­na więc dodać, że sąd­ny dzień będzie tak­że w nad­cho­dzą­cą nie­dzie­lę, w dzień wybo­rów prezydenckich.

A po co komu wysoki wzrost

Ten post powi­nien był zna­leźć się na stro­nie już wcze­śniej, ale nie był dokoń­czo­ny. Teraz też nie jest, bo nie doda­łem jesz­cze wszyst­kich cytatów…

Nie­daw­no skoń­czy­łem czy­tać świet­ną książ­kę autor­stwa Gün­te­ra Gras­sa pt „Bla­sza­ny bębe­nek”. O czym ona jest, nie da się napi­sać w dwóch zda­niach. Jest bowiem histo­rią wybit­nej jed­nost­ki, któ­ra sama decy­du­je o tym, co zro­bi, czy pod­da się loso­wi, czy też się mu sprze­ci­wi. Powieść jest bar­dzo kon­tro­wer­syj­na. W posło­wiu moż­na przeczytać:

(…) „Bla­sza­ny bębe­nek” (…) jest nie­bez­piecz­ny. Dla wszyst­kich, któ­rzy swo­je przy­zwy­cza­je­nia bio­rą za kul­tu­rę, jest nawet nie do przy­ję­cia. Dla wszyst­kich, któ­rzy patrio­tyzm koja­rzą z pato­sem, jest obra­zą. Dla ludzi poważ­nych, któ­rzy nie uzna­ją kathar­sis, jaką przy­no­si szla­chet­na zaba­wa ide­ami i ludź­mi, jest bła­zeń­stwem. Dla wesoł­ków, któ­rzy świat trak­tu­ją jako jar­mark ucie­chy, jest tra­gicz­nym ponuractwem.

(Roman Brat­ny)

Tą jed­nost­ką jest Oskar (o nie­ja­snej naro­do­wo­ści) , któ­ry w wie­ku trzech lat zade­cy­do­wał, że nie będzie dalej rosnąć. Jego atry­bu­tem jest bla­sza­ny bębe­nek kupio­ny w skle­pie z zabaw­ka­mi, któ­rym nie­ustan­nie wybi­ja jakiś rytm. Może to być coś do tań­ca, coś do wie­cu lub coś, co przy­wo­łu­je daw­ne wspomnienia.

odwie­dzi­nyRaz w tygo­dniu moją ciszę wple­cio­ną mię­dzy meta­lo­we prę­ty prze­ry­wa dzień odwie­dzin. Wte­dy przy­cho­dzą ci, któ­rzy chcą mnie ura­to­wać, któ­rych bawi to, że mnie kocha­ją, któ­rzy chcie­li­by we mnie cenić, sza­no­wać i pozna­wać sie­bie. Jacy są śle­pi, ner­wo­wi, jacy nie­wy­cho­wa­ni. Nożycz­ka­mi do paznok­ci kale­czą bia­ło lakie­ro­wa­ną kra­tę łóż­ka (…). Mój adwo­kat za każ­dym razem, led­wie wrza­śnie na cały pokój swo­je „halo”, wci­ska nylo­no­wy kape­lusz na lewy słu­pek w nogach łóż­ka. Przez całą wizy­tę – a adwo­ka­ci potra­fią dłu­go gadać – tym aktem prze­mo­cy pozba­wia mnie rów­no­wa­gi i pogo­dy ducha. (…)

Gdy już goście zło­żą przy­nie­sio­ne pre­zen­ty na bia­łym, pokry­tym cera­tą sto­li­ku akwa­re­lą z zawil­ca­mi, gdy już im się uda przed­sta­wić mi podej­mo­wa­ne wła­śnie lub zamie­rzo­ny pró­by oca­le­nia i prze­ko­nać mnie, któ­re­go nie­stru­dze­nie pra­gną oca­lić, o wyso­kim stan­dar­dzie swo­jej miło­ści bliź­nie­go, znów znaj­du­ją przy­jem­ność we wła­snej egzy­sten­cji i odchodzą.


spi­sy­wa­nie wspo­mnieńMoż­na roz­po­cząć histo­rię od środ­ka i prze­rzu­ca­jąc się śmia­ło to naprzód, to wstecz, naro­bić zamie­sza­nia. Moż­na zagrać na nowo­cze­sność, prze­kre­ślić wszyst­kie cza­sy i odle­gło­ści, a następ­nie oznaj­mić lub spra­wić, by oznaj­mi­li to inni, że wresz­cie, w ostat­niej chwi­li, roz­wią­za­ło się pro­blem prze­strze­ni i cza­su. Moż­na rów­nież stwier­dzić na samym począt­ku, że w obec­nej dobie napi­sa­nie powie­ści jest nie­po­do­bień­stwem, potem jed­nak, nie­ja­ki za swo­imi ple­ca­mi, przed­ło­żyć zna­ko­mi­te czy­ta­dło, aby w rezul­ta­cie ucho­dzić za ostat­nie­go z powie­ścio­pi­sa­rzy, któ­re­mu jesz­cze się uda­ło. Sły­sza­łem też, że to dobrze i skrom­nie brzmi, kie­dy na wstę­pie zapew­nia się uro­czy­ście: Nie ma już powie­ścio­wych boha­te­rów, bo nie ma już indy­wi­du­ali­stów, bo indy­wi­du­al­ność zgi­nę­ła, bo czło­wiek jest samot­ny, bez pra­wa do indy­wi­du­al­nej samot­no­ści, i two­rzy bez­i­mien­ną i abo­ha­ter­ską masę. (…) Co do mnie, Oska­ra, i moje­go pie­lę­gnia­rza Bru­na, chciał­bym jed­nak stwier­dzić: Obaj jeste­śmy boha­te­ra­mi, on z jed­nej, ja z dru­giej stro­ny judasza (…).


wiel­ka woj­naRoman powi­nien był wła­ści­wie zacząć się już przy wspól­nym oglą­da­niu albu­mów ze znacz­ka­mi, przy spraw­dza­niu, gło­wa przy gło­wie, ząb­ko­wań szcze­gól­nie cen­nych egzem­pla­rzy. Zaczął się jed­nak abo wybuchł dopie­ro, gdy Jana powo­ła­no na czwar­tą komi­sję. Mama odpro­wa­dzi­ła go, bo i tak musia­ła iść do mia­sta, pod komen­dę rejo­no­wą, cze­ka­ła tam koło bud­ki (…) i podzie­la­ła prze­ko­na­nie Jana, że tym razem będzie musiał poje­chać do Fran­cji, aby wyku­ro­wać zapad­nię­tą klat­kę pier­sio­wą w zasob­nym w żela­zo i ołów powie­trzu tego kra­ju. (…)

Gdy po nie­speł­na godzi­nie z głów­ne­go wej­ścia komen­dy rejo­no­wej wysu­nął się wezwa­ny po raz czwar­ty na komi­sję chło­pi­na, (…) wyszep­tał tak wów­czas popu­lar­ny wier­szyk: „Nie ta krze­pa, nie ten wzrok, zoba­czy­my się za rok” (…).


naro­dze­niePrzy­sze­dłem na świat pod dwo­ma sześć­dzie­się­cio­świe­co­wy­mi żarów­ka­mi. Toteż jesz­cze dziś tekst biblij­ny „Nieh się sta­nie świa­tłość. I sta­ła się świa­tłość” – robi na mnie wra­że­nie naj­bar­dziej uda­ne­go slo­ga­nu rekla­mo­we­go fir­my Osram. (…)

Powiem od razu: Nale­ża­łem do owych prze­ni­kli­wych nie­mow­ląt, któ­rych roz­wój ducho­wy jest w chwi­li naro­dzin zakoń­czo­ny i w przy­szło­ści musi już tyl­ko się potwier­dzać. Podob­nie jak w sta­nie embrio­nal­nym nie ule­ga­jąc wpły­wom byłem posłusz­ny jedy­nie same­mu sobie i prze­glą­da­jąc się w wodach pło­do­wych nabie­ra­łem sza­cun­ku do sie­bie, tak teraz wsłu­chi­wa­łem się kry­tycz­nie w pierw­sze spon­ta­nicz­ne wypo­wie­dzi rodzi­ców pod żarów­ka­mi. Mia­łem wyczu­lo­ne ucho (…). Wszyst­ko, co pochwy­ci­łem owym uchem, oce­nia­łem natych­miast maleń­kim mózgiem i po roz­wa­że­niu tego, co usły­sza­łem, posta­na­wia­łem to i owo przy­jąć – tam­to zde­cy­do­wa­nie odrzucić.


Nie­chęć do dora­sta­niaMali i wiel­cy ludzie, Mały i Wiel­ki Bełt, małe i wiel­kie abe­ca­dło, mały Jaś i Karol Wiel­ki, Dawid i Goliat, lili­put i gwar­dyj­ska mia­ra; pozo­sta­łem trzy­lat­kiem, kar­łem, Tom­ciem Palu­chem, pozo­sta­łem brzdą­cem, któ­ry nie rośnie, aby unik­nąć takich roz­róż­nień jak mały i duży kate­chizm, aby mie­rząc metr sie­dem­dzie­siąt dwa (…) nie musiał ter­ko­tać kasą, trzy­ma­łem się bla­sza­ne­go bęben­ka i od moich trze­cich uro­dzin nie uro­słem ani na palec, pozo­sta­łem trzy­lat­kiem, ale i mędr­cem, nad któ­rym góro­wa­li wszy­scy doro­śli i któ­ry na swój spo­sób miał góro­wać nad doro­sły­mi; któ­ry nie chciał swo­je­go cie­nia mie­rzyć z ich cie­niem; któ­ry wewnętrz­nie i zewnętrz­nie był cał­ko­wi cie ukształ­to­wa­ny, pod­czas gdy tam­ci do póź­nej sta­ro­ści baj durzy­li o roz­wo­ju; któ­ry się potwier­dzał, co tam­ci przyj­mo­wa­li do wia­do­mo ści z wiel­kim tru­dem i nie­raz bólem; któ­ry nie musiał z roku na rok nosić coraz więk­szych butów i spodni, byle dowieść, że coś rośnie.

A przy tym, i tutaj rów­nież Oska­ro­wi muszę przy­pi­sać roz­wój, rze­czy­wi­ście coś rosło – i to nie zawsze z korzy­ścią dla mnie – i osią­gnę­ło wresz­cie mesja­nicz­ną wiel­kość; ale któż z doro­słych za moich cza­sów zwra­cał uwa­gą na nie­odmien­nie trzy­let­nie­go bęb­ni­stę Oskara?


Wypro­wa­dza­nie na spa­cerCzy było nas ośmio­ro, czy dwa­na­ścio­ro, musie­li­śmy iść w zaprzę­gu. Ów zaprzęg skła­dał się z jasno­nie­bie­skiej, zro­bio­nej na dru­tach, imi­tu­ją­cej dyszel lin­ki. Z obu stron tego weł­nia­ne­go dysz­la znaj­do­wa­ło się po sześć weł­nia­nych uprzę­ży łącz­nie dla dwa­na­ścior­ga bacho­rów. Co dzie­sięć cen­ty­me­trów wisiał dzwo­nek. Przed cio­cią Kau­er, któ­ra trzy­ma­ła lej­ce, truch­ta­li­śmy jesien­ny­mi przed­miej­ski­mi uli­ca­mi podzwa­nia­jąc, traj­ko­cząc, a ja bęb­niąc raz za razem. Co jakiś czas ciot­ka Kau­er into­no­wa­ła „Jezu, dla Cie­bie żyję, dla Cie­bie umie­ram” albo: „Bądź pozdro­wio­na, gwiaz­do morska” (…)


Try­bu­ny od tyłuWidzie­li­ście pań­stwo już kie­dyś try­bu­nę z tyłu? moim zda­niem, wszyst­kich ludzi, zanim zgro­ma­dzi się ich przed try­bu­ną, nale­ża­ło­by zazna­jo­mić z wido­kiem try­bu­ny od tyłu. Kto raz przyj­rzy się try­bu­nie od tyłu, dobrze się przyj­rzy, ten będzie od tej chwi­li nazna­czo­ny, a tym samym uod­por­nio­ny na wszel­kie­go rodza­ju cza­ry, któ­re w tej czy innej for­mie odpra­wia się na try­bu­nach. Podob­ną rzecz moż­na powie­dzieć o widzia­nych od tyłu kościel­nych ołta­rzach; ale to już cał­kiem inna sprawa.


Chrzci­nyPotem pro­boszcz dmuch­nął mi trzy razy w twarz, co mia­ło prze­pę­dzić sza­ta­na we mnie, potem znak krzy­ża, poło­że­nie ręki, posy­pa­nie solą i jesz­cze raz coś prze­ciw­ko sza­ta­no­wi. (…) Następ­nie chciał jesz­cze raz usły­szeć rzecz wyraź­nie i gło­śno, spy­tał: – Wyrze­kasz się sza­ta­na? I wszyst­kich dzieł jego? I wszyst­kiej pychy jego? (…)

Pro­boszcz Wiehn­ke, cho­ciaż nie zdo­łał popsuć moich sto­sun­ków z sza­ta­nem, nama­ścił mnie na pier­si i pomię­dzy bar­ka­mi (…). [potem] spy­ta­łem sza­ta­na w sobie: „Dobrze znie­śli­śmy to wszyst­ko?” Sza­tan pod­sko­czył i szep­nął: „Widzia­łeś witra­że Oskar? Całe ze szkła, całe ze szkła!”.

Girę czas zacząć

Dziś, czy jutro zaczy­na­ją się mistrzo­stwa świa­ta w pił­ce noż­nej. Jedy­ne, co w nich cie­ka­we­go to to, że odby­wa­ją się w Repu­bli­ce Połu­dnio­wej Afry­ki, któ­ra jesz­cze do nie­daw­na wal­czy­ła z Apar­the­idem. Gratulacje!

Całe szczę­ście, że naszych tam nie ma, nie będzie trze­ba oglą­dać ich żało­snych wyczy­nów. Ja nie cier­pię pił­ki noż­nej, więc może jestem „nała­do­wa­ny złą ener­gią”, ale ze stwier­dze­niem zawar­tym w zda­niu wcze­śniej­szym, zgo­dzi się chy­ba więk­szość osób. Nie­ste­ty, jest to przy­pa­dek beznadziejny.

A ja dzi­siaj prze­glą­da­łem archi­wal­ne wpi­sy z blo­gu Danie­la Pas­sen­ta i natra­fi­łem na te z 2006 roku, gdy mistrzo­stwa były w Niem­czech. Jak widać, publi­cy­sta „Poli­ty­ki” każ­dą kwe­stię potra­fi dosko­na­le spu­en­to­wać, nie gor­szy jest i w sporcie:

Dooko­ła nich [pił­ka­rzy repre­zen­ta­cji] zgro­ma­dzo­ne są ogrom­ne pie­nią­dze, o któ­re gra­ją, uda­jąc, że cier­pią za ojczy­znę. Kie­dy tysią­ce kibi­ców na try­bu­nach, będąc czę­sto w sta­nie wska­zu­ją­cym na uży­cie, reali­zu­ją recep­tę Gier­ty­cha (wię­cej hym­nu!), pił­ka­rze myślą wręcz prze­ciw­nie – żeby rodzi­my klub sprze­dał ich za gra­ni­cę, bo tam lepiej pła­cą. Choć­by na Ukra­inę, któ­rej pił­ka­rze dosta­li po 350 tys. dola­rów na główkę.

Do tego wszyst­kie­go doro­bio­na jest legen­da i teo­ria. Legen­da, że Albert Camus powie­dział: „Wszyst­ko, co wiem o moral­no­ści, wiem z pił­ki noż­nej”. Legen­da, że sko­ro kibi­ca­mi są Tade­usz Kon­wic­ki i Gustaw Holo­ubek, to musi to być  sport dżen­tel­me­nów. Teo­ria,  że sport to szko­ła cha­rak­te­rów. Że pił­ka łączy ludzi i naro­dy, że sys­tem 4−4−2 jest lep­szy od sys­te­mu 3−4−3, i że 15 lat temu na sta­dio­nie w Lyonie wygra­li­śmy o włos, a w Ham­bur­gu byli­śmy o włos od zwy­cię­stwa. Cał­ko­wi­cie nie­po­trzeb­ne  wia­do­mo­ści, któ­ry­mi prze­cią­żo­ne są nie­zbyt pojem­ne mózgi kibi­ców i komen­ta­to­rów. Do tego docho­dzą epo­ko­we odkry­cia, w rodza­ju: „Pił­ka jest okrą­gła, a bram­ki są dwie”, albo „Tak się gra, jak prze­ciw­nik pozwala”.

Źró­dło: http://passent.blog.polityka.pl/?p=78

Dosko­na­łe. Jak zwykle.

Teorie spiskowe

Wsze­la­kie media mają taką dużą wadę, że jak się ucze­pią jakie­goś tema­tu, to nie odpusz­czą, dopó­ki nie prze­wał­ku­ją go na wszyst­kie stro­ny. Po 10 kwiet­nia od rana do nocy w tele­wi­zji, radiu i inter­ne­cie było to samo. Podob­nie jest teraz, ale tema­tem mie­sią­ca zosta­ła powódź. Rze­czy­wi­ście była ona dosyć nie­spo­dzie­wa­na, a o jej roz­mia­rach świad­czy rów­nież to, że mówio­no o niej w mediach nie tyl­ko kra­jo­wych, ale i światowych.

Po kata­stro­fie pre­zy­denc­kie­go samo­lo­tu w pew­nym toruń­sko-kato­lic­kim radiu zaczę­ły się poja­wiać infor­ma­cje, że mgła uno­szą­ca się nad lot­ni­skiem była sztucz­nie wytwo­rzo­na przez tajem­ni­czych osob­ni­ków. Teraz oso­by zwią­za­ne – jak­by nie było – z tym krę­giem, raczą nas jesz­cze cie­kaw­szy­mi infor­ma­cja­mi, a raczej domy­sła­mi, że i powódź zosta­ła wywo­ła­na celo­wo. Infor­mu­je o tym „Gaze­ta”. Oto, co mówią ojco­wie pau­li­ni z Częstochowy:

Z wie­lu rejo­nów Pol­ski, a zwłasz­cza z miejsc na tere­nach dotknię­tych w ostat­nim okre­sie ulew­ny­mi desz­cza­mi i burza­mi, otrzy­mu­je­my od licz­nych osób nie­po­ko­ją­ce sygna­ły. Według tych – pokry­wa­ją­cych się ze sobą infor­ma­cji – wszyst­kie one mówią o poja­wia­niu się co pewien czas samo­lo­tów pozo­sta­wia­ją­cych za sobą dziw­ne smu­gi na nie­bie. Według naocz­nych świad­ków samo­lo­ty te widocz­ne były w tych rejo­nach pol­skiej prze­strze­ni powietrz­nej, w któ­rych – wkrót­ce po ich prze­lo­cie – powsta­wa­ły nie­spo­dzie­wa­nie potęż­ne chmu­ry desz­czo­we i nie­ba­wem wystę­po­wa­ły nad­zwy­czaj obfi­te opady
Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,7975444,Pytania_z_Jasnej_Gory__Czy_powodzie_w_Polsce_powoduja.html#ixzz0pyh6aO5R

Żało­sne.

Jeśli cho­dzi o powódź, to jej skut­ki są widocz­ne rów­nież w Kaliszu.


IMG252.jpg
Leni­wa Barycz na dro­dze do Rososzycy


A teraz coś cie­kaw­sze­go. Tydzień temu byłem na wyciecz­ce rowe­ro­wej – doje­cha­łem aż do Roso­szy­cy. Muszę się pochwa­lić, że jeż­dżę coraz dalej. W Roso­szy­cy jest cie­ka­wy kościół oraz reszt­ki folwarku.