Powrót z Rusinowa. Narzekanie na bibliotekę (ze szczególnym uwzględnieniem filii nr 4 w Kaliszu) i trochę na szkołę

W sobo­tę nie­spiesz­nie i bez­tro­sko zasia­dłem sobie do kom­pu­te­ra, by napi­sać parę słów o moim wyjeź­dzie nad Morze Bał­tyc­kie, ale oka­za­ło się, że z tego nici, bo nie­opła­co­ny ser­wer się zdez­ak­ty­wo­wał, a tro­chę to zaję­ło, nim go przy­wró­ci­łem do życia (tj. zapłaciłem).

Więc po kolei: w pią­tek w nocy wró­ci­łem z Rusi­no­wa, potem pew­nie umiesz­czę jakieś zdję­cia. Pogo­dę mie­li­śmy bar­dzo ład­ną – moż­na się było bez pro­ble­mów opa­lać, czy kąpać w morzu. Poza tym naszym głów­nym zaję­ciem było „pró­bo­wa­nie się” do wyjaz­du do Hamm (a to już za tydzień). Rusi­no­wo to wio­cha zabi­ta decha­mi, ale bar­dzo ład­na i spo­koj­na. Nie­opo­dal jest „mia­stecz­ko” – Jaro­sła­wiec, któ­re tak napraw­dę nie jest nawet gmi­ną. Jego cen­trum to głów­na uli­ca, któ­ra ma morze ze 100 metrów – napcha­na jest bud­ka­mi z wsze­la­kim badzie­wiem, ale moż­na tam tak­że kupić bar­dzo dobre (i bar­dzo dro­gie) gofry. Pla­ża w Rusi­no­wie i oko­li­cach jest dość ład­na i nie jest zapcha­na. Nie­ste­ty jest dość kamie­ni­sta, podob­nie jak dno morza. Dla cie­ka­wych dopi­szę, że tem­pe­ra­tu­ra moża wyno­si­ła zawsze ok. 19° C, przy temp. powie­trza ok. 25° C. Nie było źle. (Nie ma tam raczej wia­tru; fale porząd­ne też były tyl­ko nie­ste­ty raz). W trak­cie wyjaz­du poje­cha­li­śmy też do Ust­ki (Koło­brzeg za dale­ko, a Dar­ło­wo za bli­sko) – w sumie nic tam cie­ka­we­go nie ma, ale to ład­ne miasto.

W sobo­tę i nie­dzie­lę po powro­cie „tro­chę docho­dzi­łem” do sie­bie, choć to chy­ba raczej za dużo powie­dzia­ne. Inny­mi sło­wy – leni­łem się. Za to w ponie­dzia­łek wyru­szy­łem do mia­sta, by poczy­nić ostat­nie przy­go­to­wa­nia przed roz­po­czę­ciem roku szkol­ne­go. Chcia­łem kupić tramp­ki, ale tako­wych nie zna­la­złem; posze­dłem też do biblio­te­ki (i tu docho­dzę do kulminacji).

Naj­pierw uda­łem się do Biblio­te­ki Głów­nej na ul. Legio­nów, gdzie obsłu­ga jak zwy­kle była bar­dzo miła i spraw­nie dzia­ła­ją­ca. Dodam, że w BG nawet w waka­cje jest otwar­te w przy­zwo­itych godzi­nach – czy­li pra­wie od rana do wie­czo­ra. A póź­niej uda­łem się, do filii nr 4. I zosta­łem z niej wyrzu­co­ny. W sumie słusz­nie, bo przy­sze­dłem przed cza­sem. Ale kto to sły­szał, żeby biblio­te­ka była czyn­na tyl­ko od 12 do 18. Z resz­tą to pół bie­dy, bo w inne dni jest otwar­ta np. od 9 – 15. Tak, czy owak – za krót­ko. Zasła­nia­nie się sys­te­mem kom­pu­te­ro­wym jest tro­chę żało­sne. Nie sądzę, by ktoś z obsłu­gi biblio­te­ki to prze­czy­tał. A szko­da, bo to nie jedy­na uwa­ga, jaka jest do nich kie­ro­wa­na. Na stro­nie inter­ne­to­wej łaska­wie infor­mu­ją czy­tel­ni­ków, że w czy­tel­ni są 23 miej­sca. Szko­da tyl­ko, że czy­tel­nia jest zawsze zamknięta.

Koniec narze­ka­nia na biblio­te­kę. Teraz trze­ba pona­rze­kać na szko­łę. A ta się wła­śnie dzi­siaj roz­po­czę­ła. Co praw­da z dniem uro­dze­nia wszy­scy jeste­śmy ska­za­ni na zda­wa­nie matu­ry, ale nie sądzi­łem, że tak szyb­ko znaj­dę się w kla­sie matu­ral­nej. Pew­nie jutro przyj­dę do szko­ły i od razu zacznie się chry­ja i cią­głe przy­po­mi­na­nie, że „jeste­ście prze­cież już w kla­sie matu­ral­nej” albo „za chwi­lę matu­ra!”. Tak, tak – sły­szy­my to od już conajm­niej dwóch lat. My odgry­wa­my rolę kró­li­ków doświad­czal­nych, bo jako pierw­si od kupy lat będzie­my zda­wać obo­wiąz­ko­wo mate­ma­ty­kę. Mnie w naj­bliż­szym cza­sie cze­ka jesz­cze kurs pra­wa jazdy.

Więc narze­ka­nie dopie­ro się zacznie!

Za chwilę jadę!

Już jestem spa­ko­wa­ny i nie­cier­pli­wie ocze­ku­ję wyjaz­du – a to jesz­cze kil­ka godzin. Zapra­szam jesz­cze do obej­rze­nia zdjęć z wycie­czek rowe­ro­wych po oko­li­cach Kalisza.

Nad Prosną zdjecie_20090814_0396.jpg

Kościół na Dobrzecu

Kościół na Dobrzecu

Jestem tro­chę zdenerwowany…

Do Rusinowa

(1) Przy­go­to­wy­wu­ję się do wyjaz­du do Rusi­no­wa, do któ­re­go jadę jutro. Zro­bi­li­śmy już duże zaku­py, trze­ba się jesz­cze będzie spa­ko­wać. Myśla­łem, że ta miej­sco­wość jest koło Koło­brze­gu (i w sumie jest) ale bli­żej z niej do Jaro­sław­ca. Pogo­da zapo­wia­da się nie­zła. Pew­nie wezmę apa­rat i zro­bię tro­chę faj­nych zdjęć.


Wyświetl więk­szą mapę

(2) Kil­ka dni temu skoń­czy­łem czy­tać „Bra­ci Kara­ma­zow” (bar­dzo dobra książ­ka), a zaczą­łem „Mistrza i Małgorzatę”.

(3) War­to zaj­rzeć do dzia­łu publi­ka­cje.

Porządki

(1) Od daw­na prze­ży­wam matu­rę, no bo jak mam nie prze­ży­wać (?). Niby już wia­do­mo, jak to będzie, choć nicze­go nie może­my być pew­ni, a to dzię­ki naszym wła­dzom. Trud­no się poła­pać w prze­pi­sach: na począt­ku ogło­szo­no, że będzie moż­na zda­wać tyl­ko 3 przed­mio­ty, ale pomysł był tak idio­tycz­ny, że nie chce mi się o tym pisać. Na szczę­ście, w lip­cu „Gaze­ta Wybor­cza” ogło­si­ła, że prze­pi­sy mają się zmie­nić – na korzyść abi­tu­rien­tów. Za nim te rado­sne nowi­ny tra­fi­ły do mych uszu, wysła­łem list do CKE. Była to nie­sły­cha­nie dłu­ga epi­sto­ła, utrzy­ma­na w naj­grzecz­niej­szym tonie, na jaki było mnie stać. Nie­ca­ły tydzień temu wró­ci­łem z gór i oka­za­ło się, że odpo­wiedź już na mnie cze­ka. Było to tyl­ko jed­no, ale dłu­gie zda­nie, w któ­rym potwier­dzo­no donie­sie­nia „Wybor­czej”. Kamień spadł mi z ser­ca. Nie­ste­ty nie odnie­sio­no się do wszyst­kich kwe­stii, któ­re poruszyłem.

(2) Dzi­siaj w domu mie­li­śmy apo­ka­lip­sę w wyda­niu kie­szon­ko­wym, tzn. wymia­nę mebli. Krzą­ta­li­śmy się dooko­ła sta­rych (by się ich pozbyć) i nowych (by je pousta­wiać i pousta­wiać w nich). Zaję­ło nam to nie­mal cały dzień. To, co było pod sta­ry­mi sza­fa­mi, z powo­dze­niem mogło­by kon­ku­ro­wać z kurzem z gro­bow­ca Kazi­mie­rza Wiel­kie­go. Brrreeee.

Co robią?

Wła­śnie zna­la­złem w inter­ne­cie bar­dzo inte­re­su­ją­ce dane przed­sta­wio­ne w for­mie inte­rak­tyw­ne­go wykre­su: doty­czy­ły one bada­nia prze­pro­wa­dzo­ne­go na kil­ku tysią­cach Ame­ry­ka­nów, któ­rzy mie­li co minu­tę zgła­szać się i dekla­ro­wać, co robią, jak spę­dza­ją czas. Wyni­ki moż­na ana­li­zo­wać pod kątem wie­ku, płci, odmia­ny, zatrud­nie­nia, wykształ­ce­nia i in.

Tutaj jest arty­kuł: METRICS – For the Unem­ploy­ed, the Day Stacks Up Dif­fe­ren­tly – NYTimes.com, a tu wykres: http://www.nytimes.com/interactive/2009/07/31/business/20080801-metrics-graphic.html

Kino

HP - już 6
HP – już 6

Kil­ka dni zaję­ło mi opi­sa­nie tego, co robi­li­śmy w górach – oka­za­ło się to bar­dziej pra­co­chłon­ne, niż myśla­łem. Cie­ka­we, czy ktoś to prze­czy­ta. A już jest wto­rek! W sobo­tę poszli­śmy do kina na „Har­ry­’e­go Pot­te­r’a”. Film jak zwy­kle był bar­dzo dobry, pomi­mo róż­nych nie­ści­sło­ści w sto­sun­ku do książ­ki. Ale o tym nie będę się roz­wo­dzić – war­to obej­rzeć i koniec, a jak ktoś tego nie lubi, to nie będę wci­skać na siłę.

Dużo cie­kaw­sze jest za to zacho­wa­nie ludzi w kinie. Poszli­śmy póź­niej (gra­ją już chy­ba ze 2 tygo­dnie), więc tłu­mów nie było. Pomi­mo to odnio­słem wra­że­nie, że nie­któ­rzy odwie­dza­ją kino, bo w domu nie mają kuch­ni, czy jedze­nia, czy nie wiem cze­go – więk­szość osób idzie się tam po pro­stu nażreć.


Jak było w górach

Cóż to ja robi­łem przez ostat­nie dni?! Przede wszyst­kim trze­ba nad­mie­nić, że przez tydzień byłem w Sude­tach, gdzie naszą „bazą” był Świe­ra­dów-Zdrój. Oto odpo­wiedź, dla­cze­go nic dłu­go nie pisa­łem. Wró­ci­łem dopie­ro w pią­tek; w sobo­tę „prze­bra­łem” zdję­cia, potem umie­ści­łem je w inter­ne­cie i teraz jestem goto­wy je zapre­zen­to­wać wraz z opi­sem, któ­ry – mam nadzie­ję, nie zanu­dzi Czy­tel­ni­ka na śmierć. Mam też do napi­sa­nia o kil­ku innych spra­wach, ale po kolei.

Piątek, dzień pierwszy – 31.07

Wyje­cha­łem z moją cio­cią sko­ro świt o 7 rano. Pomknę­li­śmy naszym rączym ruma­kiem na połu­dnie, ale dro­gą tro­chę okręż­ną, bo chcie­li­śmy jesz­cze coś zoba­czyć po drodze.

Tak więc naszym pierw­szym przy­stan­kiem był Namy­słów – ład­ne, nie­wiel­kie mia­stecz­ko, w któ­rym zaba­wi­li­śmy z 20 minut potrzeb­nych na obej­rze­nie tego, co było w pro­mie­niu 150 metrów.

Namy­słów (niem. Namslau) – mia­sto w woj. opol­skim, w powie­cie namy­słow­skim, poło­żo­ne nad Wida­wą. Mia­sto jest poło­żo­ne w gra­ni­cach Dol­ne­go Ślą­ska. Sie­dzi­ba gmi­ny miej­sko-wiej­skiej Namy­słów. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do sta­re­go woj. opol­skie­go. Pra­wa miej­skie uzy­ska­no ok. 1249 roku. »

Oczy­wi­ście zro­bi­łem tam parę zdjęć:

Namysłów

Brama w Namysłowie

zdjecie_20090731_9700.jpg

Następ­ny przy­sta­nek zro­bi­li­śmy sobie w Brze­gu – tam już kie­dyś byłem.

Brzeg (niem.: Brieg) – mia­sto i gmi­na miej­ska nad Odrą, sie­dzi­ba powia­tu w woje­wódz­twie opol­skim. Powiat histo­rycz­nie przy­na­le­ży do Dol­ne­go Ślą­ska, jed­nak­że w aktu­al­nym podzia­le admi­ni­stra­cyj­nym zawar­ty jest w woj. opol­skim. »

Latem mia­sto wyglą­da jesz­cze lepiej. Powierz­chow­nie prze­szli­śmy się przez sta­rów­kę; uda­li­śmy pro­sto do Zam­ku. Tam tro­chę pocze­ka­li­śmy (bo było jesz­cze przed 10) i weszli­śmy do zam­ku. Tam zdjęć nie robi­li­śmy. God­ny uwa­gi jest szcze­gól­nie zbiór śre­dnio­wiecz­nej sztu­ki śląskiej.

Brzeg - ratusz

Wnętrze kościoła zdjecie_20090731_9724.jpg

Po Brze­gu przy­szedł czas na Świd­ni­cę – musie­li­śmy tro­chę pobłą­dzić, nim tam tra­fi­li­śmy. Naszym celem była Świą­ty­nia Poko­ju – kościół ewan­ge­lic­ki w cało­ści wyko­na­ny z drew­na (mur pru­ski) bez ani jed­ne­go gwoź­dzia. Rów­nież już tam kie­dyś byłem. Nie weszli­śmy do środ­ka, bo oka­za­ło się, że trwa­ją tam przy­go­to­wa­nia do Festi­wa­lu Bachowskiego.

Świd­ni­ca (czes. Svíd­ni­ce, niem. Schwe­id­nitz) – mia­sto i gmi­na w woje­wódz­twie dol­no­ślą­skim, w powie­cie świd­nic­kim. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do woje­wódz­twa wał­brzy­skie­go. Mia­sto leży u pod­nó­ża Sude­tów, na Rów­ni­nie Świd­nic­kiej, nad rze­ką Bystrzy­cą. Od 2004 r. sie­dzi­ba die­ce­zji świd­nic­kiej. Świd­ni­ca jest jed­nym z więk­szych i waż­niej­szych miast na Dol­nym Ślą­sku. Liczą­ce 60 tysię­cy miesz­kań­ców mia­sto zosta­ło zało­żo­ne już w 990 roku, jed­nak pra­wa miej­skie otrzy­ma­ło przed 1267 rokiem. Nie­gdyś sto­li­ca Księ­stwa świd­nic­ko-jawor­skie­go, waż­ny ośro­dek kul­tu­ry i rze­mio­sła. Po II woj­nie świa­to­wej znacz­nie roz­bu­do­wa­na w wyni­ku roz­wo­ju prze­my­słu. W latach 1945 – 1990 pręż­ny ośro­dek prze­my­sło­wy z dobrze roz­wi­nię­tym prze­my­słem maszy­no­wym, środ­ków trans­por­tu, elek­tro­tech­nicz­nym, skó­rza­nym, spo­żyw­czym, radio­wym, apa­ra­tu­ry pre­cy­zyj­nej, włó­kien­ni­czym oraz odlew­ni­czym. Obec­nie ośro­dek prze­my­sło­wy (roz­wi­nię­ty prze­mysł moto­ry­za­cyj­ny, elek­tro­tech­nicz­ny, maszy­no­wy oraz spo­żyw­czy), waż­ny ośro­dek kul­tu­ral­ny, z jedy­nym w Pol­sce Muzeum Daw­ne­go Kupiec­twa oraz licz­ny­mi insty­tu­cja­mi kul­tu­ry, ośro­dek spor­tu i rekre­acji. Waż­ny węzeł dro­go­wy i kole­jo­wy. »

Świdnica - Świątynia Pokoju

zdjecie_20090731_9735.jpg zdjecie_20090731_9737.jpg

Po zwie­dze­niu Pla­cu Poko­ju, poje­cha­li­śmy do Wał­brzy­cha, gdzie znaj­du­je się zamek Książ. Na miej­scu oka­za­ło się, że zamek to tyl­ko jed­na mała sprę­żyn­ka w wiel­kim sys­te­mie biz­ne­su, jaki tam roz­krę­co­no. Zamek to oka­za­ła budow­la, ale nie dla tych, któ­rzy wolą ruiny.

Książ (niem. Für­sten­ste­in) – zamek znaj­du­ją­cy się w gra­ni­cach Wał­brzy­cha na tere­nie Ksią­żań­skie­go Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go. Jest jed­nym z ele­men­tów Szla­ku Zam­ków Pia­stow­skich. Jest to trze­ci co do wiel­ko­ści zamek w Pol­sce (po zam­ku w Mal­bor­ku i Zam­ku Kró­lew­skim na Wawe­lu). Nie­wiel­ka część zespo­łu pała­co­we­go jest udo­stęp­nio­na dla zwie­dza­ją­cych, w tym znaj­du­ją­cy się w czę­ści cen­tral­nej zamek pia­stow­ski. »

Brama prowadząca do zamku

zdjecie_20090731_9767.jpg zdjecie_20090731_9771.jpg

Następ­nie uda­li­śmy się do Bol­ko­wa, gdzie jest wspa­nia­ły zamek (jak się oka­za­ło, byłem w nim nie pierw­szy raz). Budow­la rze­czy­wi­ście robi wra­ża­nie. Moż­na zaglą­dać we wsze­la­kie zaka­mar­ki, wejść na wie­żę i podzi­wiać pano­ra­mę okolicy.

Bol­ków (niem. Bol­ken­ha­in) – mia­sto w woj. dol­no­ślą­skim, w powie­cie jawor­skim, sie­dzi­ba władz gmi­ny miej­sko-wiej­skiej Bol­ków, nad Nysą Sza­lo­ną (pra­wym dopły­wem Kacza­wy) w odle­gło­ści oko­ło 6 km od jej źró­dła. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do woj. jele­nio­gór­skie­go. Bol­ków nale­ży do Euro­re­gio­nu Nysa. »

Stara mapa Bolkowa i okolic - zaczerpnięte z Wikipedii.
Sta­ra mapa Bol­ko­wa i oko­lic – zaczerp­nię­te z Wikipedii.
Zamek Bolków zdjecie_20090731_9796.jpg

Nagrobek

W Brze­gu poszli­śmy na obiad. Gdy zdo­by­li­śmy zamek Bol­ków, wypa­da­ło jesz­cze odwie­dzić zamek Bol­czów – któ­ry ma cha­rak­ter zgo­ła odmien­ny. Po pierw­sze, trze­ba się wspiąć na górę. Ale jesz­cze trze­ba wie­dzieć, gdzie zacząć się wspi­nać! Ale war­to. Z zewnątrz wyda­je się, że to tyl­ko kupa kamie­ni – i to nie­zbyt wiel­ka. Gdy się jed­nak prze­kro­czy bra­mę, oka­zu­je się, że kom­pleks jest bar­dzo duży i zde­cy­do­wa­nie wart tego, by chwi­lę poska­kać po jego murach. Inna zale­ta to taka, że wła­ści­wie niko­go tam nie ma.

Zamek Bolczów

Droga do zamku Bolczów

zdjecie_20090731_9835.jpg

Dzień pierw­szy miał się ku koń­co­wi, więc skie­ro­wa­li­śmy się do Szklar­skiej Porę­by, a dalej do Świe­ra­do­wa. I tak się skoń­czył dzień pierwszy.

Sobota, dzień drugi – 1.08

Tego dnia wypa­da­ło tro­chę poznać Świe­ra­dów, w któ­rym byłem pierw­szy raz. Jest to ład­ne, uro­kli­we mia­stecz­ko, w któ­rym śred­nia wie­ku w sezo­nie waha się w gra­ni­cach 65 – 80 lat. Oprócz Pola­ków kuru­ją­cych się w sana­to­riach, jest tam rów­nież bar­dzo wie­lu Niem­ców i Czechów.

Aku­rat miał miej­sce wyścig rowerowy.

Świeradów-Zdrój - wyścig kolarski

Dom Zdrojowy

Hala Spacerowa w Domu Zdrojowym

Cen­trum Świe­ra­do­wa sta­no­wi uli­ca Zdro­jo­wa wraz z Domem Zdro­jo­wym (obraz­ki środ­ko­wy i pra­wy). W środ­ku jest hala spa­ce­ro­wa, pocz­ta i tym podob­ne. Jest tam tak­że pijal­nia wody o wie­lu wła­ści­wo­ściach. Jed­ną z wła­ści­wo­ści jest moż­li­wość spę­dze­nia wie­lu chwil na toa­le­cie (chy­ba spe­cjal­nie poją ludzi tą wodą, by zmniej­szyć zalud­nie­nie na uli­cach; w cza­sie gdy poło­wa miesz­kań­ców jest przy­ku­ta do sede­su, resz­ta może cie­szyć się ład­ną pogodą).

Po połu­dniu poje­cha­li­śmy do Har­ra­cho­va (to tam, gdzie Mamu­cia Skocz­nia). To nie­wiel­kie mia­stecz­ko przy gra­ni­cy, podob­ne do Kar­pa­cza czy Szklar­skiej Porę­by. Dzię­ki znaj­du­ją­cej się tam kolej­ce moż­na wje­chać na bar­dzo ład­ną górę, tro­chę sobie tam posie­dzieć, popo­dzi­wiać wido­ki i wró­cić. Ceny są tam na pew­no niż­sze niż w Polsce.

Harrachov (tam gdzie Mamucia Skocznia)

Wjazd na górę

zdjecie_20090801_9928.jpg

Niedziela, dzień trzeci – 2.08

Na nie­dzie­lę zapla­no­wa­li­śmy cało­dnio­wą wyciecz­kę do Czech. Jej głów­nym celem był Zamek Tro­sky, któ­ry ma dwie cha­rak­te­ry­stycz­ne wie­że – „Babę” i „Pan­nę”, co podob­no było inspi­ra­cją dla Tol­kie­na. Zamek znaj­du­je się koło Roven­ska pod Tro­ska­mi. Mie­li­śmy też oka­zję zoba­czyć insce­ni­za­cję histo­rycz­ną (coś takie­go, jak u nas na Zawodziu).

Zamek Trosky

Podobno od tych dwóch wież wzięły się "Dwie Wieże" Tolkiena

Pierwszy raz widziałem takie ptacholce na smyczy

Ale zamek Tro­sky był dopie­ro począt­kiem naszej wypra­wy. Następ­nie uda­li­śmy się do Jiczy­na – „ojczy­zny” Rum­caj­sa. Mia­sto ma pięk­ną sta­rów­kę, ale ze wzglę­zu na upał nie przy­glą­da­li­śmy się jej za bar­dzo. W muzaum posta­ci z baj­ki też byli­śmy (nic ciekawego).

W Jicinie (miasto Rumcajsa)


zdjecie_20090802_0003.jpg zdjecie_20090802_0009.jpg

Następ­nym punk­tem wyciecz­ki miał być powrót do domu, ale tak się zło­ży­ło, że poje­cha­li­śmy do Hru­bej Hory. Jest to coś na kształt mia­sta skal­ne­go; jest tam też zamek, ale prze­ro­bio­ny na hotel i nie moż­na wejść do środ­ka. Zamiast tego pospa­ce­ro­wa­li­śmy sobie po lasach i poska­ka­li­śmy po skałach.

Do Hrubej Hory

zdjecie_20090802_0032.jpg

zdjecie_20090802_0050.jpg

Na koń­cu odwie­dzi­li­śmy bar­dzo ład­ny zamek Vald­stajn. Potem tro­chę pobłą­dzi­li­śmy – nie uda­ło nam się zje­chać w odpo­wied­nim miej­scu z dro­gi i kawa­łek jecha­li­śmy auto­stra­dą do Pragi…

Poniedziałek, dzień czwarty – 3.08

W nie­dzie­lę były nie­spo­ty­ka­ne upa­ły, a w ponie­dzia­łek pogo­da się lek­ko zała­ma­ła. Padał deszcz, była mgła. Poje­cha­li­śmy kolej­ką gon­do­lo­wą na Stóg Izer­ski – kolej­ka jest nie­sa­mo­wi­ta; poza tym byli­śmy jedy­ny­mi pasa­że­ra­mi. Jecha­li­śmy 8 minut w wiszą­cym na linie wago­ni­ku o któ­ry walił deszcz. Gdy doje­cha­li­śmy, oka­za­ło się że pogo­da unie­moż­li­wia jaką­kol­wiek wędrów­kę, więc wró­ci­li­śmy na dół.

Ale na Dol­nym Ślą­sku nie bra­ku­je atrak­cji. W odda­lo­nej o kil­ka kilo­me­trów wsi Świe­cie znaj­du­je się kościół i ruiny zam­ku. Zoba­czy­li­śmy tak­że zamek Czo­cha – gdzie krę­co­no „Tajem­ni­cę twier­dzy szy­frów” B. Woło­szań­skie­go. W środ­ku podob­no nie ma nicze­go cie­ka­we­go, pomi­mo iż „walą” tam tłu­my. Zado­wo­li­li­śmy się zwie­dza­niem z zewnątrz. Zamek i zabu­do­wa­nia są w dosko­na­łym stanie.

zdjecie_20090803_0077.jpg zdjecie_20090803_0104.jpg zdjecie_20090803_0103.jpg
zdjecie_20090803_0125.jpg

W Zamku Czocha

Zamek Czocha


Dla zain­te­re­so­wa­nych dodam, że do Czo­cha łatwo doje­chać, bo jest to chy­ba naj­le­piej ozna­ko­wa­ny zamek w Pol­sce; dro­go­wska­zy są nawet w miej­scach odda­lo­nych o kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów od obiektu.

Po połu­dniu poszli­śmy „zdo­by­wać” góry w tro­chę lżej­szym wyda­niu: poje­cha­li­śmy zoba­czyć wodo­spad kamień­czyk. Stwier­dzam, że jest dużo lep­szy od wszyst­kich, jakie do tej pory widzia­łem – jest wyso­ki, ład­nie chlu­pie itd. Moż­na go obej­rzeć z dołu i z góry. Doj­ście do nie­go nie jest spe­cjal­nie skom­pli­ko­wa­ne, czy wyma­ga­ją­ce; wypa­da­ło­by jed­nak mieć buty choć tro­chę przy­sto­so­wa­ne do łaże­nia po górach nawet, jeśli nie są zbyt wyso­kie. Nie mogłem się więc powstrzy­mać by zro­bić zdję­cie całej rodzi­nie, któ­ra przy­wę­dro­wa­ła tam w japonkach.

Droga do wodospadu Kamieńczyk

zdjecie_20090803_0175.jpg

Idiotów nie brakuje; również i tu przychodzą ludzie w obuwiu -delikatnie mówiąc - nieodpowiednim

Wtorek, dzień piąty – 4.08

Pią­te­go dnia zaży­li­śmy tro­chę moc­niej­sze­go obco­wa­nia z natu­rą; poje­cha­li­śmy do Kar­ko­no­skie­go Par­ku Naro­do­we­go, wje­cha­li­śmy na Szre­ni­cę, a potem jesz­cze z niej zleźliśmy.

Wjazd na Szrenicę (straszne zdzierstwo!!!)

Hala Szrenicka

zdjecie_20090804_0213.jpg

Na Szre­ni­cę wjeż­dża się kolej­ką krze­seł­ko­wą – bilet kosz­tu­je chy­ba z 26 zł! Strasz­ne zdzier­stwo, a jedzie się w takim tem­pie, że moż­na zasnąć.

Po obie­dzie uda­li­śmy się do zam­ku Raj­sko, do któ­re­go bar­dzo trud­no doje­chać, ale wart jest zacho­du. Myślę, że to mój „ulu­bio­ny” zamek. Zwie­dzi­li­śmy też zamek Gryf, któ­ry choć wiel­ki – nie robi już takie­go wra­że­nia. (Powie­dzieć „zamek”, to chy­ba tro­chę za dużo; są tyl­ko ruiny)

Zamek Rajsko - trudno go znaleźć, ale to chyba najlepszy, jaki widziałem

zdjecie_20090804_0230.jpg zdjecie_20090804_0237.jpg

Zamek Gryf - bardzo okazały

zdjecie_20090804_0242.jpg zdjecie_20090804_0246.jpg

Po połu­dniu poje­cha­li­śmy do Nove­go Mesta, gdzie zro­bi­li­śmy pierw­sze „cze­skie” zaku­py. Poje­cha­li­śmy też do Hej­nic, gdzie jest świet­na knaj­pa posta­wio­na w XIX wie­ku i ma kształt becz­ki. War­to tam zaj­rzeć, bo jest miła obsłu­ga, jadło dobre, a ceny niż­sze niż w Polsce.

Środa, dzień szósty – 5.08

W śro­dę apo­geum osię­gnę­ła nasza kon­dy­cja wspi­nacz­ko­wa – poje­cha­li­śmy do Kar­pa­cza (od Świe­ra­do­wa jedzie się ok. godzi­ny), by wdra­pać się na Kopę a potem wczoł­gać się na Śnież­kę. W dro­dze na Kopę coniek­tó­rzy mie­li małe pro­ble­my… ale nie będę się nad tym roz­wo­dzić. Dro­ga jest bar­dzo ład­na i nie idzie się w „pro­ce­sji”. (Ale na koń­cu i tak wszyst­kich wyprze­dzi­łem) W poło­wie dro­gi na Kopę oka­za­ło się, że poziom kon­den­sa­cji tego dnia wystę­po­wał mniej wię­cej na wyso­ko­ści gór, więc widocz­ność była wła­ści­wie zero­wa. Gdy szli­śmy do Domu Ślą­skie­go, musie­li­śmy nań pra­wie wpaść, by go zauwa­żyć. Podob­nie na Śnież­ce byli­śmy, ale jej nie widzie­li­śmy. Na górze jest jakaś cze­ska knaj­pa, w któ­rej jest dusz­no i śmier­dzą­co, i chy­ba jakaś kapli­ca. W ogó­le, to nie wia­do­mo, czy się jest w Pol­sce czy w Cze­chach, bo napi­sy są raz po pol­sku, a raz po czesku.

zdjecie_20090805_0281.jpg

Ja

Zjazd z Kopy

Wra­ca­li­śmy z Kopy kolej­ką krze­seł­ko­wą, rów­nież bar­dzo dro­gą (choć nawet bile­tów nie spraw­dza­ją) w cał­ko­wi­tej mgle.


Tak teoretycznie wygląda Śnieżka - zdjęcie Wikipedii
Tak teo­re­tycz­nie wyglą­da Śnież­ka – zdję­cie Wikipedii

Czwartek, dzień siódmy i właściwie ostatni – 6.08

To ostat­ni dzień, w któ­rym coś robi­li­śmy (tzn. cie­ka­we­go i god­ne­go udo­ku­men­to­wa­nia). Na mapie Gór Izer­skich w oko­li­cach Świe­ra­do­wa wije się masa szla­ków tury­stycz­nych, posta­no­wi­li­śmy pójść jed­nym z nich, do miej­sca ozna­czo­ne­go na mapie jako „Kocioł”, towa­rzy­szy­ła mu ikon­ka ruiny.

"Kocioł" - tak było napisane na mapie

zdjecie_20090806_0341.jpg zdjecie_20090806_0340.jpg

Na miej­scu, pośród krza­czo­rów rze­czy­wi­ście były jakieś gru­zy cze­goś. Po połu­dniu poje­cha­li­śmy ostat­ni raz za gra­ni­cę; tam z Nowe­go Mia­sta ostat­ni raz poje­cha­li­śmy do Har­ra­cho­va, ale po bar­dzo krę­tej dro­dze. Nie­ste­ty na mapie Google jej nie ma.

Jezioro w Czechach
Jezior­ko

Następ­ne­go dnia naj­krót­szą tra­są poje­cha­li­śmy do Kalisza.

Insze inszości

Poza rze­cza­mi god­ny­mi tego, by wspo­mnieć je w tym miej­scu, robi­li­śmy jesz­cze inne rze­czy. To zna­czy cho­dzi­li­śmy spać z kura­mi, wsta­wa­li­śmy o szó­stej; czy­ta­li­śmy książ­ki i oglą­da­li­śmy tele­wi­zor­nie (mie­li­śmy 5 kana­łów, w tym jeden po nie­miec­ku i jeden bez dźwię­ku). Wszyst­kim naszym poczy­na­niom bacz­nie przy­glą­dał się kot.


To robił przez większość czasu
To robił przez więk­szość czasu

Tydzień spę­dzo­ny w górach nale­żał do udanych.

Wszyst­kie zdjęcia »

Mała wycieczka rowerowa

Tro­chę mi się dzi­siaj nudzi­ło, więc z kole­gą poje­cha­li­śmy na mały rajd rowe­ro­wy wzdłuż Pro­sny. Pozna­łem róż­ne cie­ka­we miej­sca, zaka­mar­ki o któ­rych wcze­śniej nie wie­dzia­łem. Byli­śmy też nad szal­skim zale­wem; zro­bi­łem tam kil­ka zdjęć.

Bułka z czekoladą

Zalew Szałe Jo!

Pogo­da dzi­siaj wyjąt­ko­wo dopi­su­je. A w pią­tek – do Świeradowa!

Kalisz latem

Prze­je­cha­łem się dzi­siaj do biblio­te­ki; zro­bi­łem kil­ka zdjęć.

Wał Piastowski

Złoty Róg

zdjecie_20090728_9655.jpg

Kolejne zmiany maturalne

Mini­ni­ster­stwo Edu­ka­cji Naro­do­wej – jak dono­si „Gaze­ta Wybor­cza” – poszło osta­tecz­nie po rozum do gło­wy; pani z fry­zur­ką w trój­ką­cik – Kata­rzy­na Hall (któ­ra zna­na jest mię­dzy inny­mi z poglą­du, że naj­lep­sze są szko­ły pry­wat­ne), pod­ję­ła pierw­szą dobrą decy­zję od… chy­ba począt­ku swej kaden­cji. Cho­dzi o sze­ro­ko prze­ze mnie wał­ko­wa­ną spra­wę matu­ry. Pisa­łem już o tym nie raz, zwra­ca­jąc uwa­gę na absur­dal­ny pomysł ogra­ni­cze­nia moż­li­wych zda­wa­nych przed­mio­tów na pozio­mie roz­sze­rzo­nym do trzech. Całe szczę­ście – ma się to zmienić.

2010 – trzy egza­mi­ny obo­wiąz­ko­we: język pol­ski i obcy, ale zamiast jed­ne­go przed­mio­tu do wybo­ru wcho­dzi obo­wiąz­ko­wa mate­ma­ty­ka. Wszyst­kie na pozio­mie pod­sta­wo­wym. I do sze­ściu przed­mio­tów dodat­ko­wych, na pozio­mie pod­sta­wo­wym albo rosze­rzo­nym. Źró­dło: „Gaze­ta Wyborcza”

Parę tygo­dni temu, gdy nie było jesz­cze wia­do­mo – jak matu­ra będzie wyglą­dać, napi­sa­łem do CKE list – ale odpo­wie­dzi, jak na razie, się nie docze­ka­łem. Jest tyl­ko mały zgrzyt, któ­ry może prze­szko­dzić w zmia­nie zasad matu­ral­nych (choć i tak jestem dobrej myśli). Zmie­nia­jąc po raz kolej­ny warun­ki przy­stę­po­wa­nia do matu­ry, K. Hall łamie pra­wo – bo takie zmia­ny moż­na wpro­wa­dzać naj­póź­niej na dwa lata przed ich wej­ściem w życie. Dla­te­go poprzed­nio absur­dal­ne zmia­ny uda­ło się prze­my­cić (chy­ba w sierp­niu 2008. 2010−2008=2); 2010−2009=1.

Świeradów

A teraz o czymś przy­jem­niej­szym i mniej stre­su­ją­cym. Powo­li zaczy­nam się przy­mie­rzać do wyjaz­du w góry; jadę do Świer­da­do­wa w pią­tek; wyru­sza­my o 7 rano. Zacha­czy­my jesz­cze o parę innych miejsc. To nasza przy­bli­żo­na trasa:


Wyświetl więk­szą mapę

Wojna w Iraku

War­to zoba­czyć te zdję­cia z woj­ny w Ira­ku w 1991: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/07/27/behind‑7/.

Wiśniary

(1) Wła­śnie wró­ci­łem z rwa­nia wiśni. Byłem tam od 8.00 do ok. 15.00. Zebra­łem oko­ło 25 koszy­ków; będę z tego miał może z 15 zł… No cóż – już wiem, jak było w łagrach. Jutro też idę.

(2) A gdy wró­ci­łem, oka­za­ło się, że w War­sza­wie roz­ró­ba jak rzad­ko. Kup­cy posta­no­wi­li pójść w śla­dy gór­ni­ków, rol­ni­ków i stocz­niow­ców zacho­wu­ją­cych się jak koty na wio­snę – też poszli rzu­cać pły­ta­mi chod­ni­ko­wy­mi. Jest to oględ­nie mówiąc obrzy­dli­we (i tro­chę śmiesz­ne też). Naszą sto­li­cę szpa­cą bla­sza­ne budy roz­lo­ko­wa­ne w cen­trum mia­sta, ale nie moż­na ich usu­nąć. Waż­ne, by wła­dze War­sza­wy się nie ugię­ły; sko­ro kup­cy nie chcą opu­ścić hal po dobro­ci – to jest to tyl­ko i wyłącz­nie ich pro­blem; komor­nik ma pra­wo użyć róż­nych środ­ków. Tak więc krzy­ki typu „gdzie jest demo­kra­cja?!” i poka­zy­wa­nie spa­ło­wa­nych ple­ców jest nie na miej­scu. Z resz­tą w Kali­szu jest nie­wie­le lepiej; wła­ści­wie nie ma żad­ne­go ład­ne­go pla­cu, bo na Nowym Ryn­ku urzą­dzo­no targ i teraz nie dość, że to miej­sce zosta­ło pozba­wio­ne wszel­kie­go uro­ku i zosta­ło zaśmie­co­ne, to postrze­ga­ne jest rów­nież jako wylę­gar­nia menel­stwa. Jak było tam kie­dyś, moż­na zoba­czyć tutaj.

Nie­ste­ty War­sza­wa jest stolicą.

(3) Pogo­da może być, ale gorą­co nie jest.

(4) Jesz­cze jed­no; war­to coś napi­sać o naj­now­szym wybry­ku pre­ze­sa Impe­rium Toruń­sko-Kato­lic­kie­go i Ojcu-Dyrek­to­rze Pew­nej Roz­gło­śni. W cza­sie zlo­tu* RRM w Czę­sto­cho­wie, kolej­ny raz zabły­snął swo­ją eru­dy­cją błysz­cząc rasi­stow­skim kawa­łem. Moż­na prze­czy­tać o tym tutaj. Bez odszczek­nię­cia się nie obyło.

(5) Za tydzień jadę do Świe­ra­do­wa. Cho­dzi­ła mi po gło­wie wyciecz­ka, do Dre­zna, ale to jed­nak zbyt dale­ko.

* Nie­któ­rzy mówią, że to była piel­grzym­ka; ale na piel­grzym­kę ludzie idą się modlić, kon­tem­plo­wać, ewen­tu­al­nie śpie­wać naboż­nie pie­śni. Nie idą tam w celu zaku­pie­nia tele­fo­nów komór­ko­wych, wysłu­cha­nia nowych stra­te­gii mar­ke­tin­go­wych, pod­że­ga­nia do nie­na­wi­ści, czy też wysłu­cha­nia orę­dzia eks-premiera.

Odrobina humoru

Odro­bi­na humo­ru wyniu­cha­ne na JoeMonster:

Cie­ka­wa historia
W pew­nym małym mia­stecz­ku wła­dze miej­skie posta­no­wi­ły, że w par­ku miej­skim zosta­nie usy­pa­na góra. Latem będzie moż­na upra­wiać wspi­nacz­kę, tury­sty­kę rowe­ro­wą, a zimą wia­do­mo – wszel­kie­go rodza­ju spor­ty narciarskie.

Kie­dy zre­ali­zo­wa­no plan przy pomo­cy Fun­du­szy Euro­pej­skich i góra zosta­ła wznie­sio­na, posta­no­wio­no z tej oka­zji zor­ga­ni­zo­wać uro­czy­stość otwar­cia.
W ratu­szu sprze­cza­no się kto ma prze­ciąć wstę­gę na otwar­ciu.
Kłót­nia trwa­ła do póź­nych godzin noc­nych.
Kie­dy rano miesz­kań­cy mia­stecz­ka się obu­dzi­li wszy­scy z prze­ra­że­niem zoba­czy­li, że góra znik­nę­ła!
Oka­za­ło się bowiem, że emo­cje wzię­ły górę!

Obraz
– A tu widzi­cie pań­stwo nie­zwy­kłą rzad­kość – olej na płót­nie „Por­tret nie­zna­ne­go”. To nie­zna­na wcze­śniej kopia obra­zu nie­zna­ne­go arty­sty, nama­lo­wa­na nie wia­do­mo przez kogo, nie wia­do­mo kie­dy i nie­wia­do­mo jak tra­fi­ła do nasze­go muzeum.

(Źró­dło)

Dookoła

Dooko­ła zasad­ni­czo jest gorą­co; por­tal two­ja­po­go­da przed­sta­wia przy­szłość w ciem­nych bar­wach, ale praw­dę mówiąc – ich prze­po­wied­nie raczej się nie spraw­dza­ją. Od rana do wie­czo­ra jest teraz tak dusz­no, że strach z domu wycho­dzić (jak się ma gru­be mury, to wewnątrz jest napraw­dę przy­jem­nie). Może dzi­siaj poja­dę, na rol­ki – ale dopie­ro wieczorem.

Poza tym, to zro­bił­bym jakieś zdję­cia, ale nie mam bate­rii do apa­ra­tu… A szko­da, bo czę­sto jeż­dżę na jakieś wyciecz­ki i robię wie­le ład­nych zdjęć.

Z innej beczki

Stro­na jest suk­ce­syw­nie uzu­peł­nia­na w sta­re infor­ma­cje. Teraz pla­nu­ję się zabrać za dział „Sztu­ka”. Muszę przy­znać, że przy uży­ciu Word­Press – pro­wa­dze­nie blo­ga* jest rze­czy­wi­ście łatwe i przy­jem­ne. Zain­sta­lo­wa­łem sobie też kil­ka „wty­czek” (plu­gi­nów), któ­re jesz­cze bar­dziej uła­twia­ją zadanie.

* Prze­pra­szam, powi­nie­nem uży­wać raczej nazwy „silva rerum”… Jesz­cze a pro­pos pro­wa­dze­nia blo­ga: tu coś o tym pisa­łem; patrz ad. 3