Ostatnio w szkole na polskim mówimy o „Weselu” Sławomira Mrożka. Całkiem ciekawa sztuka, choć chwilami trochę trzeba pomyśleć, bo ją zrozumieć. Choć pewnie tak miało być, tylko ja wolno myślę. Tak, czy owak, nie mogę powstrzymać się od wypisania kilku cytatów.
O katafalku stojącym w mieszkaniu
STOMIL Formalnie nie mam nic przeciwko niemu. Nawet, powiedziałbym, wzbogaca rzeczywistość, pobudza wyobraźnię. Ale ta wnęka by mi się przydała do eskperymentów.
ELEONORA Masz dosyć miejsca gdzie indziej.
EUGENIA Ja bym też wolała, żebyście to wynieśli. Artur nie będzie się mógł znęcać nade mną.
ARTUR(bije pięścią w stół) Właśnie! W tym domu panuje bezwład, entropia i anarchia! Kiedy umarł dziadek? Dziesięć lat temu. I nikt nie pomyślał od tego czasu, żeby usunąć katafalk! To nie do pojęcia! Dobrze żeście usunęli chociaż dziadka!
EUGENIUSZ Dziadka nie dało się dłużej trzymać.
O męskości
…Żeby jako dorobić ideologię do swojego braku wyobrani, mężczyni wymyślili pojęcie honoru. Wymylili także negatywne pojęcie „zniewieściałoci”. Oba te pojęcia służą im do zabezpieczenia ich męskiej wspólnoty przed dezercją, do utrzymania w ryzach solidarności męskiej pod groźbą napiętnowania każdego mężczyzny, któremu by przyszły do głowy jakie wątpliwości. Nic dziwnego, że po przeciwnej stronie utworzyła się, naturalnym odruchem samoobrony, wspólnota kobiet, dzieci i artystów. Na ogół mężczyni nie wychowujš dzieci. W najlepszym wypadku oddają raz na miesiąc pewną ilość pieniędzy na ten cel. Nic dziwnego, że potem masakra wydaje im się zajęciem nie tylko chwalebnym i lubym, ale także pożytecznym.
Wiosna właściwie już w pełni, choć złe ludzie z telewizji straszą, że w sobotę ma się pogorszyć. Mimo wszystko sądzę, że śnieg już nie spadnie. Poza tym, w tym roku zrobiła się wiosna bardzo szybko. Jednego dnia można było zmienić kurtki zimowe na wiosenne, a teraz to i bez kurtek można chodzić, bo temperatura dochodzi do 20 °C.
A teraz coś ciekawszego. Uczniowie mojej szkoły przygotowali Lip Dub. Jest bardzo udany. Warto zobaczyć.
W internecie znalazłem jeszcze jedną ciekawą rzecz. Jestem wielkim fanem Muminków, a ten film podchodzi do nich z lekką ironią. Mimo to daje do myślenia.
Dzisiaj wiadomość, która jest dość ważna dla finalisty Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka. Wczoraj firma Google podała, że nie będzie już dłużej cenzorować wyników wyszukiwania w chińskiej wersji wyszukiwarki. Lege: nie będzie współpracować w tej dziedzinie z rządem ChRL. Nareszcie.
Oto, co napisali na swoim blogu:
On January 12, we announced on this blog that Google and more than twenty other U.S. companies had been the victims of a sophisticated cyber attack originating from China, and that during our investigation into these attacks we had uncovered evidence to suggest that the Gmail accounts of dozens of human rights activists connected with China were being routinely accessed by third parties, most likely via phishing scams or malware placed on their computers. We also made clear that these attacks and the surveillance they uncovered — combined with attempts over the last year to further limit free speech on the web in China including the persistent blocking of websites such as Facebook, Twitter, YouTube, Google Docs and Blogger — had led us to conclude that we could no longer continue censoring our results on Google.cn.
So earlier today we stopped censoring our search services — Google Search, Google News, and Google Images — on Google.cn. Users visiting Google.cn are now being redirected toGoogle.com.hk, where we are offering uncensored search in simplified Chinese, specifically designed for users in mainland China and delivered via our servers in Hong Kong. Users in Hong Kong will continue to receive their existing uncensored, traditional Chinese service, also from Google.com.hk. Due to the increased load on our Hong Kong servers and the complicated nature of these changes, users may see some slowdown in service or find some products temporarily inaccessible as we switch everything over.
Cytując „Władcę Pierścieni” można by powiedzieć, że jest jak „wczesnowiosenny poranek tchnący jeszcze chłodem zimy”. A nieźle ta zima się trzyma w tym roku. Już robiła się wiosna, kiedy znów spadł śnieg i temperatura. Teraz znowu jest odwilż i chyba już na stałe, choć pewności nie ma. Dzisiaj było nawet 20 °C.
Z tejże okazji pierwszy raz od dawna przejechałem się na rowerze. Było nieźle. Ale trzeba jeszcze uważać, bo lubi spaść deszcz. Dobrze, że chociaż nie śnieg.
Wczoraj znowu byłem w Filharmonii Kaliskiej; chyba na najlepszym koncercie jaki dotąd widziałem (a raczej słyszałem). Składał się z dwóch części: w pierwszej występował wenezuelski kontrabasista Edicson Ruiz, a w czasie drugiej orkiestra wykonała fenomenalnie V Symfonię Piotra Czajkowskiego.
w programie: Johan Baptist Vanhal
Koncert na kontrabas i orkiestrę
Franz Anton Hoffmeister
Koncert na kontrabas i orkiestrę Es-dur
Piotr Czajkowski
V Symfonia e‑moll op. 64
Muszę przyznać, że obie części koncertu były wyjątkowo udane. Poza tym koncert na kontrabas jest czymś raczej bardzo egzotycznym, więc okazja była niepowtarzalna.
Mam trochę do napisania, ale zupełnie nie wiem, od czego zacząć. Z resztą chyba i tak nie napiszę o tym wszystkim, o czym bym chciał – bo zapomnę; tym bardziej, że dawno nic nie pisałem.
Zacznę od tego, że byłem dzisiaj na drugim etapie okręgowym Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka (pododbnie, jak rok temu) i zająłem… pierwsze miejsce!!! Jestem dzięki temu zwolniony z matury z WOSu. Ale nie czas teraz na czcze gadanie, albowiem o wielu rzeczach powinienem napisać. Zapuściłem bloga!
(1) W ciągu ostatniego czasu miałem okazję zobaczyć w kinie dwa filmy. Pierwszy z nich, to „Templariusze”. Dziwne jest to, że choć premiera była w 2007, to w kinie obraz pojawił się dopiero teraz. Mówi się, że to chyba najdroższy film europejski (ostatnio [?]). Jak widać cena nie zawsze wiąże się z jakością. „Templariusze” opowiadają o… templariuszach, a konkretnie o jednym uwikłanym w splątanym jak „Moda na sukces” romansie pełnym starych waśni, krwawych pojedynków etc. etc. Oczywiście główny bohater z jednej strony jest mnichem-wojowniekiem, a z drugiej wszystko, co robi, robi dla swej ukochanej. Główną zaletą filmu jest to, że zostały w nim oddane dość wiarygodnie realia średniowiecza z okresu krucjat, w szczególności Skandynawii, która – jak wiadomo – ma urzekający wpływ na widzów z bardziej południowej części Europy. Choć nie wiem, czy słusznie.
Film można zobaczyć, choć chyba raczej tylko raz.
Ale w piątek (czyli przedwczoraj) byłem na czymś znacznie lepszym, gdzie już sam tytuł jest raczej gwarancją kinmatografii z wysokiej półki (oczywiście dla kogoś, kto takie coś lubi – nie dla malkontentów!). Ten film, to „Alicja w Krainie Czarów”. Na pewno nie jest to film dla dzieci. Jest pogodny z nutką goryczy, w sumie dla każdego. Na szczęście nie ma w nim jakiś głupich smrodków dydaktycznych, jak np. w „Epoce lodowcowej”.
Do tego filmu nie mam zastrzeżeń. Choć akurat Zwariowany Kapelusznik nie był w nim najciekawszą postacią.
(2) Ale nie samymi filmami się żyje. Żyje się też koncertami, a ja na całkiem ciekawym byłem 2 – 3 tygodnie temu w Filharmonii Kaliskiej. Przy okazji miałem okazję zobaczyć nową aulę.
w programie:
Witold Lutosławski – Uwertura smyczkowa
Andrzej Panufnik – Koncert skrzypcowy
Samuel Barber – Adagio na smyczki
Samuel Barber – Koncert skrzypcowy
Koncert udany, jedynie to coś tego Panufnika nudne było jak flaki z olejem.
(3) Teraz coś o książkach. Ostatnio przeczytałem „Trans-Atlantyk”. Wiem, już dlaczego Giertych tego nie trawił – po prostu czytając tę książkę trzeba umieć podejść do pewnych spraw z dystansem, trzeba też lubić ironię. Nie ma nic lepszego niż dobra ironia! Gombrowicz w swej powieści skrytykował Polonię mieszkającą gdzieś za Oceanem, która nogami jest w Polsce, a głową gdzieś na drugim końcu świata. Ale przecież dzisiaj sytuacja jest identyczna! Nie mówię o tych, co wyjechali rok czy dwa lata temu do Irlandii, tylko raczej o tych, co wyemigrowali 40 lat temu. Prawda jest taka, że nie mają zielonego pojęcia o tym, co dzieje się w kraju; tym łatwiejszą są pożywką dla imperium pewnego ojca z miasta znanego z pierników.
Moja poprzednia polonistka była w Stanach, gdzie spotkała Polaków, którzy mieszkali tam od wielu lat. Oderwanie od tego, co dzieje się ze oceanem widoczne było także w języku, jakim się posługiwali: tzn. stosowali zwroty, które dzisiaj uważa się za przynajmniej staroświeckie.
A teraz zacząłem czytać „Madame” Antoniego Libery; spodobało mi się już po pierwszej stronie, a niewiele jest takich książek.
(4) Pogoda ostatnimi czasy jest bardzo zmienna. Już zanosiło się na wiosnę, już od 4 rano ptacholce wydzierały dzioby, kiedy znowu przeszło i zmroziło. Efektem srogiej zimy są także powodzie rotzopowe, które widać także w Piwonicach, gdzie mieszkam. Było to nawet pokazane w TVN24.
To Prosna tak wylała.
(5) Wypadałoby napisać coś jeszcze o szkole, ale czy warto sobie tym głowę zawracać?… Jest tak, jak było…