Imputowanie inteligencji

Takie oto zna­la­złem przed chwi­lą w sie­ci war­te zauwa­że­nia cyta­ci­ki. Doty­czą one tego, co zro­bić, by powięk­szyć swo­ją inte­li­gen­cję. Nale­ży żuć gumę i…

Bada­cze z Bay­lor Col­le­ge of Medi­ci­ne w Houston (w sta­nie Tek­sas, w USA) odkry­li pozy­tyw­ny wpływ żucia gumy na wyni­ki w nauce dzię­ki eks­pe­ry­men­to­wi. Po 14 tygo­dniach ucznio­wie, któ­rzy żuli przez cały ten okres gumę na lek­cjach, mie­li lep­sze wyni­ki w stan­dar­do­wych testach mate­ma­tycz­nych i uzy­ski­wa­li wyż­sze oce­ny koń­co­we, niż resz­ta rówieśników.

Zna­le­zio­ne na Bel­fer­Blog [za:] link

Zbaw­cza może być tak­że pene­tra­cja wła­sne­go nosa:

Zauwa­ży­łem, że nie tyl­ko żucie gumy potra­fi roz­ru­szać mózg (…). Na przy­kład dosko­na­ły wpływ na inte­li­gen­cję ma dłu­ba­nie w nosie. (…) Ze swo­ich stu­diów pamię­tam, że naj­in­te­li­gent­niej­szy pro­fe­sor (…) miał zwy­czaj pod­czas wykła­du lepić poci­ski z tego, co wydłu­bał z nosa.

Źró­dło: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=1161

Kryminał po szwedzku

Wła­śnie skoń­czy­łem czy­tać try­lo­gię Stie­ga Lars­so­na „Milen­nium”. Saga jest napraw­dę war­ta prze­czy­ta­nia; jest to z pew­no­ścią jed­na z naj­lep­szych ksią­żek, jakie prze­czy­ta­łem. Trud­no jest się od nie ode­rwać, co poświad­cza wie­le osób. Jest bar­dzo nowo­cze­sna (choć­by ze wzglę­du na uży­wa­ny język), co nie każ­de­mu może się spodo­bać; nie trze­ba być jed­nak miło­śni­kiem kry­mi­na­łów, żeby ją „pochło­nąć” bez pro­ble­mów i zaprzy­jaź­nić się z jej boha­te­ra­mi. God­na uwa­gi jest rów­nież ekra­ni­za­cja z Noomi Rapa­ce w roli głów­nej. Film jest dłu­gi i w mia­rę wier­nie odda­je cha­rak­ter powie­ści. Poza tym… jest to naresz­cie coś nie po angiel­sku (przy­jem­nie moż­na ode­tchnąć od napa­stu­ją­ce­go nas ze wszyst­kich stron języ­ka Sha­ke­spe­are­’a) i roz­gry­wa­ją­ce­go się nie w Ame­ry­ce, ale w Szwe­cji. Nie każ­dy musi być fanem Skan­dy­na­wii, ale dla mnie była to na przy­kład miła odmia­na. Oka­zu­je się, że Sta­ny Zjed­no­czo­ne nie są jedy­nym pań­stwem w któ­rym pro­du­ku­je się fil­my – w dodat­ku bar­dzo dobre.

Wra­ca­jąc do książ­ki – jej autor bez ogró­dek i w spo­sób bar­dzo dosad­ny pisze o spra­wach współ­cze­sne­go świa­ta, w tym moral­no­ści. W głów­nym boha­te­rze moż­na upa­try­wać same­go auto­ra, któ­ry – nim napi­sał książ­kę – był dzien­ni­ka­rzem z bar­dzo sztyw­ny­mi, ale jasny­mi zasa­da­mi. Po sło­wach nar­ra­to­ra moż­na też domy­ślić się zda­nia auto­ra na róż­ne tema­ty – w tym poli­tycz­ne. War­to dodać, że Stieg Lars­son zaj­mo­wał się dzia­łal­no­ścią anty­fa­szy­stow­ską, a w książ­ce nie raz wspo­mi­na o „patrze­niu pra­wi­cy na ręce”.

Trzy cegły spod pió­ra szwedz­kie­go auto­ra czy­ta się doskonale.