11 listopada (11.11.11)

I pro­szę – dopie­ro co jed­ne świę­ta się skoń­czy­ły, a już mamy następ­ne. Dzi­siaj bowiem przy­pa­da Świę­to Nie­pod­le­gło­ści, któ­re choć miłe i przy­jem­ne, to nie zapew­nia takich atrak­cji jak Wszyst­kich Świę­tych (w cza­sie któ­rych moż­na upra­wiać grob­bing). No i pogo­da nie jest już taka, jak była, bo znacz­nie się ozię­bi­ło, ale kogo to obcho­dzi, gdy nie trze­ba wca­le z domu wycho­dzić, tyl­ko moż­na grzać kula­sy przy kaloryferze.

Google pamię­ta

Uro­czy­stość, któ­rą dzi­siaj obcho­dzi­my wywo­łu­je nie­ste­ty też tro­chę mie­sza­ne uczu­cia, gdy pomy­śli się o atrak­cjach, któ­re nie­któ­rzy chcą zgo­to­wać innym. Mówię tu o pla­no­wa­nych „mar­szach nie­pod­le­gło­ści” orga­ni­zo­wa­nych przez szo­wi­ni­stów i kse­no­fo­bów z Mło­dzie­ży Wszech­pol­skiej i tym podob­nych róż­nych śmiesz­nych orga­ni­za­cji. W Kali­szu nam to nie gro­zi, ale w więk­szych mia­stach moż­na spo­dzie­wać się burd wywo­ły­wa­nych przez wszech­po­la­ków w asy­ście kibo­li i róż­nych faszy­zu­ją­cych ugru­po­wań. Ich zda­niem marsz jest to marsz patrio­tów, ale jakoś w SJP nie natra­fi­łem na żad­ne stwier­dze­nie suge­ru­ją­ce, że patrio­ta to ktoś, kto bie­ga z pochod­nia­mi po uli­cy krzy­cząc, że „Pol­ska dla Pola­ków” i „Żydzi na Madagaskar”.

Sko­ro wał­ku­ję już ten nie­przy­jem­ny temat, to dodam do tego dru­gi. Cho­dzi mi mia­no­wi­cie o kne­blo­wa­nie ks. Boniec­kie­go. Oczy­wi­ście, sko­ro nale­ży on do zgro­ma­dze­nia maria­nów, to winien jest im posłu­szeń­stwo, bo pew­nie tako­we ślu­bo­wał. Szko­da tyl­ko, że ktoś, kto pod­jął tę decy­zję zapo­mniał o tym, że w ten spo­sób zmu­sza się do mil­cze­nia jeden z nie­licz­nych gło­sów roz­sąd­ku w pol­skim Koście­le. Epi­sko­pat każe nam słu­chać radia ojca-inka­sen­ta, któ­re z chrze­ści­jań­ską miło­ścią bliź­nie­go ma nie­wie­le wspól­ne­go, bo i po co, sko­ro łatwiej wci­skać ludziom kit – a zabra­nia wypo­wia­da­nia się czło­wie­ko­wi, któ­ry robi co może, by nie znie­chę­cać (bo w tej mate­rii Epi­sko­pat radzi sobie świet­nie), a wręcz zachę­cać do Kościo­ła. Cie­ka­we, kie­dy sza­now­na Kon­fe­ren­cja zre­flek­tu­je się, że w ten spo­sób postę­pu­jąc szko­dzi przede wszyst­kim sobie.