Rok szkolny za chwilę się kończy

Roz­po­czął się czer­wiec, więc roz­po­czę­ła się chry­ja. Przy­naj­mniej dla nie­któ­rych. No cóż… trze­ba się było uczyć…

Ja już żyję koń­cem roku i nie mar­twię się. Wła­ści­wie, to chy­ba wszyst­ko mam już zała­twio­ne. Dziś jest pierw­sza sobo­ta od daw­na, kie­dy nie muszę się uczyć. Mogę sobie poczy­tać książ­kę, poogla­dać film, upiec cia­sto, zro­bić, co mi się podo­ba. Nie do koń­ca jest to praw­da, bo dziś mam egza­min z gra­ma­ty­ki angiel­skiej, ale potem… Waka­cje. A po waka­cjach – kla­sa matu­ral­na. (brr­re­ee)

W nad­cho­dzą­cym tygo­dniu pod­cho­dzę do egza­mi­nu Pear­son Lan­gu­age Asses­sment Level 4, czy­li z angiel­skie­go na pozio­mie C1 (zaawan­so­wa­ny).

Jak co roku…

Nie cza­ru­jąc, to tydzień, któ­ry minął (tydzień „szkol­ny”) był prze­rą­ba­ny. Następ­ny będzie jesz­cze gor­szy. A naj­gor­szy to będzie week­end, któ­ry wła­śnie się zaczął. To wszyst­ko przez to, że koń­czy się rok szkol­ny, a jak koń­czy się rok szkol­ny, to nagle zaczy­na­ją się nagro­ma­dzać odkła­da­ne kart­ków­ki, spraw­dzia­ny, jakieś dodat­ko­we pra­ce. Czę­sto nauczy­cie­le lubią coś jesz­cze „dorzu­cić”. Tak więc z wie­lo­ma spra­wa­mi muszę się upo­rać w week­end, bo jeśli nie, to kasza­na się dopie­ro zacznie.

Jeśli cho­dzi o pogo­dę, to było przez osta­nie kil­ka dni bar­dzo dusz­no. Słoń­ce tak świe­ci­ło, że moż­na było wyjść z sie­bie i sta­nąć obok. A jak jest w auto­bu­sach KLA? – każ­dy wie; moż­na zdechnąć.

Teraz pogo­da jest taka, jak w wier­szu Leopol­da Staffa:

Deszcz jesien­ny (frag­ment)

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni jesienny
I plusz­cze jed­na­ki, mia­ro­wy, niezmienny,
Dżdżu kro­ple pada­ją i tłu­ką w me okno…
Jęk szkla­ny… płacz szkla­ny… a szy­by w mgle mokną
I świa­tła sza­re­go blask sączy się senny…
O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni jesienny…

W filharmonii

Wczo­raj byłem w Fil­har­mo­nii Kali­skiej na kon­cer­cie „Majo­wa Serenada”

Niko­dem ANTOSIK fagot
Kwin­tet Instru­men­tów Dętych Drewnianych
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK dyrygent

w pro­gra­mie:
Gio­ac­chi­no Ros­si­ni – I Sona­ta na smycz­ki G‑dur
Joseph Haydn – Divertimento 
Ferenc Far­kas – Daw­ne tań­ce węgierskie
*
Gio­ac­chi­no Ros­si­ni – Kon­cert na fagot i orkiestrę
Rudolf Urba­nic – Gro­te­ska na fagot i orkiestrę

Było war­to. Szcze­gól­nie faj­na jest I Sona­ta Rossiniego.

Dzień iście kulturalny

Dzi­siaj w ramach odcha­mia­nia mło­dzie­ży połą­czo­ne­go z patrio­ty­zo­wa­niem, wraz ze szko­łą byłem na fil­mie „Gene­rał Nil”. Spo­dzie­wa­łem się blu­brów, ale obraz był cał­kiem nie­zły. Cie­ka­wie poka­zu­je ostat­nie momen­ty z życia woj­sko­we­go. W sumie pole­cam. Mogli­by tyl­ko oszczę­dzić scen tor­tu­ro­wa­nia. Ale nie moż­na mięć wszystkiego.

Dodat­ko­wo idę jesz­cze dzi­siaj­na kon­cert do fil­har­mo­nii. O nim pew­nie napi­szę jutro.

PS. War­to zoba­czyć zdję­cia z Grand Press Pho­to 2009.

Akropolis”

Daw­no już nic nie napi­sa­łem. Powo­dy tego są wie­lo­ra­kie. Po pierw­sze nie mia­łem cza­su, po dru­gie mi się nie chcia­ło. Inna spra­wa, to nie mia­łem o czym pisać. A wła­ści­wie to mia­łem, ale póź­niej z tego rezygnowałem.

Rok 2009 UNESCO ogło­si­ło Rokiem Gro­tow­skie­go – któ­ry jest (był) Wiel­kim, Prze­sław­nym Reży­se­rem, tyle że ja w życiu o nim nie sły­sza­łem i w sumie nie wie­le stra­ci­łem. W Kali­szu obcho­dzo­na jest ta oka­zja w spo­sób szcze­gól­ny, albo­wiem jeden z akto­rów nale­żał do tru­py teatral­nej Gro­tow­skie­go. Ten z kolei two­rzył chy­ba z 50 lat temu i – moim zda­niem – nie­wie­le po nim pozostało.

W ponie­dzia­łek uda­łem się wraz ze szko­łą do kali­skie­go Cen­trum Kul­tu­ry i Sztu­ki na pro­jek­cję spek­ta­klu (był nagra­ny na DVD) „Akro­po­lis”. Była to mie­szan­ka Wyspiań­skie­go, sta­ro­żyt­no­ści, ale oczy­wi­ście wkrę­co­no tam jesz­cze Oświę­cim. Mie­szan­ka wybu­cho­wa, z pomy­słu Wyspiań­skie­go chy­ba nic nie zosta­ło. Zasad­ni­czo, gdy­by nie poprze­dza­ją­ca pre­lek­cja, to nie wie­dział­bym, o czym przed­sta­wie­nie trak­to­wa­ło. Kata­stro­fa. 15 minut zmu­sza­łem się do uwa­gi, potem stwier­dzi­łem, że to bez sen­su. Akto­rzy bie­ga­li po sce­nie w wor­kach, coś powrza­ski­wa­li, cza­sem śpie­wa­li, wali­li jakimś żela­stwem, robi­li „miny nie z tej Ziemi”.

Myśla­łem, że tam tru­pem pad­nę. Chy­ba jestem za tępy na taką sztukę.

PS. We wstę­pie powie­dzia­no, że aktor, któ­ry wystę­po­wał w „Akro­po­lis”, zagrał w nim ponad 1000 razy. Nie­zły czubek.

[bez tytułu]

I już po Wiel­ka­no­cy. Zają­czek przy­szedł, wszyst­ko w porząd­ku. W śro­dę musie­li­śmy jed­nak wró­cić do szko­ły i uzna­li­śmy, że przy­da­ły­by się teraz wol­ne dni, by „odpo­cząć” po Świę­tach. Szy­ku­ją się róż­ne spraw­dzia­ny, kart­ków­ki, brr­re­eeee. Teraz trze­ba cze­kać do week­en­du majo­we­go, potem do Boże­go Cia­ła, a potem to już byle do wakacji.

W przy­szłym roku odcho­dzą m nie­któ­re przed­mio­ty, tj. fizy­ka, bio­lo­gia, che­mia. Muszę się sta­rać, bo oce­na, jaką dosta­nę teraz, będzie wpi­sa­na  na świa­dec­two matu­ral­ne (mam nadzie­ję, że już za rok 😉 ).

Życzenia wielkanocne

Chrystus niosący krzyż (1365-68), Andrea da Firenze
Chry­stus nio­są­cy krzyż (1365−68), Andrea da Firenze
Wszyst­kim odwie­dza­ją­cym tę stro­nę z oka­zji Świąt Wiel­kiej Nocy życzę wszyst­kie­go naj­lep­sze­go, cią­głej wio­sny, uśmie­chów każ­de­go dnia dobrze prze­ży­tych Świąt.

Przerwa wielkanocna

Już jakiś czas temu zaczął się kwie­cień, o czym jesz­cze nie pisa­łem. Wraz z nim zawi­ta­ła wio­sna – już chy­ba na sta­łe. Teraz wszyst­ko zaczy­na wyglą­dać ład­niej. (Pomi­mo, że prze­cież zima też jest ładna)

Daw­no już nic nie pisa­łem, a tym­cza­sem nad­szedł już Wiel­ki Czwartek.

Dziś w moim poko­ju odby­ło się Wiel­kie Sprzą­ta­nie – następ­ne takie pew­nie dopie­ro koło lipca :-).

 

Chy­ba moż­na już ofi­cjal­nie ogło­sić wio­snę. Nie­tyl­ko na obrze­żach Kali­sza, ale tak­że w cen­trum mia­sta, któ­re wyglą­da coraz ładniej.

Śródmieście Kalisza na wiosnę
Śród­mie­ście Kali­sza na wiosnę

Wio­snę fak­tycz­nie czuć w powie­trzu; tym­bar­dziej, że za tydzień Wiel­ka­noc! Będzie więc oka­zja do róż­nych spo­tkań, cie­sze­nia się wiosną.

Już chyba wiosna

Wyda­je mi się, że zaczę­ła się wła­śnie wio­sna. I to już na dobre. Nie zwra­cam rów­nież uwa­gi na to, że w pew­nych miej­scach leży jesz­cze śnieg. A tak się miło zło­ży­ło, że przez 3 dni mam reko­lek­cje. Posta­no­wi­łem więc wycią­gnąć rower i obje­chać oko­li­cę (bliż­szą i dal­szą). Ale mnie teraz wszyst­ko boli.

Wczo­raj poje­cha­łem na począt­ku Wałem Pia­stow­skim w kie­run­ku Par­ku miej­skie­go. Jest tam cał­kiem ład­nie, pomi­mo że drze­wa są dość łyse i do tego zaczy­na­ją wyła­niać się śmie­ci, któ­re do tej pory leża­ły pod śniegiem.

Wiosna w Parku miejskim
Wio­sna w Par­ku miejskim

A potem poje­cha­łem w kie­run­ku Winiar:

Droga w kierunku Winiar
Dro­ga w kie­run­ku Winiar

Zachę­cam do odku­rze­nia rowerów.

Zima wiosną

W ostat­nim wpi­sie obwie­ści­łem trium­fal­ne nadej­ście wio­sny, co obec­nie się potwier­dza, ale jesz­cze 3, czy 4 dni temu mie­li­śmy pierw­szy dzień zimy tej wio­sny. Była taka zadym­ka, że w cią­gu 2 godzin spa­dło tyle śnie­gu, co nor­mal­nie w cią­gu całe­go dnia. Ale następ­ne­go dnia nie było już po nim śladu.

A teraz co u mnie. Mam teraz tro­chę wol­ne­go bo od ponie­dział­ku do śro­dy mam reko­lek­cje. Ale za to w czwar­tek i w pią­tek będę miał w sumie 3 spraw­dzia­ny. Poza tym muszę przy­go­to­wy­wać się do szko­ły; pra­ce seme­stral­ne etc.

Tym­cza­sem dzi­siaj jadę na Tar­gi Edukacyjne.

Z kraju i ze świata

Wie­le cie­ka­wych rze­czy zda­ży­ło się w mija­ją­cym tygo­dniu. Tym, co mnie naj­bar­dziej zbul­wer­so­wa­ło, był straj­ki gór­ni­ków, któ­rzy pomi­mo zara­bia­nia 5 tys. brut­to na mie­siąc mie­li czel­ność przy­je­chać do War­sza­wy i zatruć życie jej miesz­kań­com. Naj­gor­sze jest to pale­nie opon, za któ­re… (lepiej nie będę kończyć)

Wiosna

Podob­no zaczę­ła się już wio­sna. Słoń­ce pali (cze­go bar­dzo nie lubię), a wiatr wie­je bar­dzo moc­no. Two­rzy to dla mnie bar­dzo trud­ną do znie­sie­nia mie­szan­kę; jak nie muszę, to nie wycho­dzę z domu. Choć przy­da­ło­by się zro­bić kil­ka zdjęć.

Wczo­raj byłem na „Sza­lo­nych nożycz­kach” w teatrze. Spek­takl jest wprost rewe­la­cyj­ny i bez ogró­dek mogę powie­dzieć, że war­to na nie­go iść. Jest to chy­ba naj­lep­sza kome­dia, na jakiej byłem. „Fer­dy­dur­ke” było moim zda­niem lep­sze, ale to kwe­stia tego, co kto lubi.

A dzi­siaj byłem na egza­mi­nie z angiel­skie­go. Ale rzeź!

Znalezione

Na koniec zapra­szam do prze­czy­ta­nia cie­ka­we­go arty­ku­łu dot. śre­dnio­wiecz­nych manu­skryp­tów.