Wielokrotnie wspominałem już o krótkich wycieczkach do Doliny Baryczy. W tym roku odwiedziłem już okolice Antonina, a także Kompleks Potasznia. Bardzo udaną wycieczkę w tamte okolice zaliczyłem jesienią poprzedniego roku. Prawda jest jednak taka, że przy wycieczkach jednodniowych jadę w takie miejsce, które nie jest dalej, niż godzina drogi samochodem.
Tym razem miałem niepowtarzalną okazję zahaczyć o Dolinę Baryczy wracając z wycieczki w Góry Sowie. Od dłuższego czasu myślałem o odwiedzeniu okolic Milicza, ale zawsze było to za daleko albo zbyt nie po drodze. Teraz nadarzyła się okazja. W końcu Milicz i jego okolice to prawdziwe centrum Doliny Baryczy, bo to właśnie od Milicza biorą swą nazwę całe Stawy Milickie.
Pierwszego dnia popołudniu odwiedziłem Rudę Sułowską. To miejsce jest o tyle ciekawe, że można zrobić tam przyjemną wycieczkę w formie pętli wokół stawów. Stawy mają bowiem ten minus, że w wiele miejsc nie można wejść ze względu na hodowlę.
Ruda Sułowska
Drugiego dnia pojechałem na niedługi spacer po Miliczu. Potem udałem się do Rudy Milickiej. Wtedy niestety znacznie pogorszyła się pogoda i zaczęło wkrótce padać. Do tego niestety okazało się, że szlak jest częściowo zamknięty (ale to inna historia). Niestety, ale chociaż Milicz szczycie się bycia „rowerową stolicą Dolnego Śląska”, to dla turysty pieszego stawy milickie w tych okolicach nie są tak ciekawe. W wiele miejsc nie można wejść, a czasami szlak prowadzi drogą wzdłuż stawów, ale samych stawów nie widać, co trochę traci sens wizyty.
W Rudzie Milickiej akurat trudno o spacer wokół stawów.
Pałac w Miliczu (obecnie szkoła)Zamek w MiliczuRuda Milicka
Podsumowując, można powiedzieć, że stawy mimo wszystko trochę nie są tego warte, żeby jechać tam specjalnie – szczególnie, jeśli nie ma się roweru. Stwierdzam, że Kompleks Potasznia pod względem turystycznym jest dla mnie ciekawszy.
Poza tym, wiosenny krajobraz stawów jest dosyć monotonny. Wczesną wiosną lub jesienią jest trochę ciekawiej.
W trakcie wycieczki w Góry Sowie odwiedziłem 3 ważne obiekty historyczne. Były to: Twierdza Srebrna Góra (w Srebrnej Górze), Twierdza kłodzka (w Kłodzku) oraz Zespół Pocysterski w Lubiążu (czyli opactwo cystersów w Lubiążu, niedaleko Legnicy). Planowałem też odwiedzić na dłużej Kłodzko, ale prawda była taka, że po zwiedzeniu twierdzy, na dalsze wędrówki po mieście nie miałem już siły.
Twierdza Srebrna Góra została zbudowana w apogeum pruskiego absolutyzmu w XVIII wieku nie wiadomo do końca po co. To znaczy wiadomo – miała być jedną z linii obrony Śląska przed wrogą wówczas Austrią. W gruncie rzeczy twierdza nigdy nie została wykorzystana, chociaż poświęcono olbrzymie środki na jej budowę i późniejsze utrzymanie. Nie będę się tu rozpisywał o historii, bo można sobie łatwo znaleźć informacje w internecie.
Całe założenie twierdzy nigdy nie zostało ukończone – miała być znacznie większa, niż to, co ostatecznie zbudowano. Dość powiedzieć, że w celu jej posadowienia wysadzono w powietrze czubek góry, na którym zaczęto wznosić twierdzę. Twierdza jest położona rzeczywiście bardzo wysoko – ale paradoksalnie z dołu jest właściwie niewidoczna (pewnie tak miało być). Miała chronić Przełęcz i cały Śląsk przed atakiem od południa.
Jest stosunkowo dobrze zachowana; nigdy nie została zdobyta. Jedyne jej oblężenie w czasie wojen napoleońskich skończyło się, zanim się zaczęło na dobre.
Twierdza Srebrna Góra widoczna z sąsiednich wzniesieńWejście do twierdzyWejście do głównej części, czyli donjonuEkspozycja „jak zbudowano twierdzę”Jedno z narzędzi tortur stosowanych na żołnierzachZrujnowany szpitalDziedziniec donjonuWidok na Srebrną Górę z twierdzy
Następnego dnia odwiedziłem twierdzę kłodzką. Byłem w niej wiele lat temu, tzn. w okolicach IV klasy podstawówki i pamiętałem, że bardzo mi się wtedy podobała. Twierdza kłodzka jest historycznie o wiele starsza. Jest właściwie tak stara, jak samo Kłodzko, które do Polski trafiło (wraz z całą Kotliną Kłodzką) dopiero w 1945 roku. Obecna twierdza, wielokrotnie przebudowywana, powstała na miejscu znacznie wcześniejszego średniowiecznego zamku obronnego.
W chodnikach kontrminowych
Zwiedzanie składa się z dwóch części: górnej części twierdzy z ekspozycją historyczną oraz labiryntu. Czym jest labirynt, nie będę zdradzać (ale jest to ta część, którą odwiedzaliśmy w podstawówce). Powiem tylko, że zdecydowanie warto zejść do podziemi. Górna część jest również ciekawa, chociaż nie dostarcza aż takich wrażeń. Można się jednak sporo dowiedzieć o historii. W okresie powojennym twierdza ulegała dewastacji, czego ślady są niestety widoczne do dzisiaj. Natomiast cały czas trwają prace nad przywróceniem jej świetności. W górnej części twierdzy znajduje się również ciekawa ekspozycja dotycząca okresu drugiej wojny światowej, kiedy w twierdzy swą siedzibę miała fabryka AEG, zatrudniająca robotników przymusowych (wówczas produkowała części uzbrojenia, dzisiaj zmywarki).
Wejście do twierdzy kłodzkiejTunel nie wiadomo dokądSucha fosaWidok na Kłodzko
Ostatniego dnia, tzn. w dniu, w którym przemieszczałem się z Gór Sowich w kierunku Doliny Baryczy, odwiedziłem Lubiąż. Nie planowałem w ogóle odwiedzać tych okolic. Ostatecznie jednak stwierdziłem, że nie wiadomo, kiedy następnym razem będę mieć okazję być w tej okolicy, dlatego stwierdziłem, że mogę trochę drogi nadłożyć. Poprzednim razem w okolicach Legnicy byłem jesienią 2019 roku.
Opactwo cysterskie to właściwie dobrze zakonserwowana ruina. Placówek cysterskich były kiedyś w Polsce dziesiątki (choćby w Ołoboku pod Kaliszem). Do dzisiaj niektóre z nich są zachowane w lepszym lub gorszym stanie. Klasztor w Lubiążu to drugi największy tego typu zespół w Europie (po Escorialu). Terenem obecnie zarządza Fundacja Lubiąż, która małymi krokami od 30 lat stara się uratować od upadku zabudowania klasztorne; tego obiektu nikt nie chce, ani Skarb Państwa, ani jednostki samorządu terytorialnego, ze względu na konieczne nakłady.
Lubiąż choć piękny i robiący gigantyczne wrażenie, znajduje się kompletnie pośrodku niczego. Turystów jest tam niewielu, bo trudno tam dotrzeć. Bez samochodu nie ma jak. Żadne autobusy tam nie dojeżdżają. Chociaż region Odry Środkowej słynie również z dużych walorów przyrodniczych.
Historia klasztoru sięga czasów, gdy Śląskiem władali Piastowie. Wtedy jeden z nich sprowadził w te okolice cystersów, którzy władali tymi terenami przez kolejne 600 lat. Klasztor wielokrotnie popadał w ruinę, a następnie podnosił się z niej, by stać się jeszcze potężniejszy. U szczytu potęgi w XVII lub w XVIII wieku postawiono monstrualny pałac opata, który zajmuje dużą część dzisiejszego kompleksu. Bogactwo cystersów kłuło w oczy państwo pruskie, co skończyło się kasatą zakonu cystersów.
Dzisiaj możemy mieć jedynie pewne wyobrażenie, jak klasztor wyglądał w czasach świetności. Nie zachowały się żadne obrazy, a zdjęć wtedy nie było. Po klasztorze obecnie hula wiatr; to, co ocalało, zostało rozproszone po innych obiektach sakralnych lub muzeach. Za to dzisiaj klasztor służy za scenografię do filmów grozy.
Tu malarz uczył się malować freskiWnętrze dawnego pałacu opataWejście do sali balowejWnętrze kościołaPrzejście z kościoła do klasztoruKrata oddzielająca część klauzurową kościołaZabudowane krużganki w klasztorzeSklepienie w kaplicyDawny wirydarz PiecWnętrze jednej z mnisich celRefektarz letniDawne zabudowania gospodarczeRzut okiem na Odrę
Góry Sowie to nie Tatry, ani nie Beskid Żywiecki. Jednak jest to już konkretne pasmo górskie, w przeciwieństwie chociażby do Ślęzy i jej okolic, które choć malownicze, to jednak nie zapewniają aż tylu typowo górskich atrakcji. Góry Sowie zrobiły na mnie pozytywne wrażenie, choć byłem w nich za krótko, żeby powiedzieć o nich coś więcej.
Na najważniejszą atrakcję, czyli Wielką Sowę, nie poszedłem. Wynikało to przede wszystkim z mojej bazy noclegowej – nie chciało mi się daleko nigdzie dojeżdżać na szlak. Dla mnie jest priorytetem, żeby jak najmniej czasu tracić na wszelakie dojazdy.
Dlatego pierwszego dnia wybrałem się na Przełęcz Woliborską (15 minut samochodem ze Srebrnej Góry) i tam po prostu poszedłem szlakiem przed siebie, w kierunku schroniska. Zależy mi, żeby nie wracać tą samą drogą, tylko robić pętlę do punktu, z którego wyszedłem. Nie zawsze jest to możliwe, ale w Górach Sowich udało mi się jakoś sensownie trasę zaplanować. Wycieczka była dosyć długa, bo w sumie było to ok. 16 – 18 kilometrów, ale nie aż tak bardzo wyczerpująca. Maszerowało się przyjemnie. Nie było wielu momentów z ostrymi wzniesieniami. Raczej szło się łagodnie pod górę.
Z Przełęczy Woliborskiej w kierunku schroniskaTu było pod góręOkolice schroniska PTTK ZygmuntówkaŹródło tryskające w Srebrnej Górze. W tej okolicy były kopalnie
Kolejny dzień to już była całkowicie moja autorska impresja na temat wędrówki górskiej. Nie chciało mi się nigdzie dojeżdżać, z resztą zależało mi na czasie (tego dnia miałem zaplanowaną jeszcze wizytę w Kłodzku), dlatego wybrałem krótszą górską wędrówkę z samej Srebrnej Góry. Minąłem twierdzę, a dalej szedłem, jak szlak prowadził. Po drodze nie było schroniska, ale to nie szkodzi. I tak zrobiłem ładną pętlę, którą zakończyłem w sąsiedniej wsi. Na końcu była dodatkowa atrakcja w postaci przełajowego marszu przez łąkę, żeby dotrzeć do Srebrnej Góry. Na trasie miałem moment zwątpienia, kiedy trzeba było przemierzyć ok. 100 metrowy bardzo błotnisty odcinek, idący dodatkowo w dół. Ale nie takie przeszkody pokonywałem na Babiej Górze.
Widok na Góry Bardzkie (?)Kamień Trzech GranicWidok z Gór Sowich
Szlaki oznakowane są średnio. Czasami ma się lekkie wątpliwości, dokąd iść. Bardzo pomaga mapa w komórce.
Dużym plusem był brak ludzi. Mogę na palcach u jednej ręki policzyć sytuację, gdy spotykałem innych piechurów. Czasami nawet całkiem miło jest spotkać kogoś na szlaku.
Po sąsiedzku są Góry Bardzkie. Może następnym razem uda mi się je odwiedzić?
Odkąd w 2022 roku pierwszy raz od wielu lat byłem w Sudetach, znowu zaczął pociągać mnie ten kierunek. W tamtym roku w maju wybrałem się na 1 dzień na bardzo przyjemną wycieczkę do Sobótki. Od razu wtedy pomyślałem, że dobrze byłoby pojechać w te góry, które widać ze Ślęży. A widać, jak mi się zdaje, Góry Sowie.
W Górach Sowich nigdy przedtem chyba nie byłem, chociaż byłem w okolicach (wiele lat temu w Kotlinie Kłodzkiej i w Górach Orlickich po czeskiej stronie). Tymczasem Góry Sowie to pasmo górskie, które jest najbliżej położone od Kalisza i najszybciej można w nie dojechać.
Początkowo nie planowałem nocować w Srebrnej Górze, ponieważ pod względem turystyki pieszej nie jest aż tak korzystnie położona. Jednak nie ma tam zbyt wielkiego wyboru atrakcyjnych noclegów w korzystnych cenach; coś sensownego udało mi się właśnie znaleźć w Srebrnej Górze, która leży w przełęczy Srebrnej, oddzielającej Góry Sowie od Gór Bardzkich.
Swoim zwyczajem nie pojechałem jednak prosto do Srebrnej Góry, bo musiałem coś odwiedzić po drodze. Wybór padł na Oleśnicę, koło której wielokrotnie przejeżdżałem w drodze na Dolny Śląska, a której dotychczas nigdy nie udało mi się odwiedzić.
Główna atrakcja Oleśnicy, czyli zamek/pałac książąt oleśnickich, był w remoncie, ale przynajmniej mogłem go zobaczyć z zewnątrz. Ponad godzinę krążyłem po centrum miasta, które sprawiało pozytywne wrażenie.
Rynek w OleśnicyDawny kościół protestancki, obecnie cerkiewŚródmiejski modernizmOleśnickie podwórkaWejście do pałacu książąt oleśnickich
Z Oleśnicy ruszyłem drogą na południe. Choć ruch był duży, to jechało się sprawnie, bo na drodze nie było ciężarówek (niedziela). Do Srebrnej Góry dotarłem około 14.00, miałem więc jeszcze całkiem sporo czasu.
Srebrna Góra to wieś – w przeciwieństwie do Sobótki, która choć mała, to jest miasteczkiem. Jest tu właściwie jedna ulica. Ludzi nie za wielu, 2 – 3 sklepy (w tym supermarket), wszędzie pod górę. I jedna wielka atrakcja – czyli Twierdza. Na szczęście jeszcze przed sezonem. Nazwa Srebrna Góra odnosi się do srebra, które było tu wydobywane przed wiekami. Wieś była dawniej ważnym ośrodkiem górniczym.
Jednak dużym plusem Srebrnej Góry jest mnogość ścieżek, którymi można wędrować na krótsze i dłuższe spacery (nie mam tu na myśli wędrówek górskich z prawdziwego zdarzenia, bo to inna kwestia). Zawsze się znajdzie miejsce, gdzie można rozprostować nogi, chociaż nierzadko jest pod górę.
Główna ulica w Srebrnej GórzeJeden z wiaduktów kolei sowiogórskiejWidok z drogi na Łysą Górę – na czubku góry widać Twierdzę Srebrna GóraCzy potrzebne jest skierowanie od lekarza rodzinnego?O zmierzchu
Od razu pierwszego dnia ruszyłem śladami dawnej kolei sowiogórskiej. Kolej ta powstała jeszcze w XIX wieku i zapewniała transport do Srebrnej Góry (z tego, co czytałem, była to kolej zębata). Kolej zlikwidowano w okolicach I wojny światowej. Ale pozostał po niej ślad w postaci imponujących wiaduktów kolejowych, po których można się przejść.