Las u schyłku lata

Jest już wrze­sień. Lato to nie jest dobra pora na odwie­dza­nie lasu (już kie­dyś wspo­mi­na­łem, że naj­lep­sza pora to póź­na jesień, zima, wcze­sna wio­sna) – koma­ry, klesz­cze, krza­ki unie­moż­li­wia­ją­ce wej­ście w nie­któ­re zaka­mar­ki. Z jed­nej stro­ny latem moż­na w lesie zna­leźć ochło­dę, ale z dru­giej stro­ny cza­sa­mi jest zbyt dusz­no (szcze­gól­nie po desz­czu) i taki spa­cer może być też bar­dzo męczący.

Na począt­ku wrze­śnia czuć już, że lato się koń­czy. W dzień może być cie­pło, ale ran­ki i wie­czo­ry są wyraź­nie chłod­niej­sze. W ostat­ni week­end był upał, po któ­rym obec­nie nie ma już śla­du. A jesz­cze tydzień wcze­śniej pogo­da była na tyle sprzy­ja­ją­ca, że moż­na było się wybrać do moje­go ulu­bio­ne­go lasku (tzn. jed­ne­go z ulu­bio­nych) na dłuż­szy spacer.

W Arboretum Leśnym po roku

Ten post powi­nien był się uka­zać już dobry mie­siąc temu, ale nie mia­łem cza­su ani melo­dii, żeby coś tu umieszczać…

W tam­tym roku byli­śmy zauro­cze­ni Arbo­re­tum Leśnym i tego lata posta­no­wi­li­śmy odwie­dzić je ponow­nie. W peł­ni lata wyglą­da pięk­nie, choć pew­nie naj­le­piej oglą­dać je na prze­ło­mie maja i czerw­ca, kie­dy kwit­ną rodo­den­dro­ny (facho­wo zwa­ne różanecznikami).

Arbo­re­tum skła­da się z wie­lu pięk­nych zakąt­ków, ale mnie naj­bar­dziej urzekł las sosno­wo-rodo­den­dro­no­wy. Jest to magicz­na ścież­ka pośród wiel­kich, dorod­nych sosen; skraj ścież­ki wypeł­nio­ny jest wła­śnie wiel­ki­mi rododendronami.

Arbo­re­tum moż­na zwie­dzać 2 – 3 godzi­ny, ale moż­na spę­dzić tam i cały dzień. I tym razem dotar­li­śmy do miejsc, w któ­rych wcze­śniej nie byli­śmy i bar­dzo nam się podobały.

Las latem

Poprzed­nio wspo­mi­na­łem o wizy­cie w arbo­re­tum leśnym, ale latem nie może tak­że zabrak­nąć wyciecz­ki do tra­dy­cyj­ne­go lasu.

Pogo­da na prze­ło­mie lip­ca i sierp­nia nie była za bar­dzo let­nia, a przy­naj­mniej nie była to taka pogo­da, do jakiej przy­zwy­cza­iły nas upa­ły w poprzed­nich latach. Bywa­ło chłod­no, szcze­gól­nie w nocy; obfi­cie padał deszcz. Ale to nawet lepiej, bo dzię­ki temu jesz­cze przy­jem­niej odwie­dza się las (cho­ciaż w sumie miło jest się schro­nić w chłod­nym lesie nawet w upał; nato­miast po desz­czu nie jest aż tak dobrze, bo zwy­kle są koma­ry – w tym roku było akurat).

Dąbrowa

Poprzed­nim razem w tym miej­scu byłem jesie­nią, cho­ciaż przy­jeż­dżam tu rzad­ko, acz regu­lar­nie, od kil­ku już lat. Nie jest to zwy­kły las, bo jest to las dębo­wy (czę­ścio­wo). Jest to część więk­sze­go kom­plek­su leśne­go. W środ­ku jest napraw­dę ład­nie, cho­ciaż naj­cie­ka­wiej się robi, jeże­li się zej­dzie z utar­te­go szla­ku. Przez las prze­bie­ga­ją reszt­ki bar­dzo sta­rej, bru­ko­wa­nej dro­gi. Cie­ka­we, dokąd pro­wa­dzi­ła. Choć to las i cho­ciaż jest sucho, były tam miej­sca, gdzie trze­ba się prze­dzie­rać przez wyso­ką tra­wę. Zda­rza­ły się rów­nież miej­sca pod­mo­kłe i błot­ni­ste, ze śla­da­mi spo­rych babrzysk. 


Jesień w dąbro­wie (2021)

Lato w dąbro­wie (2021)

Dolina rzeki

Odwie­dzi­łem rów­nież Doli­nę Swędr­ni, cho­ciaż od innej stro­ny (nie od stro­ny Kali­sza). Mam wra­że­nie, że tro­chę się tam zmie­ni­ło od cza­su, jak byłem tam ostat­ni raz, czy­li rok temu. Przede wszyst­kim poja­wi­ły się młod­ni­ki, czy­li mło­de laski, któ­rych tam wcze­śniej nie było.

Obra­łem tro­chę inną tra­sę, bar­dziej przez las, ale nie­ste­ty oka­za­ło się, że łąki są tak zaro­śnię­te, że nie da się przejść. W koń­cu uda­ło mi się dotrzeć do doli­ny rze­ki, ale to nie takie pro­ste. Koniecz­ne jest dal­sze prze­dzie­ra­nie się przez zaro­śla. Samą rze­kę nie­ła­two wypa­trzeć. Znaj­du­je się scho­wa­na głę­bo­ko, za krza­ka­mi, zaro­śla­mi, za rowem. Rzecz­ka jest wąska, płyt­ka, bar­dzo uro­kli­wa. Podob­no czysta.

Arboretum leśne

W lip­cu mie­li­śmy oka­zję obej­rzeć Arbo­re­tum Leśne koło Syco­wa (czy­li na pogra­ni­czu Wiel­ko­pol­ski i Dol­ne­go Ślą­ska). Wspo­mi­na­łem kie­dyś o arbo­re­tum w Woj­sła­wi­cach, któ­re jest impo­nu­ją­ce, ale jest w innym sty­lu. Poza tym, jest o wie­le dalej. W Woj­sła­wi­cach mamy sta­wy, oczka wod­ne, traw­ni­ki, grząd­ki – wszyst­ko pod linij­kę. Nato­miast w arbo­re­tum leśnym jest o wie­le bar­dziej dzi­ko. Szcze­gól­nie podo­ba­ła mi się część leśno-rodo­den­dro­no­wa, gdzie pomię­dzy maje­sta­tycz­ny­mi sta­ry­mi sosna­mi rosły wiel­kie rodo­den­dro­ny (popraw­nie: róża­necz­ni­ki). Z tego leśne­go zagaj­ni­ka wycho­dzi­ło się na otwar­tą prze­strzeń; i gdy mia­ło się wra­że­nie, że to już koniec, oka­zy­wa­ło się, że docho­dzi się do furt­ki, a za nią kolej­ne roz­le­głe tere­ny: łąki, traw­ni­ki, sta­wy, lasy. Nie zabra­kło też bagna 🙂 Moż­na tam spę­dzić cały dzień.

Wiosna w Dolinie Baryczy

Jak co roku w week­end majo­wy wybra­łem się do Doli­ny Bary­czy. Nie­ste­ty w tym roku jakoś tak się zło­ży­ło, że nie odwie­dzi­łem sta­wów przy­go­dzic­kich. Ale jesz­cze nic straconego.

Wybra­łem się do bar­dziej odda­lo­ne­go kom­plek­su sta­wów, któ­ry znaj­du­je się już na tere­nie woje­wódz­twa dol­no­ślą­skie­go – jeż­dżę tam od 2020 roku. Wcze­śniej poprze­sta­wa­łem na oko­li­cach Odo­la­no­wa. Ude­rza­ją­ce jest, jak zmie­nia się archi­tek­tu­ra, układ urba­ni­stycz­ny wsi i tro­chę też kra­jo­braz, gdy tyl­ko wyje­dzie się z Wiel­ko­pol­ski. Poja­wia­ją się cha­rak­te­ry­stycz­ne dla Dol­ne­go Ślą­ska cegla­ne „wie­że transformatorowe”. 

Pogo­da była ide­al­na na wędrów­kę po lasach, łąkach, wśród pól i nad sta­wa­mi: było cie­pło, ale nie gorą­co. Warun­ki do robie­nia zdjęć śred­nie – nie­bo było zasnu­te chmu­ra­mi. Ale i tak bez więk­sze­go pro­ble­mu prze­sze­dłem 12 km. Dosze­dłem nad Barycz. Wody w niej tro­chę mniej, niż poprzed­nio. Naj­przy­jem­niej było się wycią­gnąć się na łące ukry­tej wśród drzew nad samą Baryczą.

Doli­na Baryczy

Kra­jo­braz bocz­nych dróg

Puszcza Pyzdrska wczesną wiosną

Modli­ca

Jesz­cze jesie­nią, gdy poprzed­nim razem odwie­dza­łem nad­war­ciań­skie oko­li­ce, posta­no­wi­łem, że war­to było­by poje­chać do Pusz­czy Pyz­dr­skiej na wio­snę – przede wszyst­kim dla­te­go, że jed­nak o tej porze roku dzień jest znacz­nie dłuż­szy, nie trze­ba się więc spie­szyć i moż­na wię­cej zoba­czyć. Nato­miast pogo­da w mar­cu nie odbie­ga zna­czą­co od tej, jaka jest w listo­pa­dzie, no może poza tym, że czuć jed­nak już tro­chę wiosnę.

Wędru­jąc po Pusz­czy Pyz­dr­skiej jakoś zawsze cią­gnie mnie na jej pół­noc­ny skraj; może dla­te­go, że są to oko­li­ce Pyzdr, czy­li uro­cze­go mia­stecz­ka, od któ­re­go ten region ma w ogó­le swo­ją nazwę (cho­ciaż tym razem w samych Pyz­drach nie byłem). W Pusz­czy widzia­łem do tej pory może jakieś 10% tego, co mnie inte­re­su­je. Ale tym razem posta­no­wi­łem tak­że poje­chać bar­dziej w kie­run­ku jej cen­trum, o czym za chwilę.

Po raz kolej­ny poje­cha­łem zoba­czyć ujście Pro­sny do War­ty. Jadąc z Kali­sza do Pyzdr tak napraw­dę cały czas jedzie się wzdłuż Pro­sny; z dro­gi widać roz­cią­ga­ją­cą się jej doli­nę. Ujście Pro­sny intry­gu­ją­co wyglą­da na mapie, ale bar­dzo cie­ka­we jest tak­że w tere­nie. Pro­sna w Kali­szu zupeł­nie nie przy­po­mi­na tej rze­ki, któ­ra pły­nie wart­kim stru­mie­niem przez Wiel­ko­pol­skę. W Kali­szu Pro­sna jest sze­ro­ka, płyt­ka i leni­wa. Ale poza mia­stem jest sto­sun­ko­wo wąska, głę­bo­ka, peł­na mean­drów, ma bar­dzo wart­ki nurt i – podej­rze­wam – że jest tak­że nie­bez­piecz­na. Wpa­da do War­ty pod Pyz­dra­mi, do ujścia bar­dzo łatwo dotrzeć. To dosyć nie­sa­mo­wi­ty widok, jak wśród łąk i pól łączą się ze sobą dwie dosyć duże rze­ki; rzecz jasna War­ta jest o wie­le potęż­niej­sza. Co cie­ka­we: War­ta w Pozna­niu jest wąska i ure­gu­lo­wa­na. Nato­miast w oko­li­cach Pyzdr to napraw­dę wiel­ka i sze­ro­ka rzeka.


Potem poje­cha­łem do Nad­war­ciań­skiej Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go, tzn. do miej­sca, któ­re bar­dzo lubię, a któ­re­go nie uda­ło mi się odwie­dzić jesienią.

Wydmy śród­lą­do­we

Poprzed­nim razem oglą­da­łem wydmy śród­lą­do­we po dru­giej stro­nie War­ty, w oko­li­cach Pie­trzy­ko­wa. Jed­nak odkry­łem wte­dy, że takie wydmy są rów­nież w oko­li­cach Wrąb­czyn­ka, czy­li po tej samej stro­nie War­ty, co ujście Pro­sny – czy­li tam, gdzie znaj­du­je się Nad­war­ciań­ski Park Kra­jo­bra­zo­wy. Posta­no­wi­łem tym razem udać się w te oko­li­ce. Same wydmy nie są zbyt oka­za­łe – fak­tycz­nie, są to łachy jasne­go pia­sku, pośród łąk, na sto­kach pól scho­dzą­cych do doli­ny War­ty. Jed­nak znacz­nie cie­kaw­sza jest dal­sza część, czy­li łąki i roz­le­wi­ska pomię­dzy Wrąb­czyn­kiem a Lądem. W tych oko­li­cach zro­bi­łem sobie uda­ną wędrów­kę, idąc czę­ścio­wo szla­kiem tury­stycz­nym, czę­ścio­wo dro­gą św. Jaku­ba, a czę­ścio­wo po pro­stu ścież­ka­mi wśród pól.


Po krót­kiej wizy­cie w Zagó­ro­wie uda­łem się w głąb Pusz­czy Pyz­dr­skiej, tzn. do Orli­ny Dużej. O na wpół opusz­czo­nych osa­dach poło­żo­nych pośród lasów Pusz­czy Pyz­dr­skiej czy­ta­łem już kil­ka lat temu; jed­nak dotrzeć do nich nie jest tak pro­sto. Przede wszyst­kim trud­no się zde­cy­do­wać, gdzie kon­kret­nie poje­chać, co cie­ka­we­go moż­na zoba­czyć. Naj­le­piej było­by zwie­dzać Pusz­czę na rowe­rze, ale nie­ste­ty pogo­da na to nie pozwa­la, a poza tym nie jestem w sta­nie zabrać rowe­ru na taką odle­głość. O Orli­nie Dużej prze­czy­ta­łem już ze 3 lata temu na innej stro­nie inter­ne­to­wej. Już 2 lata temu pró­bo­wa­łem tam dotrzeć, ale nie­ste­ty mi się nie uda­ło, bo mia­łem za mało czasu.

Tym razem cza­su mia­łem wię­cej, bo przede wszyst­kim poje­cha­łem wio­sną, a więc, gdy do wie­czo­ra jest jasno. Moż­na doje­chać z same­go Zagó­ro­wa do Orli­ny dro­gą przez las i w sumie nie jest to dale­ko (to nor­mal­na ofi­cjal­na dro­ga, tyle że grun­to­wa – mam nadzie­ję, że nie przyj­dzie komuś do gło­wy jej wyas­fal­to­wać, bo dro­ga na wsi=dewastacja tere­nu). Widzia­łem maja­czą­ce w odda­li roz­pa­da­ją­ce się cha­łu­py, ale są to tyl­ko obiek­ty poje­dyn­cze. To nie jest tak, że jest cała opusz­czo­na wieś. Wręcz prze­ciw­nie, odnio­słem wra­że­nie, że życie do niej powra­ca. Uda­ło mi się odna­leźć zabyt­ko­wy cmen­tarz pro­te­stanc­ki, ale nie było to takie pro­ste. Trze­ba wie­dzieć, gdzie on się znaj­du­je. Teo­re­tycz­nie w lesie, ale ten las wła­śnie został wycię­ty. Jed­nak, gdy­by nie dro­go­wskaz, chy­ba nie uda­ło­by mi się go odnaleźć.

War­to się wybrać w te oko­li­ce, zanim zosta­ną bar­dziej zdegradowane.

Zobacz także

Pusz­cza Pyz­dr­ska cz. I

Nad­war­ciań­ski Park Krajobrazowy

Sta­ry cmentarz

Pyz­dry

Sta­re cmentarze

Na pół­noc Pusz­czy Pyzdrskiej

Wiosna w lutym

Wybra­łem się do lasku, w któ­rym ostat­nią rze­tel­ną wyciecz­kę mia­łem w czerw­cu 2021 roku (tzn. prze­sze­dłem parę kilo­me­trów); a prze­cież to nie­da­le­ko i lasek też jest cie­ka­wy. Pogo­da była zupeł­nie inna, niż 2 tygo­dnie temu. Cho­ciaż jest luty, to było bar­dzo cie­pło; wiał lek­ki wie­trzyk, słoń­ce świe­ci­ło, ale delikatnie.

Mroźny styczeń w lesie

Począ­tek roku był cie­pły, za to od koń­ca stycz­nia robi­ło się co raz zim­niej. Bar­dzo dużo pada­ło. Pogo­da była chla­po­wa­ta i ode­chcie­wa­ło mi się gdzie­kol­wiek wycho­dzić. To odpo­wiedź na pyta­nie, dla­cze­go przez cały mie­siąc nie poje­cha­łem „w teren”. Dopie­ro w ostat­nią nie­dzie­lę stycz­nia zebra­łem się, aby poję­chać do Rezerwatu.

Był lek­ki mróz, nie­bo było zachmu­rzo­ne. W gęstym lesie nie było zbyt jasno. Jed­nak zima to tak napraw­dę naj­lep­sza pora na odwie­dze­nie lasu: nie ma koma­rów, ani innych roba­li; jed­no­cze­śnie nie ma też liści na krza­kach i moż­na wejść w miej­sca nor­mal­nie niedostępne.

Odwie­dzi­łem miej­sce, w któ­rym przez las prze­pły­wa stru­mień. Bar­dzo czę­sto stru­mień jest bez wody, któ­ra poja­wia się tyl­ko w okre­sach wil­got­nych – na wio­snę i jesie­nią. Tym razem jed­nak, ku moje­mu zdzi­wie­niu, stru­mień był wypeł­nio­ny wodą. Pew­nie była to zasłu­ga wcze­śniej­szych opadów.

Las na zakończenie roku

Cały dzień świe­ci­ło zimo­we słoń­ce oświe­tla­ją­ce drzewa

Na zakoń­cze­nie roku posta­no­wi­łem wybrać się do tro­chę odle­glej­sze­go lasu.

Pogo­da nie jest ani tro­chę zimo­wa. Mro­zy i śnie­gi są w tej chwi­li wspo­mnie­niem, cho­ciaż jest moż­li­we, że jesz­cze powró­cą (praw­dzi­wa zima nie­raz zaczy­na się dopie­ro w stycz­niu lub w lutym). Teraz jest wio­sen­no-jesien­nie (fuj, nie cier­pię wio­sny). Ale wczo­raj było bar­dzo przy­jem­nie: było ok. 7º i świe­ci­ło słoń­ce. Z jed­nej stro­ny moż­na było zro­bić lep­sze zdję­cia, bo teren był oświe­tlo­ny, ale nie­ste­ty czę­sto też zdję­cia były „pod słoń­ce”. Dzi­siaj nato­miast pogo­da prze­cho­dzi samą sie­bie, bo jest kil­ka­na­ście stopni.

Las, do któ­re­go poje­cha­łem, odkry­łem 2 lata temu i od tego cza­su jeż­dżę do nie­go 2 – 3 razy do roku. Jest o tyle cie­ka­wy, że teren nie jest pła­ski, tyl­ko jest uroz­ma­ico­ny, a poza tym w środ­ku znaj­du­ją się sta­wy. Wczo­raj woda była nie we wszyst­kich; jeden nato­miast jest już zupeł­nie zaro­śnię­ty i ist­nie­je tyl­ko na mapie.

Teren jest bar­dzo malow­ni­czy, ale tez bar­dzo zaśmie­co­ny. I to nie tyl­ko przy dro­dze, ale tak­że w głę­bi lasu znaj­du­ją się wywa­lo­ne wysy­pi­ska śmie­ci – ale to bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­ne dla wsi, że wszę­dzie tam, gdzie moż­na wje­chać samo­cho­dem, zaraz robi się śmiet­nik (a tam nie­ste­ty moż­na wje­chać), pew­nie w związ­ku ze stawami.

Na północ Puszczy Pyzdrskiej

Jak co roku póź­ną jesie­nią, a wła­ści­wie na począ­tek zimy, wybra­łem się na pół­noc, do Środ­ko­wej Wiel­ko­pol­ski, aby kolej­ny raz pod­jąć pró­bę pene­tra­cji Pusz­czy Pyz­dr­skiej. Do samej pusz­czy tym razem było dale­ko, bowiem lasów tam nie ma (a przy­naj­mniej nie aż tak wie­le) – wybra­łem się tak napraw­dę do Nad­war­ciań­skie­go Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go, któ­ry sta­no­wi pół­noc­ną gra­ni­cę Pusz­czy Pyzdrskiej.

Rzecz jasna nie mogłem nie odwie­dzić (już po raz trze­ci) ujścia Pro­sny do War­ty nie­opo­dal Pyzdr. Tak się zło­ży­ło, że cho­ciaż ogól­nie było pochmur­nie, wte­dy na chwi­lę wyszło słoń­ce i zro­bi­ło się nie dość, że dosyć cie­pło, to jesz­cze mogłem zro­bić nie­złe zdjęcia.

Ujście Pro­sny do War­ty jest takim punk­tem gra­nicz­nym, bo z jed­nej stro­ny coś się koń­czy – rze­ka Pro­sna, któ­ra bie­gła kil­ka­set kilo­me­trów, ale też coś się zaczy­na – bo odtąd sta­no­wi część znacz­nie więk­sze­go orga­ni­zmu, jakim jest War­ta – rze­ka, któ­ra w tam­tym miej­scu wyglą­da napraw­dę potęż­nie i impo­nu­ją­co (aż dziw­ne, że dalej na pół­noc, w Pozna­niu, zamie­nia się w taki wąski kanałek).

Tym razem nie poje­cha­łem do Wrąb­czyn­ka, aby przejść się dro­gą Świę­te­go Jaku­ba bie­gną­cą przez dzi­kie tere­ny wokół War­ty. Zamiast tego poje­cha­łem na dru­gi brzeg rze­ki, do innej atrak­cji. Jakiś czas temu prze­czy­ta­łem w inter­ne­cie o wydmach śród­lą­do­wych. Cóż, uczci­wie powiem, że tro­chę mnie roz­cza­ro­wa­ły, cho­ciaż jest to kwe­stia moc­no indy­wi­du­al­na. Po pierw­sze, myśla­łem, że będą nad rze­ką (jak pla­ża). W rze­czy­wi­sto­ści są to łachy pia­chu wśród lasów i łąk. Po dru­gie, myśla­łem, że będą więk­sze. Powiem szcze­rze, że gdy po 2 kilo­me­trach mar­szu do nich dotar­łem, nie za bar­dzo chcia­ło mi się po samych wydmach cho­dzić. Zamiast tego posze­dłem jesz­cze kil­ka­set metrów, aby ponow­nie podzi­wiać Wartę.

W ostat­nich dniach listo­pa­da robi się ciem­no już ok. 15.00, a ja nie chcia­łem wra­cać po ciem­ku. Dla­te­go nie mia­łem zbyt wie­le cza­su. Wstą­pi­łem więc jesz­cze, dosłow­nie na chwi­lę, do Lądu, aby cho­ciaż przez parę minut popa­trzeć na maje­sta­tycz­ne opac­two. Muszę się kie­dyś zebrać, aby w koń­cu je zwiedzić.

Wyciecz­kę zakoń­czy­łem w Zagó­ro­wie, z któ­re­go wró­ci­łem już do Kalisza.


Zobacz tak­że:

O Pusz­czy Pyz­dr­skiej ogólnie

Nad war­tą – wyciecz­ka 2021

Pocy­ster­ski zespół klasztorny

Las późną jesienią

Gęstwi­na

Nie­opo­dal Kalisz znaj­du­je się ład­ny, zróż­ni­co­wa­ny las. Las leży nad łąką, a łąka nad rze­ką. Las prze­cię­ty jest stru­mie­nia­mi, znaj­du­ją się w nim tak­że nie­wiel­kie zbior­ni­ki wod­ne. Dzię­ki temu jest zde­cy­do­wa­nie cie­kaw­szy, a kra­jo­braz urozmaicony.

Póź­ną jesie­nią słoń­ca jest nie­wie­le. Całe dnie bywa­ją zachmu­rzo­ne. Ale tego dnia, na prze­ło­mie listo­pa­da i grud­nia, aku­rat wyszło na chwi­lę słońce.

Dąbrowa późną jesienią

Zagaj­ni­czek pro­wa­dzą­cy do lasu

Od kil­ku już lat jeż­dżę ok. 30 – 40 km do Kali­sza w „dąbro­wy”. Jest to bar­dzo szum­na nazwa na kom­pleks leśny znaj­du­ją­cy się pomię­dzy Ostro­wem Wiel­ko­pol­skim a Kali­szem. Ale jak się jedzie dro­gą, to rze­czy­wi­ście widać w odda­li roz­le­głą ścia­nę lasu. Wśród nich są rów­nież lasy liścia­ste i to cał­kiem cie­ka­we. Czę­ścio­wo chro­nio­ne są rezer­wa­ta­mi przy­ro­dy, w któ­rych znaj­du­ją się m.in. lasy dębowe.

Nie­ste­ty w poło­wie listo­pa­da las nie jest już tak zachę­ca­ją­cy; to zna­czy jest zachę­ca­ją­cy, jed­nak nie ma już zło­tych liści. W szcze­gól­no­ści, że było pochmurno.

Latem jest tam bar­dzo zie­lo­no, krza­ki są tak wyso­kie, że z tru­dem moż­na przejść. Jesie­nią wędrów­ka jest łatwiej­sza i moż­na wejść w zaka­mar­ki nor­mal­nie niedostępne.


Dąbro­wa latem