Wielka wyprawa – Tallin i Ryga

W tym roku w waka­cje wybra­łem się do Esto­nii i na Łotwę. Tra­dy­cyj­nie odwie­dzi­łem sto­li­ce: Tal­lin (est. Tal­linn) i Rygę (łot. Riga).

Dłu­go nie mogłem się zde­cy­do­wać, gdzie chcę wyje­chać i wie­le warian­tów bra­łem pod uwa­gę. Chcia­łem jechać gdzieś w mia­rę bli­sko, by podróż nie była zbyt dro­ga i zbyt dłu­ga. Z dru­giej stro­ny – u 4 z 7 sąsia­dów Pol­ski już byłem (pozo­sta­ły mi Sło­wa­cja, Bia­ło­ruś i Rosja). Myśla­łem o tym, czy nie wybrać się ponow­nie do Czech i Węgier, ale jed­nak zwy­cię­żył inny wariant. Jed­ną z przy­czyn wybo­ru Rygi był film, któ­ry obej­rza­łem w inter­ne­cie. A sko­ro mia­łem tłuc się już taki kawał – to trze­ba było od razu zoba­czyć ze dwa miej­sca, więc poje­cha­łem jesz­cze do Tallina.

Dla ści­sło­ści dodam, że naj­pierw dwa peł­ne dni spę­dzi­łem w Tal­li­nie, potem dwa w Rydze, a wra­ca­jąc – jesz­cze na jeden dzień wsko­czy­łem do Bia­łe­go­sto­ku. W podró­ży byłem więc bli­sko 10 dni.

Tallin

Tal­lin jest sto­li­cą Esto­nii. Esto­nia ma nie­co ponad 1 mln 300 tys. miesz­kań­ców, a sto­li­ca też wiel­ka nie jest, ok. 430 tys. Pod tym wzglę­dem podob­na jest tro­chę do Wil­na. Esto­nia nie jest raczej popu­lar­nym kie­run­kiem tury­stycz­nym w Pol­sce, cho­ciaż jest cał­kiem cie­ka­wa. No i nie jest zbyt dale­ko. Auto­bu­sem z War­sza­wy jedzie się 16 – 17 godzin. Pew­nie naj­le­piej jechać tam samo­cho­dem. Dro­gi nie są lep­sze niż w Pol­sce, a estoń­ska auto­stra­da nie jest podob­na do dróg zna­nych u nas, ale ruch jest też znacz­nie mniej­szy. Podob­nie jest na Łotwie. Choć do tam­tej­sze­go sty­lu jaz­dy z pew­no­ścią trze­ba się tro­chę przy­zwy­cza­ić, bo dro­gi są wąskie i powszech­na jest jaz­da po poboczu.

W sto­li­cy Esto­nii miesz­ka­łem w dosyć nie­cie­ka­wym schro­ni­sku mło­dzie­żo­wym. Jego pod­sta­wo­wy­mi wada­mi były dwie kwe­stie: znaj­do­wał się na sta­rów­ce, więc trud­no mi było wyjść gdzieś poza ści­słe cen­trum, bo po pro­stu nie wie­dzia­łem gdzie pójść (i zoba­czyć tro­chę „nor­mal­nej” Esto­nii), a po dru­gie – nie­usta­ją­cy hałas (tzn. w nocy). Nie­ste­ty sta­rów­ki są tam dosyć „żywe”, co spro­wa­dza się do obec­no­ści całe­go mnó­stwa knajp, z któ­rych docho­dzi nie­ustan­ny hałas. Żyć tam raczej nie spo­sób. Poza tym hostel był wyjąt­ko­wo obskurny.

Z dru­giej jed­nak stro­ny – mia­łem bli­sko do wszyst­kich naj­waż­niej­szych atrak­cji, co jest istot­ne, bo komu­ni­ka­cja miej­ska nie jest tam aż tak dobrze roz­wi­nię­ta (i jest droga).

Tal­liń­skie sta­re mia­sto skła­da się z dwóch czę­ści. Pierw­sza, to wzgó­rze Toom­pea, pamiąt­ka naj­star­sze­go osad­nic­twa w tym miej­scu. Tam wła­śnie w głę­bo­kim śre­dnio­wie­czu powsta­ła pierw­sza osa­da estoń­ska, jed­nak począw­szy od XII wie­ku histo­ria Esto­nii to histo­ria ośmiu­set lat oku­pa­cji duń­skiej, szwedz­kiej, rosyj­skiej i w koń­cu radziec­kiej. Ze wzgó­rza roz­cią­ga się pięk­ny kra­jo­braz na resz­tę mia­sta i Morze Bał­tyc­kie, któ­re moż­na podzi­wiać dzię­ki kil­ku tara­som wido­ko­wym, któ­re są tam zlo­ka­li­zo­wa­ne. Na tym wzgó­rzu znaj­du­ją się naj­waż­niej­sze estoń­skie insty­tu­cje, mię­dzy inny­mi par­la­ment i katedra.

U stóp wzgó­rza znaj­du­je się Dol­ne Mia­sto. Jego cen­tral­nym miej­scem jest Plac Ratu­szo­wy. Nie ma tam ryn­ku, nie spo­sób też doszu­kać się jakiejś logi­ki w roz­pla­no­wa­niu ulic. Atrak­cji tury­stycz­nych tam nie brakuje.

Tym, co jest napraw­dę nie­zwy­kłe w Tal­li­nie, są dosko­na­le zacho­wa­ne śre­dnio­wiecz­ne mury miej­skie. Nie­gdyś opla­ta­ły one spo­ry obszar daw­ne­go mia­sta, dzi­siaj moż­na podzi­wiać znacz­ne ich frag­men­ty, wraz z wie­lo­ma basz­ta­mi. War­te odwie­dze­nia są tak­że tune­le pod czę­ścio­wo wybu­do­wa­ny­mi bastionami.

Ryga

Po dwóch dniach spę­dzo­nych w Tal­li­nie uda­łem się do Rygi (było to w sobo­tę). Podróż auto­bu­sem trwa 4,5 godz.

O ile Tal­lin podob­ny jest pod wie­lo­ma wzglę­da­mi to Wil­na, to Ryga – do Buda­pesz­tu. Szcze­gól­nie gdy cho­dzi o żywy nastrój i archi­tek­tu­rę. Jed­nak od sto­li­cy Węgier jest dużo mniej­sza, bo ma ok. 7oo tys. mieszkańców.

Ryga powsta­ła jako osa­da han­dlo­wa. Zosta­ła zało­żo­na w XIII wie­ku przez bisku­pa Alber­ta ze wzglę­du na chęć chry­stia­ni­za­cji tych tere­nów. Nigdy się to do koń­ca nie uda­ło, dzi­siaj zarów­no w Esto­nii jak i na Łotwie więk­szość ludzi nie czu­je się zwią­za­na z żad­ną reli­gią. Tere­ny Łotwy rów­nież prze­cho­dzi­ły z rąk do rąk, ostat­nio (to zna­czy w cią­gu ostat­nich dwu­stu lat) zaj­mo­wa­ne były przez Rosję a póź­niej jako część ZSRR. Ryga aż do I woj­ny świa­to­wej dosko­na­le się roz­wi­ja­ła i była nie­sły­cha­nie boga­tym mia­stem (ze wzglę­du na dogod­ne poło­że­nie dla han­dlu), co zna­la­zło swo­je odzwier­cie­dle­nie w archi­tek­tu­rze. Przez kil­ka­set lat Rygą rzą­dzi­ły gil­die kupieckie.

Waż­ną rolę w roz­wo­ju tere­nów państw bał­tyc­kich ode­gra­ło Brac­two św. Mau­ry­ce­go, zwa­ne tak­że Brac­twem Czar­no­gło­wych. Jego sie­dzi­by moż­na oglą­dać w Tal­li­nie i w Rydze. Było to zrze­sze­nie kup­ców będą­cych kawa­le­ra­mi. Gdy kupiec się żenił (i był wystar­cza­ją­co boga­ty) mógł wstą­pić do Wiel­kiej Gildii.

Waż­ną pamiąt­ką histo­rycz­ną w Rydze jest kate­dra. Budo­wa­na była bli­sko 700 lat. Począt­ko­wo jako obiekt kato­lic­ki, ale w mię­dzy­cza­sie nastą­pi­ła refor­ma­cja. Dzi­siaj jest kate­drą protestancką.

Wyjąt­ko­wo cie­ka­wym obiek­tem jest budy­nek daw­niej zaj­mo­wa­ny przez NKWDKGB, któ­ry wyglą­da, jak­by został opusz­czo­ny przed chwi­lą. Co jest praw­dą, bo komu­ni­stycz­ne służ­by wynio­sły się z nie­go dopie­ro w 1991 roku.

Wszyst­kie zdję­cia dostęp­ne są tutaj.

Wra­ca­jąc zatrzy­ma­łem się na jeden dzień w Bia­łym­sto­ku, któ­ry tak­że jest pięk­ny i pełen atrak­cji. Świet­nie dzia­ła tam wypo­ży­czal­nia rowe­rów – sta­cji jest 30.

Białystok

Dzi­siaj jestem w Bia­łym­sto­ku. A co ja tutaj robię? Wra­cam z Rygi. Zro­bi­łem sobie prze­rwę w podro­ży. War­to dodać, że nim przy­je­cha­łem do Rygi, to wcze­śniej byłem w Tal­li­nie. Myślę, że już jutro uda mi się coś wię­cej na ten temat napi­sać na stronie.

Na koniec sierpnia – wyprawa

Dzi­siaj wyjeż­dżam na swo­ją wiel­ką waka­cyj­ną wyciecz­kę. Z resz­tą – jak co roku. Potrwa wyjąt­ko­wo dłu­go, bo ponad tydzień.

Na koniec sierp­nia: łąka

Łąka
Łąka

i pole

Pole
Pole

27 km

Lasek, zaciszne ustronie (Ta)
Lasek, zacisz­ne ustro­nie (Ta)

Robię na rowe­rze po 25 km raz za razem. Wczo­raj prze­je­cha­łem ponad 27 km mając nadzie­ję, że zno­wu mi się rower nie zepsu­je. Zno­wu tra­fi­łem do zna­ne­go sobie wcze­śniej Zacisz­ne­go Ustro­nia, tym razem inne­go.

Wiem już, gdzie poja­dę we wrześniu 🙂

Pole (Tr)
Pole (Tr)
Pole
Pole

Łódź

Wybra­łem się wczo­raj do Łodzi, w któ­rej poprzed­nim razem byłem – o ile mnie pamięć nie myli – 7 lat temu. Pomi­mo całej swo­jej złej opi­nii, raczej nie jest brzyd­sza niż Kalisz, a miej­sca­mi jest napraw­dę pięk­na. W zasa­dzie w Kali­szu nie ma miejsc, któ­re by w jakiś szcze­gól­ny spo­sób zachwy­ca­ły, a w Łodzi – kto wie? Czyż­by Kalisz upadł tak nisko…

CAM01056
Plac Wol­no­ści
CAM01086
Cen­tral­ne Muzeum Włó­kien­nic­twa – skansen
CAM01046
Pałac Izra­ela Poznańskiego
CAM01047
j.w.
CAM01049
Mural
CAM01059
Wnę­trze kościo­ła przy pla­cu Wolności
CAM01062
Piotr­kow­ska
CAM01084
CMW

Recenzja – „The Killing”

Recen­zji ciąg dal­szy.

The Killing
The Kil­ling

Tym razem przy­szedł czas na to, aby wspo­mnieć o seria­lu „The Kil­ling”. Oglą­da­łem go przez ostat­nie kil­ka dni już trze­cie waka­cje z rzę­du. 2 lata temu obej­rza­łem sezon I i II; rok temu uka­zał się sezon III, a w tym roku – sezon IV – naj­praw­do­po­dob­niej ostat­ni (zmie­nił się tak­że pro­du­cent). Jakieś odcin­ki tego seria­lu były tak­że w tele­wi­zji pod tytu­łem Docho­dze­nie (nota bene zupeł­nie nie­ade­kwat­nym, ale tłu­macz nie musiał o tym wie­dzieć; na mar­gi­ne­sie – tłu­ma­cze­nie inter­ne­to­we jest znacz­nie lepsze).

Serial jest pro­duk­cji ame­ry­kań­skiej, ale jego pier­wo­wzo­rem był serial duń­ski. Duń­ską wer­sję też zaczą­łem oglą­dać, ale w koń­cu mnie znu­dzi­ła. Z zasko­cze­niem muszę przy­znać, że wer­sja ame­ry­kań­ska jest znacz­nie lep­sza (a nie­któ­re odcin­ki były reży­se­ro­wa­ne przez Agniesz­kę Hol­land). To wła­śnie duń­skie kli­ma­ty zain­spi­ro­wa­ły sce­na­rzy­stów (jed­nym ze sce­na­rzy­stów jest twór­ca „Detek­ty­wa”) do roze­gra­nia akcji fil­mu w spo­koj­nym, mgli­stym i desz­czo­wym sta­nie Washing­ton. Desz­czu jest tam rze­czy­wi­ście dużo, cho­ciaż pada głów­nie wte­dy, gdy boha­te­ro­wie są schro­nie­ni w samo­cho­dach, a gdy wycho­dzą – w cudow­nym spo­sób padać przestaje 🙂

Pierw­sze dwa sezo­ny opo­wia­da­ją o tym, jak nasi dziel­ni boha­te­ro­wie szu­ka­ją zabój­cy pew­nej uczen­ni­cy, któ­rej tru­pa zna­le­zio­no w samo­cho­dzie wepchnię­tym do sta­wu. Co cie­ka­we, samo­chód nale­żał do szta­bu wybor­cze­go kan­dy­da­ta na bur­mi­strza mia­sta, więc zagwa­ran­to­wa­na jest tak­że intry­ga poli­tycz­na. Za każ­dym razem, gdy wyda­je się, że zabój­ca jest już pra­wie w ręku poli­cji oka­zu­je się, że to jed­nak nie on.

W tym fil­mie cho­dzi jed­nak nie tyl­ko o samą fabu­łę, ale też i o spo­sób nakrę­ce­nia. Mrocz­ne kra­jo­bra­zy, intry­gu­ją­ca, nie­po­ko­ją­ca muzy­ka… war­to obejrzeć!

 

Zaciszne ustronie

Wczo­raj i dzi­siaj wybra­łem się na rowe­rze w poszu­ki­wa­niu zacisz­ne­go ustro­nia. Wczo­raj uda­ło się poło­wicz­nie, bo mia­łem pro­ble­my z rowe­rem – ale i tak prze­je­cha­łem ponad 10 km. Dzi­siaj jecha­łem na rowe­rze 23 km i takie wyma­rzo­ne miej­sce zna­la­złem. Nie powiem rzecz jasna, gdzie te miej­sca są…

Zaciszne ustronie (T)
Zacisz­ne ustro­nie (T)
Zaciszne ustronie (C)
Zacisz­ne ustronie ©
Zaciszne ustronie (C)
Zacisz­ne ustronie ©
Zaciszne ustronie (S)
Zacisz­ne ustro­nie (S)
Zaciszne ustronie (S)
Zacisz­ne ustro­nie (S)

Starożytne dreszczowce

W tam­tym tygo­dniu obej­rza­łem jesz­cze dwa inne fil­my, o któ­rych war­to wspo­mnieć. Oba to dresz­czow­ce (hor­ror, jak kto woli) i oba już sprzed wie­lu lat. Ucho­dzą za kla­sy­kę kina. Nie­trud­no zauwa­żyć, że są zupeł­nie inne, niż dzi­siej­sze hor­ro­ry epa­tu­ją­ce obrzy­dli­wo­ścia­mi wszel­kiej maści. Tam­te są zde­cy­do­wa­nie bar­dziej sub­tel­ne i myślę wręcz, że dla dzi­siej­sze­go widza, zahar­to­wa­ne­go we wsze­la­kich stra­szy­dłach czer­pa­nych choć­by z serii „Rin­gów”, raczej nie­zbyt strasz­ne. A chwi­la­mi tro­chę groteskowe.

Egzor­cy­sta” (1973) – obo­wiąz­ko­wy film na reli­gię 🙂 Jak z fil­mu wyni­ka w Sta­nach Zjed­no­czo­nych już w latach 70. wąt­pio­no w jaką­kol­wiek moc egzor­cy­stów i w opę­ta­nia, w prze­ci­wień­stwie do Pol­ski – gdzie w XXI wie­ku pod tym wzglę­dem cią­gle jeste­śmy w średniowieczu.

Nie­trud­no się domy­ślić, że film fak­tycz­nie opo­wia­da o rze­ko­mym opę­ta­niu przez dia­bła, cho­ciaż począt­ko­wo nic na to nie wska­zu­je. Boha­te­ro­wie krą­żą po leka­rzach w poszu­ki­wa­niu odpo­wie­dzi na źró­dło „dziw­ne­go zacho­wa­nia” jed­nej z boha­te­rek. Dia­bła jest tam w sumie nie­wie­le, a obo­wiąz­ko­we „mio­ta­nie jak sza­tan” wyglą­da dosyć pociesz­nie. „Mat­ka Joan­na” jest pod tym wzglę­dem zde­cy­do­wa­nie mniej wido­wi­sko­wa, a chy­ba robi więk­sze wra­że­nie. Tutaj jest rzecz jasna nad­ludz­ka siła, niski głos i wszyst­kie inne dia­bel­skie przy­pa­dło­ści (kto cho­dził na reli­gię, wie z pew­no­ścią, jakie są obja­wy opę­ta­nia :), ale jakie­goś głęb­sze­go prze­sła­nia to już raczej nie ma. Jed­nak film i tak war­to zoba­czyć choć­by po to, by prze­ko­nać się, jak czter­dzie­ści lat temu robio­no horrory.

Mio­ta nią jak szatan!

Pta­ki” (1963) – rze­ko­mo jest to kla­sy­ka gatun­ku Alfre­da Hitch­coc­ka. Chy­ba tro­chę prze­re­kla­mo­wa­ne, a może ja – prze­siąk­nię­ty współ­cze­sny­mi fil­ma­mi – nie jestem w sta­nie zro­zu­mieć, ponoć ukry­te­go w fil­mie, geniu­szu Hitchcocka.

Czę­sto mówi się, że „napię­cie rośnie jak u Hitch­coc­ka”. No cóż… kto ten film obej­rzy, to chy­ba zmie­ni zda­nie. Przede wszyst­kim dla­te­go, że przez pierw­szą godzi­nę fil­mu, opo­wieść bar­dziej przy­po­mi­na romans, czy jakiś film oby­cza­jo­wy, a już na pew­no nie dresz­czo­wiec. Strasz­nie, cho­ciaż nie jakoś prze­sad­nie, robi się dopie­ro w ⅔ filmu.

Film war­to obej­rzeć choć­by po to, by zoba­czyć, jak żyło się w latach 60. w USA. Ja oso­bi­ście zwró­ci­łem uwa­gę na to, że głów­ni boha­te­ro­wie korzy­sta­ją ze zmy­war­ki (o ile mnie wzrok nie myli). Efek­ty spe­cjal­ne sprzed pół wie­ku wyglą­da­ją tak­że cie­ka­wie, domy­ślam się, że ówcze­śnie robi­ły wiel­kie wrażenie.

Film nie jest może aż tak strasz­ny, jak to się zwy­kło mówić, ale i tak jest dosyć cie­ka­wy. Zagad­ka pozo­sta­je nie­wy­ja­śnio­na i – nie zwia­stu­je pozy­tyw­ne­go zakończenia.

 

Filmy

War­to się przez minu­tę pochy­lić nad fil­ma­mi i seria­la­mi, któ­re w ostat­nim cza­sie widziałem.

Grand Buda­pest Hotel”ten film widzia­łem tydzień temu, jest to pro­duk­cja z tego roku, więc zupeł­nie świe­ża. Jestem zdzi­wio­ny, że nie jest ozna­czo­na emble­ma­tem „Film­web pole­ca”, bo film, jak­kol­wiek scep­tycz­nie do nie­go pod­cho­dzi­łem (bo scep­tycz­nie pod­cho­dzę do zmy­ślo­nych państw), cał­kiem mi się podobał.

Nie jest to film z gatun­ku tych, co się bie­rze zupeł­nie na serio, ale nie jest on tak­że zupeł­nie ode­rwa­ny od rze­czy­wi­sto­ści (jak choć­by w przy­pad­ku „Drze­wa życia”, o któ­rym jak pomy­ślę, to mi się sła­bo robi, choć oglą­da­łem go już daw­no temu). Jest to coś pomię­dzy baśnią, a fil­mem fabu­lar­nym, ale jeśli uznać go za baśń – to zde­cy­do­wa­nie nie dla dzie­ci. Baj­ko­wy cha­rak­ter przy­wo­dzi na myśl spo­sób sfil­mo­wa­nia, zdję­cia – tak, że ma się wra­że­nie, że cała akcja roz­gry­wa się w jakimś wiel­kim dom­ku dla lalek.

Nie ma co się roz­wo­dzić za fabu­łą, jest ona bowiem dosyć absur­dal­na, ale i cie­ka­wa. War­to jed­nak wspo­mnieć, że akcja roz­gry­wa się w jakimś pań­stwie w Euro­pie i moż­na się domy­ślać, że dodat­ko­wo – w Euro­pie środ­ko­wo-wschod­niej; gdyż losy wyima­gi­no­wa­ne­go pań­stwa, są jak­by para­bo­lą losów państw z Euro­py środkowo-wschodniej.

W fil­mie wystę­pu­ją m.in. Ralph Fien­nes („Lek­tor”), Til­da Swin­ton („Orlan­do”), F. Mur­ray Abra­ham („Imię róży”), Adrien Bro­dy („Pia­ni­sta”).

Detek­tyw”waka­cje bez obej­rze­nia choć­by jed­ne­go seria­lu, to waka­cje stra­co­ne. Ten serial ma na Film­we­bie wyjąt­ko­wo wyso­ką oce­nę (8,6) i wyda­je mi się, że nawet tro­chę zawy­żo­ną, bo ja aż tak wyso­ko bym go nie oce­nił. Przede wszyst­kim ze wzglę­du na parę dłu­żyzn, któ­re się w nim zna­la­zły – choć serial ma tyl­ko 8 godzin­nych odcin­ków. Serial w jakimś tam spo­sób nawią­zu­je do kon­wen­cji „The Kil­ling”, więc już z tego wzglę­du war­to go obejrzeć.

Opo­wia­da o tym, że dwóch śled­czych (naj­pierw jako poli­cjan­ci, a potem – już nie) tro­pi spraw­cę seryj­nych rytu­al­nych zabójstw doko­ny­wa­nych w Luizianie.

Miłość” – a to zej­ście na zie­mię, choć raczej nie dla osło­dy. Ten film opo­wia­da o sta­ro­ści i umie­ra­niu, choć w mał­żeń­stwie, więc odróż­nia go to pod tym wzglę­dem od „Pora umie­rać”, pol­skie­go fil­mu z Danu­tą Sza­flar­ską, któ­ry moim zda­niem jest znacz­nie cie­kaw­szy. „Miłość” jest strasz­nie dłu­ga i tro­chę roz­wle­kła, ale da się obej­rzeć bez cią­głe­go patrze­nia na zegarek.

Częstochowska – Budowlanych, czyli gwałcenie przez oczy

Ostat­ni raz chy­ba dwa lata temu pisa­łem, jak to w naszym cudow­nym mie­ście jeste­śmy gwał­ce­ni przez oczy. Jadąc przez Kalisz ma się wra­że­nie, że nie jeste­śmy w Euro­pie w XXI wie­ku, ale gdzieś w jakiejś zapa­dłej dziu­rze wie­ki temu. Jest to pro­blem ogól­no­pol­ski, ale chcia­ło­by się prze­cież, żeby „naj­star­sze mia­sto w Pol­sce”, „gród nad Pro­sną” był choć tro­chę lep­szy. Dobrze, że ten pro­blem jest zauwa­żo­ny, choć od „zauwa­że­nia” do „cze­goś z tym zro­bie­nia” dale­ka droga.

Zamiesz­czam tutaj zdję­cia skrzy­żo­wa­nia ulic Czę­sto­chow­skiej i Budow­la­nych jako repre­zen­ta­tyw­ny przy­kład kali­skiej ohy­dy. Jak widać, w sto­sun­ku do 2012 roku nic się pra­wie nie zmieniło.

Częstochowska/Budowlanych

Częstochowska/Budowlanych
Z lewej stro­ny widać jeden z bar­dziej obrzy­dli­wych wyna­laz­ków ostat­nich lat, czy­li ekran LED nada­ją­cy reklamy.

Częstochowska/Budowlanych

Zacne te kra­jo­bra­zy moż­na tak­że podzi­wiać w Google Stre­etView.

 

Gdzie

Mam w tym roku wiel­kie­go zgry­za, co zro­bić w waka­cje. Do tej pory, to zna­czy już dru­gi mie­siąc, sie­dzę w domu. W tym cza­sie odby­łem tak­że prak­ty­ki; poza tym, pogo­da jest taka, że nawet nie mogłem za bar­dzo jeź­dzić na rowe­rze. No i jesz­cze cze­ka mnie prze­pro­wa­dze­nie badań potrzeb­nych do pra­cy magi­ster­skiej, a o tym, że powi­nie­nem coś do niej napi­sać, to nawet nie chce mi się myśleć.

Więk­szy pro­blem jest jed­nak z tym, czy powi­nie­nem gdzieś wyje­chać – choć­by na kil­ka dni. Czte­ry lata temu byłem w Biesz­cza­dach, trzy lata temu w Pra­dze, a potem w Buda­pesz­cie i w Wil­nie. Mia­sta są bar­dzo faj­ne, ale zaczą­łem tęsk­nić za dzi­czą (ale to się raczej nie uda). Do Buda­pesz­tu i Pra­gi chęt­nie poje­chał­bym jesz­cze raz, bo te miej­sca są wyjąt­ko­wo pięk­ne, ale jed­nak chciał­bym zwie­dzić miej­sce, gdzie jesz­cze nie byłem. Ale tam, gdzie nie byłem, jest daleko…

Nowości

Dzi­siaj stro­na inter­ne­to­wa prze­szła grun­tow­ną meta­mor­fo­zę. Nie tyl­ko prze­nio­słem ją na nowy ser­wer, ale tak­że zna­czą­co zmo­dy­fi­ko­wa­łem jej wygląd. Myślę, że czas na odmia­nę; teraz jest przy­jem­na dla oka, choć jesz­cze nie powie­dzia­łem w kwe­stii wyglą­du ostat­nie­go sło­wa – więc w naj­bliż­szym cza­sie jakieś kosme­tycz­ne popraw­ki jesz­cze mogą się zna­leźć. Obec­ny wygląd uwzględ­nia tak­że czy­ta­nie stro­ny na tele­fo­nach i tabletach.