W Etiopii w czasach panowania ostatniego cesarza


Przed koro­na­cją cesarz posłu­gi­wał się imie­niem Ras Tafa­ri – od któ­re­go wziął się ruch rasta­fa­rian. Ci uwa­ża­ją, że on nadal żyje i jest mesjaszem.


Jakiś czas temu prze­czy­ta­łem „Cesa­rza” Ryszar­da Kapu­ściń­skie­go. Była to pierw­sza książ­ka tego auto­ra, z jaką się zapo­zna­łem. A to dzię­ki temu, że jej frag­ment zna­la­złem w pod­ręcz­ni­ku od pol­skie­go. Był tam frag­ment opi­su­ją­cy spo­sób, w jaki spra­wo­wał wła­dzę Hail­le Silas­sie. Nie da się ukryć, że była to wyjąt­ko­wa osobowość…

Rów­nież książ­ka jest napi­sa­na w spo­sób nie­tu­zin­ko­wy; myśla­łem, że takie dłu­gie repor­ta­że są nud­ne, a tym­cza­sem spo­tka­ła mnie wiel­ka nie­spo­dzian­ka. Inne książ­ki Kapu­ściń­skie­go przede mną.

o mini­strze pió­raZwy­czaj ust­ne­go refe­ro­wa­nia miał tę zale­tę, że w razie potrze­by cesarz mógł oświad­czyć, iż dostoj­nik taki to a taki doniósł mu zupeł­nie co inne­go, niż mia­ło to miej­sce w rze­czy­wi­sto­ści, a ten nie mógł bro­nić się nie mając żad­ne­go na piśmie. Tak więc cesarz odbie­rał od swo­ich pod­wład­nych nie to, co oni mu mówi­li, ale to, co jego zda­niem powin­no być powie­dzia­ne. Czci­god­ny pan miał swo­ją kon­cep­cję i do niej dopa­so­wy­wał wszyst­kie sygna­ły docho­dzą­ce z oto­cze­nia. Podob­nie było z pisa­niem, bo monar­cha nasz nie tyl­ko nie korzy­stał z umie­jęt­no­ści czy­ta­nia, ale tak­że nic nie pisał i nicze­go wła­sno­ręcz­nie nie pod­pi­sy­wał. Choć rzą­dził przez pół wie­ku, nawet naj­bliż­si nie wie­dzą, jak wyglą­dał jego pod­pis. W godzi­nach urzę­do­wa­nia przy cesa­rzu obec­ny był zawsze mini­ster pió­ra, któ­ry noto­wał wszyst­kie jego roz­ka­zy i pole­ce­nia. Wyja­śnię tu, że w cza­sie robo­czych audien­cji dostoj­ny pan mówił bar­dzo cicho, led­wie tyl­ko poru­sza­jąc war­ga­mi. Mini­ster pió­ra sto­jąc o pół kro­ku od tro­nu zmu­szo­ny był przy­bli­żać ucho do ust impe­rial­nych, aby usły­szeć i zano­to­wać decy­zję cesa­rza. W dodat­ku sło­wa cesa­rza były z regu­ły nie­ja­sne i dwu­znacz­ne, zwłasz­cza wówczas,gdy nie chciał zająć wyraź­ne­go sta­no­wi­ska, a sytu­acja wyma­ga­ła, aby dał swo­ją opi­nię. Moż­na było podzi­wiać zręcz­ność monar­chy. Zapy­ta­ny przez dostoj­ni­ka o decy­zję impe­rial­ną, nie odpo­wia­dał wprost, ale odzy­wał się gło­sem tak cichym, że docie­rał tyl­ko do przy­su­nię­te­go bli­sko, jak mikro­fon, ucha mini­stra pió­ra. Noto­wał on ską­pe i mgli­ste pomru­ki wład­cy. Resz­ta była już tyl­ko kwe­stią inter­pre­ta­cji, a ta była spra­wą mini­stra, któ­ry nada­wał decy­zji for­mę pisem­ną i prze­ka­zy­wał ją niżej.

o szko­dli­wo­ści czy­ta­niaNastęp­nie odzy­wa­ją się człon­ko­wie rady koron­nej, któ­rzy żąda­ją, aby samo­lot z dzien­ni­ka­rza­mi zawró­cić z dro­gi i całe jtej bluź­nier­czej hała­stry do cesar­stwa nie wpusz­czać. Ale jak­że tu, powia­da mini­ster infor­ma­cji, nie wpu­ścić, jesz­cze więk­szy krzyk pod­nio­są i pana miło­ści­we­go bar­dziej potę­pią. Rada w radę posta­na­wia­ją pod­dać dobro­tli­we­mu panu nastę­pu­ją­ce roz­wią­za­nie – wpu­ścić, ale zaprze­czyć. Tak jest, wyprzeć się gło­du! Trzy­mać ich w Addis Abe­bie, poka­zy­wać roz­wój i niech piszą tyl­ko to, co w naszych gaze­tach potra­fią wyczy­tać. A pra­sę, przy­ja­cie­lu, mie­li­śmy lojal­ną, powiem nawet – przy­kład­nie lojal­ną. Praw­dę mówiąc, nie było jej wie­le, bo na trzy­dzie­ści z okła­dem milio­nów pod­wład­nych tło­czo­no dzien­nie dwa­dzie­ścia pięć tysię­cy egzem­pla­rzy gazet, ale pan nasz z takie­go wycho­dził zało­że­nia, że nawet naj­bar­dziej lojal­nej pra­sy nie nale­ży dawać w nad­mia­rze, gdyż może z tego wytwo­rzyć się nawyk czy­ta­nia, a potem już krok tyl­ko do nawy­ku myśle­nia, a wia­do­mo, jakie to powo­du­je nie­wy­go­dy, utra­pie­nia, kło­po­ty i zmar­twie­nia. Bo, powiedz­my, coś może być lojal­nie napi­sa­ne, ale zosta­nie nie­lo­jal­nie odczy­ta­ne, ktoś zacznie czy­tać rzecz lojal­ną, a zechce póź­niej nie­lo­jal­nej, i tak pój­dzie dro­gą, któ­ra go od tro­nu będzie odda­lać, od roz­wo­ju odcią­gać, do war­cho­łów pro­wa­dzić. Nie, nie, pan nasz nie mógł do takie­go roz­pusz­cze­nia, pobłą­dze­nia dopu­ścić i dla­te­go wogó­le nie był entu­zja­stą nad­mier­ne­go czytania.

Źró­dło: „Cesarz” Ryszard Kapu­ścin­ski, War­sza­wa 1987. Śród­ty­tu­ły dopi­sa­łem ja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *