Słuchawkowi wisielce

Na począ­tek mało opty­mia­stycz­na refleksja.

Gdy byłem w gim­na­zjum (czy­li ponad 5 lat temu) poja­wi­ły się w Pol­sce (przy­naj­mniej na szer­szą ska­lę) odtwa­rza­cze mp3, czy­li tak zwa­ne „empe­trój­ki”. Dosyć szyb­ko zyski­wa­ły one na popu­lar­no­ści; rów­nież ja wte­dy naby­łem swo­je­go iPo­da shuf­fle pierw­szej gene­ra­cji, któ­re­go mam do dzi­siaj, a któ­ry dzi­siaj mógł­by zostać sprze­da­ny na Alle­gro w dzia­le „Anty­ki”.

Myślę, że melo­ma­nia, któ­ra wte­dy owład­nę­ła spo­łe­czeń­stwem, nie­dłu­go zacznie zbie­rać swo­je krwa­we żni­wo. W jaki spo­sób? A w ten, że nie­dłu­go apa­ra­ty słu­cho­we będą czymś zupeł­nie masowym.

Pro­ble­mem nie jest rzecz jasna słu­cha­nie sobie muzy­ki przez odtwa­rzacz, ale spo­sób, w jaki się to robi. Nie­ste­ty nie­któ­rzy zosta­li tak owład­nię­ci przez Lady Gagę i Justi­na Bie­be­ra, że nie mogą się bez ich hitów obyć nawet w środ­kach komu­ni­ka­cji miej­skiej. I tu poja­wia się pro­blem: bo czy się jedzie auto­bu­sem, czy tram­wa­jem – zwy­kle jest tam gło­śno. Oka­zu­je się, że nie moż­na muzy­ki słu­chać ze „zwy­kłą” gło­śno­ścią, tyl­ko trze­ba pod­gło­sić, ile się da. Ktoś mógł­by pomy­śleć, że sko­ro hałas wytwa­rza­ny przez np. auto­bus nie jest groź­ny, to jeśli pod­gło­si­my odro­bi­nę gło­śniej, tyl­ko tyl­ko, by zagłu­szyć pojazd, to nasz słuch na tym nie ucier­pi. Tak jed­nak nie jest. Słuch bowiem uszka­dza się nie od gło­śno­ści, tyl­ko od ciśnie­nia wytwa­rza­ne­go w uchu przez drga­ją­cą mem­bra­nę gło­śni­ka. Te drga­nia powo­du­ją, że ucho prze­sta­je reago­wać na deli­kat­niej­sze bodź­ce, by być w koń­cu podat­nym tyl­ko na „łupa­nie” (to z resz­tą doty­czy nie tyl­ko słuchu).

Kie­dyś było tak, że gdy ktoś miał włą­czo­ną empe­trój­kę, to tyl­ko on ją sły­szał (takie z resz­tą było zało­że­nie tego urzą­dze­nia); gdy moż­na ją było usły­szeć „przez słu­chaw­ki” użyt­kow­ni­ka, to uzna­wa­no, że taka oso­ba to „miło­śnik moc­nych wra­żeń”. Dzi­siaj to dru­gie sta­ło się regu­łą. Nagmin­ną jest pla­gą, że musi­my słu­chać czy­je­goś odtwa­rza­cza przez czy­jeś słu­chaw­ki, któ­re wci­śnię­te są prze­cież do cudze­go ucha. Cza­sem z dru­gie­go koń­ca tram­wa­ju… Pół bie­dy, gdy jest to muzy­ka na pozio­mie, ale to się nie­ste­ty rzad­ko zda­rza. Zwy­kle są to prze­bo­je eski lub radia zet. Jed­nym sło­wem – ręce opadają.

Wnio­sek jest z tego taki, że przez słu­cha­nie muzy­ki w hała­śli­wym śro­do­wi­sku, słuch będzie się uszka­dzał. Te oso­by powin­ny już zbie­rać pie­nią­dze na apa­ra­ty słu­cho­we, bo jest kwe­stią lat, gdy będą głu­che, jak pień. Dla­te­go nie słu­cham muzy­ki w środ­kach komu­ni­ka­cji miej­skiej, ani tam, gdzie jest nad­mier­ny hałas.

Wyj­ściem z tej sytu­acji są słu­chaw­ki nausz­ne lub dousz­ne. Te są jed­nak jesz­cze rzadkością.

Teraz jesz­cze coś o wyda­rze­niach bieżących.

(1) Media dono­szą o despe­ra­tach, któ­rzy nie rzu­cim zie­mi… tzn. gło­du­ją w inten­cji nie­wpro­wa­dza­nia w życie refor­my edu­ka­cji doty­czą­cej naucza­nia histo­rii. Są to chy­ba zupeł­ni igno­ran­ci, któ­rzy nie mają bla­de­go poję­cia o tym, jak wyglą­da nauka histo­rii w szko­le. Są tak prze­czu­le­ni na wszel­kie zmia­ny, że na każ­dą pró­bę zre­for­mo­wa­nia sys­te­mu – któ­ry nie jest naj­lep­szy – reagu­ją aler­gicz­ne. Ich zabie­gi są dosyć śmieszne.

Śpie­szę z wyja­śnie­niem, dla­cze­go. Sam bowiem prze­ży­łem to na wła­snej skórze.

Obec­nie sche­mat nauki histo­rii w szko­łach wyglą­da tak, że – jak to ktoś ład­nie ujął – ucznio­wie mają trzy razy od mamu­ta do Bie­ru­ta. W szko­le pod­sta­wo­wej, gim­na­zjum, liceum uczy się w kół­ko tego same­go: cały cykl od pre­hi­sto­rii do (w teo­rii) XXI wie­ku, tyle tyl­ko, że ze stop­nio­wa­nym pozio­mem trud­no­ści i szcze­gó­ło­wo­ści (nauczy­cie­le mówią na to „tech­ni­ka spi­ra­li” czy jakoś tak).

Nie­ste­ty to nie do koń­ca zda­je egza­min. Po pierw­sze dla­te­go, że licz­ba godzin histo­rii w szko­le jest mała i nauczy­ciel nie jest w sta­nie omó­wić całe­go mate­ria­łu. Jeśli więc doje­dzie do II RP, to jest to suk­ces. Po dru­gie,  szcze­gól­nie w liceum – uczniom, któ­rzy nie są w kla­sach z roz­sze­rzo­ną histo­ria, ten przed­miot czę­sto po pro­stu zwi­sa i jest jedy­nie dodat­ko­wym utrud­nie­niem, i kolej­ną kło­dą rzu­co­ną pod nogi. Roz­sąd­niej więc by było, żeby w liceum uczyć – tych, któ­rzy nie mają histo­rii na pozio­mie roz­sze­rzo­nym – tyl­ko histo­rii XX wie­ku. Jest to chy­ba jed­na z nie­licz­nych roz­sąd­nych reform edu­ka­cji w ostat­nich latach.

(2) Już pią­ty 4 dzień kwiet­nia, więc za 6 dni… wszy­scy wie­dzą co. Uak­tyw­nia­ją się już smo­leń­skie wdo­wy i posłusz­ne woj­ska radia toruń­sko­ka­to­lic­kie­go. Na nowo zaczę­to młó­cić mgłę, brzo­zę, sta­tecz­nik etc. Macie­re­wicz – w szczy­to­wej for­mie – bo może swo­je świet­ne pomy­sły gło­sić nawet na ante­nie TVN 24. A fak­ty są, jakie były.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *