Cyryl na niedzielę

Sejm ma waka­cje, więc w zasa­dzie w mediach posu­cha. Szcze­gól­nie w tych żywią­cych się tanią 1‑dniową sen­sa­cją; tj. w tele­wi­zjach informacyjnych.

Wszyst­kie tele­wi­zje powin­ny więc dzię­ko­wać  Epi­sko­pa­to­wi Pol­ski za to, że do spół­ki z Rosyj­ską Cer­kwią Pra­wo­sław­ną na kil­ka dni zapew­nił im temat do maglo­wa­nia: mia­no­wi­cie wizy­tę patriar­chy moskiew­skie­go Cyry­la w Pol­sce. W jej trak­cie doszło do „prze­ło­mo­we­go”, „bez­pre­ce­den­so­we­go” [posłu­gu­jąc się języ­kiem tele­wi­zji] wyda­rze­nia, a mia­no­wi­cie do pod­pi­sa­nia wspól­ne­go orę­dzia. Dodam tyl­ko, że to ten sam Cyryl, któ­ry nie­daw­no został zaata­ko­wa­ny biu­stem przez ukra­iń­skie femi­nist­ki (naszym femi­nist­kom wizy­ty w ten spo­sób ubar­wić się nie chciało).

Gdy cho­dzi o treść orę­dzia, to nie jest to może coś nad­zwy­czaj­ne­go, ale zawsze miło, że przed­sta­wi­cie­le dwóch wiel­kich wyznań choć raz wyka­za­li odro­bi­nę dobrej woli. Za to abp Micha­lik zyskał sobie pew­nie jakie­goś plu­sa u czę­ści spo­łe­czeń­stwa, dla któ­rej do tej pory był tyl­ko radio­ma­ryj­nym inkwizytorem.

W tek­ście zawar­to miłość, przy­jaźń i bra­ter­stwo, ale nie daro­wa­no sobie jak zwy­kle „palą­cych pro­ble­mów”, tj. wał­ko­wa­nych od rana do wie­czo­ra abor­cji, in vitro etc.

Pod pre­tek­stem zacho­wa­nia zasa­dy świec­ko­ści lub obro­ny wol­no­ści kwe­stio­nu­je się pod­sta­wo­we zasa­dy moral­ne opar­te na Deka­lo­gu. Pro­mu­je się abor­cję, euta­na­zję, związ­ki osób jed­nej płci, któ­re usi­łu­je się przed­sta­wić jako jed­ną z form mał­żeń­stwa, pro­pa­gu­je się kon­sump­cjo­ni­stycz­ny styl życia, odrzu­ca się tra­dy­cyj­ne war­to­ści i usu­wa z prze­strze­ni publicz­nej sym­bo­le religijne.

Ład­nie to sko­men­to­wał J. Hart­man:

Sam doku­ment jest zlep­kiem pyszał­ko­wa­tych fra­ze­sów o „pojed­na­niu” (to, że wy się tam żre­cie mię­dzy sobą, nie zna­czy, że Pola­cy i Rosja­nie mają jakieś szcze­gól­ne złe rela­cje i potrzeb­ne im „pojed­na­nie”!) z typo­wy­mi poła­jan­ka­mi fun­da­men­ta­li­stów, któ­rzy wspól­nym szy­frem trwoż­li­wie egzor­cy­zmu­ją wszyst­ko, co wyda­je im się zagra­żać ich pozy­cji. Ten cały obcy świat, któ­re­go tak się boją, umie­ją okle­ić paro­ma dia­bel­ski­mi epi­te­ta­mi, w rodza­ju „pro­pa­ga­tor abor­cji i euta­na­zji”, „zde­hu­ma­ni­zo­wa­ny seku­la­ryzm” czy „ate­istycz­ny fun­da­men­ta­lizm”, lecz nic ponad­to. Umie­ją tyl­ko zatrza­snąć się na głu­cho w solip­sy­stycz­nej para­noi i sza­leń­stwie pychy, pozwa­la­ją­cej bez zaże­no­wa­nia prze­ma­wiać „do naro­dów” (ba, nie­le­d­wie „w imie­niu naro­dów”!) i robić nie­dwu­znacz­ne alu­zje, że wszyst­ko, co nie­ko­ściel­ne jest nie­mo­ral­ne, a Kościół i Cer­kiew są moral­no­ści osto­ją (a to szcze­gól­ne!). Na te wszyst­kie insy­nu­acje, pomó­wie­nia i bez­przy­kład­ne zadu­fa­nie w sobie nakła­da się jesz­cze obłud­ny szta­faż reto­ry­ki „tro­ski”. Oni są zawsze tak bar­dzo zatro­ska­ni i tak bar­dzo by nas chcie­li „ubo­ga­cić”.

Nie był­bym sobą, gdy­bym nie napi­sał, że dla przed­sta­wi­cie­li naj­bar­dziej skraj­nej pra­wi­cy przy­jazd Cyry­la jest kolej­ną oka­zją do urzą­dze­nia sobie festi­wa­lu para­noi. W koń­cu Cyryl, to agent KGB, któ­ry przy­je­chał z sadzon­ka­mi brzo­zy smoleńskiej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *