5 lat temu, tj. w maju 2010 roku, opuściłem mury liceum, zdałem maturę i rozpocząłem studia. A teraz – w najbliższym tygodniu planuję oddać swoją pracę magisterską i skończę także uniwersytet 😉 Rozterki mam nie mniejsze, niż wówczas.
Maj, to – jak wiadomo – czas matur. Dla mnie matura była przeżyciem okropnym i wyjątkowo traumatycznym. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to chyba najgorszy egzamin, jaki może być. Dlatego czuję ulgę za każdym razem, gdy w radiu mówią o maturach, a ja sobie myślę, że mam to już za sobą.
Zdawałem maturą z historii, gdzie nie ma nawet określonych (a przynajmniej wówczas nie było) dokładnych wymagań egzaminacyjnych, a przygotowania, to było błądzenie w ciemnościach. Pamiętam, jaka ogarnęła mnie błogość, gdy stwierdziłem, że czegoś z historii nie wiem (tj. nie znam jakiegoś wydarzenia) – a potem sobie przypomniałem, że przecież ja już tego umieć nie muszę.
Matura jest naprawdę okropna. W szczególności dla osób z wyższymi oczekiwaniami. A przecież na każdym egzaminie bardzo dużo zależy od szczęścia. Na maturze – zdecydowanie za dużo.