
Rzeka i okolice w listopadzie

wycieczki, krajobrazy, zdjęcia i inne głupoty
Parę dni temu w „Dużym formacie” ukazał się reportaż opowiadający o tym, jak się żyje bez łazienki. Dla kogoś, kto mieszka w mieście, jest właściwie niewyobrażalne, ale jednak okazuje się, że rodzin pozbawionych takiego osiągnięcia XX wieku jest całkiem sporo, nie tylko na wsi.
Pod artykułem znajduje się kartodiogram wyraźnie wskazujący, że granice zacofania pokrywają się z granicami zaborów. Chodzi właściwie wyłącznie o zabór rosyjski. Kalisz znajduje się na terenie byłego zaboru rosyjskiego (choć bardzo na zachodzie), więc postanowiłem sprawdzić, jak to u nas wygląda. Sięgnąłem więc po dane GUSu.
Prawdę mówiąc, dane mnie zaskoczyły. Wynika z nich, że obecnie w Kaliszu 94,2% mieszkań ma łazienki; jest to mniej niż przeciętnie w Poznaniu, Wielkopolsce i w Polsce (w miastach i na wsi!). Możemy sobie poprawić samopoczucie patrząc na dane dotyczące lubelskich wsi, ale to raczej marne pocieszenie.
Sprawdźmy zatem, jak jest w innych obszarach.
Tutaj Wielkopolska w teoretycznie przoduje, ale różnice są minimalne.
PS. To jest trzechsetny wpis na blogu.
Zbliża się babie lato, które jest wyjątkowo sympatyczne. Poranki są zimne i mgliste, ale wciąż jest doskonała pogoda do jazdy na rowerze. Tak jak wczoraj (25 km) czy dzisiaj (30 km).
Każdy odwiedzający centrum Kalisza, choćby mimochodem, dowie się, że właśnie „obchodzona” jest setna rocznica zburzenia Kalisza, które miało miejsce w 1914 roku, na początku I wojny światowej. W całym śródmieściu wiszą olbrzymie plakaty pokazujące dane miejsce po zburzeniu (dobry pomysł). Pamiętam, jak chyba w 2004 roku była podobna akcja, ale wtedy nie było wielkich plakatów, tylko coś subtelniejszego.
Tegoroczna „celebracja” obchodzona jest pod hasłem „Kalisz feniks.…” czy coś takiego. Strasznie mnie to denerwuje, ale mniejsza z tym. Smutna refleksja jest taka, że jak się patrzy na obecny stan kaliskiej starówki, to dochodzi się do wniosku, że może nasi przodkowie popełnili błąd odbudowując Kalisz. Może należało wszystko zostawić (jak w Kostrzynie nad Odrą). Główne ulice w centrum Kalisza to obraz nędzy i rozpaczy; gołym okiem widać pogłębiającą się degrengoladę niegdyś wspaniałych miejsc. Przykro patrzeć, że Kalisz zamienia się w prowincjonalne miasteczko, zawłaszczone przez centra handlowe. Widać to jak na dłoni po wymierającym na głównych ulicach handlu.
O wszechobecnej kaliskiej brzydocie można by pisać i pisać. Ten problem został zauważony przez kaliszan, ale trudno cokolwiek zrobić – póki co nikt nie zdobył się choćby na to, by w jakiś sposób zatrzymać zalewające miasto reklamy.
Polecam przeczytać: „O gustach się nie dyskutuje”
Zima w tym roku zupełnie nam nie wyszła. Pogoda jest wstrętna, rzecz by można – odrażająca. Zimą powinna być zima. Co najwyżej zero stopni, wiatr, niebo zasnute ciężkimi, szarymi chmurami. Zamiast tego mamy to ohydne słońce, które świeci nieustannie. Do oficjalnego rozpoczęcia wiosny jeszcze dobrych kilka tygodni, a tymczasem wiosnę, to my mamy już od dwóch, czy trzech tygodni. Co za bezczelność. A potem temperatura spadnie do kilku stopni i wszyscy będą stękać, że zimno.
Z tego wszystkiego muszę dodać stare zdjęcie, sprzed roku, żeby chociaż trochę nas zmroziło.
Już trzy miesiące roku akademickiego mam za sobą, bo właśnie nadchodzą Święta Bożego Narodzenia. Potem tylko styczeń (niepełny) i znowu przerwa, ale mniej sympatyczna, bo upływająca pod znakiem egzaminów. Mija czwarty rok moich studiów i zaczynam się martwić moją pracą magisterską, choć „dopiero, co je zacząłem”.
Zima jest zupełnie nieśnieżna i pogoda jest taka, jaką chcielibyśmy mieć na Wielkanoc. Ale przecież „białe święta” w tym roku już były 🙂
Mógłbym tu oczywiście napisać o całej masie różnych smutnych i złych rzeczy, o których można przeczytać w gazetach i w internecie, i byłby to mój komentarz do tych wydarzeń, ale po co sobie tym głowę zaprzątać. Lepiej myśleć o serniku.
Wczoraj wróciłem do domu z dwutygodniowej mojej bytności w Poznaniu. Niebo już jest zachmurzone, nie ma słońca, drzewa pozbawione są liści, w nocy zdarza się mróz, czasem coś kapie z nieba, powietrze jest jednak suche. Czyli zbliża się zima.
Na zdjęciach powyżej: Poznań, Ostrów Tumski. Jednak jest pięknie.
Przede mną jeszcze trzy tygodnie zajęć na uniwersytecie, nim wrócę na przerwę bożonarodzeniową. Niestety już jutro musimy rejestrować się na egzaminy, i to nawet na te, które będziemy zdawać dopiero w czerwcu.
Moje plany wakacyjne nie są jeszcze sprecyzowane, choć mija już któryś tydzień wakacji. Do tej pory nie miałem nawet za bardzo czasu by o tym myśleć, bo odbywałem (z własnej woli) praktyki. Ponieważ te już się skończyły, będę miał jeszcze więcej czasu na jeżdżenie na rowerze 😀
Nadszedł już z dawna oczekiwany długi weekend majowy. Pogoda jest zupełnie nienadzwyczajna, bo od dwóch dni pada, więc nawet na rowerze jeździć nie można. W maju na szczęście będzie jeszcze jeden długi weekend.
We wtorek musiałem znowu jechać pociągiem Bydłowozów Regionalnych i nawet skarg nie chce mi się już pisać. Nie mam jednak wątpliwości, że sposób w jaki traktuje się pasażerów w tych pociągach podpada pod Konwencję w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania.
Na pocieszenie wstawiam kilka zdjęć zrobionych, gdy pogoda bardziej dopisywała.
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, jak wygląda krajobraz za oknem, nie znajdzie sobie dowolne zdjęcie przedstawiające zimę. Tak, tak… pomimo tego, że jest koniec marca, na dworze jest ‑10° C i sporo śniegu. Dobrze, że tej nocy nie padało.
Jest wysoce prawdopodobne, że będziemy mieli białe święta, szkoda tylko, że wielkanocne. Nie wiem, jak Zajączek pokona te zaspy…