O uniwersytetach i podręcznikach

W ostat­niej „Poli­ty­ce” uka­zał się cie­ka­wy repor­taż doty­czą­cy uro­czy­sto­ści abso­lu­to­rium Uni­wer­sy­te­tu Harvar­da. Jak się oka­zu­je, wśród Nobli­stów ponad 70 z nich było absol­wen­ta­mi tego Uni­wer­sy­te­tu. Oczy­wi­ście, ta uczel­nia ucho­dzi za naj­wy­bit­niej­szą na świe­cie, ale do wszel­kie­go typu ran­kin­gów lepiej pod­cho­dzić z rezer­wą. Piszę tak nie dla­te­go, że jestem zazdro­sny. Dobrze jest jed­nak wziąć pod uwa­gę, co takie ran­kin­gi uwzględ­nia­ją: np. „licz­bę publi­ka­cji w języ­ku angiel­skim”. Oczy­wi­ste jest więc, że uni­wer­sy­te­ty z kra­jów angiel­sko­ję­zycz­nych zawsze będą w pewien spo­sób uprzy­wi­le­jo­wa­ne. Na Harvar­dzie jest zupeł­nie inny sys­tem stu­diów, co jest dosyć cie­ka­we. Ale u nas jest – po pro­stu ina­czej. Niech ktoś nie myśli, że mam kom­plek­sy z tego powo­du, że stu­diu­ję na jakimś tam Uni­wer­sy­te­cie im. jakie­goś tam niko­mu nie­zna­ne­go poety gdzieś tam na koń­cu świa­ta. Mój wybór był naj­lep­szym z moż­li­wych. UAM jest jed­nym z naj­lep­szych uni­wer­sy­te­tów w Pol­sce (na pew­no w pierw­szej trój­ce), tak więc jest jed­no­cze­śnie jed­nym z naj­lep­szych w Europie.

Ale nie o tym chcia­łem pisać, a o czymś pokrew­nym. Jeśli mogli­by­śmy się cze­goś uczyć od uczel­ni z innych państw, to może spo­so­bu pisa­nia pod­ręcz­ni­ków. Pierw­szy pod­ręcz­nik „zachod­ni”, z jakim się spo­tka­łem to Eko­no­mia Kamer­sche­na i spół­ki. Gaba­ry­ty – ogól­no­pol­skiej książ­ki tele­fo­nicz­nej. Pomi­mo to, nie znie­chę­ca. Się­gną­łem po nie­go, bo choć nie stu­diu­ję eko­no­mii, to eko­no­mii się przez semestr uczy­łem. Zaj­rza­łem do nie­go z cie­ka­wo­ści, by spraw­dzić, czy może tam nie jest coś lepiej wytłu­ma­czo­ne. Oka­za­ło się, że tak: wszyst­ko było napi­sa­ne w spo­sób jasny i przej­rzy­sty, wzbo­ga­co­ne ilu­stra­cja­mi. Ale tu nie o treść nawet cho­dzi, bo prze­cież wśród naszych auto­rów jest też wie­lu świet­nych gawę­dzia­rzo-pod­ręcz­ni­ko­pi­sa­rzy (gdy­by nie to, nikt by nie czy­tał Scza­niec­kie­go 40 lat po pierw­szym wyda­niu). Cho­dzi raczej o spra­wy tech­nicz­ne, czy­li te z pozo­ru nie­istot­ne. Takie, jak: este­tycz­ne wyda­nie, przej­rzy­stość, sze­ro­kie mar­gi­ne­sy, spi­sy tre­ści, indek­sy, spi­sy tre­ści na począt­kach roz­dzia­łów, stresz­cze­nia roz­dzia­łów, pyta­nie kon­tro­l­ne etc. U nasz szu­kać tego ze świe­cą. Podob­nie było z pod­ręcz­ni­kiem Psy­cho­lo­gia i życie Zimbardo.

Pyta­nia testo­we z pra­wo­znaw­stwa. Jak widać w testach też moż­na mieć poczu­cie humoru.

Ktoś powie, że takie rze­czy, jak np. czy­tel­na czcion­ka są nie­istot­ne. Nic bar­dziej myl­ne­go. Nie jest to może naj­waż­niej­sze, bo naj­waż­niej­sza jest treść, ale pew­ne dodat­ki, jak choć­by pyta­nia do „samo­spraw­dze­nia” są bar­dzo przy­dat­ne. W tych kwe­stiach PWN i spół­ka mogli­by się jesz­cze wie­le nauczyć. Ktoś mógł­by pomy­śleć, że umiesz­cza­nie ilu­stra­cji w pod­ręcz­ni­kach dla praw­ni­ków jest bez­ce­lo­we, co jest bzdu­rą, bo obraz­ki prze­cież każ­dy lubi. Dobrze, że choć to się aku­rat zmienia.

Dodam jesz­cze, że do Eko­no­mii była jesz­cze jak­by dru­ga, spe­cjal­na część z ćwiczeniami.

Wczo­raj wypo­ży­czy­łem w biblio­te­ce pod­ręcz­nik Neila Par­pwor­tha Con­sti­tu­tio­nal and admi­ni­stra­ti­ve law o kon­sty­tu­cji Wiel­kiej Bry­ta­nii (wyd. OUP). W nim jest podob­nie: przej­rzy­sty spis tre­ści, pod­su­mo­wa­nia przy każ­dym roz­dzia­le, dodat­ko­we pyta­nia, naj­waż­niej­sze poję­cia. I nie jest to wyda­nie luk­su­so­we, tyl­ko „tanie” (tzn. ok. 130 zł 😉 ).

Dodat­ko­wą kwe­stią są ceny pod­ręcz­ni­ków… dobrze, że są biblio­te­ki [U. Eco w swo­im ese­ju O biblio­te­ce pisze o błęd­nym kole: pod­ręcz­ni­ki są coraz droż­sze, więc coraz bar­dziej są kse­ro­wa­ne, więc są wyda­wa­ne w mniej­szych nakła­dach, więc są jesz­cze droż­sze, więc są kserowane]

Wio­sna w Par­ku Mickiewicza

Walka rozumu z cielesnymi zachciankami

Pięk­na zro­bi­ła się dzi­siaj pogo­da. Jest chy­ba ponad 20º C. To zna­czy pięk­na pogo­da jest, ale do cza­su: bo jak się nosi na gar­bie ple­cak z bam­be­tla­mi, to pięk­na pogo­da po chwi­li robi się dosyć uciążliwa…

Wysze­dłem dzi­siaj ze swo­je­go wydzia­łu i wła­ści­wie jak co tydzień posze­dłem do Sta­re­go Bro­wa­ru, by tam w super­mar­ke­cie kupić sobie pie­czy­wo etc. Było gorą­co, więc naszła mnie chęt­ka na jakąś kawę mro­żo­ną albo coś takie­go. Wspa­nia­le się skła­da, albo­wiem na par­te­rze cen­trum han­dlo­we­go, przy wej­ściu znaj­du­je się Star­bucks. Nawie­dzi­łem kie­dyś ten przy­by­tek w Ber­li­nie, w cza­sach, gdy w Pol­sce jesz­cze w ogó­le tej sie­ci nie było.

Sły­sza­łem oczy­wi­ście, że w War­sza­wie ludzie sto­ją w dłu­gich kolej­kach, by potem ze szpa­ner­ski­mi kub­ka­mi z wyba­zgra­ny­mi na nich swo­imi imio­na­mi prze­cha­dzać się z kawą w gar­ści. Z nie­wąt­pli­wie naj­droż­szą w sto­li­cy kawą w gar­ści. Albo­wiem ceny są tam zawrotne.

Kawa mro­żo­na, na któ­rą mia­łem ocho­tę kosz­to­wa­ła (naj­mniej­sza) 11 zło­tych (słow­nie: jede­na­ście). Wcze­śniej wyda­wa­ło mi się, że za coś takie­go nie moż­na dać wię­cej niż ok. 7 zł, więc z takim nasta­wie­niem uda­łem się do tej kawiar­ni… no cóż, na miej­scu spo­tka­ło mnie roz­cza­ro­wa­nie. Sto­czy­łem więc nie­złą bata­lię pomię­dzy rozu­mem, któ­ry pod­po­wia­dał mi, że trze­ba na gło­wę upaść i mieć napraw­dę nie­rów­no pod sufi­tem, by sobie coś takie­go kupić, a zachcian­ka­mi mojej cie­le­snej powło­ki. Tym razem rozum wygrał, ale kto wie…

Podej­rze­wam, że więk­szość osób w Star­buck­sie musi sto­czyć cięż­ką wal­kę pomię­dzy zdro­wym roz­sąd­kiem i zasob­no­ścią swo­je­go port­fe­la, a ład­nie wyglą­da­ją­cy­mi kubeczkami.

Trud­no się dzi­wić, że przy­naj­mniej poło­wa gości sto­łu­ją­cych się tam, to obcokrajowcy…

PS. Dla cie­ka­wo­ści, kawa­łek cia­sta to ok. 13 zł. Nawet u Kan­dul­skie­go jest taniej.

Nowa wystawa starodruków

Ostat­nio popa­stwi­łem się tro­chę nad obroń­ca­mi pomni­ka; mam nadzie­ję, że nie przy­je­dzie czar­na woł­ga i mnie nie zgarnie.

Tym­cza­sem teraz jestem w Pozna­niu. Pogo­da zro­bi­ła się napraw­dę wio­sen­na, więc w ten week­end, ostat­ni przed świę­ta­mi moż­na spo­koj­nie zwie­dzać wsze­la­kie par­ki, któ­rych w Pozna­niu dosta­tek. Pew­nie dzi­siaj do jakie­goś się jesz­cze wybio­rę, ale nim to nastą­pi, zwie­dzi­łem dzi­siaj bar­dzo cie­ka­wą wysta­wę, o któ­rej dowie­dzia­łem się przez przy­pa­dek w inter­ne­cie. Zosta­ła ona zor­ga­ni­zo­wa­na przez PTPN i była chy­ba jesz­cze lep­sza niż ta poprzed­nia. Poświę­co­na była zbio­rom biblio­fil­skim A. Opalińskiego.

Nie­któ­re zdję­cia są kiep­skiej jako­ści, ale tak to jest, gdy foto­gra­fu­je się przez gabloty.

Wszyst­kie zdję­cia moż­na obej­rzeć tutaj.

Park Sołacki wczesną wiosną

Minął wła­śnie tydzień od cza­su, gdy odwie­dzi­łem dumę Pozna­nia – Park Sołac­ki. Pod koniec lute­go nie pre­zen­tu­je się on tak oka­za­le, jak latem (latem jest super). Ale i tak jest tam miej­sce, by sobie miło pospacerować.

Sołacz jako dziel­ni­ca Pozna­nia też jest pięk­ny sam w sobie. Kto tam nie był, a ma moż­li­wość, niech nad­ro­bi zale­gło­ści. Jest to dziel­ni­ca peł­na uro­ku, gdzie sto­ją maje­sta­tycz­nie sta­re wil­le pośród wyso­kich drzew. Samo­cho­dów nie­wie­le, tyl­ko od cza­su do cza­su prze­je­dzie jakiś tramwaj.

Ser­ce rośnie, patrząc na te czasy!
Mało przed tym gołe były lasy,
Śnieg na zie­mi wysszej łok­cia leżał,
A po rze­kach wóz nacięż­szy zbieżał.

Teraz drze­wa liście na się wzięły,
Polne łąki pięk­nie zakwitnęły;
Lody zeszły, a po czy­stej wodzie
Idą stat­ki i cio­sa­ne łodzie.

Jan Kocha­now­ski ~ Pieśń II

 

PS. Dzi­siaj mia­łem tro­chę cza­su, by „powal­czyć” ze swo­ją stro­ną. Zak­tu­ali­zo­wa­łem nie­co dział o muzyce.

Powrót do Kalisza

Jutro mija dwu­na­sty dzień mojej byt­no­ści w Pozna­niu: czas wra­cać do Kali­sza. Podróż zapew­ne nie będzie przy­jem­na. Gdy ostat­nio wra­ca­łem PKSem, warun­ki były chy­ba gor­sze od tych, jakie mają pro­sia­ki wie­zio­ne do rzeź­ni. Zasta­na­wiam się, czy przy­pad­kiem prze­woź­nik nie obdzie­ra swo­ich pasa­że­rów z god­no­ści (a jak wia­do­mo, było­by to prze­stęp­stwo prze­ciw­ko pra­wo czło­wie­ka). Jutro cze­ka mnie cięż­ka prze­pra­wa w pocią­gu, któ­ry będzie o poło­wę za mały.

Aż chcia­ło­by się zacy­to­wać Brzechwę:

Żółw chciał poje­chać koleją,
Lecz kole­je nie tanieją,
Żół­wio­wi szko­da pieniędzy,
„Pój­dę pie­szo, będzie prędzej”

A tak z przy­jem­niej­szych rze­czy, to pogo­da się robi coraz ład­niej­sza. W nie­dzie­lę byłem w Par­ku Sołac­kim, nie­dłu­go umiesz­czę jakieś zdjęcia.

Wiosenny tramwaj

Góra Prze­my­sła. Czuć już wiosnę

Taki dziś się zro­bił ład­ny dzień. To zna­czy nie od razu. O szó­stej rano było ‑6ºC, czy­li było cał­kiem zim­no. Dla odmia­ny teraz jest chy­ba +6ºC; w każ­dym razie jest dość cie­pło, a słoń­ce zaglą­da w okno, więc widać, jakie jest brud­ne. Teraz trze­ba mieć nadzie­ję, że nie­dłu­go zacznie się wszyst­ko zielenić.

Ten sen­no­wio­sen­ny nastrój z pew­no­ścią zmie­nił tram­waj, któ­ry wyko­le­ił się na Kór­nic­kiej, nie­mal na moich oczach. Wyglą­da­ło to dość efek­tow­nie, bo nie co dzień widzi się koła tram­wa­ju na chodniku.

Dru­gi wagon miał ocho­tę prze­je­chać się po chodniku

A może ten tram­waj miał (jak to kie­dyś w Trój­ce ujął W. Mann) wio­sen­ne ocipienie?

PS. Moż­na o tym też prze­czy­tać na stro­nie MPK.

Nowy semestr

Daw­no nie pisa­łem nicze­go na blo­gu, bo po pierw­sze nie było o czym, bo – po dru­gie – była sesja i po trze­cie, przez pewien czas moja stro­na była nie­do­stęp­na. Teraz stro­na jest dostęp­na, sesja się skoń­czy­ła i zaczął się dru­gi semestr, i – na koniec – moja stro­na zmie­ni­ła się dosyć i choć­by o tym moż­na pisać.

Uzna­łem, że poprzed­ni wygląd stro­ny był już zbyt dłu­go i trze­ba go nie­co odświe­żyć. Ten utrzy­ma­ny jest w tonie mle­ka ze śmie­ta­ną, tzn. kra­ina łagod­no­ści. Nic spe­cjal­ne­go, nic wyróż­nia­ją­ce­go się, tyl­ko kla­sycz­ny ład i har­mo­nia. Ble, ble, ble …

Jak wspo­mnia­łem, roz­po­czął się dru­gi semestr i prak­tycz­nie wymie­ni­ły mi się wszyst­kie przed­mio­ty. Poza tym skoń­czy­ła się już sesja i wiem, że pierw­szy semestr mam zali­czo­ny – tym samym prze­szedł on już do histo­rii. Pew­nie dużo cza­su zaj­mie, nim zno­wu będę się chciał zaj­mo­wać logi­ką, czy eko­no­mią. Teraz muszę się poświę­cić czte­rem przed­mio­tom histo­rycz­nym i już nie wiem, co gorsze.

PS. Robi się tro­chę cie­pleć. (Idzie wiosna)

PPS. Na stro­nie jest jesz­cze wie­le do zro­bie­nia. Wszel­kie wska­zów­ki i wytknię­cia błę­dów są mile widziane.

Nowe zdjęcia na Nowy Rok

2011

W Nowy Rok wcho­dzę 159. wpi­sem na tej stro­nie. Wypa­da­ło­by go zacząć opty­mi­stycz­nie – np. przy pomo­cy ład­nych zdjęć. Ja wczo­raj kil­ka zro­bi­łem. Teraz nie mam tyle cza­su, by spa­ce­ro­wać, szcze­gól­nie z apa­ra­tem. A chcia­łem sobie przy­po­mnieć miej­sca, w któ­rych nie byłem od jesie­ni. Pogo­da jest ład­na, tro­chę wietrz­na, w oko­li­cach 0ºC. Śnieg tro­chę top­nie­je, ale myślę, że mróz jesz­cze chwyci.


IMG621.jpg
Zima w Piwo­ni­cach. Klik­nij na zdję­cie, by zoba­czyć wię­cej obrazków


A tu są zdję­cia z całe­go świata:

Zdjęć z Kali­sza jesz­cze nie zna­la­złem, ale gdy się poja­wią, to rów­nież coś o nich wspomnę.

Co wydarzyło się w tym roku

Stud­niów­ka – matu­ra – koniec liceum Bez wąt­pie­nia jest to jed­no z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń w moim życiu. Stud­niów­ka – przy­szła i poszła (choć przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do niej dłu­go, szcze­gól­nie do wspa­nia­łe­go polo­ne­za), ale była bar­dzo uda­na. Dużo wię­cej moż­na napi­sać o egza­mi­nie doj­rza­ło­ści, któ­ry zda­wa­łem w maju i do któ­re­go przy­go­to­wy­wa­łem się pra­wie 3 lata. Wie­le było przy tym ner­wów. Zda­wa­łem matu­rę z pol­skie­go, histo­rii, angiel­skie­go, i (teo­re­tycz­nie) WOSu; jako kró­li­ki eks­pe­ry­men­tal­ne zda­wa­li­śmy mate­ma­ty­kę obo­wiąz­ko­wo. Szko­da, że MEN musi na nas testo­wać swo­je głu­pie pomy­sły. Wiem, że mat­ma poszła mi bar­dzo dobrze (94%), to potra­fię sobie przy­po­mnieć, ile cza­su stra­ci­łem roz­wią­zu­jąc dzie­siąt­ki testów, by być do niej odpo­wied­ni przy­go­to­wa­nym – a to kosz­tem bez­cen­ne­go cza­su wol­ne­go, świę­te­go spo­ko­ju i innych przed­mio­tów matu­ral­nych. Dużym osią­gnię­ciem było zakwa­li­fi­ko­wa­nie się do fina­łu ogól­no­pol­skie­go Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka. Wie­le tam nie osią­gną­łem, ale repre­zen­to­wa­łem tam Wiel­ko­pol­skę, a szko­le mogłem „nabić” tro­chę punk­tów do tego idio­tycz­ne­go ran­kin­gu. Dzię­ki Olim­pia­dzie mia­łem szóst­kę z WOSu na matu­rzę za dar­mo. Ostat­nie­go dnia kwiet­nia ukoń­czy­łem liceum (z wyróż­nie­niem) i to nie byle jakie, bo kali­skie­go Asnyka.

Kata­stro­fa 10 kwiet­nia 2010 roku roz­bił się w Smo­leń­sku samo­lot z 96 oso­ba­mi na pokła­dzie, co gor­sza był wśród nich pre­zy­dent RP. Mówio­no o tym na całym świe­cie, wszy­scy skła­da­li kon­do­len­cje i było bar­dzo uro­czy­ście – aż do prze­sa­dy (wykpi­wa­ne stwier­dze­nie Oba­my, że „wszy­scy jeste­śmy Pola­ka­mi”). Ale nie kata­stro­fa jest naj­cie­kaw­sza, ale raczej to, że jest to temat wywo­łu­ją­cy skraj­ne emo­cje i do tego wał­ko­wa­ny bez umia­ru przez media od rana do nocy – i tak już jest od 9 mie­się­cy, i nie zano­si się na to, by się to skoń­czy­ło. Oczy­wi­ście, że to co się sta­ło, było bar­dzo przy­kre. Ale sta­cje tele­wi­zyj­ne przez pierw­szy tydzień (ze sta­cja­mi tele­wi­zyj­ny­mi kon­cer­nu ITI) licy­to­wa­ły się, w czy­jej ramów­ce będzie wię­cej żało­by, smut­nych melo­dii, czar­no-bia­łych zdjęć itp. O tym, co nastą­pi­ło po tym – nie chce mi się nawet pisać. Wiel­ka, ogól­no­kra­jo­wa awan­tu­ra roz­po­czę­ła się od tego, gdzie ma być para pre­zy­denc­ka pocho­wa­na. Faj­nie jest sobie zadzow­nić do Dzi­wi­sza i powie­dzieć, że „życzy­my sobie miej­sce na Wawe­lu”. Też bym tak chciał. Póź­niej róż­no­ra­kie teo­rie spi­sko­we, że zamach, że mgła wywo­ła­na sztucz­nie (Radio Mary­ja). Kon­cern medial­ny kościo­ła toruń­sk0-kato­lic­kie­go osą­dził win­nych nie­szczę­ściu już w dniu kata­stro­fy. Do tego doszło pie­niac­two Kaczyń­skie­go, Macie­re­wi­cza… aż nie­do­brze się robi. Koniec więc z tym! Ja na koń­cu tyl­ko dodam, że w żad­ną teo­rię spi­sko­wą nie wierzę.

W zgieł­ku kata­stro­fy nikt nie zauwa­żył, jakie­go piwa nawa­ży­li nam har­ce­rze umiesz­cza­jąc przed Pała­cem Pre­zy­denc­kim krzyż, któ­ry póź­niej przez mie­sią­ce był oble­ga­ny przez zastę­py fana­ty­ków reli­gij­nych czczą­cych pre­zy­den­ta jako świę­te­go męczen­ni­ka i wie­leb­ne­go ojca naro­du, któ­ry za nie­go poległ. Szop­ka zakoń­czy­ła się po wie­lu mie­sią­cach nie­zde­cy­do­wa­nia rzą­du, któ­ry bał się zare­ago­wać (bo zaraz zaczę­ło­by się typo­we dla epi­sko­pa­tu szu­ka­nie wro­ga i anty­chry­sta) i kościel­nych hie­rar­chów, któ­rzy po pro­stu umy­li ręce. Żało­sne sce­ny na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu w War­sza­wie szyb­ko sta­ły się żela­znym punk­tem wycie­czek zarów­no pol­skich, jak i zagra­nicz­nych. Sam tam byłem.

Waka­cje W dniu, w któ­rym pod­ję­to pierw­szą pró­bę prze­nie­sie­nia krzy­ża, ja z przy­ja­ciół­mi uda­łem się na dwo­rzec kole­jo­wy w Ostro­wie Wiel­ko­pol­skim, gdzie wsie­dli­śmy do pocią­gu do Rze­szo­wa (spóź­nio­ne­go 3 godzi­ny). Ze sto­li­cy Pod­kar­pa­cia poje­cha­li­śmy szy­no­bu­sem do Sano­ka, a z Sano­ka auto­bu­sem do Sękow­ca. Tak zna­leź­li­śmy się w ser­cu Biesz­czad. Poza tym latem pod­ją­łem 3 pró­by pra­cy, z cze­go dwie zakoń­czy­ły się kata­stro­fą; żon­glo­wa­łem poda­nia­mi na uni­wer­sy­te­ty i gania­łem za mieszkaniem.

Poznań – stu­dia Dosta­łem się tam, gdzie chcia­łem, tj. na Uni­wer­sy­tet im. Ada­ma Mic­kie­wi­cza, na kie­ru­nek pra­wo. W paź­dzier­ni­ku poło­wicz­nie prze­pro­wa­dzi­łem się do Pozna­nia. I tak, od trzech mie­się­cy, kur­su­ję pomię­dzy Pyra­Ci­ty i Kali­szem, gdzie powra­cam co tydzień. Z kie­run­ku stu­diów jestem zado­wo­lo­ny, choć trud­no coś wię­cej na razie powie­dzieć. Za parę tygo­dni cze­ka­ją mnie pierw­sze uni­wer­sy­tec­kie egza­mi­ny. Myślę, że nie będzie źle.

I tak jest do dzi­siaj. Teraz jest 10:30, 31 grud­nia 2010 roku. Moż­na będzie powie­dzieć (para­fra­zu­jąc Księ­gę Rodza­ju) „i tak minął dzień, i noc i kolej­ny rok”.


Wszyst­kim Czy­tel­ni­kom, któ­rym chce się tu cza­sem zaj­rzeć dzię­ku­ję za cier­pli­wość i życzę szczę­śli­we­go Nowe­go Roku! Do zobaczenia!

Przed Świętami

W radiu napa­stu­ją nas „Last Chri­st­mas”, wszy­scy pio­rą firan­ki i myją okna – nie­za­wod­ny to znak, że nad­cho­dzi Boże Naro­dze­nie. Świę­to prze­sym­pa­tycz­ne, weso­łe, pozwa­la­ją­ce na roz­my­śla­nia, ale dla wie­lu włą­cza­ją­ce w mózgu jedy­nie hasła takie jak wła­śnie „obym zdą­żył umyć okna”. Znam takie osoby.

Na życze­nia jesz­cze za wcze­śnie, pozwo­lę sobie za to powie­dzieć, że w nowym roku cze­ka­ją kolej­ny zmia­ny (ale nie jakieś rady­kal­ne) na tej­że stro­nie. A to już prze­cież dwa lata ist­nie­nia bloga!

Przed Świętami nocą

Dzi­siaj wyjeż­dżam z Pozna­nia na week­end (jutro mamy wol­ne z powo­du otwar­cia Col­le­gium Iuri­di­cum Novum, któ­re – nota bene – mia­ło nastą­pić ponad mie­siąc temu). Potem przy­ja­dę tyl­ko na 2 dni, na ostat­nie przed­świą­tecz­ne zajęcia.

Wczo­raj wybra­łem się wie­czo­rem zoba­czyć noc­ne ilu­mi­na­cje, jakie przy­go­to­wa­no w Poznaniu.



Skrzy­żo­wa­nie Fre­dry i Al. Niepodległości


Zamek


Ope­ra


Kier­masz świą­tecz­ny na Sta­rym Rynku


Cho­in­ka przed ratuszem


Zauł­ki Sta­re­go Miasta


Ale mróz!

Pies czyli kot – „Tylko się urwać”

Pies czy­li kot | Tyl­ko się urwać – Polityka.pl.

W arty­ku­le, do któ­re­go łącze zamiesz­czo­ne jest powy­żej, zna­la­złem cie­ka­we prze­my­śle­nie na temat tele­wi­zyj­nych pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych, któ­re od rana do nocy rosz­czą sobie pra­wo do powia­da­mia­nia nas o wszyst­kich fak­tach, czę­sto nie­istot­nych, ale i tak zakla­sy­fi­ko­wa­nych jako „wia­do­mo­ści dnia”.

Tele­wi­zja sta­ła się dodat­ko­wym oknem w domu. Za oknem śnieg, w tele­wi­zyj­nym oknie też śnieg, tyle że pięk­niej omó­wio­ny. Każ­de­go – żeby było demo­kra­tycz­nie – prze­chod­nia tere­no­wy spra­woz­daw­ca pyta o oce­nę sta­nu zaśnie­że­nia i odśnie­że­nia. I każ­dy mówi mu to samo, a ja słu­cham i wzdy­cham (…). Dodat­ko­wo wszyst­kie te roz­mo­wy «prze­pa­sa­ne jak­by wstę­gą, mie­dzą» set­ka­mi iden­tycz­nych reklam. Jest jak w raju – spo­kój, cisza i ado­ra­cja. Wsta­jesz i wiesz – obie­cu­je sta­cja. Ja doświad­czam reali­za­cji tej obiet­ni­cy, wzmoc­nio­nej wyzna­niem Sokra­te­sa – wsta­ję i wiem, że nic nie wiem.

Źró­dło: Sta­ni­sław Tym Tyl­ko się urwać [w:] „Poli­ty­ka” nr 50 (2786), 11 grud­nia 2010 [dostęp onli­ne]