Żałoba

Taka ład­na pogo­da, a w radiu, tele­wi­zji, gaze­tach i w Inter­ne­cie wszę­dzie to samo. I tak od sobo­ty (dzi­siaj jest wto­rek), od  godzi­ny 9.00. Wte­dy bowiem doszły słu­chy, że samo­lot wio­zą­cy pre­zy­den­ta na uro­czy­sto­ści do Katy­nia się roz­bił. Na począt­ku myśla­łem, że się roz­bił, ale nic się nie sta­ło (tak było z Lesz­kiem Mil­le­rem), ale oka­za­ło się, że sta­ła kata­stro­fa jak jesz­cze nigdy 0 – nie prze­sa­dza­jąc – w histo­rii ludz­ko­ści. Nie zda­rzy­ło się chy­ba jesz­cze, by w cią­gu paru chwil zgi­nął pre­zy­dent, dowód­cy woj­ska i mniej lub bar­dziej waż­ni poli­ty­cy i urzęd­ni­cy. W sumie 96 osób. Póki co wszy­scy sta­ra­ją się nie spe­ku­lo­wać (żało­ba), choć to trud­ne. Jak już wspo­mnia­łem, w mediach wiel­kie roz­pa­cza­nie. Trud­no jed­nak nie odnieść wra­że­nia, że pod tym wszyst­kim kry­je się spo­ra ilość obłu­dy. Tak pisał o tym na swo­im blo­gu Dariusz Chętkowski:

Dzie­ci nie rozu­mie­ją, dla­cze­go doro­śli mówią teraz wiel­kie okrą­głe sło­wa o Pre­zy­den­cie, gdy wcze­śniej gada­li co inne­go. Myślę, że tę spra­wę nale­ży wyja­śnić, bo dzie­ci goto­we są jesz­cze pomy­śleć, iż doro­śli są fałszywi.

Wca­le nie cho­dzi o to, że o zmar­łych nale­ży mówić dobrze albo wca­le. To też waż­na przy­czy­na, ale prze­cież nie jedy­na. Gdy­by tyl­ko o to cho­dzi­ło, nie było­by tak maso­we­go zry­wu serc. Domi­no­wa­ło­by milczenie.

Źró­dło: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=984

Choć to trud­ne, na razie nic wię­cej nie napiszę.

A pogo­da rze­czy­wi­ście nicze­go sobie. W pią­tek byłem na naj­dłuż­szej opra­co­wa­nej prze­ze mnie tra­sie rowe­ro­wej, liczą­cej ok. 20 km. Prze­je­cha­nie tego dystan­su zaję­ło mi ok. 2 godzin. Teraz też robi się coraz ład­niej i  cie­plej. To ostat­nie może być zale­tą, a może być i wadą. Szcze­gól­nie bio­rąc pod uwa­gę „wspa­nia­łe” Kali­skie Linie Auto­bu­so­we, w któ­rych pojaz­dach okna się nie otwie­ra­ją, a kli­ma­ty­za­cji też nie ma. Nie wiem, czy nie jest to nie­zgod­nie z Kon­wen­cją w spra­wie zaka­zu sto­so­wa­nia tor­tur oraz inne­go okrut­ne­go, poni­ża­ją­ce­go lub nie­ludz­kie­go trak­to­wa­nia albo karania.

Szewcy

Zwy­cza­jo­wo moż­na by zacząć od rapor­tu pogo­do­we­go. Dosyć to nud­ne. A jed­nak. Aura się popsu­ła. Widok za oknem nie jest zbyt zachę­ca­ją­cy, a było już tak ład­nie. Oczy­wi­ście nie ozna­cza to, że spadł śnieg, bo nie spadł (a przy­naj­mniej w Kali­szu), ale jest zim­no i leje, i mokro i w ogó­le pogo­da nie zachę­ca do wyj­ścia na dwór.



Jak widać na załą­czo­nym obraz­ku (widok z okna) jest ciem­no i ponuro.



Mnie to oczy­wi­ście nie odstra­sza, bo jak mawia­ją Skan­dy­na­wo­wie: nie ma złej pogo­dy, jest tyl­ko źle dobra­ne ubranie.

Ostat­nio w szko­le oma­wia­li­śmy arcy-dra­mat, tj. „Szew­ców” Wit­ka­ce­go. Śred­nio wia­do­mo, o co tam cho­dzi, nie­mniej jed­nak moż­na tam zna­leźć kil­ka cie­ka­wych cyta­tów, któ­re jak zwy­kle zamieszczę.

O ludziach

Tak – nie bar­dzo­ście się wysi­li­li na ten spicz przez s, p, i “cze”. Ja, wicie, Jędrek, znam Kret­sch­me­ra z wykła­dów tej tam inte­lek­tu­al­nej lafi­ryn­dy, Zahor­skiej, w naszej Wol­nej Wszech­ni­cy Robot­ni­czej. Oj, wol­na ona, wol­na – raczej roz­wod­nio­na jest ta nasza Wszech­ni­ca. Sami się czę­stu­ją twar­dą wie­dzą, a na nas to tę bie­gun­kę umy­sło­wą pusz­cza­ją, aby nas jesz­cze gorzej zatu­ma­nić, niż to chcia­ły wszel­kie reli­gian­ty na usłu­gach feu­da­łó­wi cięż­kie­go się prze­my­słu wygłu­pia­ją­ce. A wam mówię, Jędrek, że to schi­zo­idal­na psy­cho­lo­gia. Nie wszy­scy są tacy. To rasa giną­ca. Coraz wię­cej jest na tym świe­cie pyk­ni­ków. Ma se radio, ma se sty­lo, ma se kino, ma se dak­ty­lo, ma se brzu­cho i nie­śmier­dzą­ce, nie­ciek­ną­ce ucho, ma se syć­ko jak się patrzy – cze­go mu trza? A sam w sobie jest ścier­wo pod­łe, guano pogod­ne prze­brzy­dłe. To je pyk­nik, wis? A taki nie­za­do­wo­lo­ny ze sie­bie to ino mąt na świe­cie czy­ni, żeby sie­bie przy tym przed sobą wywyż­szyć i sie­bie sobie poka­zać lep­szym, niż napraw­dę jest – nie być ino poka­zać, i nie lep­szym ino takim faj­niej­szym, wyhyr­niej­szym. Tak ci to wyhyr­ma przed sobą. (po pau­zie) A ja to sam nie wiem, jaki jestem: pyk­nik czy schizoid?

O radości z pracy

O gołą­becz­ko moja! Ty nie wiesz, jak szczę­śli­wą jesteś, że pra­co­wać możesz! Jak się nam rwą do pra­cy te gica­le i palu­chy śmier­dzą­ce, jak się syć­ko w nas do tej jedy­nej pocie­szy­ciel­ki wypi­na, jaze do penk­nię­cia. A tu nic. Patrz  w sza­rą, chro­pa­wą do tego ścia­nę, wariuj, ile chcesz. Myśli lazą jak plu­skwy do łóż­ka. I puch­ną te bolą­ce wąt­pia z nudy tak strasz­nej, jak góra Gau­ry­zan­kar jaki, a śmier­dzą­cej jak Clo­aca Maxi­ma, jak Mount Excre­ment. (…) Kie­dy pra­cy ni ma i nic z tego być nie może. (Peł­znie do kra­ty. Do Księż­nej) Jasna Pani: uko­cha­na, jedy­na moja piesz­czot­ko, kotecz­ko trans­cen­dan­tal­na, metap­sy­chicz­ne cie­ląt­ko boże, bogo­zie­miem­ne, a tak przy­jem­ne, zmyśl­ne i pojęt­ne jak mysz­ka jaka czy co – ty nie wiesz, jak szczę­śli­wą jesteś, że pra­cę masz!

Księżna o sobie

Na pie­de­stał, na pie­de­stał mnie co prę­dzej! Nie mogę żyć bez pie­de­sta­łu! (śpie­wa)

Trzy­maj­cie mnie, trzy­maj­cie mnie, ach na tym piedestale,

Bo się za chwi­lę cała z nie­go sama, ach, na pysk wywalę!

Wbie­ga na pie­de­stał i tam sta­je w chwa­le naj­wyż­szej z roz­pię­ty­mi nie­to­pe­zi­mi skrzy­dła­mi w łunie ben­gal­skich i zwy­kłych ogni, któ­re nie wia­do­mo jakim cudem na pra­wo i lewo się zapa­la­ją. Scu­ryy zawył jak nie­bo­skie stworzenie.

Oto sta­ję w chwa­le naj­wyż­szej na prze­łę­czy dwóch świa­tów ginących!

(…)

…z matriar­cha­tu ultra­hi­per­kon­struk­cji, jak kwiat trans­cen­den­tal­ne­go loto­su, spły­wam mię­dzy łopat­ki Boga…

Lip Dub i Muminki

Wio­sna wła­ści­wie już w peł­ni, choć złe ludzie z tele­wi­zji stra­szą, że w sobo­tę ma się pogor­szyć. Mimo wszyst­ko sądzę, że śnieg już nie spad­nie. Poza tym, w tym roku zro­bi­ła się wio­sna bar­dzo szyb­ko. Jed­ne­go dnia moż­na było zmie­nić kurt­ki zimo­we na wio­sen­ne, a teraz to i bez kur­tek moż­na cho­dzić, bo tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi do 20 °C.

A teraz coś cie­kaw­sze­go. Ucznio­wie mojej szko­ły przy­go­to­wa­li Lip Dub. Jest bar­dzo uda­ny. War­to zobaczyć.

W inter­ne­cie zna­la­złem jesz­cze jed­ną cie­ka­wą rzecz. Jestem wiel­kim fanem Mumin­ków, a ten film pod­cho­dzi do nich z lek­ką iro­nią. Mimo to daje do myślenia.

Rower

Cytu­jąc „Wład­cę Pier­ście­ni” moż­na by powie­dzieć, że jest jak „wcze­sno­wio­sen­ny pora­nek tchną­cy jesz­cze chło­dem zimy”. A nie­źle ta zima się trzy­ma w tym roku. Już robi­ła się wio­sna, kie­dy znów spadł śnieg i tem­pe­ra­tu­ra. Teraz zno­wu jest odwilż i chy­ba już na sta­łe, choć pew­no­ści nie ma. Dzi­siaj było nawet 20 °C.

Z tej­że oka­zji pierw­szy raz od daw­na prze­je­cha­łem się na rowe­rze. Było nie­źle. Ale trze­ba jesz­cze uwa­żać, bo lubi spaść deszcz. Dobrze, że cho­ciaż nie śnieg.

Filmy, książki i koncert

Mam tro­chę do napi­sa­nia, ale zupeł­nie nie wiem, od cze­go zacząć. Z resz­tą chy­ba i tak nie napi­szę o tym wszyst­kim, o czym bym chciał – bo zapo­mnę; tym bar­dziej, że daw­no nic nie pisałem.

Zacznę od tego, że byłem dzi­siaj na dru­gim eta­pie okrę­go­wym Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka (pododb­nie, jak rok temu) i zają­łem… pierw­sze miej­sce!!! Jestem dzię­ki temu zwol­nio­ny z matu­ry z WOSu. Ale nie czas teraz na czcze gada­nie, albo­wiem o wie­lu rze­czach powi­nie­nem napi­sać. Zapu­ści­łem bloga!

Afisz „Tem­pla­riu­szy”

(1) W cią­gu ostat­nie­go cza­su mia­łem oka­zję zoba­czyć w kinie dwa fil­my. Pierw­szy z nich, to „Tem­pla­riu­sze”. Dziw­ne jest to, że choć pre­mie­ra była w 2007, to w kinie obraz poja­wił się dopie­ro teraz. Mówi się, że to chy­ba naj­droż­szy film euro­pej­ski (ostat­nio [?]). Jak widać cena nie zawsze wią­że się z jako­ścią. „Tem­pla­riu­sze” opo­wia­da­ją o… tem­pla­riu­szach, a kon­kret­nie o jed­nym uwi­kła­nym w splą­ta­nym jak „Moda na suk­ces” roman­sie peł­nym sta­rych waśni, krwa­wych poje­dyn­ków etc. etc. Oczy­wi­ście głów­ny boha­ter z jed­nej stro­ny jest mni­chem-wojow­nie­kiem, a z dru­giej wszyst­ko, co robi, robi dla swej uko­cha­nej. Głów­ną zale­tą fil­mu jest to, że zosta­ły  w nim odda­ne dość wia­ry­god­nie realia śre­dnio­wie­cza z okre­su kru­cjat, w szcze­gól­no­ści Skan­dy­na­wii, któ­ra – jak wia­do­mo – ma urze­ka­ją­cy wpływ na widzów z bar­dziej połu­dnio­wej czę­ści Euro­py. Choć nie wiem, czy słusznie.

Film moż­na zoba­czyć, choć chy­ba raczej tyl­ko raz.

Ale w pią­tek (czy­li przed­wczo­raj) byłem na czymś znacz­nie lep­szym, gdzie już sam tytuł jest raczej gwa­ran­cją kin­ma­to­gra­fii z wyso­kiej pół­ki (oczy­wi­ście dla kogoś, kto takie coś lubi – nie dla mal­kon­ten­tów!). Ten film, to „Ali­cja  w Kra­inie Cza­rów”. Na pew­no nie jest to film dla dzie­ci. Jest pogod­ny z nut­ką gory­czy, w sumie dla każ­de­go. Na szczę­ście nie ma w nim jakiś głu­pich smrod­ków dydak­tycz­nych, jak np. w „Epo­ce lodowcowej”.

„Ali­cja w Kra­inie Czarów”

Do tego fil­mu nie mam zastrze­żeń. Choć aku­rat Zwa­rio­wa­ny Kape­lusz­nik nie był w nim naj­cie­kaw­szą postacią.

(2) Ale nie samy­mi fil­ma­mi się żyje. Żyje się też kon­cer­ta­mi, a ja na cał­kiem cie­ka­wym byłem 2 – 3 tygo­dnie temu w Fil­har­mo­nii Kali­skiej. Przy oka­zji mia­łem oka­zję zoba­czyć nową aulę.

Mar­ta LELEK, skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygent

w pro­gra­mie: 
Witold Luto­sław­ski – Uwer­tu­ra smyczkowa
Andrzej Panuf­nik – Kon­cert skrzypcowy
Samu­el Bar­ber – Ada­gio na smyczki
Samu­el Bar­ber – Kon­cert skrzypcowy

Kon­cert uda­ny, jedy­nie to coś tego Panuf­ni­ka nud­ne było jak fla­ki z olejem.

(3) Teraz coś o książ­kach. Ostat­nio prze­czy­ta­łem „Trans-Atlan­tyk”. Wiem, już dla­cze­go Gier­tych tego nie tra­wił – po pro­stu czy­ta­jąc tę książ­kę trze­ba umieć podejść do pew­nych spraw z dystan­sem, trze­ba też lubić iro­nię. Nie ma nic lep­sze­go niż dobra iro­nia! Gom­bro­wicz w swej powie­ści skry­ty­ko­wał Polo­nię miesz­ka­ją­cą gdzieś za Oce­anem, któ­ra noga­mi jest w Pol­sce, a gło­wą gdzieś na dru­gim koń­cu świa­ta. Ale prze­cież dzi­siaj sytu­acja jest iden­tycz­na! Nie mówię o tych, co wyje­cha­li rok czy dwa lata temu do Irlan­dii, tyl­ko raczej o tych, co wyemi­gro­wa­li 40 lat temu. Praw­da jest taka, że nie mają zie­lo­ne­go poję­cia o tym, co dzie­je się w kra­ju; tym łatwiej­szą są pożyw­ką dla impe­rium pew­ne­go ojca z mia­sta zna­ne­go z pierników.

Moja poprzed­nia polo­nist­ka była w Sta­nach, gdzie spo­tka­ła Pola­ków, któ­rzy miesz­ka­li tam od wie­lu lat. Ode­rwa­nie od tego, co dzie­je się ze oce­anem widocz­ne było tak­że w języ­ku, jakim się posłu­gi­wa­li: tzn. sto­so­wa­li zwro­ty, któ­re dzi­siaj uwa­ża się za przy­naj­mniej staroświeckie.

A teraz zaczą­łem czy­tać „Mada­me” Anto­nie­go Libe­ry; spodo­ba­ło mi się już po pierw­szej stro­nie, a nie­wie­le jest takich książek.

(4) Pogo­da ostat­ni­mi cza­sy jest bar­dzo zmien­na. Już zano­si­ło się na wio­snę, już od 4 rano pta­chol­ce wydzie­ra­ły dzio­by, kie­dy zno­wu prze­szło i zmro­zi­ło. Efek­tem sro­giej zimy są tak­że powo­dzie rot­zo­po­we, któ­re widać tak­że w Piwo­ni­cach, gdzie miesz­kam. Było to nawet poka­za­ne w TVN24.

Powódź w Piwo­ni­cach. Zala­ne boisko.

To Pro­sna tak wylała.

Powódź w Piw­no­cach to spraw­ka Prosny

(5) Wypa­da­ło­by napi­sać coś jesz­cze o szko­le, ale czy war­to sobie tym gło­wę zawra­cać?… Jest tak, jak było…

Zima trzyma

Zima trzy­ma się w naj­lep­sze, docho­dzi teraz do ‑20°C. Śnie­gu peł­no, wszyst­ko zama­rza; ale ogól­nie nie jest źle. Jestem już na pół­met­ku ferii zimo­wych, któ­re spę­dzam dość pra­co­wi­cie – no może nie aż tak bar­dzo, ale codzien­nie 2 – 3 godzi­ny uczę się, głów­nie histo­rii, choć wiem, że powi­nie­nem też i innych rze­czy. Nato­miast w ponie­dzia­łek jadę do Pozna­nia, bo jest Dzień Otwar­ty na Wydzia­le Pra­wa i Administracji.

O psach, które jeździły metrem

Cie­ka­wy arty­kuł zna­la­złem w inter­ne­cie: o psach w Moskwie, któ­re żyjąc pod zie­mią wytwo­rzy­ły wła­sną spo­łecz­ność. War­to zoba­czyć tutaj: http://kopalniawiedzy.pl/Moskwa-metro-psy-jezdzic-jedzenie-centrum-8241.html, a potem tutaj: http://kopalniawiedzy.pl/Moskwa-metro-pies-psy-stado-wilk-wilki-specjacja-9539.html.

Studniówka i inne

(1) W pią­tek mia­łem stud­niów­kę – wiel­ka uro­czy­stość. Tro­chę się tego bałem, ale oka­za­ło się, że – oczy­wi­ście – nie­po­trzeb­nie. Było świet­nie. Uro­czy­stość odby­ła się w nowej sali w Kali­szu – Aljo; miej­sce jest napraw­dę god­ne pochwa­ły (Nie jak w tym bez­na­dziej­nym ren­dez-vous, czy jak to się nazy­wa, gdzie nie ma kli­ma­ty­za­cji, a okna się nie otwie­ra­ją). Tań­czy­łem polo­ne­za, wystę­po­wa­łem w kaba­re­cie; sie­dzia­łem do 3 nad ranem.

(2) Nowe wyda­nie zimy. Ta zaata­ko­wa­ła na dobre: śnieg do pasa, ale jest napraw­dę ślicz­nie. Mniej ślicz­nie jest na uli­cach, bo słu­ży dro­go­we zupeł­nie nic sobie z tego nie robią i nawet w cen­trum mia­sta „odśnie­żo­ne” jest tyle, co wyjeź­dzi­ły samochody.

(3) Owsiak obcho­dzi XVIII uro­dzi­ny swo­je­go Dzie­ła, to jest Wiel­kiej Orkie­stry Świą­tecz­nej Pomo­cy – a media w służ­bie Mohe­ro­we­go Impe­rium, nań plu­ją. Obrzydliwe.

Tuż przed osiem­na­stym fina­łem Wiel­kiej Orkie­stry Świą­tecz­nej Pomo­cy zak­ty­wi­zo­wa­li się słu­cha­cze Radia Mary­ja, któ­rym toruń­ska roz­gło­śnia chęt­nie udo­stęp­nia swo­je audy­cje, aby mogli do woli szka­lo­wać Jerze­go Owsia­ka. („Gaze­ta Wybor­cza”)

Słu­cha­cze roz­gło­śni toruń­sko­ka­to­lic­kiej zarzu­ca­ją Orkie­strze, że nie roz­li­cza się ze swo­ich finan­sów. A Rydzyk to się może roz­li­cza?! Takie zarzu­ty są po pro­stu śmiesz­ne. Powin­ni­śmy się cie­szyć, że jest ktoś taki, kogo akcje nie koń­czą się na sło­wach i któ­re­go nama­cal­ne dowo­dy dzia­łal­no­ści moż­na zna­leźć nie­mal w każ­dym szpi­ta­lu w kra­ju. A co daje RM? Gril­lo­wa­ne opłat­ki przed bazy­li­ką kali­ską w pierw­szy czwar­tek miesiąca?

Ostatni dzień roku

W nie­unik­nio­ny spo­sób koń­czy się rok. Ale to natu­ral­na kolej rze­czy i w sumie nie powin­no być w tym nicze­go nad­zwy­czaj­ne­go. Prze­cież już jutro nowy!

Koniec roku, to okres wsze­la­kiej maści pod­su­mo­wań. Tro­chę to nud­ne i głu­pie, w szcze­gól­no­ści w wyko­na­niu tele­wi­zyj­nych pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych. Tym­cza­sem New York Times poszedł jesz­cze dalej i zabrał się za pod­su­mo­wa­nie deka­dy. Jak dla mnie, to chy­ba jest to tro­chę na wyrost. O ile wiem, to deka­da koń­czy się za rok… W każ­dym razie, na stro­nie http://www.nytimes.com/interactive/world/2009-decade.html moż­na znalźć kolek­cję zdjęć zro­bio­nych przez czy­tel­ni­ków gazety.

Park w śniegu

Jak już jestem w takim syl­we­stro­wo-koń­co­wo­rocz­nym nastro­ju, to mogę też coś napi­sać o samym blo­gu. Nie wiem, czy kto­kol­wiek to czy­ta, czy nie jest to przy­pad­kiem tyl­ko nud­ny wytwór mojej wyobraź­ni, ale ist­nie­je już od roku (pod­czas, gdy sama stro­na ist­nie­je od sierp­nia 2006). Rów­no 1 stycz­nia 2009 zaczą­łem na nim zamiesz­czać posty.

Zima w parku

A teraz infor­ma­cje pogo­do­we. Od dwóch dni pada śnieg: naresz­cie; wszyst­ko jest bia­łe. Szko­da tyl­ko, że KLA wraz z Zarzą­dem Dróg Miej­skich w Kali­szu prze­ży­wa­ło swo­je kolej­ne poraż­ki. Na dro­gach nie widać śla­du odśnie­ża­nia (poza tym, co zosta­ło roz­jeż­dżo­ne przez samo­cho­dy). Przez to auto­bu­sy mają pro­blem z rusze­niem z miej­sca, w szcze­gól­no­ści pod górkę.


Atak zimy. Nareszcie

W nie­dzie­lę mie­li­śmy iść z rodzi­ną na kon­cert do fil­har­mo­nii, ale oka­za­ło się, że wszyst­kie bile­ty zosta­ły wyprze­da­ne. Szko­da. A jeśli cho­dzi o Syl­we­stra, to spę­dzę go w domu na oglą­da­niu fil­mów. Obym wytrwał do północy 🙂

A teraz z innej becz­ki. Na stro­nie NYT zna­la­złem cie­ka­we zdję­cia róż­nych futrza­stych zwie­rza­ków. War­to to zoba­czyć: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/12/31/behind-26/.

Teatr w śniegu


Gwiazdka

BAROCCI, Federico Fiori Narodzenie
BAROCCI, Fede­ri­co Fio­ri „Naro­dze­nie”

Nade­szły Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia. Przez te 2 – 3 dni pozwól­my sobie nic nie robić. Nie myśl­my o matu­rach i innych głu­po­tach. Nie przej­muj­my się zmy­wa­niem leżą­cym w zle­wie, nie bie­gaj­my za pla­ma­mi na obru­sie. Nad­szedł czas miłe­go odprę­że­nia i cie­sze­nia się z każ­dej chwi­li. Tego życzę wszyst­kim odwie­dza­ją­cym moją stronę.


Początek grudnia

Mam chwi­lę prze­rwy, dobry więc to czas, by zak­tu­ali­zo­wać stro­nę. A tro­chę ją zapu­ści­łem. Ist­nie­je więc duże nie­bez­pie­czeń­stwo, że nie napi­szę o tym wszyst­kim, o czym bym chciał.

Matu­ry. Jakiś mie­siąc temu pisa­li­śmy prób­ną matu­rę z mate­ma­ty­ki (tej, o któ­rej już tyle razy pisa­łem). Jej bez­sens uka­zał się w arku­szu w całej swej kra­sie, a potwier­dzi­ły to jesz­cze wyni­ki. Gdy je obwiesz­czo­no, opi­nie były sprzeczne:

  • Wybor­cza” pisa­ła tak:

Mate­ma­ty­ka poszła nieźle

Aż 76 proc. tego­rocz­nych matu­rzy­stów zda­ło prób­ną matu­rę z mate­ma­ty­ki – ogło­si­ła wczo­raj Cen­tral­na Komi­sja Egza­mi­na­cyj­na. Według dyrek­to­rów szkół do dobry wynik.

  • Tym­cza­sem „Rzecz­po­spo­li­ta” szum­nie zapo­wie­dzia­ła katastrofę

Ilu pole­gnie na matematyce

Pró­bę zali­czy­ło 76 proc. – Jeśli taki wynik powtó­rzy się w maju, będzie to tra­ge­dia naro­do­wa – ostrze­ga szef CKE.

Jest to tro­chę śmiesz­ne. Moim zda­niem, matu­ra poszła dobrze, bo myśla­łem, że nie zda ok. 50%. I tak było, ale nie w lice­ach, gdzie zda­ło 80% uczniów. Ale co z tego, kie­dy zada­nia zupeł­nie nie były zróż­ni­co­wa­ne i tak napraw­dę nie­wie­le spraw­dza­ły. Poka­zu­je to krzy­wa wyni­ków z poszcze­gól­nych zadań, na któ­rej widać, że były one do bani.



Na wykresie widać, że wyniki dla liceum ani myślą układać się w krzywą Gaussa. Świadczy o to ich złym doborze i zróżnicowaniu.
Na wykre­sie widać, że wyni­ki dla liceum ani myślą ukła­dać się w krzy­wą Gaus­sa. Świad­czy to o ich złym dobo­rze i zróżnicowaniu.


Dosta­nie­my oko­ło 15 wyni­ki matur, któ­re będą wyglą­da­ły mniej wię­cej tak:

911123 0 1 0 1 1 1 0 1 1

Czy­li będzie­my sobie mogli zga­dy­wać, co zro­bi­li­śmy dobrze, a co źle. Wyni­ki ogól­no­pol­skie są dostęp­ne tutaj.

Ale nie samą matu­rą z mat­my żyje czło­wiek. Trze­cio­kla­si­ści żyli jesz­cze wymy­sła­mi wydaw­nic­twa Ope­ron, któ­re w ramach „świet­ne­go” chwy­tu mar­ke­tin­go­we­go pro­po­nu­ją wąt­pli­wej jako­ści rekla­mę, czy­li zafun­do­wa­nie prób­nej matu­ry. Krą­żą bowiem plot­ki, że OKE nie chce tako­wej orga­ni­zo­wać, jak to drze­wiej bywa­ło. Ja pisa­łem z pol­skie­go, angiel­skie­go i histo­rii. Ogól­nie poszło mi dobrze, choć nauczy­cie­le u mnie w szko­le się zbun­to­wa­li i powie­dzie­li, że matur z pol­skie­go nie będą spraw­dzać. Więc po co w ogó­le je pisa­li­śmy? Za to matu­rę z histo­rii roz­sze­rzo­nej napi­sa­łem naj­le­piej w szko­le. Jakiś cho­ciaż sukces.

Moja osiem­nast­ka. 23 listo­pa­da 2009 roku skoń­czy­łem osiem­na­ście lat. Niech żyję ja!

Pogo­da. Jest już gru­dzień, więc jest też mróz. Zapo­wia­da­no śnieg w całej Pol­sce, ale oczy­wi­ście nic z nie­ba nie zleciało.

Znowu o reformach

Chcąc-nie chcąc, nie da się unik­nąć tema­ty­ki szkol­nej. Ani na blo­gu, ani nigdzie indziej, ani tym bar­dziej w week­end. W week­end? Tak bo wie­le cza­su poświę­cam wte­dy na naukę. Robię zada­nia z mat­my. I krew mnie zalew.

Deba­ta, czy matu­ra z mat­my jak przed­mio­tu obo­wiąz­ko­we­go powin­na być, czy nie – jest bez sen­su. A to z tego pro­ste­go powo­du, że armia mate­ma­ty­ków, fizy­ków, che­mi­ków, „eks­per­tów” z MEN, naj­róż­niej­szych kon­fe­de­ra­cji itp. itd oraz wszy­scy ci, któ­rzy w szko­le nie mie­li z mat­mą pro­ble­mów powie­dzą, że – „tak tak, tak tak – to bar­dzo dobrze”. A ci, dla któ­rych ostat­nia lek­cja mate­ma­ty­ki była naj­cu­dow­niej­szym dniem w życiu – powie­dzą coś zupeł­nie odwrotnego.

A ja powiem jesz­cze co inne­go. Jeśli cho­dzi o mat­mę, to nie jestem wiel­ką gwiaz­dą w tej dzie­dzi­nie, ale jedy­nek też nie mam. Jed­nak teraz, gdy przy­go­to­wu­ję się do matu­ry, czas, któ­ry mógł­bym spę­dzić na czymś przy­jem­niej­szym, czy dla mnie – z punk­tu widze­nia przy­szłych kie­run­ków stu­diów waż­niej­szym – spę­dzam na wał­ko­wa­niu testów z mat­my. Np. w cią­gu ostat­nich kil­ku dni w ogó­le nie uczy­łem się histo­rii (choć zda­ję ją na pozio­mie roz­sze­rzo­nym), z to codzien­nie roz­wią­zy­wa­łem testy z mat­my. Pogra­tu­lo­wać twór­com refor­my. Apo­tem się będą dzi­wić, że nie tyl­ko matu­ra z mat­my poszła fatal­nie ale i z innych przed­mio­tów również.

Dru­ga spra­wa. Mi nic do tego, bo jesz­cze jestem w liceum. Ale cią­gle powra­ca spra­wa pomy­słu jaśnie oświe­co­nej mini­ster B. Kudryc­kiej, by tyl­ko jeden kie­ru­nek stu­dio­wać za dar­mo. Nie pla­nu­ję stu­dio­wać dwóch kie­run­ków (a już na 100% nie jed­no­cze­śnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświe­co­na niech z łaski swo­jej zauwa­ży, że stu­dent nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczy­zny, ni dla kró­la czy pre­zy­den­ta, ani dla niczy­ich ambi­cji – tyl­ko dla sie­bie. Ona odpo­wia­da – dla naj­lep­szych dru­gi też będzie za dar­mo. – Ależ zby­tek łaski! To, czy ktoś chce stu­dio­wać fizy­kę, czy mat­mę, czy polo­ni­sty­kę, czy może filo­lo­gię wiet­nam­sko-taj­ską, czy malar­stwo, jest spra­wą tyl­ko i wyłącz­nie same­go zainteresowanego.

Na pomy­sły refor­ma­to­rów edu­ka­cji po pro­stu ręce opadają.

A teraz coś przy­jem­niej­sze­go. Na stro­nie nie­za­wod­ne­go New York Time­sa moż­na zna­leźć cie­ka­we zdję­cia i arty­kuł opo­wia­da­ją­ce o tym, jak Afga­ni­stan wyglą­dał przed rewo­lu­cją reli­gij­ną. Było to wte­dy świet­nie roz­wi­ja­ją­ce się pań­stwo i gdy­by nie „wybit­ne” pomy­sły fana­ty­ków reli­gij­nych – był­by to pew­nie teraz azja­tyc­ki tygrys. Z resz­tą podob­nie było w Iranie.

Arty­kuł: http://www.nytimes.com/2009/10/18/weekinreview/18bumiller.html?_r=1&hp i zdję­cia: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/10/17/archive‑7/