Gdańsk i Gdynia

Pamię­tam, jak po raz pierw­szy w 2019 roku pla­no­wa­łem zimo­wy wyjazd do Trój­mia­sta. I miał to być wte­dy wyjazd do Gdań­ska. Jed­nak w Gdań­sku nie było noc­le­gów, czy też były poza moim zasię­giem finan­so­wym, nie pamię­tam, tak więc osta­tecz­nie tra­fi­łem do Gdy­ni. I to był, jak się oka­za­ło, świet­ny wybór, ponie­waż od tego cza­su Gdy­nię uwiel­biam, chęt­nie do niej powra­cam, a do Gdań­ska jedy­nie „wpa­dam”, gdy jestem w Gdyni.

Gdańsk to po pro­stu takie samo wiel­kie mia­sto, jak Poznań czy Wro­cław. Sta­rów­ka (czy­li tzw. Głów­ne Mia­sto) jest ład­na, ale w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze jest to skan­sen dla tury­stów (por. moje prze­my­śla­nie z Lubli­na). Dłu­gi Targ to rząd pusto­sta­nów. Nato­miast Gdy­nia to mia­sto bar­dzo żywe, ale żywe nie dzię­ki upo­jo­nym wód­ką tury­stom, tyl­ko dzię­ki miesz­kań­com, któ­rzy po pro­stu w tym mie­ście miesz­ka­ją. Nie ma tam wyraź­nej sta­rów­ki, cho­ciaż jest sta­ra część Gdy­ni kon­cen­tru­ją­ca się wokół portu.

W Gdy­ni kró­lu­je moder­nizm, któ­ry dum­nie się prę­ży w budyn­kach przy głów­nych uli­cach: Świę­to­jań­skiej, Wła­dy­sła­wa, któ­re­goś lute­go… i na Kamien­nej Górze – nad­mor­skiej dziel­ni­cy peł­nej przed­wo­jen­nych moder­ni­stycz­nych wil­li. Do tego docho­dzi jesz­cze moder­ni­stycz­ny układ urba­ni­stycz­ny. Nie ma tam kamie­nic z podwórkami-studniami.

Trój­mia­sto od połu­dnia oto­czo­ne jest Trój­miej­skim Par­kiem Kra­jo­bra­zo­wym i wystar­czy rzut oka na mapę, żeby zoba­czyć, ile tam jest tere­nów zielonych.

Pobyt w Gdy­ni tra­dy­cyj­nie roz­po­czą­łem od spa­ce­ru przez Kępę Redłow­ską na Klif Orłow­ski. Aż nie chce się wie­rzyć, że w środ­ku mia­sta są takie atrak­cyj­ne przy­rod­ni­czo tere­ny. Byłem tam dwa razy.

Poza tym, w Gdy­ni zbyt wie­le nie zwie­dza­łem, bo po pro­stu nie mia­łem takiej potrze­by. Ale następ­nym razem, kto wie.

W Gdań­sku byłem dwa razy. Pierw­sze­go dnia poje­cha­łem na krót­ką wyciecz­kę do Oli­wygdzie byłem też poprzed­nim razem. Oli­wa to gdań­ski odpo­wied­nik poznań­skie­go Soła­cza – czy­li zabyt­ko­wa dziel­ni­ca ze sta­ry­mi luk­su­so­wy­mi wil­la­mi. W środ­ku jest pięk­ny park oliw­ski (cho­ciaż inny, niż park sołac­ki w Pozna­niu). Nad Oli­wą kró­lu­je kate­dra oliw­ska. Wyjąt­ko­wo cie­ka­wy zaby­tek architektury.

Dru­gi raz poje­cha­łem do Gdań­ska w kon­kret­nym celu, tzn. żeby odwie­dzić muzeum II woj­ny świa­to­wej. W 2019 roku byłem w Euro­pej­skim Cen­trum Soli­dar­no­ści – i cho­ciaż nie jestem wiel­bi­cie­lem pato­su i mar­ty­ro­lo­gii – to bar­dzo mi się wysta­wa podo­ba­ła. W muzeum II woj­ny świa­to­wej też jest nie­źle. Nie ma tam, ewen­tu­al­nie jest w mniej­szych daw­kach, kult nie­szczę­ścia i poświę­ca­nia, wyeks­po­no­wa­ny w cen­tral­nym muzeum klęsk i nie­szczęść, czy­li w muzeum powsta­nia war­szaw­skie­go. W gdań­skim muzeum woj­na jest poka­za­na wie­lo­wy­mia­ro­wo i z dystan­sem. Poza tym jest tam poka­za­na per­spek­ty­wa nie tyl­ko pol­ska. Tro­chę miej­sca poświę­co­no kwe­stiom, o któ­rych u nas wie­le się nie mówi, jak np. oku­pa­cji Sin­ga­pu­ru przez Japoń­czy­ków, czy gło­dzie w Holandii.

Wysta­wa jest cie­ka­wa i moż­na poświę­cić te 2 – 3 godzi­ny, żeby bez znu­że­nia ją obej­rzeć. Nie mówię, że co roku, ale za parę lat może jesz­cze tam kie­dyś wró­cę. Nato­miast archi­tek­to­nicz­nie muzeum mnie tro­chę roz­cza­ro­wa­ło (podob­nie, jak Polin w War­sza­wie, w któ­rym byłem we wrze­śniu 2019 roku).

Po odwie­dze­niu muzeum, poszwen­da­łem się jesz­cze tro­chę po cen­trum Gdań­ska. Dosze­dłem m.in. do słyn­nej pocz­ty gdań­skiej. Pocz­ta gdań­ska koja­rzy mi się przede wszyst­kim z „Bla­sza­nym bęben­kiem”, któ­ry czy­ta­łem 14 lat temu. Jest tam szcze­gó­ło­wo, cho­ciaż tro­chę w krzy­wym zwier­cia­dle, opi­sa­na obro­na poczty.

Sam budy­nek jest bar­dzo cie­ka­wy i żału­ję, że nie mia­łem cza­su na zwie­dze­nie muzeum. Przed muzeum znaj­du­je się monu­men­tal­ny pomnik upa­mięt­nia­ją­cy pocz­tow­ców. Nato­miast na mnie dużo więk­sze wra­że­nie zro­bi­ło miej­sce pamię­ci na podwó­rzu budyn­ku pocz­ty, gdzie znaj­du­je się tajem­ni­czy relief oraz zazna­czo­ne jest miej­sce roz­strze­la­nia ofiar.

Potem uda­łem się Dłu­gim Nabrze­żem w kie­run­ku Bazy­li­ki Mariac­kiej i Dłu­gie­go Tar­gu (wiem, że to tro­chę nie po dro­dze, ale nie szko­dzi). Na tra­sie moż­na podzi­wiać nie tyl­ko gdań­skie „zabyt­ki” (odbu­do­wa­ne po woj­nie), ale rów­nież tro­chę cie­ka­wej archi­tek­tu­ry moder­ni­stycz­nej. Z odda­li widzia­łem „Sołd­ka”, któ­re­go zwie­dza­łem 2 lata temu.

Zaha­czy­łem o Bazy­li­kę Mariac­ką, któ­ra zadzi­wia mnie za każ­dym razem swym ogromem.

Sko­ro jestem już przy mia­stach, to muszę jesz­cze wspo­mnieć o Sopo­cie, któ­ry odwie­dzi­łem ostat­nie­go dnia. O dzi­wo, cho­ciaż był to począ­tek lute­go, były tłu­my tury­stów. Pogo­da w pew­nym momen­cie zro­bi­ła się paskud­na. Na szczę­ście mogłem się posi­lić gorą­cą cze­ko­la­dą w pijal­ni Wedla. 🤭

Fale roz­bi­ja­ją­ce się o falo­chron przy molo w Sopocie

Nadmorska przyroda

Nad morze jeż­dżę nie tyl­ko ze wzglę­du na atrak­cje zapew­nia­ne przez Trój­mia­sto, ale w dużej mie­rze rów­nież tak­że z uwa­gi na bar­dzo cie­ka­wą nad­mor­ską przy­ro­dę. W ogó­le pomo­rze jest bar­dzo cie­ka­we i inne niż Wiel­ko­pol­ska, w któ­rej miesz­kam. Przede wszyst­kim, jadąc do Trój­mia­sta, widać wyraź­nie, że oko­li­ca nie jest tak pła­ska. Teren jest pofał­do­wa­ny, w odda­li widać jakieś wzgór­ki. Nad samym morze przy­ro­da też jest cie­ka­wa i nie­jed­no­li­ta. W Gdy­ni atrak­cją jest Kępa Redłow­ska i Klif Orłow­ski. Za każ­dym razem będąc w Gdy­ni idę w tam­te oko­li­ce i prze­cho­dzę ok. 4 – 5 km. Nawet moż­na z Orło­wa dojść do Sopo­tu, ale ja póki co się na to nie porwałem.

Dro­ga wzdłuż wybrze­ża jest bar­dzo malow­ni­cza i jak dotąd mi się nie znu­dzi­ła. Poziom wody w morzu unie­moż­li­wiał, w prze­ci­wień­stwie do moich pierw­szych wędró­wek w 2019 roku, przej­ście „pod” Kępą Redłow­ską (po beto­no­wej opa­sce). Za to moż­na iść „przez” Kępę – i tam do zwie­dza­nia się reszt­ki umoc­nień i sta­no­wisk arty­le­ryj­skich. Z resz­tą dużą część Kępy zaj­mu­je teren woj­sko­wy i gdy prze­cho­dzi­łem przez te oko­li­ce w tym roku, to chy­ba nawet mignął mi gdzieś nie­da­le­ko jakiś żoł­nierz w trak­cie obcho­du. Potem cie­ka­wy jest Klif Orłow­ski – jed­na z głów­nych atrak­cji mia­sta, stop­nio­wo poże­ra­na przez morze.

Tym razem pró­bo­wa­łem po raz pierw­szy przejść pod kli­fem, ale musia­łem zawró­cić, gdy natra­fi­łem na gli­nia­ste grzę­za­wi­sko, do któ­re­go trze­ba by mieć kalo­sze, żeby przez nie przejść.

Naj­pięk­niej­sze jest jed­nak wybrze­że na Pół­wy­spie Hel­skim, któ­re tym razem zwie­dza­łem pomi­mo złej pogo­dy i moje­go złe­go samo­po­czu­cia. Wte­dy po raz pierw­szy byłem na Helu po opa­dach śnie­gu – i hel­skie lasy, wydmy i pla­ża przy­pró­szo­ne śnie­giem wyglą­da­ły nie­zwy­kle. Pory­wy wia­tru jed­nak odstra­sza­ły od dal­szych wędrówek.

W drodze na Pomorze

Po dwóch latach wybra­łem się nad morze i zno­wu do Gdy­ni, bo bar­dzo ją polubiłem. 

Dro­ga nad morze tym razem wio­dła mnie przez Gnie­zno, Świe­cie, Chełm­no, Kwi­dzyn, Pel­plin. Posta­no­wi­łem uzu­peł­nić wyciecz­kę o te obiek­ty, któ­rych nie uda­ło mi się zoba­czyć za dwa lata temu.

Gniezno

Poprzed­ni raz w Gnieź­nie byłem 9 lat temu, jesz­cze byłem wte­dy na stu­diach. Po pro­stu pew­ne­go zimo­we­go dnia zro­bi­łem sobie krót­ką wyciecz­kę z Pozna­nia do Gnie­zna i pamię­tam z niej głów­nie to, że wiał lodo­wa­ty, prze­ni­kli­wy wiatr. 

Jesz­cze daw­niej gdzieś ok. czwar­tej kla­sy pod­sta­wów­ki byłem w Gnieź­nie z wuj­kiem. Widzia­łem wte­dy drzwi gnieź­nień­skie i pamię­tam, że byłem zdzi­wio­ny, że są tak sto­sun­ko­wo nieduże. 

Teraz rzecz jasna zno­wu odwie­dzi­łem kate­drę. Na jej temat moż­na zna­leźć świet­ny film doku­men­tal­ny na YouTu­be. Film jest war­ty obej­rze­nia, bo kate­dra robi jesz­cze więk­sze wra­że­nie, gdy się wie, na co się patrzy. Wte­dy na przy­kład widać, że cały budy­nek jest lek­ko skrzy­wio­ny. War­te odwie­dze­nia jest też muzeum die­ce­zjal­ne, w szcze­gól­no­ści że są w nim nie tyl­ko zabyt­ki zwią­za­ne z kościołem. 

A poza tym, no cóż… samo Gnie­zno to nie­wąt­pli­wie dziu­ra, podob­na pod wie­lom wzglę­da­mi do Kali­sza. Tyle tyl­ko, że jest to dziu­ra z obwod­ni­cą i dro­gą ekspresową.

Świecie i Chełmno 

Świe­cie mnie moc­no roz­cza­ro­wa­ło, bo wła­ści­wie nie ma tam nicze­go cie­ka­we­go. Może o innej porze roku było­by lepiej. Zamek Krzy­żac­ki w Świe­ciu też nie jest nad­zwy­czaj­ny. Jest malow­ni­czo poło­żo­ny, nad Wdą (któ­ra gdzieś w tych oko­li­cach wpa­da do Wisły), któ­ra na doda­tek pięk­nie się roz­la­ła po ota­cza­ją­cych ją łąkach, ale poza tym samo oto­cze­nie zam­ku nie jest zachę­ca­ją­ce – wokół są śmie­ci i wszyst­ko wyglą­da na roz­grze­ba­ny plac budowy.

Chełm­no to zupeł­nie co inne­go. To mia­sto z bar­dzo sta­rą, wie­lo­wie­ko­wą histo­rią. I dzi­siaj jest dużo bar­dziej zachę­ca­ją­ce. Przede wszyst­kim ma cie­ka­wą sta­rów­kę, któ­ra to sta­rów­ka jest tro­chę przy­ku­rzo­na (co ma swój urok), ale jest żywa – nie jest to taki skan­sen, jak np. w Lubli­nie. Są tam cie­ka­we śre­dnio­wiecz­ne zabyt­ki, kościo­ły, czy tez róż­ne inne budyn­ki. No i przede wszyst­kim ma dosko­na­le zacho­wa­ne śre­dnio­wiecz­ne mury miej­skie wraz z nie­któ­ry­mi wier­sza­mi – podob­nie, jak w Byczy­nie.

Rynek w Chełmnie

Grudziądz

Następ­ne­go dnia jecha­łem już pro­sto do Gdy­ni, ale z przy­stan­ka­mi. Pierw­szy przy­sta­nek był w Gru­dzią­dzu, w któ­rym poprzed­nim razem mia­łem nawet noc­leg.

Cho­ciaż Gru­dziądz jest mia­stem mniej­szym od Kali­sza, to nie­ste­ty nasze mia­sta dzie­li prze­paść – widać to przede wszyst­kim po infra­struk­tu­rze. Gru­dziądz ma tram­wa­je, jest pod­łą­czo­ny do auto­stra­dy, ma obwod­ni­cę, o wie­le lep­sze dro­gi, ma atrak­cyj­ną i cie­ka­wą sta­rów­kę. Oczy­wi­ście widzia­łem też minu­sy, np. dzi­kie par­kin­gi i śmie­ci. Ale cało­ścio­wo robi pozy­tyw­ne wrażenie.

Ponow­nie uda­łem się na krót­ki spa­cer po gru­dziądz­kiej sta­rów­ce; nad roz­le­wi­ska­mi Wisły góru­ją maje­sta­tycz­ne śre­dnio­wiecz­ne spi­chle­rze. Sta­rów­ka poło­żo­na jest na wyso­kiej skar­pie nad doli­ną Wisły. To bar­dzo malow­ni­czy widok; obec­nie poziom Wisły znacz­nie się pod­niósł. Sta­rów­ka za dnia pre­zen­tu­je się nie­źle, cho­ciaż widzia­łem nie­do­stat­ki, któ­re poprzed­nio spo­wi­jał mrok – pew­ne nie­do­rób­ki, śmie­ci itp. Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że i tak jest tam co oglądać.

Spi­chle­rze, obec­nie nie­któ­re zaadap­to­wa­ne na inne cele

Kwidzyn

Po krót­kiej wizy­cie w Gru­dzią­dzu, ruszy­łem nad­ro­bić zale­gło­ści z Kwi­dzy­na. Ruszy­łem więc z Gru­dzią­dza na pół­noc. W Kwi­dzy­nie byłem już poprzed­nim razem, ale wów­czas zoba­czy­łem Zamek Krzy­żac­ki, ale nie widzia­łem złą­czo­nej z nim kon­ka­te­dry.

Dro­ga przez pomo­rze jest w ogó­le bar­dzo malow­ni­cza. Kra­jo­bra­zy są zupeł­nie inne, niż w Wiel­ko­pol­sce. Dro­ga wie­dzie przez teren pagór­ko­wa­ty. W odda­li na hory­zon­cie maja­czą pola, łąki, lasy. Teren jest dużo bar­dziej zróż­ni­co­wa­ny i cie­ka­wy. Nie ma poroz­cią­ga­nych, cią­gną­cych się kilo­me­tra­mi wioch (a przy­naj­mniej jest ich mniej). Dla­te­go jedzie się spo­koj­nie, ale do przo­du, z rów­ną prędkością.

Do Zam­ku Krzy­żac­kie­go tym razem nie wcho­dzi­łem. Ale uda­ło mi się wejść do kościo­ła, któ­ry jest bar­dzo cie­ka­wą gotyc­ką kate­drą. Jest może tro­chę przy­ku­rzo­ny, ale doda­je mu to uro­ku. Wewnątrz są cie­ka­we polichromie.

Gniew

Po wyjeź­dzie z Kwi­dzy­na i poko­na­niu kil­ku­na­stu rond, któ­re są w tym mie­ście, ruszy­łem na zachód, aby poko­nać po nowo­cze­snym moście Wisłę. Poprzed­nim razem nie pla­no­wa­łem wca­le wstę­po­wać do Gnie­wu, ale tak urze­kło mnie jego poło­że­nie, że na chwi­lę się zatrzy­ma­łem. Tym razem też posta­no­wi­łem cho­ciaż na 10 minut się tam zatrzymać.

Pelplin

Potem w koń­cu mogłem ruszyć, aby zwie­dzić zapla­no­wa­ny na ten dzień gwóźdź pro­gra­mu, czy­li muzeum die­ce­zjal­ne w Pel­pli­nie, któ­re dwa lata temu było w remon­cie. Tym razem mi się uda­ło. W muzeum nie było tłu­mu zwie­dza­ją­cych, co jest dziw­ne, bo jest w nim wie­le cie­ka­wych obiek­tów – przede wszyst­kim pol­ska Biblia Guten­ber­ga, a poza tym cie­ka­we przy­kła­dy sztu­ki sakral­nej, głów­nie zebra­nej z kościo­łów na pomorzu.

Poza tym, wiel­ką atrak­cją Pel­pli­na jest bazy­li­ka kate­dral­na, wcho­dzą­ca w skład pocy­ster­skie­go kom­plek­su zabu­do­wań. Jest to bar­dzo impo­nu­ją­cy przy­kład budow­li gotyc­kiej. Poprzed­nim razem nie uda­ło mi się jej odwiedzić.

Popo­łu­dniu doje­cha­łem do Gdyni.

Pla­ża w Gdy­ni wieczorem

Pół­wy­sep Hel­ski – opis z 2020 roku doty­czą­cy wyjaz­du w 2019

Dro­ga na Pomo­rze w 2022

Trój­mia­sto w 2022

Las zimą na początek nowego roku

Dzi­siaj Trzech Kró­li, czy­li rze­ko­mo świę­to, a w prak­ty­ce dzień, jak każ­dy inny, w szcze­gól­no­ści, że w tym roku wypa­da w sobo­tę. Cho­ciaż to świę­to jest sym­bo­licz­nym koń­cem świąt Boże­go Naro­dze­nia, a to nie­zbyt miłe uczu­cie, bo koń­czy się przy­jem­na świą­tecz­na atmos­fe­ra i trze­ba wró­cić do codzienności.

Teraz poja­wił się mróz (ale bez śnie­gu w Połu­dnio­wej Wiel­ko­pol­sce), ale parę dni temu było bar­dzo cie­pło i przy­jem­nie jak na począ­tek stycz­nia. To była ide­al­na pogo­da na wędrów­ka wzdłu­ży leśnych stawów.

Byłem w tym miej­scu też rok temu.

Leśne ścieżki na zakończenie roku

Dzi­siaj wypa­da ostat­ni dzień roku 2023. Ostat­nie dni są dosyć cie­płe jak na gru­dzień. Ale dzi­siaj od rana był mróz, na tra­wie widać szron. W cią­gu dnia jed­nak świe­ci­ło słoń­ce, nie było wia­tru, było bar­dzo przy­jem­nie. To ide­al­na pogo­da na choć­by nie­zbyt dłu­gą wędrów­kę po lesie. Tak więc, ostat­ni już raz w tym roku, wybra­łem się do lasu poło­żo­ne­go na skra­ju doli­ny pew­nej nie­wiel­kiej rzecz­ki. Bar­dzo ten lasek lubię, bo choć jest nie­wiel­ki, to ma dużo uro­ku. Cho­ciaż byłem w nim już wie­le razy, to cią­gle odkry­wam nowe jego zaka­mar­ki. Dzi­siaj odkry­łem bar­dzo malow­ni­czo poło­żo­ne stawy. 

Nadeszła zima

Poprzed­nio pisa­łem o jesie­ni, ale od począt­ku grud­nia to już jest zde­cy­do­wa­nie zima, któ­ra w tym roku nie ocią­ga­ła się tak, jak to było w latach poprzed­nich. Nie tyl­ko utrzy­mu­ją się ujem­ne tem­pe­ra­tu­ry (choć nie są to wiel­kie mro­zy, powiedz­my w oko­li­ca ‑5 do 0 stop­ni), ale nawet spadł śnieg – cho­ciaż w Wiel­ko­pol­sce tyl­ko ok. 3 – 5 cm. To odmia­na w sto­sun­ku do tego, co było w latach poprzed­nich – czę­sto zima poja­wia­ła się dopie­ro w poło­wie stycz­nia. Wystar­czy spoj­rzeć, jaka była pogo­da w grud­niu w tam­tym roku.

Nie­raz już pisa­łem, że zima to dobra pora do eks­plo­ra­cji i wycie­czek kra­jo­znaw­czych. Pod koniec listo­pa­da byłem zno­wu na Pół­no­cy Pusz­czy Pyz­dr­skiej, a w tym tygo­dniu wybra­łem się w prze­ciw­nym kie­run­ku, w oko­li­ce Ostrze­szo­wa. Nie­ste­ty, ale pod wzglę­dem wycie­czek tro­chę zanie­dba­łem Połu­dnio­wą Wiel­ko­pol­skę. Oczy­wi­ście bar­dzo lubię przy­ro­dę cho­ciaż­by powia­tu ostrow­skie­go, ale na dal­sze wyciecz­ki raczej do tej pory się nie decy­do­wa­łem. Teraz posta­no­wi­łem to odmienić. 

Praw­dę mówiąc, to wybra­łem tro­chę przy­pad­ko­we tere­ny w oko­li­cach Ostrze­szo­wa, któ­re zoba­czy­łem na mapie i któ­re wyda­ły mi się poten­cjal­nie ciekawe.

Ale wcze­śniej wybra­łem się zoba­czyć Pro­snę w zimo­wej szacie.

Nad Prosną zimą

Zdję­cia zro­bi­łem 3 grud­nia 2023 roku, gdy już było mroź­no na dobre, a ponad­to spa­dło tro­chę śnie­gu w week­end. Pro­sna dobrze się pre­zen­tu­je nie tyl­ko w jesien­nej sza­cie, ale rów­nież gdy jest przy­pró­szo­na lodem.

Okolice Ostrzeszowa

Naj­pierw poje­cha­łem na wschód od Ostrze­szo­wa, tzn. w oko­li­ce pomię­dzy Gra­bo­wem nad Pro­sną a Ostrze­szo­wem. Są tam dosyć cie­ka­we lasy. Z resz­tą w tych oko­li­cach lasów nie bra­ku­je i wypa­da­ło­by je dokład­niej zwie­dzić. Na pierw­szy ogień wybra­łem oko­li­ce rezer­wa­tu „Jodły Ostrzeszowskie”.

Uwiel­biam rów­nież zwie­dzać brze­gi róż­nych sta­wów. Wia­do­mo, że sta­wy są naj­bar­dziej malow­ni­cze, jeże­li obok jest las. Połu­dnio­wa Wiel­ko­pol­ska obfi­tu­je i w sta­wy, i w lasy. Uda­ło mi się cie­ka­we miej­sce zna­leźć rów­nież kawa­łek za Ostrzeszowem.

Na deser – pluskająca sie wydra 

W Dolinie Warty późną jesienią

Pod koniec listo­pa­da tra­dy­cyj­nie już poje­cha­łem na pół­noc­ny skraj Pusz­czy Pyz­dr­skiej, do Doli­ny Warty.

Jak co roku, w pierw­szej kolej­no­ści uda­łem się do miej­sca, w któ­rym Pro­sna wpa­da do War­ty. To nie­zwy­kle ciche, odlud­ne, uro­kli­we miej­sce. Cho­ciaż obok jest nie­zbyt cie­ka­wa wio­cha, w któ­rej psy bie­ga­ją luzem po uli­cy i cza­sem jest pro­blem, żeby je minąć. 

Mimo wszyst­ko jest to sym­pa­tycz­ne zacisz­ne ustronie.

Cmen­tarz we Wrąb­czyń­skich Holen­drach zwie­dzi­łem po raz pierw­szy. Pamię­tam, że już w 2020 roku, gdy odwie­dzi­łem te stro­ny po raz pierw­szy, pró­bo­wa­łem go odna­leźć, ale bez skut­ku. Cho­ciaż jest bli­sko dro­gi, nie tak łatwo go doj­rzeć. Ale jest. Scho­wa­ny za drze­wa­mi, przy­cup­nął na skra­ju lasu. Para­dok­sal­nie gro­by nie są aż takie sta­re – pocho­dzą czę­sto z prze­ło­mu XIXXX wie­ku. Jest to jed­na z nie­licz­nych pamią­tek po ludziach, któ­rzy zamiesz­ki­wa­li kie­dyś te strony.

Zobacz tak­że: cmen­tarz w Pisko­rach, cmen­tarz w Orli­nie.

Potem tra­dy­cyj­nie uda­łem się do Wrąb­czyn­ka, żeby powę­dro­wać w Doli­nie War­ty – cho­ciaż stam­tąd do samej War­ty nie jest wca­le bli­sko. To pięk­ne, zacisz­ne, opu­sto­sza­łe miej­sce. Bez­kres prze­strze­ni ze wszyst­kich stron.


Zobacz też:

Pusz­cza Pyz­dr­ska wio­sną 2023

Pusz­cza Pyz­dr­ska jesienią/zimą 2022

Nad­war­ciań­ski Park Kra­jo­bra­zo­wy – 2021

Pusz­cza Pyz­dr­ska ogól­nie – 2020

Ślęża

Wczo­raj po raz dru­gi odwie­dzi­łem masyw Ślę­ży. Poprzed­nim razem byłem tam latem 2021 roku. Jed­nak wte­dy było lato; wcho­dzi­li­śmy na górę od Prze­łę­czy Tąpa­dła. Były tam dzi­kie tłumy.

Wczo­raj wybra­li­śmy inną tra­są – przez Wie­ży­cę. Nie­ste­ty ludzi też było spo­ro, szli­śmy w pro­ce­sji – ale to wina tego, że po pierw­sze był week­end, a po dru­gie świę­to państwowe. 

Pogo­dę mie­li­śmy wyjąt­ko­wo ład­ną. Co praw­da był listo­pad, ale świe­ci­ło słoń­ce, było bez­wietrz­nie, nie było jakoś odpy­cha­ją­co. Wędrów­ka na górę z prze­łę­czy trwa ok. 2 godzin, w dru­gą stro­nę tro­chę kró­cej. Jest kil­ka szla­ków do wybo­ru. Poza pew­ny­mi momen­ta­mi podej­ście nie jest bar­dzo stro­me (cho­ciaż i tak trze­ba się tro­chę spo­cić, ale to jed­nak nic w porów­na­niu np. z Babią Górą).

Jadąc w kie­run­ku Ślę­ży od stro­ny Wro­cła­wia widok jest nie­sa­mo­wi­ty – oto bowiem pośrod­ku pól nagle wyra­sta cał­kiem wyso­ka, samot­na góra. Oczy­wi­ście w dali maja­czą Góry Kaczaw­skie i Sude­ty, ale ten jeden szczyt pośrod­ku pust­ki jest dosyć nie­ty­po­wy. Nic więc dziw­ne­go, że w daw­nych cza­sach było to miej­sce kul­tu wyko­rzy­sty­wa­ne przez Sło­wian. Z resz­tą do dziś są tam pozo­sta­ło­ści w posta­ci rzeźb i wałów kultowych.

Od począt­ków XX wie­ku Ślę­ża jest naj­bliż­szym pod­wro­cław­skim kuror­tem tury­stycz­nym, jest też więc bar­dzo zadeptana. 

Pałacyk jesienią

W Połu­dnio­wej Wiel­ko­pol­sce nie bra­ku­je róż­nych pała­cy­ków, ale nie wszyst­kie moż­na zwie­dzać. Dwa dni temu wybra­łem się do Lew­ko­wa, do daw­nych dóbr lokal­nych magna­tów, obec­nie zamie­nio­nych w muzeum. Lew­ków to wieś z jed­nym skrzy­żo­wa­niem poło­żo­na pod Ostro­wem Wiel­ko­pol­skim, kil­ka­na­ście kilo­me­trów od Kali­sza. W cen­trum wsi jest kościół (rów­nież ufun­do­wa­ny przez daw­ne­go wła­ści­cie­la pała­cu), sklep i kil­ka blo­ków, któ­re bez­po­śred­nio sąsia­du­ją z par­kiem, w któ­rym znaj­du­je się pałac. Kil­ka­set metrów dalej jest też lot­ni­sko (dla malut­kich samolotów).

Pałac, jak rów­nież zabu­do­wa­nia gospo­dar­cze, poło­żo­ny jest w ład­nym par­ku, któ­ry jest jesz­cze pięk­niej­szy jesie­nią. Daw­niej ten pałac to był oddział Muzeum Okrę­go­we­go Zie­mi Kali­skiej, obec­nie jest to samo­dziel­na jed­nost­ka. Pałac i jego oto­cze­nie nie­daw­no prze­szły grun­tow­ny remont, któ­ry trwał bli­sko 4 lata. Byłem jedy­nym zwie­dza­ją­cym. Z roz­mo­wy z ochro­nia­rzem dowie­dzia­łem się, że wystrój wnętrz odtwa­rza­no na pod­sta­wie przed­wo­jen­nych zdjęć.

Miło, że pała­cy­ko­wi przy­wró­co­no świet­ność; jest to jakiś łącz­nik z prze­szło­ścią. Mia­łem szczę­ście, bo aku­rat tra­fi­łem na wysta­wę przed­wo­jen­nej cho­dzie­skiej por­ce­la­ny. A ja bar­dzo lubię skorupy!


A tak pała­cyk i jego oto­cze­nie wyglą­da­ły 5 lat temu, przed remon­tem (zdję­cia wyko­na­łem, gdy byłem w tych oko­li­cach w lutym 2018 roku).

Las jesienią

Ostat­nie dni były desz­czo­we, chy­ba przy­ro­da chcia­ła nad­ro­bić let­nią suszę. Ale pomi­mo tego jest bar­dzo cie­pło, jak na paź­dzier­nik. Cza­sa­mi o tej porze roku na drze­wach nie ma już liści. A w tym roku nie dość, że są, to jesz­cze na doda­tek czę­sto są to liście zupeł­nie zielone.

Wczo­raj ponow­nie odwie­dzi­łem Dąbro­wę – poprzed­nim razem byłem tam w sierp­niu. Wyciecz­ka była jak zwy­kle bar­dzo udana.

A tym­cza­sem… za 2 dni Tru­pem Fest.

Jesień w Wielkopolskim Parku Narodowym

Wczo­raj po raz czwar­ty poje­cha­łem w oko­li­ce Pozna­nia, do Mosi­ny, do Wiel­ko­pol­skie­go Par­ku Naro­do­we­go. Pierw­szy raz byłem w nim 2 lata temu, w 2021 roku – a to prze­cież nie aż tak daleko.

Teraz pogo­da był o wie­le przy­jem­niej­sza, niż wte­dy. To chy­ba był ostat­ni cie­pły dzień tej jesie­ni. Tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi­ła do 20 stop­ni. I cho­ciaż było zachmu­rzo­ne, a momen­ta­mi kro­pił deszcz, to była przy­jem­nie. Dziar­skim kro­kiem zro­bi­łem 12-kilo­me­tro­wą pętel­kę. Od dzi­siaj pogo­da jest zim­niej­sza, cho­ciaż też chwi­la­mi świe­ci­ło słońce.

Wczo­raj rów­nież zaczą­łem moją wędrów­kę w oko­li­cach Jezio­ra Kocio­łek. Jed­nak tym razem nie roz­po­czy­na­łem w Oso­wej Górze, a przy szpi­ta­lu pul­mo­no­lo­gicz­nym w Ludwi­ko­wie, skąd moż­na w kil­ka minut dojść do jezio­ra. A potem tra­sa była już dobrze zna­na: wzdłuż Jezio­ra Górec­kie­go, koło pała­co­wej wyspy, a na koniec przez uroz­ma­ico­ny las.

Wra­ca­jąc zaha­czy­łem też o Poznań. Poje­cha­łem taką tra­są, jak 3 lata temu, w szczy­cie pan­de­mii, z Roga­li­na do Pozna­nia. Wte­dy jecha­łem do Pozna­nia po szcze­pion­kę prze­ciw­ko gry­pie. Wstą­pi­łem do opu­sto­sza­łe­go Roga­li­na, a w dro­dze do Pozna­nia jecha­łem malow­ni­czą dro­gą wzdłuż War­ty. W Wiór­ku jest miej­sce, gdzie dro­ga bie­gnie skar­pą nad rze­ką. Posta­no­wi­łem się tym razem na chwi­lę w tym miej­scu zatrzymać.

Beskid Śląski po 6 latach

Nie byłem w Beski­dzie Ślą­skim od 2017 roku i bar­dzo tego żału­ję, bo to napraw­dę dobre góry do wędró­wek. Może nie aż takie wido­wi­sko­we, ale tak­że mają swój urok. Ponow­nie na swo­ją bazę wybra­łem Bren­ną, któ­ra jest dobrym punk­tem wypa­do­wym na szla­ki tury­stycz­ne. Żału­ję, że mia­łem tyl­ko 2 dni na cho­dze­nie po górach.

Pierw­sze­go dnia wybra­łem się w oko­li­ce Klim­czo­ka, któ­ry oddzie­la Bren­ną od Szczyr­ku i Biel­ska-Bia­łej. A to dla­te­go, że poprzed­nim razem, tzn. w 2017 roku, nie uda­ło mi się do tej góry dojść ze wzglę­du na złą pogo­dę. Tym razem pogo­da była pięk­na. Wyciecz­ka była bar­dzo uda­na. Na sam Klim­czok nie wsze­dłem, ponie­waż wcho­dzi­łem na górę zie­lo­nym szla­kiem od stro­ny schro­ni­ska (a scho­dzi­łem czer­wo­nym). Stam­tąd nie­da­le­ko już na Szyn­dziel­nię – na któ­rą będę musiał iść następ­nym razem.

Moje­go ostat­nie­go dnia w górach pogo­da się pogor­szy­ła. Rano pada­ło, a potem było zamglo­ne. Dla­te­go zde­cy­do­wa­łem się tyl­ko na krót­ką wyciecz­kę, tj. na Błat­nią (była to dru­ga góra, któ­rą zdo­by­łem w 2017 roku). Było sym­pa­tycz­nie. Nie­ste­ty widać tam degra­da­cję gór. Osie­dla ludz­kie i domy pod­cho­dzą co raz wyżej na sto­ki. Jest to zja­wi­sko zde­cy­do­wa­nie nega­tyw­nie, bo szko­dzi śro­do­wi­sku, przy­ro­dzie i kra­jo­bra­zom. Zasta­na­wia mnie, czy ci ludzie, któ­rzy wzno­szą cha­łu­pę na sto­ku góry (i zwy­kle nie są to skrom­ne dom­ki let­ni­sko­we, tyl­ko wiel­kie hacjen­dy, wzno­szo­ne zupeł­nie bez umia­ru) zasta­na­wia­ją się, jak będą do niej dojeż­dżać? Latem tam się cięż­ko idzie, a co dopie­ro jedzie (i tyl­ko samo­cho­dem tere­no­wym np. toyo­tą hilux, któ­rą widzia­łem, jak wio­zła wikt do schro­ni­ska), a zimą? Ludzie są jed­nak bezmyślni.


Nie wybie­ra­łem się na dale­kie gór­skie wędrów­ki, bo chcia­łem jesz­cze też odwie­dzić ślą­skie mia­sta. Pierw­sze­go dnia poje­cha­łem do Cie­szy­na. Pamię­tam, że poprzed­nim razem zro­bił na mnie bar­dzo dobre wra­że­nie. Tym razem było gorzej, ale to chy­ba dla­te­go, że po ostat­niej wizy­cie mia­łem wygó­ro­wa­ne oczekiwania.

Widok na cie­szyń­ski zamek, obec­nie sie­dzi­bę szko­ły muzycznej.

Obrze­ża mia­sta są nie­cie­ka­we, jak pra­wie wszę­dzie. Cen­trum jest nie­złe. Sta­rów­ka bar­dzo ład­na. Ale jed­nak spo­ro jest tam cha­osu urba­ni­stycz­ne­go. Zatrzy­ma­łem się na jakimś par­kin­gu (w miej­scu po jakimś amfi­te­atrze – bar­dzo cie­ka­we), sze­dłem wzdłuż Olzy i nie podo­ba­ło mi się tak, jak kie­dyś. Wszę­dzie cha­os rekla­mo­wy, czy­sto śred­nio, wie­le miejsc zapusz­czo­nych, jakieś dzi­kie par­kin­gi. Wyda­je mi się, że było lepiej.

Kolej­ne­go dnia padła kolej na Biel­sko-Bia­łą. To mia­sto o zupeł­nie innym cha­rak­te­rze. Dużo więk­sze, z więk­szy­mi ambi­cja­mi, duży ośro­dek prze­my­sło­wy (choć­by fabry­ka malucha).

Gdy byłem tam poprzed­nim razem, był taki upał, że myśla­łem tyl­ko o tym, aby schro­nić się gdzieś w kli­ma­ty­za­cji. Tym razem na szczę­ście było chłod­niej, cho­ciaż i tak cie­pło. W zasa­dzie biel­skiej sta­rów­ce nie poświę­ci­łem uwa­gi, ponie­waż zosta­łem pochło­nię­ty przez Sta­rą Fabry­kę, czy­li bar­dzo cie­ka­we muzeum prze­my­słu. Muzeum, w któ­rym są cie­ka­we eks­po­na­ty, a nawet bar­dzo cie­ka­wy film o pro­duk­cji tka­nin, opo­wia­da o histo­rii prze­my­słu w mie­ście aż do cza­sów współ­cze­snych. Nie wie­dzia­łem, że w prze­szło­ści Biel­sko-Bia­ła była tak waż­nym ośrod­kiem prze­my­sło­wym (i to rów­nież włókienniczym).


Następ­ne­go dnia wra­ca­łem do Kali­sza. Zaha­czy­łem wów­czas o Byczy­nę, któ­rą pierw­szy raz odwie­dzi­łem rów­nież pod­czas pierw­sze­go wyjaz­du w Beskid Ślą­ski. Ostat­ni raz byłem w Byczy­nie 3 lata temu, w 2020 roku (w cza­sie pan­de­mii). Widać, że coś się dzie­je za mura­mi śre­dnio­wiecz­ne­go mia­sta. Same mury są pod­da­wa­ne kon­ser­wa­cji. Rynek też jak­by tro­chę żyw­szy. Poja­wi­ła się tam fontanna 🙂