Już w domciu

Gdy w czwar­tek wra­ca­łem w cen­trum do swo­je­go lokum, nic się nie wyko­le­iło. A szkoda.

Teraz jestem już w Kali­szu, a podróż, jaką zafun­do­wa­ły mi Prze­wo­zy Regio­nal­ne do spół­ki z PKP zapa­mię­tam na dłu­go. Pociąg oczy­wi­ście o poło­wę za mały, ścisk wiel­ki (sta­łem do Kotli­na); na dwor­cu w Pozna­niu brak infor­ma­cji i bie­ga­nie pomię­dzy pero­na­mi. Jed­nym sło­wem podróż pocią­giem przy­po­mi­na raczej wywóz­kę bydła do rzeźni.

Dwa tygo­dnie byłem odcię­ty od tele­wi­zo­ra. Teraz włą­czam, a tam, oczy­wi­ście gęba Jaro­sła­wa. Nie­daw­ne pisa­łem o tym, że Rydzyk został ska­za­ny za nada­wa­nie reklam na ante­nie roz­gło­śni kościo­ła toruń­sko­ka­to­lic­kie­go, ale – jako oso­ba nie­by­wa­le spryt­na – już zwą­chał spi­sek maso­nów i anty­chry­sta. Ostat­nia odro­bin­kę uci­chła spra­wa kata­stro­fy, ale – niech nikt się nie łudzi – straż­ni­cy pań­stwa czu­wa­ją. J. Gosiew­ska ostat­nio oświad­czy­ła, że tak napraw­dę, to nie wia­do­mo, kto leży w trum­nie.

I na koniec to, co prze­czy­ta­łem w ostat­nie „Poli­ty­ce”:

(…) czy­li Jaro­sław K., któ­ry zro­bi dowol­ny pożar, na dowol­ny temat i w dowol­nym miej­scu. Niech go Napie­ral­ski spraw­dzi. Wystar­czy szep­nąć: – No, Zale­wu Zegrzyń­skie­go toby pan pre­zes nie sfaj­czył. I tyl­ko przez Błasz­cza­ka albo Hof­ma­na dodat­ko­wo prze­ka­zać, że w Zale­wie Zegrzyń­skim co dzień kąpie się Bar­to­szew­ski, żeby mieć czy­ste sumie­nie. Za tydzień mamy pod Zegrzem Pusty­nię Gobi.
Wię­cej pod adre­sem http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1513802,1,pies-czyli-kot.read#ixzz1GMogRyW3

Źró­dło: S. Tym „Obia­dek” [w:] „Poli­ty­ka” nr 11 (2798), 12 mar­ca 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *