Grudniowy dylemat

Pastwi­łem się wczo­raj nad wie­ko­pom­nym dzie­łem Ter­ren­ce­’a Malic­ka i zupeł­nie prze­sze­dłem obo­jęt­nie wobec fak­tu Świąt Boże­go Naro­dze­nia. Cze­ka­łem na nie dwa­na­ście mie­się­cy, a ich już nie ma. Chęt­nie bym sobie posłu­chał jesz­cze swo­jej kolek­cji muzy­ki bożo­na­ro­dze­nio­wej – lek­kich ame­ry­kań­skich pio­se­nek, czy choć­by „Baro­ko­wych Świąt”, ale nie jestem pewien, czy wypa­da. Przez cały rok nie słu­cha­łem pły­ty Lore­eny McKen­nitt „A win­ter…” (coś­tam) cze­ka­jąc na odpo­wied­nią chwi­lę, tj. Wigi­lię – nie chciał­bym bowiem, żeby mi te utwo­ry się znu­dzi­ły lub spo­wsze­dnia­ły; nie miał­bym wte­dy, cze­go słu­chać za rok. Tak czy owak, nie wiem, co teraz zro­bić. Na szczę­ście zosta­ło jesz­cze parę wol­nych dni. Poza tym zbli­ża się koniec roku i wszyst­kie sta­cje tele­wi­zyj­ne będą się prze­ści­gać na pod­su­mo­wa­nia i „nju­sy roku” – któ­ra kata­stro­fa była naj­więk­sza, w któ­rym ata­ku ter­ro­ry­stycz­nym zgi­nę­ło naj­wię­cej ludzi etc. Strach włą­czać telewizor.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *