Taki ból w krzyżu, że aż trudno blog przeczytać

Uży­wam takiej funk­cji, jak Google Czyt­nik – jest to narzę­dzie do obsłu­gi kana­łów RSS. Dla nie­wta­jem­ni­czo­nych RSS to tech­no­lo­gia pozwa­la­ją­ca śle­dzić przy pomo­cy spe­cjal­nych czyt­ni­ków (Google Czyt­nik, ale i inne, np. wbu­do­wa­ne w prze­glą­dar­ki www) „ruch” na stro­nach inter­ne­to­wych. Exem­pli gra­tia nowe wpi­sy na róż­nych blo­gach. Tak się skła­da, że regu­lar­nie czy­tam róż­ne blo­gi w ten wła­śnie sposób.

Ale przejdź­my do sed­na. Jed­nym z blo­gów, jaki czy­tam regu­lar­nie jest Głos Rydzy­ka. Jest to stro­na pro­wa­dzo­na przez dzien­ni­ka­rza z Toru­nia, któ­ry więk­szość swo­je­go życia poświę­ca na śle­dze­nie fana­be­rii wymy­śla­nych przez Ojca Dyrek­to­ra i spół­kę roz­po­wszech­nia­nych przez toruń­sko-kato­lic­kie media – głów­nie Radio Maryja.

Jak wia­do­mo ostat­nio byłem w Biesz­cza­dach. W dniu wyjaz­du z Kali­sza na gorą­co wpi­sa­łem swo­je prze­my­śle­nia nt wyda­rzeń na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu któ­re z zaże­no­wa­niem śle­dzi­łem w tele­wi­zji. Gdy szczę­śli­wie wró­ci­łem z gór zda­łem sobie spra­wę, że wła­ści­wie przez 10 dni byłem odcię­ty od infor­ma­cji (szczę­śli­wy ze mnie czło­wiek!), ale krzyż jak stał, tak stał. Gdy otwo­rzy­łem Google Czyt­nik oka­za­ło się, że cze­ka na mnie… 10 wia­do­mo­ści ze stro­ny Głos Rydzy­ka (teraz jest ich już 11). Pro­blem w tym, że nie mam odwa­gi, by się zebrać i je prze­czy­tać. Nie cho­dzi tu nawet o czy­ta­nie (cze­go czę­sto nie robię, bo tyl­ko prze­glą­dam), ale o samo zaj­rze­nie. Myśl o spraw­dze­niu naj­śwież­szych wia­do­mo­ści z życia jedy­nej „pra­wo­wi­tej” i „praw­dzi­wie pol­skiej” roz­gło­śni jest dla mnie dość prze­ra­ża­ją­ca. A to wszyst­ko przez całe zamie­sza­nie wokół „smo­leń­skie­go krzy­ża”. Radio Mary­ja spu­ści­ło z łań­cu­cha wście­kłe psy, któ­re mogły­by zało­żyć wła­sną sek­tę – PiSLAM. Dla nich nie liczą się już ani auto­ry­te­ty kościel­ne, ani świec­kie. 3 sierp­nia zauwa­żo­no w tłu­mie „obroń­ców” czło­wie­ka z tabli­cą z napi­sem „Wita­my w PRL”. Inter­nau­ci zauwa­ży­li, że gdy­by­śmy żyli w PRL spra­wa zosta­ła­by zała­twio­na w 5 minut, ale przy pomo­cy ZOMO.

Tym­cza­sem oka­zu­je się, że z cyr­kiem o krzyż ani rząd, ani Kościół nie potra­fią sobie pora­dzić. Wszyst­ko przez ban­dę fana­tycz­nych eks­tre­mi­stów któ­rych śmia­ło moż­na nazwać kato­li­ba­mi. Do zama­chów ter­ro­ry­stycz­nych nie­wie­le bra­ku­je. Co gor­sza atmos­fe­rę pod­grze­wa J. Kaczyń­ski zacho­wu­ją­cy się jak czło­wiek co naj­mniej nie­speł­na rozu­mu. Za nim sto­ją wier­ne koł­ki z PiSu z Bru­dziń­skim na cze­le, któ­ry łaska­wy był uznać powie­sze­nie rekla­my „Zim­ny Lech” w Kra­ko­wie za pro­wo­ka­cję. Nie­dłu­go pew­nie nazwa „kieł­ba­sa pod­wa­wel­ska” też będzie uzna­wa­na za prowokację.

Jeśli cho­dzi o krzyż, jest dla mnie jasne, że nie ma dla nie­go miej­sca tam, gdzie stoi on obec­nie. Har­ce­rze bar­dzo mi pod­pa­dli, bo nie potra­fią zakoń­czyć zamie­sza­nia, któ­re sami wywo­ła­li. Moż­na umie­ścić tabli­ce etc., ale pomnik to już chy­ba prze­sa­da. Nie wspo­mi­na­jąc o 8‑metrowej kupie żela­stwa przed­sta­wia­ją­cej ręce wycho­dzą­cej z zie­mi. Bar­dziej nada­wa­ło­by się to na mate­riał pro­mo­cyj­ny do fil­mu „Świt żywych trupów”.

Nadzie­ja pozo­sta­je w mądro­ści Rady M. St. Warszawy.

A teraz spró­bu­ję się zabrać do prze­czy­ta­nia Gło­su Rydzy­ka. Nie chce mi się nawet przy­ta­czać obrzy­dli­wo­ści, któ­re Rydzyk ze swo­ją weso­łą kom­pa­ni­ją tam wyczyniają.