Gdańsk i Gdynia

Pamię­tam, jak po raz pierw­szy w 2019 roku pla­no­wa­łem zimo­wy wyjazd do Trój­mia­sta. I miał to być wte­dy wyjazd do Gdań­ska. Jed­nak w Gdań­sku nie było noc­le­gów, czy też były poza moim zasię­giem finan­so­wym, nie pamię­tam, tak więc osta­tecz­nie tra­fi­łem do Gdy­ni. I to był, jak się oka­za­ło, świet­ny wybór, ponie­waż od tego cza­su Gdy­nię uwiel­biam, chęt­nie do niej powra­cam, a do Gdań­ska jedy­nie „wpa­dam”, gdy jestem w Gdyni.

Gdańsk to po pro­stu takie samo wiel­kie mia­sto, jak Poznań czy Wro­cław. Sta­rów­ka (czy­li tzw. Głów­ne Mia­sto) jest ład­na, ale w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze jest to skan­sen dla tury­stów (por. moje prze­my­śla­nie z Lubli­na). Dłu­gi Targ to rząd pusto­sta­nów. Nato­miast Gdy­nia to mia­sto bar­dzo żywe, ale żywe nie dzię­ki upo­jo­nym wód­ką tury­stom, tyl­ko dzię­ki miesz­kań­com, któ­rzy po pro­stu w tym mie­ście miesz­ka­ją. Nie ma tam wyraź­nej sta­rów­ki, cho­ciaż jest sta­ra część Gdy­ni kon­cen­tru­ją­ca się wokół portu.

W Gdy­ni kró­lu­je moder­nizm, któ­ry dum­nie się prę­ży w budyn­kach przy głów­nych uli­cach: Świę­to­jań­skiej, Wła­dy­sła­wa, któ­re­goś lute­go… i na Kamien­nej Górze – nad­mor­skiej dziel­ni­cy peł­nej przed­wo­jen­nych moder­ni­stycz­nych wil­li. Do tego docho­dzi jesz­cze moder­ni­stycz­ny układ urba­ni­stycz­ny. Nie ma tam kamie­nic z podwórkami-studniami.

Trój­mia­sto od połu­dnia oto­czo­ne jest Trój­miej­skim Par­kiem Kra­jo­bra­zo­wym i wystar­czy rzut oka na mapę, żeby zoba­czyć, ile tam jest tere­nów zielonych.

Pobyt w Gdy­ni tra­dy­cyj­nie roz­po­czą­łem od spa­ce­ru przez Kępę Redłow­ską na Klif Orłow­ski. Aż nie chce się wie­rzyć, że w środ­ku mia­sta są takie atrak­cyj­ne przy­rod­ni­czo tere­ny. Byłem tam dwa razy.

Poza tym, w Gdy­ni zbyt wie­le nie zwie­dza­łem, bo po pro­stu nie mia­łem takiej potrze­by. Ale następ­nym razem, kto wie.

W Gdań­sku byłem dwa razy. Pierw­sze­go dnia poje­cha­łem na krót­ką wyciecz­kę do Oli­wygdzie byłem też poprzed­nim razem. Oli­wa to gdań­ski odpo­wied­nik poznań­skie­go Soła­cza – czy­li zabyt­ko­wa dziel­ni­ca ze sta­ry­mi luk­su­so­wy­mi wil­la­mi. W środ­ku jest pięk­ny park oliw­ski (cho­ciaż inny, niż park sołac­ki w Pozna­niu). Nad Oli­wą kró­lu­je kate­dra oliw­ska. Wyjąt­ko­wo cie­ka­wy zaby­tek architektury.

Dru­gi raz poje­cha­łem do Gdań­ska w kon­kret­nym celu, tzn. żeby odwie­dzić muzeum II woj­ny świa­to­wej. W 2019 roku byłem w Euro­pej­skim Cen­trum Soli­dar­no­ści – i cho­ciaż nie jestem wiel­bi­cie­lem pato­su i mar­ty­ro­lo­gii – to bar­dzo mi się wysta­wa podo­ba­ła. W muzeum II woj­ny świa­to­wej też jest nie­źle. Nie ma tam, ewen­tu­al­nie jest w mniej­szych daw­kach, kult nie­szczę­ścia i poświę­ca­nia, wyeks­po­no­wa­ny w cen­tral­nym muzeum klęsk i nie­szczęść, czy­li w muzeum powsta­nia war­szaw­skie­go. W gdań­skim muzeum woj­na jest poka­za­na wie­lo­wy­mia­ro­wo i z dystan­sem. Poza tym jest tam poka­za­na per­spek­ty­wa nie tyl­ko pol­ska. Tro­chę miej­sca poświę­co­no kwe­stiom, o któ­rych u nas wie­le się nie mówi, jak np. oku­pa­cji Sin­ga­pu­ru przez Japoń­czy­ków, czy gło­dzie w Holandii.

Wysta­wa jest cie­ka­wa i moż­na poświę­cić te 2 – 3 godzi­ny, żeby bez znu­że­nia ją obej­rzeć. Nie mówię, że co roku, ale za parę lat może jesz­cze tam kie­dyś wró­cę. Nato­miast archi­tek­to­nicz­nie muzeum mnie tro­chę roz­cza­ro­wa­ło (podob­nie, jak Polin w War­sza­wie, w któ­rym byłem we wrze­śniu 2019 roku).

Po odwie­dze­niu muzeum, poszwen­da­łem się jesz­cze tro­chę po cen­trum Gdań­ska. Dosze­dłem m.in. do słyn­nej pocz­ty gdań­skiej. Pocz­ta gdań­ska koja­rzy mi się przede wszyst­kim z „Bla­sza­nym bęben­kiem”, któ­ry czy­ta­łem 14 lat temu. Jest tam szcze­gó­ło­wo, cho­ciaż tro­chę w krzy­wym zwier­cia­dle, opi­sa­na obro­na poczty.

Sam budy­nek jest bar­dzo cie­ka­wy i żału­ję, że nie mia­łem cza­su na zwie­dze­nie muzeum. Przed muzeum znaj­du­je się monu­men­tal­ny pomnik upa­mięt­nia­ją­cy pocz­tow­ców. Nato­miast na mnie dużo więk­sze wra­że­nie zro­bi­ło miej­sce pamię­ci na podwó­rzu budyn­ku pocz­ty, gdzie znaj­du­je się tajem­ni­czy relief oraz zazna­czo­ne jest miej­sce roz­strze­la­nia ofiar.

Potem uda­łem się Dłu­gim Nabrze­żem w kie­run­ku Bazy­li­ki Mariac­kiej i Dłu­gie­go Tar­gu (wiem, że to tro­chę nie po dro­dze, ale nie szko­dzi). Na tra­sie moż­na podzi­wiać nie tyl­ko gdań­skie „zabyt­ki” (odbu­do­wa­ne po woj­nie), ale rów­nież tro­chę cie­ka­wej archi­tek­tu­ry moder­ni­stycz­nej. Z odda­li widzia­łem „Sołd­ka”, któ­re­go zwie­dza­łem 2 lata temu.

Zaha­czy­łem o Bazy­li­kę Mariac­ką, któ­ra zadzi­wia mnie za każ­dym razem swym ogromem.

Sko­ro jestem już przy mia­stach, to muszę jesz­cze wspo­mnieć o Sopo­cie, któ­ry odwie­dzi­łem ostat­nie­go dnia. O dzi­wo, cho­ciaż był to począ­tek lute­go, były tłu­my tury­stów. Pogo­da w pew­nym momen­cie zro­bi­ła się paskud­na. Na szczę­ście mogłem się posi­lić gorą­cą cze­ko­la­dą w pijal­ni Wedla. 🤭

Fale roz­bi­ja­ją­ce się o falo­chron przy molo w Sopocie

Nadmorska przyroda

Nad morze jeż­dżę nie tyl­ko ze wzglę­du na atrak­cje zapew­nia­ne przez Trój­mia­sto, ale w dużej mie­rze rów­nież tak­że z uwa­gi na bar­dzo cie­ka­wą nad­mor­ską przy­ro­dę. W ogó­le pomo­rze jest bar­dzo cie­ka­we i inne niż Wiel­ko­pol­ska, w któ­rej miesz­kam. Przede wszyst­kim, jadąc do Trój­mia­sta, widać wyraź­nie, że oko­li­ca nie jest tak pła­ska. Teren jest pofał­do­wa­ny, w odda­li widać jakieś wzgór­ki. Nad samym morze przy­ro­da też jest cie­ka­wa i nie­jed­no­li­ta. W Gdy­ni atrak­cją jest Kępa Redłow­ska i Klif Orłow­ski. Za każ­dym razem będąc w Gdy­ni idę w tam­te oko­li­ce i prze­cho­dzę ok. 4 – 5 km. Nawet moż­na z Orło­wa dojść do Sopo­tu, ale ja póki co się na to nie porwałem.

Dro­ga wzdłuż wybrze­ża jest bar­dzo malow­ni­cza i jak dotąd mi się nie znu­dzi­ła. Poziom wody w morzu unie­moż­li­wiał, w prze­ci­wień­stwie do moich pierw­szych wędró­wek w 2019 roku, przej­ście „pod” Kępą Redłow­ską (po beto­no­wej opa­sce). Za to moż­na iść „przez” Kępę – i tam do zwie­dza­nia się reszt­ki umoc­nień i sta­no­wisk arty­le­ryj­skich. Z resz­tą dużą część Kępy zaj­mu­je teren woj­sko­wy i gdy prze­cho­dzi­łem przez te oko­li­ce w tym roku, to chy­ba nawet mignął mi gdzieś nie­da­le­ko jakiś żoł­nierz w trak­cie obcho­du. Potem cie­ka­wy jest Klif Orłow­ski – jed­na z głów­nych atrak­cji mia­sta, stop­nio­wo poże­ra­na przez morze.

Tym razem pró­bo­wa­łem po raz pierw­szy przejść pod kli­fem, ale musia­łem zawró­cić, gdy natra­fi­łem na gli­nia­ste grzę­za­wi­sko, do któ­re­go trze­ba by mieć kalo­sze, żeby przez nie przejść.

Naj­pięk­niej­sze jest jed­nak wybrze­że na Pół­wy­spie Hel­skim, któ­re tym razem zwie­dza­łem pomi­mo złej pogo­dy i moje­go złe­go samo­po­czu­cia. Wte­dy po raz pierw­szy byłem na Helu po opa­dach śnie­gu – i hel­skie lasy, wydmy i pla­ża przy­pró­szo­ne śnie­giem wyglą­da­ły nie­zwy­kle. Pory­wy wia­tru jed­nak odstra­sza­ły od dal­szych wędrówek.

W drodze na Pomorze

Po dwóch latach wybra­łem się nad morze i zno­wu do Gdy­ni, bo bar­dzo ją polubiłem. 

Dro­ga nad morze tym razem wio­dła mnie przez Gnie­zno, Świe­cie, Chełm­no, Kwi­dzyn, Pel­plin. Posta­no­wi­łem uzu­peł­nić wyciecz­kę o te obiek­ty, któ­rych nie uda­ło mi się zoba­czyć za dwa lata temu.

Gniezno

Poprzed­ni raz w Gnieź­nie byłem 9 lat temu, jesz­cze byłem wte­dy na stu­diach. Po pro­stu pew­ne­go zimo­we­go dnia zro­bi­łem sobie krót­ką wyciecz­kę z Pozna­nia do Gnie­zna i pamię­tam z niej głów­nie to, że wiał lodo­wa­ty, prze­ni­kli­wy wiatr. 

Jesz­cze daw­niej gdzieś ok. czwar­tej kla­sy pod­sta­wów­ki byłem w Gnieź­nie z wuj­kiem. Widzia­łem wte­dy drzwi gnieź­nień­skie i pamię­tam, że byłem zdzi­wio­ny, że są tak sto­sun­ko­wo nieduże. 

Teraz rzecz jasna zno­wu odwie­dzi­łem kate­drę. Na jej temat moż­na zna­leźć świet­ny film doku­men­tal­ny na YouTu­be. Film jest war­ty obej­rze­nia, bo kate­dra robi jesz­cze więk­sze wra­że­nie, gdy się wie, na co się patrzy. Wte­dy na przy­kład widać, że cały budy­nek jest lek­ko skrzy­wio­ny. War­te odwie­dze­nia jest też muzeum die­ce­zjal­ne, w szcze­gól­no­ści że są w nim nie tyl­ko zabyt­ki zwią­za­ne z kościołem. 

A poza tym, no cóż… samo Gnie­zno to nie­wąt­pli­wie dziu­ra, podob­na pod wie­lom wzglę­da­mi do Kali­sza. Tyle tyl­ko, że jest to dziu­ra z obwod­ni­cą i dro­gą ekspresową.

Świecie i Chełmno 

Świe­cie mnie moc­no roz­cza­ro­wa­ło, bo wła­ści­wie nie ma tam nicze­go cie­ka­we­go. Może o innej porze roku było­by lepiej. Zamek Krzy­żac­ki w Świe­ciu też nie jest nad­zwy­czaj­ny. Jest malow­ni­czo poło­żo­ny, nad Wdą (któ­ra gdzieś w tych oko­li­cach wpa­da do Wisły), któ­ra na doda­tek pięk­nie się roz­la­ła po ota­cza­ją­cych ją łąkach, ale poza tym samo oto­cze­nie zam­ku nie jest zachę­ca­ją­ce – wokół są śmie­ci i wszyst­ko wyglą­da na roz­grze­ba­ny plac budowy.

Chełm­no to zupeł­nie co inne­go. To mia­sto z bar­dzo sta­rą, wie­lo­wie­ko­wą histo­rią. I dzi­siaj jest dużo bar­dziej zachę­ca­ją­ce. Przede wszyst­kim ma cie­ka­wą sta­rów­kę, któ­ra to sta­rów­ka jest tro­chę przy­ku­rzo­na (co ma swój urok), ale jest żywa – nie jest to taki skan­sen, jak np. w Lubli­nie. Są tam cie­ka­we śre­dnio­wiecz­ne zabyt­ki, kościo­ły, czy tez róż­ne inne budyn­ki. No i przede wszyst­kim ma dosko­na­le zacho­wa­ne śre­dnio­wiecz­ne mury miej­skie wraz z nie­któ­ry­mi wier­sza­mi – podob­nie, jak w Byczy­nie.

Rynek w Chełmnie

Grudziądz

Następ­ne­go dnia jecha­łem już pro­sto do Gdy­ni, ale z przy­stan­ka­mi. Pierw­szy przy­sta­nek był w Gru­dzią­dzu, w któ­rym poprzed­nim razem mia­łem nawet noc­leg.

Cho­ciaż Gru­dziądz jest mia­stem mniej­szym od Kali­sza, to nie­ste­ty nasze mia­sta dzie­li prze­paść – widać to przede wszyst­kim po infra­struk­tu­rze. Gru­dziądz ma tram­wa­je, jest pod­łą­czo­ny do auto­stra­dy, ma obwod­ni­cę, o wie­le lep­sze dro­gi, ma atrak­cyj­ną i cie­ka­wą sta­rów­kę. Oczy­wi­ście widzia­łem też minu­sy, np. dzi­kie par­kin­gi i śmie­ci. Ale cało­ścio­wo robi pozy­tyw­ne wrażenie.

Ponow­nie uda­łem się na krót­ki spa­cer po gru­dziądz­kiej sta­rów­ce; nad roz­le­wi­ska­mi Wisły góru­ją maje­sta­tycz­ne śre­dnio­wiecz­ne spi­chle­rze. Sta­rów­ka poło­żo­na jest na wyso­kiej skar­pie nad doli­ną Wisły. To bar­dzo malow­ni­czy widok; obec­nie poziom Wisły znacz­nie się pod­niósł. Sta­rów­ka za dnia pre­zen­tu­je się nie­źle, cho­ciaż widzia­łem nie­do­stat­ki, któ­re poprzed­nio spo­wi­jał mrok – pew­ne nie­do­rób­ki, śmie­ci itp. Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że i tak jest tam co oglądać.

Spi­chle­rze, obec­nie nie­któ­re zaadap­to­wa­ne na inne cele

Kwidzyn

Po krót­kiej wizy­cie w Gru­dzią­dzu, ruszy­łem nad­ro­bić zale­gło­ści z Kwi­dzy­na. Ruszy­łem więc z Gru­dzią­dza na pół­noc. W Kwi­dzy­nie byłem już poprzed­nim razem, ale wów­czas zoba­czy­łem Zamek Krzy­żac­ki, ale nie widzia­łem złą­czo­nej z nim kon­ka­te­dry.

Dro­ga przez pomo­rze jest w ogó­le bar­dzo malow­ni­cza. Kra­jo­bra­zy są zupeł­nie inne, niż w Wiel­ko­pol­sce. Dro­ga wie­dzie przez teren pagór­ko­wa­ty. W odda­li na hory­zon­cie maja­czą pola, łąki, lasy. Teren jest dużo bar­dziej zróż­ni­co­wa­ny i cie­ka­wy. Nie ma poroz­cią­ga­nych, cią­gną­cych się kilo­me­tra­mi wioch (a przy­naj­mniej jest ich mniej). Dla­te­go jedzie się spo­koj­nie, ale do przo­du, z rów­ną prędkością.

Do Zam­ku Krzy­żac­kie­go tym razem nie wcho­dzi­łem. Ale uda­ło mi się wejść do kościo­ła, któ­ry jest bar­dzo cie­ka­wą gotyc­ką kate­drą. Jest może tro­chę przy­ku­rzo­ny, ale doda­je mu to uro­ku. Wewnątrz są cie­ka­we polichromie.

Gniew

Po wyjeź­dzie z Kwi­dzy­na i poko­na­niu kil­ku­na­stu rond, któ­re są w tym mie­ście, ruszy­łem na zachód, aby poko­nać po nowo­cze­snym moście Wisłę. Poprzed­nim razem nie pla­no­wa­łem wca­le wstę­po­wać do Gnie­wu, ale tak urze­kło mnie jego poło­że­nie, że na chwi­lę się zatrzy­ma­łem. Tym razem też posta­no­wi­łem cho­ciaż na 10 minut się tam zatrzymać.

Pelplin

Potem w koń­cu mogłem ruszyć, aby zwie­dzić zapla­no­wa­ny na ten dzień gwóźdź pro­gra­mu, czy­li muzeum die­ce­zjal­ne w Pel­pli­nie, któ­re dwa lata temu było w remon­cie. Tym razem mi się uda­ło. W muzeum nie było tłu­mu zwie­dza­ją­cych, co jest dziw­ne, bo jest w nim wie­le cie­ka­wych obiek­tów – przede wszyst­kim pol­ska Biblia Guten­ber­ga, a poza tym cie­ka­we przy­kła­dy sztu­ki sakral­nej, głów­nie zebra­nej z kościo­łów na pomorzu.

Poza tym, wiel­ką atrak­cją Pel­pli­na jest bazy­li­ka kate­dral­na, wcho­dzą­ca w skład pocy­ster­skie­go kom­plek­su zabu­do­wań. Jest to bar­dzo impo­nu­ją­cy przy­kład budow­li gotyc­kiej. Poprzed­nim razem nie uda­ło mi się jej odwiedzić.

Popo­łu­dniu doje­cha­łem do Gdyni.

Pla­ża w Gdy­ni wieczorem

Pół­wy­sep Hel­ski – opis z 2020 roku doty­czą­cy wyjaz­du w 2019

Dro­ga na Pomo­rze w 2022

Trój­mia­sto w 2022

Nadmorska przyroda

Jesz­cze na chwi­lę wró­cę do moje­go wyjaz­du nad morze zimą. Dla kogoś, kto miesz­ka nad morzem, to pew­nie nie są żad­ne atrak­cje (podob­nie dla tych, co np. miesz­ka­ją w górach i mają góry na co dzień). Ale dla mnie, tj. dla miesz­kań­ca pła­skich jak stół nizin, gdzie nie ma nicze­go atrak­cyj­ne­go, morze i nad­mor­ska przy­ro­da, są bar­dzo pocią­ga­ją­ce. Oczy­wi­ście, w moich oko­li­cach też są ład­ne miej­sca (ohyd­ne tak­że). W oko­li­cach Trój­mia­sta takich miejsc jest wie­le, nawet w samej Gdy­ni, np. Kępa Redłow­ska – bar­dzo mi się tam podoba.

Ale naj­pięk­niej­szy mimo wszyst­ko jest Pół­wy­sep Hel­ski – szcze­gól­nie w oko­li­cach same­go koniusz­ka. Warun­ki tam panu­ją­ce są dosyć suro­we – wiatr, zim­no. Wybrze­że pokry­te jest kar­ło­wa­tym lasem, sma­ga­nym nie­ustan­nie przez mor­skie wia­try. Przy­ro­da jest w mia­rę „dzi­ka” (na ile może być dzi­ka w takim kuror­cie), zimą – nie aż tak bar­dzo zadep­ta­na. Bez­kre­sne pla­że i morze bar­dzo mi się podobają.

Gdy­nia
Wyj­ście z lasu na pla­żę na Pół­wy­spie Helskim
Pla­ża
Cypel Rew­ski

Pół­wy­sep Hel­ski w 2019 roku (też zimą)

Gdańsk, Sopot, Gdynia

Gdy za pierw­szym razem wybie­ra­łem się do Trój­mia­sta, bar­dziej atrak­cyj­ny wyda­wał mi się Gdańsk. Szyb­ko jed­nak oka­za­ło się, że to nie­praw­da. W 2019 roku nie uda­ło mi się zna­leźć, sen­sow­ne­go noc­le­gu w Gdań­sku – i tak tra­fi­łem do Gdy­ni. Od razu stwier­dzi­łem, że Gdy­nia jest fan­ta­stycz­nym miastem.

To nie jest mia­sto ani sta­re, ani zabyt­ko­we (nie licząc zabyt­ków gdyń­skie­go moder­ni­zmu, z któ­rych jed­nak i tak żaden nie ma wię­cej, niż 100 lat). Ale i tak przy­cią­ga cie­ka­wą urba­ni­sty­ką, ład­ną i spój­ną archi­tek­tu­rą. Po pro­stu widać, że to jest napraw­dę mia­sto do miesz­ka­nia. Oczy­wi­ście nie jest bez wad, jak każ­de mia­sto. Ale odnio­słem wra­że­nie, że dzię­ki swo­jej sto­sun­ko­wej kom­pak­to­wo­ście i ład­ne­mu poło­że­niu, jest dobrym miej­scem do życia.

Zachwy­ca mnie poło­że­nie Kamien­nej Góry. To dziel­ni­ca znaj­du­ją­ca się mię­dzy ści­słym cen­trum Gdy­ni a wybrze­żem. Z jed­nej stro­ny jest to wła­ści­wie cen­trum, jest nad samym morzem, ale jed­no­cze­śnie jest na ubo­czu; jest tam kame­ral­nie i spo­koj­nie. Za pierw­szym razem przy­pad­ko­wo zna­la­złem tam noc­leg i odtąd zawsze już będę chciał tam wra­cać. W tej dziel­ni­cy znaj­du­ją się luk­su­so­we, wiel­kie, przed­wo­jen­ne wil­le. Są tak­że cie­ka­we budyn­ki uży­tecz­no­ści publicz­nej, rzecz jasna w sty­lu gdyń­skie­go moder­ni­zmu (np. Woj­sko­wy Sąd Gar­ni­zo­no­wy). Znaj­du­ją się tam blo­ki, ale przed­wo­jen­ne (niskie, dosyć cia­sne), a tak­że młod­sze wie­żow­ce. Dużą zale­tą jest wyjąt­ko­wa bli­skość morza, a tak­że innych atrak­cji przy­rod­ni­czych, choć­by Kępy Redłowskiej.

W Gdy­ni nie ma wie­lu spek­ta­ku­lar­nych atrak­cji, ale jak dla mnie samo mia­sto jest atrak­cją. Cał­kiem ład­ne, nie­źle zapro­jek­to­wa­ne, ze spraw­ną komu­ni­ka­cją publicz­ną. Jest malow­ni­czo poło­żo­ne, bo na wzgó­rzach (czy jest dru­gie takie mia­sto u nas, przy­naj­mniej poza góra­mi?). Oto­czo­ne jest lasa­mi, przez któ­re się wjeż­dża do Gdy­ni. W środ­ku też są miej­sca war­to­ścio­we przy­rod­ni­czo, przede wszyst­kim Kępa Redłow­ska, Orłowo.

Gdańsk jest dużo bar­dziej podob­ny do innych dużych miast, typu Poznań, Wro­cław, Łódź czy Kra­ków. Miesz­kać bym w nim nie chciał. Duży ruch, duży hałas. Sta­rów­ka – komer­cyj­ny disney­land dla tury­stów (pięk­na, ale mar­twa). Cen­trum oto­czo­ne auto­stra­da­mi w środ­ku mia­sta. Te kosz­mar­ne, wie­lo­pa­smo­we dro­gi koło Bra­my Wyżyn­nej to jakiejś zupeł­ne nieporozumienie.

Nie­wąt­pli­wą atrak­cją Gdań­ska jest Euro­pej­skie Cen­trum Soli­dar­no­ści. Byłem w nim 2 lata temu; bar­dzo cie­ka­we miej­sce, szcze­gól­nie jeśli ktoś choć tro­chę inte­re­su­je się histo­rią współczesną.

Muzeum Mor­skie – dosyć cie­ka­we, ale mam wra­że­nie, że eks­po­zy­cja czę­ścio­wo zatrzy­ma­ła się w latach 80. XX wie­ku. Jak dla mnie, naj­cie­kaw­sza była lodów­ka, w któ­rej znaj­do­wa­ło się cera­micz­ne naczy­nie z 200-let­nim masłem, wyło­wio­nym z okrę­tu, któ­ry zato­nął daw­no temu na Morzu Bał­tyc­kim. No i chy­ba naj­więk­szą atrak­cją jest „Soł­dek”, czy­li maso­wiec zbu­do­wa­ny w Stocz­ni Gdań­skiej. Moż­na zwie­dzać jego dużą część, od maszy­now­ni po kaju­ty zało­gi. Daje to jakieś wyobra­że­nie o życiu na morzu. Szko­da tyl­ko, że nie ma opi­sów ele­men­tów wypo­sa­że­nia. Wię­cej zdjęć z muzeum morskiego.

Molo w Sopocie 

W 2019 roku chcia­łem też odwie­dzić Muzeum Naro­do­we w Gdań­sku, żeby zoba­czyć Sąd osta­tecz­ny, ale nie­ste­ty wte­dy muzeum było nie­czyn­ne. Uda­ło mi się w 2022 roku; odwie­dzi­łem oddział poświę­co­ny sztu­ce daw­nej. Śre­dnio­wiecz­ny obraz rze­czy­wi­ście robi wrażenie.

Inne­go dnia poje­cha­łem tak­że, aby odwie­dzić obrze­ża Gdań­ska, a kon­kret­nie Oli­wę. Ta dziel­ni­ca Gdań­ska przy­po­mi­na poznań­ski Sołacz: park, sta­re luk­su­so­we wil­le, bru­ko­wa­ne ulicz­ki. Pięk­ny jest Park Oliw­ski. No a archi­ka­te­dra, to wia­do­mo. Trze­ba ją zobaczyć 😀

Archi­ka­te­dra oliwska

Włocławek, Grudziądz, Kwidzyn

Po ponad dwóch latach ponow­nie wybra­łem się nad morze. Pierw­szy raz na dłu­żej poje­cha­łem do Trój­mia­sta w grud­niu 2019 roku, tuż przed Świę­ta­mi Boże­go Naro­dze­nia. Bar­dzo mi się tam spodo­ba­ło, a naj­bar­dziej Gdy­nia! W 2020 roku zno­wu pla­no­wa­łem wyjazd, ale nic z nie­go nie wyszło z powo­du pan­de­mii. W 2021 roku nie mia­łem już urlo­pu. Dla­te­go na pierw­szy od bli­sko dwóch lat urlop wybra­łem się zno­wu do Gdy­ni. Ale tym razem tro­chę wię­cej pozwie­dzia­łem, bo poje­cha­łem samo­cho­dem. W dro­dze do Gdy­ni posta­no­wi­łem wstą­pić na jed­ną noc do Gru­dzią­dza; chcia­łem tak­że coś zoba­czyć po drodze.

Pla­ny podró­ży tro­chę pokrzy­żo­wa­ła pogo­da. Był to week­end, w któ­rym były strasz­ne wichu­ry, śnieg z desz­czem i nie­przy­jem­ny spa­dek temperatury.

W pierw­szej kolej­no­ści wstą­pi­łem do Wło­cław­ka. Nie­ste­ty dosyć moc­no mnie roz­cza­ro­wał, nie wiem, czy to wina złej pogo­dy (wiatr, deszcz)? Wło­cła­wek jest mia­stem podob­nym do Kali­sza, z podob­ną licz­bą lud­no­ści. Powi­nien mieć więc i podob­ne pro­ble­my. Spra­wia wra­że­nie mia­sta lek­ko pod­upa­dłe­go (czy Kalisz też tak wyglą­da??), cho­ciaż może za krót­ko w nim byłem, żeby oceniać…

Naj­pierw poje­cha­łem do tamy. Chcia­łem zoba­czyć Zalew Wło­cław­ski i sto­pień wod­ny. Jest tam nawet par­king. Ohyd­na pogo­da nie zachę­ca­ła do dłuż­sze­go zwie­dza­nia tego tere­nu. Ale tama jest nie­wąt­pli­wie impo­nu­ją­ca (pomi­mo jej złe­go wpły­wu na śro­do­wi­sko), a zalew wyglą­da bar­dzo malow­ni­czo. Póź­niej przez przed­mie­ścia i tere­ny prze­my­sło­we poje­cha­łem do cen­trum. Bul­wa­ry nad Wisłą wyglą­da­ły bar­dzo ład­nie. Bli­sko rze­ki stoi też impo­nu­ją­ca neo­go­tyc­ka kate­dra. Rzecz jasna, zamknię­ta. Dalej nie było już tak dobrze. Po prze­je­cha­niu ponad 150 km liczy­łem, że będę mógł wejść do jakiejś kawiar­ni choć­by na 10 minut. Prze­li­czy­łem się. W cen­trum Wło­cław­ka nie zna­la­złem żad­ne­go takie­go przy­byt­ku, cho­ciaż przy­znam, że nie szu­ka­łem zbyt dłu­go, bo mi się nie chcia­ło. Tra­fi­łem na coś w rodza­ju dep­ta­ku. Spra­wiał bar­dzo depre­syj­ne wra­że­nie. Widać, że kie­dyś tam prze­pro­wa­dzo­no jakąś rewi­ta­li­za­cję (w mia­rę współ­cze­sna nawierzch­nia, obu­do­wa­ne drzew­ka), ale całość spra­wia­ła wra­że­nie, że od tam­tej pory mia­sto zdą­ży­ło się pogrą­żyć w sta­gna­cji. Mówiąc eufe­mi­stycz­nym języ­kiem rze­czo­znaw­ców mająt­ko­wych: ule­gła już amor­ty­za­cji. Uli­ca wypeł­nio­na była roz­sy­pu­ją­cy­mi się kamie­ni­ca­mi, witry­na­mi zabi­ty­mi decha­mi i wyjąt­ko­wo nędz­ny­mi kra­ma­mi. Mówiąc krót­ko, ste­reo­ty­po­wa pro­win­cja w piguł­ce. Znacz­nie gorzej niż w Kali­szu, w któ­rym cen­trum tak­że moc­no podupadło.

Pogo­da znie­chę­ci­ła mnie do dal­sze­go zwie­dza­nia, a poza tym, byłem głod­ny. Zacie­ka­wił mnie mural z napi­sem „Wło­cław­ski fajans”. Nigdy o takim nie sły­sza­łem. Nie­ste­ty nie uda­ło mi się zoba­czyć wyro­bów cera­micz­nych, któ­re prze­cież bar­dzo lubię. Po kil­ku dniach (zupeł­nie przy­pad­kiem, w Toru­niu) dowie­dzia­łem się, że przed laty ist­nia­ła we Wło­cław­ku fabry­ka por­ce­la­ny. Nie­ste­ty zosta­ła zamknię­ta, ostat­nie sztu­ki ich pro­duk­tów moż­na kupić na wyprzedaży.

Moje pla­ny obej­mo­wa­ły wizy­tę w Chełm­nie, któ­ry znaj­du­je się nie­da­le­ko Gru­dzią­dza i sły­nie ze śre­dnio­wiecz­nych murów miej­skich. Jed­nak gdy jecha­łem z Wło­cław­ka w kie­run­ku auto­stra­dy A1 zauwa­ży­łem, że jadą­ce samo­cho­dy mają zupeł­nie oble­pio­ne śnie­giem tabli­ce reje­stra­cyj­ne. W krót­kim cza­sie pogo­da bar­dzo się pogor­szy­ła; zaczął padać deszcz ze śnie­giem, na zie­mi leża­ła „kasza”. Dla­te­go, oba­wia­jąc się warun­ków na dro­dze, posta­no­wi­łem odpu­ścić tym razem (nie­ste­ty) Chełm­no i poje­chać pro­sto do Grudziądza.

Gru­dziądz znaj­du­je się nie­da­le­ko, ale mia­sto ma zupeł­nie inny cha­rak­ter i zasko­czy­ło mnie bar­dzo pozy­tyw­nie (cho­ciaż przy­znam, nie spę­dzi­łem w nim nawet 1 doby).

Spi­chle­rze w Grudziądzu

Zatrzy­ma­łem się na obrze­żach mia­sta. Na godzi­nę wstą­pi­łem do Geo­ter­mii. Nie jest ona aż tak faj­na, jak zapo­wia­da stro­na inter­ne­to­wa, cho­ciaż kąpiel w solan­ce jest cie­ka­wym doświad­cze­niem. Szcze­gól­nie w tej z wyjąt­ko­wo wyso­kim stę­że­niem soli. Zupeł­nie nie ma w niej gra­wi­ta­cji. Nie da się pły­wać, stę­że­nie soli prze­szka­dza. Na począt­ku całe cia­ło szczy­pie. Ale po kil­ku minu­tach kąpiel w gorą­cej wodzie sta­je się przy­jem­na. Bra­ku­je base­nu sportowego.

Wie­czo­rem uda­łem się na gru­dziądz­ką sta­rów­kę, któ­ra jest napraw­dę cie­ka­wa. Sły­nie przede wszyst­kim z maje­sta­tycz­nych zabyt­ko­wych spi­chle­rzy góru­ją­cych nad doli­ną Wisły. Po kil­ku­set metrach docho­dzi się do stro­mych scho­dów, któ­ry­mi moż­na wejść na górę i dojść na rynek. Jest tam peł­no wąskich zauł­ków. Obok są tak­że ruiny zam­ku, tak­że się do nich wdra­pa­łem. Nie wiem dla­cze­go, ale Gru­dziądz spra­wa bar­dzo pozy­tyw­ne wra­że­nie. Tak­że wte­dy, gdy jedzie się samo­cho­dem wśród blo­ków. Jadąc na obrze­ża zauwa­ży­łem, że osie­dle blo­ków gra­ni­czy ze ścia­ną lasu. Coś nie­spo­ty­ka­ne­go. Chęt­nie zoba­czył­bym Gru­dziądz za dnia.

Następ­ne­go dnia nie mogłem się zde­cy­do­wać, któ­ry zamek krzy­żac­ki powi­nie­nem jesz­cze zoba­czyć. Dwa lata temu byłem w Mal­bor­ku. Teraz roz­wa­ża­łem zamek w Kwi­dzy­nie albo w Sztu­mie. Osta­tecz­nie poje­cha­łem do Kwi­dzy­na, gdzie zamek jest – jak się zda­je – więk­szy. W Kwi­dzy­nie nad mia­stem góru­je olbrzy­mia kole­gia­ta, do któ­rej dokle­jo­ny jest zamek. W mie­ście wła­śnie trwał finał WOŚP, ale pogo­da spra­wia­ła, że impre­za nie była zbyt licz­na. W cen­trym wła­ści­wie nie ma sta­rych budyn­ków; wyraź­nie widać, że przez mia­sto prze­szła woj­na i nie­wie­le z nie­go zosta­ło. Nato­miast zamek jest napraw­dę sta­ry i napraw­dę dosyć cie­ka­wy, cho­ciaż nie robi aż takie­go wra­że­nia jak zamek w Mal­bor­ku; przede wszyst­kim jest kil­ka­na­ście razy mniej­szy i nie zaj­mu­je duże­go tere­nu. Ale jest wyraź­nie gotyc­ki, a to już coś.

Budy­nek peł­nił w cza­sach nie­miec­kich sie­dzi­bę róż­nych insty­tu­cji, np. sądu. Dla­te­go do dzi­siaj zacho­wa­ły się w środ­ku róż­na napi­sy wyma­lo­wa­ne na ścia­nach (np. zakaz pale­nia). Wnę­trza nie są zbyt impo­nu­ją­ce. Dosyć cie­ka­wa jest wysta­wa etno­gra­ficz­na, na któ­rej zgro­ma­dzo­no wie­le róż­nych gra­tów, np. sta­rą pral­kę czy mły­nek do kawy.

Następ­nie pla­no­wa­łem poje­chać pro­sto do Pel­pli­na. W tym celu trze­ba prze­je­chać przez Wisłę; po dru­giej stro­nie rze­ki roz­po­czy­na się Kocie­wie. Mia­łem nie wstę­po­wać do Gnie­wu, ale gdy prze­kra­cza­jąc Wisłę zoba­czy­łem gotyc­ki kościół góru­ją­cy nad mia­stem i wspa­nia­ły zamek, to nie mogłem się oprzeć i posta­no­wi­łem zatrzy­mać się cho­ciaż na chwilę.

Gniew jest moim zda­niem pod wie­lo­ma wzglę­da­mi podob­ny do Byczy­ny. Jest to bar­dzo małe mia­stecz­ko, z wąski­mi ulicz­ka­mi, wypeł­nio­ne sta­rym budow­nic­twem; nie ma wie­le do zaofe­ro­wa­nia poza atmos­fe­rą. Ale to wystar­czy. Na począt­ku natkną­łem się na gotyc­ki kościół. Jest cie­ka­wy (z resz­tą na Pomo­rzu takich sta­rych, gotyc­kich kościo­łów jest peł­no – podob­nie, jak u nas baro­ko­wych), choć nie aż tak zadba­ny, jak wspa­nia­łe kate­dry. Ale i tak war­to zoba­czyć. Rzu­ci­ły mi się w oczy tablicz­ki z nazwi­ska­mi wier­nych, roz­pi­sa­ne na ław­kach na poszcze­gól­ne godzi­ny. Cie­ka­wa jest też antre­so­la z orga­na­mi, któ­ra nie znaj­du­je się nad wej­ściem do kościo­ła, ale bli­żej środ­ka nawy.

Potem prze­sze­dłem przez rynek i zaczą­łem szu­kać zam­ku. Osta­tecz­nie do nie­go dotar­łem. Zamek jest wiel­ki i dobrze zacho­wa­ny. Ale zwie­dzać go moż­na raczej tyl­ko z zewnątrz, bo w środ­ku jest hotel (a wła­ści­wie to jakiś kom­pleks, bo są tam trzy hote­le obok sie­bie, lądo­wi­sko dla heli­kop­te­rów itp.; stam­tąd roz­po­ście­ra się nie­sa­mo­wi­ty widok na doli­nę Wisły).

Zamek w Gniewie

Ostat­nim punk­tem pro­gra­mu miał być Pel­plin. Ale to było wiel­kie roz­cza­ro­wa­nie. Przy­naj­mniej tym razem. Pel­plin, to jak wia­do­mo, jed­na z naj­star­szych sie­dzib die­ce­zji. Poza tym swój roz­wój Pel­plin zawdzię­cza cyster­som, któ­rzy pozo­sta­wi­li po sobie wiel­ki kom­pleks poklasz­tor­nych zabu­do­wań. Przede wszyst­kim mon­stru­al­ną archi­ka­te­drę, któ­rej nie powsty­dzi­ło­by się żad­ne więk­sze mia­sto. Nie­wie­le jed­nak z niej zoba­czy­łem, bo wła­śnie zaczy­na­ła się msza.

Żela­znym punk­tem pro­gra­mu powin­no być też muzeum die­ce­zjal­ne, któ­re sły­nie przede wszyst­kim z bez­cen­nej kopii Biblii Guten­ber­ga. Nie­ste­ty jest nie­czyn­ne do odwo­ła­nia. W dodat­ku nigdzie nie ma infor­ma­cji, kie­dy będzie otwar­te, czy w ogó­le jest czyn­ne. Infor­ma­cje w inter­ne­cie są sprzecz­ne, na wia­do­mo­ści nikt nie odpo­wia­da. Poca­ło­wa­łem więc klamkę.

Po nie­uda­nej wizy­cie w Pel­pli­nie ruszy­łem auto­stra­dą do Gdyni.