Góry Sowie

Góry Sowie to nie Tatry, ani nie Beskid Żywiec­ki. Jed­nak jest to już kon­kret­ne pasmo gór­skie, w prze­ci­wień­stwie cho­ciaż­by do Ślę­zy i jej oko­lic, któ­re choć malow­ni­cze, to jed­nak nie zapew­nia­ją aż tylu typo­wo gór­skich atrak­cji. Góry Sowie zro­bi­ły na mnie pozy­tyw­ne wra­że­nie, choć byłem w nich za krót­ko, żeby powie­dzieć o nich coś więcej.

Na naj­waż­niej­szą atrak­cję, czy­li Wiel­ką Sowę, nie posze­dłem. Wyni­ka­ło to przede wszyst­kim z mojej bazy noc­le­go­wej – nie chcia­ło mi się dale­ko nigdzie dojeż­dżać na szlak. Dla mnie jest prio­ry­te­tem, żeby jak naj­mniej cza­su tra­cić na wsze­la­kie dojazdy.

Dla­te­go pierw­sze­go dnia wybra­łem się na Prze­łęcz Woli­bor­ską (15 minut samo­cho­dem ze Srebr­nej Góry) i tam po pro­stu posze­dłem szla­kiem przed sie­bie, w kie­run­ku schro­ni­ska. Zale­ży mi, żeby nie wra­cać tą samą dro­gą, tyl­ko robić pętlę do punk­tu, z któ­re­go wysze­dłem. Nie zawsze jest to moż­li­we, ale w Górach Sowich uda­ło mi się jakoś sen­sow­nie tra­sę zapla­no­wać. Wyciecz­ka była dosyć dłu­ga, bo w sumie było to ok. 16 – 18 kilo­me­trów, ale nie aż tak bar­dzo wyczer­pu­ją­ca. Masze­ro­wa­ło się przy­jem­nie. Nie było wie­lu momen­tów z ostry­mi wznie­sie­nia­mi. Raczej szło się łagod­nie pod górę.

Kolej­ny dzień to już była cał­ko­wi­cie moja autor­ska impre­sja na temat wędrów­ki gór­skiej. Nie chcia­ło mi się nigdzie dojeż­dżać, z resz­tą zale­ża­ło mi na cza­sie (tego dnia mia­łem zapla­no­wa­ną jesz­cze wizy­tę w Kłodz­ku), dla­te­go wybra­łem krót­szą gór­ską wędrów­kę z samej Srebr­nej Góry. Miną­łem twier­dzę, a dalej sze­dłem, jak szlak pro­wa­dził. Po dro­dze nie było schro­ni­ska, ale to nie szko­dzi. I tak zro­bi­łem ład­ną pętlę, któ­rą zakoń­czy­łem w sąsied­niej wsi. Na koń­cu była dodat­ko­wa atrak­cja w posta­ci prze­ła­jo­we­go mar­szu przez łąkę, żeby dotrzeć do Srebr­nej Góry. Na tra­sie mia­łem moment zwąt­pie­nia, kie­dy trze­ba było prze­mie­rzyć ok. 100 metro­wy bar­dzo błot­ni­sty odci­nek, idą­cy dodat­ko­wo w dół. Ale nie takie prze­szko­dy poko­ny­wa­łem na Babiej Górze.

Szla­ki ozna­ko­wa­ne są śred­nio. Cza­sa­mi ma się lek­kie wąt­pli­wo­ści, dokąd iść. Bar­dzo poma­ga mapa w komórce.

Dużym plu­sem był brak ludzi. Mogę na pal­cach u jed­nej ręki poli­czyć sytu­ację, gdy spo­ty­ka­łem innych pie­chu­rów. Cza­sa­mi nawet cał­kiem miło jest spo­tkać kogoś na szlaku.

Po sąsiedz­ku są Góry Bardz­kie. Może następ­nym razem uda mi się je odwiedzić?


Ostat­nie gór­skie wyjazdy:

Ślę­ża 2024

Zawo­ja i oko­li­ce 2023

Tatry 2023

Przez Oleśnicę do Srebrnej Góry

Odkąd w 2022 roku pierw­szy raz od wie­lu lat byłem w Sude­tach, zno­wu zaczął pocią­gać mnie ten kie­ru­nek. W tam­tym roku w maju wybra­łem się na 1 dzień na bar­dzo przy­jem­ną wyciecz­kę do Sobót­ki. Od razu wte­dy pomy­śla­łem, że dobrze było­by poje­chać w te góry, któ­re widać ze Ślę­ży. A widać, jak mi się zda­je, Góry Sowie.

W Górach Sowich nigdy przed­tem chy­ba nie byłem, cho­ciaż byłem w oko­li­cach (wie­le lat temu w Kotli­nie Kłodz­kiej i w Górach Orlic­kich po cze­skiej stro­nie). Tym­cza­sem Góry Sowie to pasmo gór­skie, któ­re jest naj­bli­żej poło­żo­ne od Kali­sza i naj­szyb­ciej moż­na w nie dojechać.

Począt­ko­wo nie pla­no­wa­łem noco­wać w Srebr­nej Górze, ponie­waż pod wzglę­dem tury­sty­ki pie­szej nie jest aż tak korzyst­nie poło­żo­na. Jed­nak nie ma tam zbyt wiel­kie­go wybo­ru atrak­cyj­nych noc­le­gów w korzyst­nych cenach; coś sen­sow­ne­go uda­ło mi się wła­śnie zna­leźć w Srebr­nej Górze, któ­ra leży w prze­łę­czy Srebr­nej, oddzie­la­ją­cej Góry Sowie od Gór Bardzkich.

Swo­im zwy­cza­jem nie poje­cha­łem jed­nak pro­sto do Srebr­nej Góry, bo musia­łem coś odwie­dzić po dro­dze. Wybór padł na Ole­śni­cę, koło któ­rej wie­lo­krot­nie prze­jeż­dża­łem w dro­dze na Dol­ny Ślą­ska, a któ­rej dotych­czas nigdy nie uda­ło mi się odwiedzić.

Głów­na atrak­cja Ole­śni­cy, czy­li zamek/pałac ksią­żąt ole­śnic­kich, był w remon­cie, ale przy­naj­mniej mogłem go zoba­czyć z zewnątrz. Ponad godzi­nę krą­ży­łem po cen­trum mia­sta, któ­re spra­wia­ło pozy­tyw­ne wrażenie.

Z Ole­śni­cy ruszy­łem dro­gą na połu­dnie. Choć ruch był duży, to jecha­ło się spraw­nie, bo na dro­dze nie było cię­ża­ró­wek (nie­dzie­la). Do Srebr­nej Góry dotar­łem oko­ło 14.00, mia­łem więc jesz­cze cał­kiem spo­ro czasu.

Srebr­na Góra to wieś – w prze­ci­wień­stwie do Sobót­ki, któ­ra choć mała, to jest mia­stecz­kiem. Jest tu wła­ści­wie jed­na uli­ca. Ludzi nie za wie­lu, 2 – 3 skle­py (w tym super­mar­ket), wszę­dzie pod górę. I jed­na wiel­ka atrak­cja – czy­li Twier­dza. Na szczę­ście jesz­cze przed sezo­nem. Nazwa Srebr­na Góra odno­si się do sre­bra, któ­re było tu wydo­by­wa­ne przed wie­ka­mi. Wieś była daw­niej waż­nym ośrod­kiem górniczym.

Jed­nak dużym plu­sem Srebr­nej Góry jest mno­gość ście­żek, któ­ry­mi moż­na wędro­wać na krót­sze i dłuż­sze spa­ce­ry (nie mam tu na myśli wędró­wek gór­skich z praw­dzi­we­go zda­rze­nia, bo to inna kwe­stia). Zawsze się znaj­dzie miej­sce, gdzie moż­na roz­pro­sto­wać nogi, cho­ciaż nie­rzad­ko jest pod górę.

Od razu pierw­sze­go dnia ruszy­łem śla­da­mi daw­nej kolei sowio­gór­skiej. Kolej ta powsta­ła jesz­cze w XIX wie­ku i zapew­nia­ła trans­port do Srebr­nej Góry (z tego, co czy­ta­łem, była to kolej zęba­ta). Kolej zli­kwi­do­wa­no w oko­li­cach I woj­ny świa­to­wej. Ale pozo­stał po niej ślad w posta­ci impo­nu­ją­cych wia­duk­tów kole­jo­wych, po któ­rych moż­na się przejść.