100 lat za Urugwajem

Na prze­ło­mie roku mia­łem przy­jem­ność prze­czy­tać książ­kę, któ­rą nota bene dosta­łem od Św. Miko­ła­ja pt. „Wyho­duj sobie wol­ność. Repor­ta­że z Uru­gwa­ju” (auto­rzy Szy­mon Opry­szek i Maria Haw­ra­nek). Z resz­tą ostat­nio bar­dzo dużo odda­ję się lite­ra­tu­rze fak­tu, a ponad­to kon­ty­nu­owa­łem czy­ta­nie T. Bern­har­da, ale to temat na osob­ny post.

Uru­gwaj to pań­stwo na dru­gim koń­cu świa­ta, o któ­rym u nas nie mówi się nic albo bar­dzo nie­wie­le. Pamię­tam, że jakiś czas temu czy­ta­łem arty­kuł na jego temat w „Poli­ty­ce”. Bli­sko deka­dę temu media w naszej czę­ści świa­ta poświę­ca­ły odro­bi­nę uwa­gi pre­zy­den­to­wi Uru­gwa­ju (nazy­wa­nym „naj­bied­niej­szym pre­zy­den­tem świa­ta”) José Muji­ce. Jest to pań­stwo w Ame­ry­ce Połu­dnio­wej, wci­śnię­te mię­dzy Bra­zy­lię i Argen­ty­nę, nad olbrzy­mi estu­arium La Pla­ty.

Pod wzglę­dem gospo­dar­czym i zamoż­no­ści jest to raczej „śred­niak”, pew­nie w mia­rę podob­ny do Pol­ski. Jed­nak z dru­giej stro­ny, nie ma tam pato­lo­gicz­ne­go roz­war­stwie­nia spo­łecz­ne­go, jak w wie­lu innych pań­stwach regio­nu. Nie sły­chać też o mafiach i kar­te­lach nar­ko­ty­ko­wych ter­ro­ry­zu­ją­cych spo­łe­czeń­stwo. Wystę­pu­je tam bie­da, jak wszę­dzie, ale chy­ba nie są to takie slum­sy jak te zna­ne z Brazylii.

Nato­miast pod wzglę­dem spo­łecz­nym, to pań­stwo wyprze­dzi­ło wie­le innych (w tym nasze) o jakieś 100 lat. Wystar­czy wspo­mnieć o mał­żeń­stwach jed­no­pł­cio­wych, czy moż­li­wo­ści adop­cji dzie­ci przez oso­by w takich związ­kach. Ale nie tyl­ko to; tak­że kwe­stia bar­dziej pro­za­icz­ne, jak choć­by prze­strze­ga­ny roz­dział kościo­ła od pań­stwa, w tym rygo­ry­stycz­ne prze­strze­ga­nie świec­ko­ści szkół. Jeśli ktoś chce dowie­dzieć się wię­cej – pozo­sta­je mu lek­tu­ra książ­ki, któ­rą polecam.

Frag­ment książki

Tym­cza­sem u nas taka afe­ra: Spon­sor pral­ni dla bez­dom­nych we Wro­cła­wiu nie chciał, aby biskup ją poświę­cił. TVP krzy­czy o skan­da­lu.

Tak­że tutaj: Nie chcie­li, by biskup poświę­cił pral­nię. Jest zwrot w spra­wie afe­ry z Wrocławia

Jed­nym sło­wem, pral­nia dla bez­dom­nych nie powsta­ła (cał­ko­wi­cie za dar­mo, ufun­do­wa­na przez spon­so­ra, Hen­kla), ponie­waż wła­dze kościel­ne koniecz­nie chcia­ły ją poświę­cić, na co nie wyra­ził zgo­dy spon­sor. Czy­li wszyst­ko już było goto­we, pral­ki cze­ka­ły na uży­cie, ale z powo­du kościel­ne­go ośle­go upo­ru, wszyst­ko trze­ba było odkrę­cać… ręce opadają.

Aktu­ali­za­cja 28.01.2022 – pral­nia jed­nak powstanie.

Koncert

Dwa dni temu byłem na kon­cer­cie inau­gu­ru­ją­cym nowy sezon arty­stycz­nyFil­har­mo­nii Kali­skiej. W fil­har­mo­nii nie byłem już od ok. 1,5 roku – poprzed­nim razem byłem jesz­cze w cza­sach przed­pan­de­micz­nych. Orga­ni­zo­wa­no co praw­da kon­cer­ty przez inter­net, ale to zupeł­nie nie to samo – z resz­tą FK śred­nio sobie radzi­ła z tech­nicz­ną stro­ną tych przedsięwzięć. 

Dla Fil­har­mo­nii Kali­skiej roz­po­czę­ła się nowa epo­ka, ponie­waż dyrek­to­rem został Ruben Silva – dyry­gent z wie­lo­let­nim doświad­cze­niem. Poprzed­ni, zasłu­żo­ny dyrek­tor, wyemi­gro­wał do Czę­sto­cho­wy (co mnie tro­chę dzi­wi, bo co praw­da Kalisz to dziu­ra, ale czy Czę­sto­cho­wa jest wie­le lep­sza?) Myślę, że Adam Klo­cek posta­wił swo­je­mu następ­cy wyso­ko poprzeczkę.

Kon­cert był nie­wąt­pli­wie uda­ny. Mnie naj­bar­dziej podo­bał się kon­cert skrzyp­co­wy g‑moll Maxa Bru­cha. Ten kom­po­zy­tor to dla mnie odkry­cie miesiąca 🙂

Sądząc po widow­ni, moż­na było pomy­śleć, że koro­na­wi­ru­sa mamy za sobą – pra­wie nikt nie sto­so­wał się do obo­wiąz­ku zasła­nia­nia twarzy…

Powrót do Kalisza

Pięć lat temu rela­cjo­no­wa­łem swo­je pierw­sze kro­ki w Pozna­niu, a dzi­siaj mogę zre­la­cjo­no­wać swój osta­tecz­ny powrót. W cza­sie stu­diów miesz­ka­łem w dwóch mia­stach na raz co ma zale­ty, ale i wady. Do wad nale­żą przede wszyst­kim cza­so­chłon­ne dojazdy.

Po skoń­cze­niu stu­diów jesz­cze przez czte­ry mie­sią­ce odby­wa­łem staż w Pozna­niu, ale gdy nada­rzy­ła się oka­zja, zde­cy­do­wa­łem się osiąść jed­nym miej­scu, czy­li w Kaliszu.

Wolę jed­nak mniej­sze miasta.

Na zakoń­cze­nie – ostat­nie zdję­cia z jesien­ne­go Sołacza.

Nowy Rok

Dzi­siaj z bra­ku cze­go­kol­wiek lep­sze­go do robo­ty zno­wu posze­dłem zro­bić kil­ka zdjęć, tym razem jed­nak w inną stro­nę. Tem­pe­ra­tu­ra się pod­nio­sła, po mro­zie nie ma śla­du, może jedy­nie w posta­ci bło­ta i kałuż. Zdję­cia mają mdłe bar­wy, są prze­świe­tlo­ne, bar­wy są nie­ostre. Na kom­pu­te­rze aż ręka świerz­bi, żeby je tro­chę popra­wić; w koń­cu to bar­dzo łatwe. Sęk w tym, że tak świat wyglą­da teraz napraw­dę.NowyRok3 NowyRok2 NowyRok1 NowyRok4PS. Ten blog powstał już sześć lat temu, w stycz­niu 2009 roku.

 

Zima w parku

Rok aka­de­mic­ki spra­wia, że nie mam cza­su, aby się tu roz­pi­sy­wać. Nie mam też na to spe­cjal­nej ocho­ty, ani tema­ty. Mógł­bym napi­sać coś o wybo­rach samo­rzą­do­wych, bo to w sumie dosyć cie­ka­we: miesz­kań­cy Kali­sza mie­li dosyć Pęche­rza, a miesz­kań­cy Pozna­nia – Gro­bel­ne­go. Janusz Pęcherz raczej nie był złym pre­zy­den­tem Kali­sza, Gro­bel­ny Pozna­nia też nie – ale nie­wąt­pli­wie czas na zmianę.

Tydzień temu mia­łem chwi­lę, by pójść na poznań­ską Cyta­de­lę i, choć było nie­by­wa­le zim­no, nie żałuję.

CAM01794

CAM01798

CAM01805

CAM01815

Tortury i nieludzkie traktowanie

Parę mie­się­cy temu pisa­łem o meto­dach, jakie sto­su­ją Ame­ry­ka­nie w „wal­ce z ter­ro­ry­zmem”. Tak się pecho­wo zło­ży­ło, że i Pol­ska mia­ła w tym swój udział, gdyż Euro­pej­ski Try­bu­nał Praw Czło­wie­ka kil­ka dni temu uznał, że w Pol­sce prze­trzy­my­wa­no nie­le­gal­nie więź­niów ame­ry­kań­skich, któ­rzy w dodat­ku byli torturowani.

O ile wia­do­mo, za tor­tu­ry odpo­wie­dzial­ni są Ame­ry­ka­nie co nie zmie­nia fak­tu, że pol­skie służ­by do tego dopu­ści­ły. Jak widać, utrzy­my­wa­nie zbyt bli­skich sto­sun­ków ze Sta­na­mi Zjed­no­czo­ny­mi może być szko­dli­we – o ich obłę­dzie w poszu­ki­wa­niu ter­ro­ry­stów już pisałem.

Jeśli kogoś inte­re­su­ją infor­ma­cje wprost z Try­bu­na­łu, to znaj­dzie je tutaj.

Kalisz po stu latach

Każ­dy odwie­dza­ją­cy cen­trum Kali­sza, choć­by mimo­cho­dem, dowie się, że wła­śnie „obcho­dzo­na” jest set­na rocz­ni­ca zbu­rze­nia Kali­sza, któ­re mia­ło miej­sce w 1914 roku, na począt­ku I woj­ny świa­to­wej. W całym śród­mie­ściu wiszą olbrzy­mie pla­ka­ty poka­zu­ją­ce dane miej­sce po zbu­rze­niu (dobry pomysł). Pamię­tam, jak chy­ba w 2004 roku była podob­na akcja, ale wte­dy nie było wiel­kich pla­ka­tów, tyl­ko coś subtelniejszego.

Tego­rocz­na „cele­bra­cja” obcho­dzo­na jest pod hasłem „Kalisz feniks.…” czy coś takie­go. Strasz­nie mnie to dener­wu­je, ale mniej­sza z tym. Smut­na reflek­sja jest taka, że jak się patrzy na obec­ny stan kali­skiej sta­rów­ki, to docho­dzi się do wnio­sku, że może nasi przod­ko­wie popeł­ni­li błąd odbu­do­wu­jąc Kalisz. Może nale­ża­ło wszyst­ko zosta­wić (jak w Kostrzy­nie nad Odrą). Głów­ne uli­ce w cen­trum Kali­sza to obraz nędzy i roz­pa­czy; gołym okiem widać pogłę­bia­ją­cą się degren­go­la­dę nie­gdyś wspa­nia­łych miejsc. Przy­kro patrzeć, że Kalisz zamie­nia się w pro­win­cjo­nal­ne mia­stecz­ko, zawłasz­czo­ne przez cen­tra han­dlo­we. Widać to jak na dło­ni po wymie­ra­ją­cym na głów­nych uli­cach handlu.

O wszech­obec­nej kali­skiej brzy­do­cie moż­na by pisać i pisać. Ten pro­blem został zauwa­żo­ny przez kali­szan, ale trud­no cokol­wiek zro­bić – póki co nikt nie zdo­był się choć­by na to, by w jakiś spo­sób zatrzy­mać zale­wa­ją­ce mia­sto reklamy.

Pole­cam prze­czy­tać: „O gustach się nie dys­ku­tu­je

Dostawczaki parkują jak chcą
Dostaw­cza­ki par­ku­ją jak chcą

Remont ratusza.
Remont ratu­sza.

Obrzydliwe, prowincjonalne okna wystawowe, w teoretycznie "najbardziej reprezentatywnym miejscu w centrum miasta". Dawniej był tu dosyć elegancki zakład fotograficzny.
Obrzy­dli­we, zanie­dba­ne, pro­win­cjo­nal­ne okna wysta­wo­we, w teo­re­tycz­nie „naj­bar­dziej repre­zen­ta­tyw­nym miej­scu w cen­trum mia­sta”. Daw­niej był tu dosyć ele­ganc­ki zakład fotograficzny.

Kolejne tandetne szyldy
Kolej­ne tan­det­ne szyldy

Nasz piękny Rynek. W tle widać "Pomnik Niczego"
Nasz pięk­ny Rynek. W tle widać „Pomnik Niczego”

kalisz_4
Brak słów

Kaliski bruk w doskonały stanie
Kali­ski bruk w dosko­na­ły stanie

Walka z terroryzmem w wydaniu amerykańskim

Dzi­siaj nie będzie weso­ło, dzi­siaj nie będzie o pogo­dzie. Dzi­siaj będzie o poważ­nych sprawach!

Jakiś mie­siąc temu na moim wspa­nia­łym Wydzia­le zor­ga­ni­zo­wa­no nam nader cie­ka­we spo­tka­nie. Pre­le­gen­ta­mi było dwóch adwo­ka­tów ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych: Che­ryl Bor­mann i Micha­el Schwartz. C. Bor­mann jest wykła­dow­cą i adwo­ka­tem z Chi­ca­go. Spe­cja­li­zu­je się w spra­wach prze­stęp­ców oskar­żo­nych o prze­stęp­stwa zagro­żo­ne karą śmier­ci. Z kolei M. Schwartz (znacz­nie młod­szy) jest kimś w rodza­ju adwo­ka­ta woj­sko­we­go (mili­ta­ry defen­ce attor­ney), tzn. zawo­do­wo zaj­mu­je się obro­ną żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich oskar­żo­nych o popeł­nie­nie jakie­goś przestępstwa.

Jed­nak­że razem zaj­mu­ją się spra­wą wyjąt­ko­wo wyso­kie­go kali­bru: bro­nią bowiem czło­wie­ka oskar­żo­ne­go o współ­udział w zama­chu na World Tra­de Cen­ter. Przy czym mówie­nie, że jest on oskar­żo­ny jest lek­kim nad­uży­ciem, bo wła­ści­wie nie wia­do­mo, kim on jest, według jakiej pro­ce­du­ry nale­ży z nim postę­po­wać i tak dalej.

Nie pamię­tam nazwi­ska tego czło­wie­ka, ale zapa­mię­ta­łem, że wycho­wał się w Ara­bii Sau­dyj­skiej, w bar­dzo reli­gij­nej rodzi­nie muzuł­mań­skiej. Jego „wkład” w zamach pole­gał na tym, że szko­lił przy­szłych pilo­tów-samo­bój­ców. Wyni­ka z tego, że swój czyn popeł­nił gdzieś na Bli­skim Wscho­dzie i wła­ści­wie to nie wia­do­mo, o co go oskar­żyć i czy w ogó­le popeł­nił prze­stęp­stwo – a jeśli tak, to czy Ame­ry­ka­nie mają pra­wo go ści­gać. Jed­nak­że admi­ni­stra­cja ame­ry­kań­skie (w szcze­gól­no­ści w cza­sach rzą­dów Busha) nie zawra­ca­ła sobie gło­wy taki­mi pytaniami.

Dla Ame­ry­ki wystar­czy, że ktoś sta­nie się jej wro­giem. I to wystar­czy do wsz­czę­cia „postę­po­wa­nia”. To sło­wo celo­wo ubra­łem w cudzy­słów, bo trud­no to nazwać jakim­kol­wiek postę­po­wa­niem, a już na pew­no nie jest to postę­po­wa­nie kar­ne zna­ne w cywi­li­zo­wa­nym świe­cie. Nie chcę tutaj bro­nić czło­wie­ka, któ­ry być może jest ter­ro­ry­stą (a być może nie) – nie wia­do­mo tak napraw­dę do koń­ca, jaki był jego wkład. Jed­nak­że gołym okiem widać, że jeże­li ktoś jest prze­trzy­my­wa­ny przez ponad dzie­sięć lat w wię­zie­niu bez żad­nej pod­sta­wy praw­nej (albo ta pod­sta­wa jest bar­dzo wątła i/lub nie­zgod­na z Kon­sty­tu­cją), w dodat­ku pod­da­wa­ny tor­tu­rom – to chy­ba coś tu nie gra. Czy w tej sytu­acji USA to nadal demo­kra­tycz­ne pań­stwo prawa?

Ame­ry­kań­scy kazu­isty­cy [kazu­isty­ka to taka „nauka”, jak pisał Roidi­nis, zaj­mu­ją­ca się udo­wad­nia­niem, że bia­łe jest czar­ne, a bóbr to ryba] na usłu­gach rzą­du USA twier­dzą, że ter­ro­ry­ści są prze­trzy­my­wa­ni na Kubie (Guan­ta­na­mo), więc Kon­sty­tu­cja USA nie znaj­du­je tam zasto­so­wa­nia. Aha, czy­li moż­na tam kogoś bez­praw­nie uwię­zić i tor­tu­ro­wać. Pięk­ne wyja­śnie­nie. Zapo­mnie­li tyl­ko o tym, że obszar Guan­ta­na­mo jest w rze­czy­wi­sto­ści cał­ko­wi­cie wyłą­czo­ny spod kubań­skiej jurys­dyk­cji; w cało­ści znaj­du­je się we władz­twie USA, gdzie znaj­du­je się ame­ry­kań­skie wię­zie­nie i baza woj­sko­wa. I, jak mam rozu­mieć, jeże­li oby­wa­tel ame­ry­kań­ski popeł­nia zbrod­nię prze­ciw­ko pra­wom czło­wie­ka, poza tery­to­rium Ame­ry­ki, to nie popeł­nia żad­ne­go czy­nu zabro­nio­ne­go? Jak widać, rząd USA kie­ru­je się tu, deli­kat­nie mówiąc, schizofrenią.

Ja oso­bi­ście ser­ce dla praw czło­wie­ka stra­ci­łem już daw­no (po wykła­dach z pra­wa kon­sty­tu­cyj­ne­go na II roku) i prze­sta­ły mnie one inte­re­so­wać, choć daw­niej bra­łem nawet udział w olim­pia­dzie na temat praw czło­wie­ka. Dosze­dłem bowiem do wnio­sku, że te nasze pro­ble­my, w sty­lu pra­wo do abor­cji, choć są pro­ble­ma­mi z zakre­su praw czło­wie­ka, są dopraw­dy śmiesz­ne w porów­na­niu z sytu­acją milio­nów  ludzi żyją­cych w pań­stwach tota­li­tar­nych, gdzie cywi­li­zo­wa­ny świat nie ma narzę­dzi (albo woli), by jakoś im pomóc (por. Bir­ma, Wiet­nam, Korea Pół­noc­na). Dla­te­go też nasze kon­fe­ren­cje, wykła­dy, mono­gra­fie są tyl­ko pustym, bez­war­to­ścio­wym glę­dze­niem, któ­re w żaden spo­sób nie może zna­leźć zasto­so­wa­nia w praktyce.

A tu nagle się oka­zu­je, że pań­stwo „arcy­de­mo­kra­tycz­ne” urzą­dza taką szop­kę i to na oczach całej zachod­niej cywi­li­za­cji, któ­ra nie jest w sta­nie wła­ści­wie nic zro­bić, by to powstrzy­mać. Ame­ry­ka­nie w swo­im pości­gu za ter­ro­ry­sta­mi są już w takim miej­scu, że nie odróż­nia­ją rze­czy­wi­sto­ści od uro­jeń. I – co wię­cej – nie trze­ba być żad­nym oskar­żo­nym (bo żeby kogoś oskar­żyć trze­ba mieć pod­sta­wę praw­ną), wystar­czy być wro­giem Sta­nów Zjednoczonych.

C. Bor­mann zwró­ci­ła uwa­gę, że prze­cież w podob­nych sytu­acjach nikt nigdy nie był pocią­gnię­ty do odpo­wie­dzial­no­ści. Nie ści­ga­no spraw­ców ata­ku na Pearl Har­bo­ur (a prze­cież tych pilo­tów też ktoś musiał szko­lić), za zrzu­ce­nie bomb ato­mo­wych też nikt nigdy nie odpo­wie­dział. W imię rze­ko­me­go bez­pie­czeń­stwa Sta­ny Zjed­no­czo­ne już nie tyl­ko inwi­gi­lu­ją cały świat; są tak­że goto­we pory­wać i tor­tu­ro­wać ludzi.

Wyglą­da na to, że adwo­ka­tów cze­ka trud­ne zada­nie. Tym bar­dziej, że dotych­cza­so­we „pro­ce­sy” nie toczy­ły się przed sąda­mi, ale przed spe­cjal­ny­mi woj­sko­wy­mi komi­sja­mi, któ­re z nie­za­wi­sło­ścią mia­ły nie­wie­le wspól­ne­go. Roz­mo­wy adwo­ka­tów z klien­tem były, jak się oka­za­ło, pod­słu­chi­wa­ne. No i w dodat­ku mają przed sobą gawiedź żąd­ną sen­sa­cji, któ­ra nie rozu­mie zagro­żeń dla pra­wo­rząd­no­ści, jakie ujaw­ni­ły się w tej spra­wie – i któ­ra jest prze­ciw­ko nim.

Święta

BAROCCI, Federico Fiori
BAROCCI, Fede­ri­co Fiori
Wszyst­kim odwie­dza­ją­cym moją stro­nę życzę pogod­ne­go cie­pła Świąt Boże­go Naro­dze­nia i wie­lu pomyśl­nych chwil w Nowym Roku.

 

Koncerty

Byłem ostat­nio na dwóch koc­ner­tach w fil­har­mo­nii, któ­re utwier­dzi­ły mnie w prze­ko­na­niu, że Fil­har­mo­nia Kali­ska jest jed­nak świet­na. Żaden z nich nie był pro­wa­dzo­ny przez dyry­gen­ta Fil­har­mo­nii, tj. Ada­ma Kloc­ka, tyl­ko przez muzy­ków wystę­pu­ją­cych gościnnie.

Pierw­szy, któ­ry mam na myśli odbył się 27 wrze­śnia b.r.

SKRZYPKOWIE EUROPY

wyko­naw­cy:
Davi­de Alo­gna skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Gabrie­le Pezo­ne – dyrygent

W pro­gra­mie:
Felix Men­dels­sohn Bar­thol­dy – Kon­cert skrzyp­co­wy e‑moll op. 64
Anto­nin Dvo­řák – VII Sym­fo­nia d‑moll op. 70

Na dru­gim z nich byłem dwa dni temu i  był napraw­dę rewe­la­cyj­ny. W dodat­ku słu­cha­czy też było znacz­nie wię­cej, niż zwy­kle. Tym razem połą­czo­no Bacha z kom­po­zy­to­rem bar­dziej współ­cze­snym. Dzię­ki temu mogli­śmy wresz­cie wysłu­chać „Kon­cer­tów bran­den­bur­skich” w Kaliszu.

Bach – Piazzolla

Wyko­naw­cy:
Ulri­ke Pay­er for­te­pian, klawesyn
Chri­stian Ger­ber bandoneon
Dorian PAWEŁCZAK par­tie solo­we skrzypiec
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Her­mann Breu­er dyrygent

W pro­gra­mie:
J. S. Bach Jesus ble­ibet meine Freu­de BWV 147
A. Piaz­zol­la Libertango
J. S. Bach Air aus Suite Nr. 3 D‑dur BWV 1068
A. Piaz­zol­la Tri­ste­za de un doble A
J. S. Bach Kon­zert für Kla­vier und Orche­ster Nr. 1 d‑moll BWV 1052
A. Piaz­zol­la Tre­smi­nu­tos con la realidad
A. Piaz­zo­la Tan­tian­ni prima
A. Piaz­zol­la Oblivion
J. S. Bach Bran­den­bur­gi­sches Kon­zert Nr. 3 G‑dur BWV 1049
A. Piaz­zol­la Escualo
A. Piaz­zol­la Adiós Nonino

Pierw­szy z utwo­rów („Jesus ble­ibet…”) śpie­wa­li­śmy kie­dyś, gdy jesz­cze byłem człon­kiem chó­ru. Tym razem był bez śpiewu.

Wady druku

Dzi­siaj mija ostat­ni week­end świę­te­go spo­ko­ju na naj­bliż­sze mie­sią­ce – bowiem za dwa dni roz­po­czy­na się nowy rok aka­de­mic­ki i przez to wię­cej będę miesz­kał w Pozna­niu niż w Kali­szu. Przede mną czwar­ty rok stu­diów. Miej­my nadzie­ję, że minie mi tak szyb­ko, jak poprzednie.

A teraz z innej becz­ki. Słu­cham sobie od paru mie­się­cy „Nar­ren­turm” Andrze­ja Sap­kow­skie­go w for­mie audiok­siąż­ki. Jest ona zre­ali­zo­wa­na dopraw­dy wspa­nia­le. Nie jest to zwy­kła książ­ka-czy­tan­ka, ale praw­dzi­wy radio­wy teatr: z akto­ra­mi, muzy­ką, efek­ta­mi spe­cjal­ny­mi. Przy­znam się kie­dyś, że kil­ka lat temu zabra­łem się za czy­ta­niem pierw­sze­go tomu Try­lo­gii Husyc­kiej, ale prze­ra­zi­ła mnie dłu­gość roz­dzia­łów i mno­gość histo­rycz­nych deta­li – tak więc zre­zy­gno­wa­łem po kil­ku­dzie­się­ciu stro­nach. Teraz, gdy słu­cham, jest zupeł­nie ina­czej. Oczy­wi­ście każ­dy roz­dział trwa przy­naj­mniej godzi­nę i wysłu­cha­nie cało­ści z pew­no­ścią zaj­mie wie­le cza­su; nie­mniej jed­nak wra­że­nia są świet­ne. Powo­li zbli­żam się do koń­ca i już nie mogę się docze­kać następ­nych części.

Czy­ta­jąc (a raczej słu­cha­jąc), natra­fi­łem na jeden frag­ment szcze­gól­nie cie­ka­wy i prze­kor­ny; jest to mia­no­wi­cie opi­nia Sam­so­na doty­czą­ca skut­ków roz­po­wszech­nie­nia dru­ku. W książ­ce Andrze­ja Sap­kow­skie­go wie­le jest myśli bar­dzo traf­nych i war­tych zapa­mię­ta­nia, ale ta nie jest raczej zbyt popularna:

– Zaiste – prze­mó­wił po chwi­li Sam­son Mio­dek, swym łagod­nym i spo­koj­nym gło­sem. – Widzę to oczy­ma duszy mojej. Maso­wa pro­duk­cja papie­ru, gęsto pokry­te­go lite­ra­mi. Każ­dy papier w set­kach, a kie­dyś, jak­by śmiesz­nie to nie zabrzmia­ło, może i w tysią­cach egzem­pla­rzy. Wszyst­ko po wie­lo­kroć powie­lo­ne i sze­ro­ko dostęp­ne. Łgar­stwa, bred­nie, oszczer­stwa, pasz­kwi­le, dono­sy, czar­na pro­pa­gan­da i schle­bia­ją­ca motło­cho­wi dema­go­gia. Każ­da pod­łość nobi­li­to­wa­na, każ­da nik­czem­ność ofi­cjal­na, każ­de kłam­stwo praw­dą. Każ­de świń­stwo cno­tą, każ­da zaplu­ta eks­tre­ma postę­po­wą rewo­lu­cją, każ­de tanie haseł­ko mądro­ścią, każ­da tan­de­ta war­to­ścią. Każ­de głup­stwo uzna­ne, każ­da głu­po­ta uko­ro­no­wa­na. Bo wszyst­ko to wydru­ko­wa­ne. Stoi na papie­rze, więc ma moc, więc obo­wią­zu­je. Zacząć to będzie łatwo, panie Guten­berg. I roz­ru­szać. A zatrzymać?

A. Sap­kow­ski „Nar­ren­turm”

Zda­wać by się mogło, że Sam­so­no­wi minu­sy prze­sło­ni­ły plu­sy. Przy­kła­da­jąc jed­nak tę opi­nię do bagna inter­ne­to­wych komen­ta­rzy, któ­re moż­na zna­leźć na wie­lu pol­skich por­ta­lach inter­ne­to­wych, wyda­je się ona nader aktualna.