Co wydarzyło się w tym roku

Stud­niów­ka – matu­ra – koniec liceum Bez wąt­pie­nia jest to jed­no z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń w moim życiu. Stud­niów­ka – przy­szła i poszła (choć przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do niej dłu­go, szcze­gól­nie do wspa­nia­łe­go polo­ne­za), ale była bar­dzo uda­na. Dużo wię­cej moż­na napi­sać o egza­mi­nie doj­rza­ło­ści, któ­ry zda­wa­łem w maju i do któ­re­go przy­go­to­wy­wa­łem się pra­wie 3 lata. Wie­le było przy tym ner­wów. Zda­wa­łem matu­rę z pol­skie­go, histo­rii, angiel­skie­go, i (teo­re­tycz­nie) WOSu; jako kró­li­ki eks­pe­ry­men­tal­ne zda­wa­li­śmy mate­ma­ty­kę obo­wiąz­ko­wo. Szko­da, że MEN musi na nas testo­wać swo­je głu­pie pomy­sły. Wiem, że mat­ma poszła mi bar­dzo dobrze (94%), to potra­fię sobie przy­po­mnieć, ile cza­su stra­ci­łem roz­wią­zu­jąc dzie­siąt­ki testów, by być do niej odpo­wied­ni przy­go­to­wa­nym – a to kosz­tem bez­cen­ne­go cza­su wol­ne­go, świę­te­go spo­ko­ju i innych przed­mio­tów matu­ral­nych. Dużym osią­gnię­ciem było zakwa­li­fi­ko­wa­nie się do fina­łu ogól­no­pol­skie­go Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka. Wie­le tam nie osią­gną­łem, ale repre­zen­to­wa­łem tam Wiel­ko­pol­skę, a szko­le mogłem „nabić” tro­chę punk­tów do tego idio­tycz­ne­go ran­kin­gu. Dzię­ki Olim­pia­dzie mia­łem szóst­kę z WOSu na matu­rzę za dar­mo. Ostat­nie­go dnia kwiet­nia ukoń­czy­łem liceum (z wyróż­nie­niem) i to nie byle jakie, bo kali­skie­go Asnyka.

Kata­stro­fa 10 kwiet­nia 2010 roku roz­bił się w Smo­leń­sku samo­lot z 96 oso­ba­mi na pokła­dzie, co gor­sza był wśród nich pre­zy­dent RP. Mówio­no o tym na całym świe­cie, wszy­scy skła­da­li kon­do­len­cje i było bar­dzo uro­czy­ście – aż do prze­sa­dy (wykpi­wa­ne stwier­dze­nie Oba­my, że „wszy­scy jeste­śmy Pola­ka­mi”). Ale nie kata­stro­fa jest naj­cie­kaw­sza, ale raczej to, że jest to temat wywo­łu­ją­cy skraj­ne emo­cje i do tego wał­ko­wa­ny bez umia­ru przez media od rana do nocy – i tak już jest od 9 mie­się­cy, i nie zano­si się na to, by się to skoń­czy­ło. Oczy­wi­ście, że to co się sta­ło, było bar­dzo przy­kre. Ale sta­cje tele­wi­zyj­ne przez pierw­szy tydzień (ze sta­cja­mi tele­wi­zyj­ny­mi kon­cer­nu ITI) licy­to­wa­ły się, w czy­jej ramów­ce będzie wię­cej żało­by, smut­nych melo­dii, czar­no-bia­łych zdjęć itp. O tym, co nastą­pi­ło po tym – nie chce mi się nawet pisać. Wiel­ka, ogól­no­kra­jo­wa awan­tu­ra roz­po­czę­ła się od tego, gdzie ma być para pre­zy­denc­ka pocho­wa­na. Faj­nie jest sobie zadzow­nić do Dzi­wi­sza i powie­dzieć, że „życzy­my sobie miej­sce na Wawe­lu”. Też bym tak chciał. Póź­niej róż­no­ra­kie teo­rie spi­sko­we, że zamach, że mgła wywo­ła­na sztucz­nie (Radio Mary­ja). Kon­cern medial­ny kościo­ła toruń­sk0-kato­lic­kie­go osą­dził win­nych nie­szczę­ściu już w dniu kata­stro­fy. Do tego doszło pie­niac­two Kaczyń­skie­go, Macie­re­wi­cza… aż nie­do­brze się robi. Koniec więc z tym! Ja na koń­cu tyl­ko dodam, że w żad­ną teo­rię spi­sko­wą nie wierzę.

W zgieł­ku kata­stro­fy nikt nie zauwa­żył, jakie­go piwa nawa­ży­li nam har­ce­rze umiesz­cza­jąc przed Pała­cem Pre­zy­denc­kim krzyż, któ­ry póź­niej przez mie­sią­ce był oble­ga­ny przez zastę­py fana­ty­ków reli­gij­nych czczą­cych pre­zy­den­ta jako świę­te­go męczen­ni­ka i wie­leb­ne­go ojca naro­du, któ­ry za nie­go poległ. Szop­ka zakoń­czy­ła się po wie­lu mie­sią­cach nie­zde­cy­do­wa­nia rzą­du, któ­ry bał się zare­ago­wać (bo zaraz zaczę­ło­by się typo­we dla epi­sko­pa­tu szu­ka­nie wro­ga i anty­chry­sta) i kościel­nych hie­rar­chów, któ­rzy po pro­stu umy­li ręce. Żało­sne sce­ny na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu w War­sza­wie szyb­ko sta­ły się żela­znym punk­tem wycie­czek zarów­no pol­skich, jak i zagra­nicz­nych. Sam tam byłem.

Waka­cje W dniu, w któ­rym pod­ję­to pierw­szą pró­bę prze­nie­sie­nia krzy­ża, ja z przy­ja­ciół­mi uda­łem się na dwo­rzec kole­jo­wy w Ostro­wie Wiel­ko­pol­skim, gdzie wsie­dli­śmy do pocią­gu do Rze­szo­wa (spóź­nio­ne­go 3 godzi­ny). Ze sto­li­cy Pod­kar­pa­cia poje­cha­li­śmy szy­no­bu­sem do Sano­ka, a z Sano­ka auto­bu­sem do Sękow­ca. Tak zna­leź­li­śmy się w ser­cu Biesz­czad. Poza tym latem pod­ją­łem 3 pró­by pra­cy, z cze­go dwie zakoń­czy­ły się kata­stro­fą; żon­glo­wa­łem poda­nia­mi na uni­wer­sy­te­ty i gania­łem za mieszkaniem.

Poznań – stu­dia Dosta­łem się tam, gdzie chcia­łem, tj. na Uni­wer­sy­tet im. Ada­ma Mic­kie­wi­cza, na kie­ru­nek pra­wo. W paź­dzier­ni­ku poło­wicz­nie prze­pro­wa­dzi­łem się do Pozna­nia. I tak, od trzech mie­się­cy, kur­su­ję pomię­dzy Pyra­Ci­ty i Kali­szem, gdzie powra­cam co tydzień. Z kie­run­ku stu­diów jestem zado­wo­lo­ny, choć trud­no coś wię­cej na razie powie­dzieć. Za parę tygo­dni cze­ka­ją mnie pierw­sze uni­wer­sy­tec­kie egza­mi­ny. Myślę, że nie będzie źle.

I tak jest do dzi­siaj. Teraz jest 10:30, 31 grud­nia 2010 roku. Moż­na będzie powie­dzieć (para­fra­zu­jąc Księ­gę Rodza­ju) „i tak minął dzień, i noc i kolej­ny rok”.


Wszyst­kim Czy­tel­ni­kom, któ­rym chce się tu cza­sem zaj­rzeć dzię­ku­ję za cier­pli­wość i życzę szczę­śli­we­go Nowe­go Roku! Do zobaczenia!

Imputowanie inteligencji

Takie oto zna­la­złem przed chwi­lą w sie­ci war­te zauwa­że­nia cyta­ci­ki. Doty­czą one tego, co zro­bić, by powięk­szyć swo­ją inte­li­gen­cję. Nale­ży żuć gumę i…

Bada­cze z Bay­lor Col­le­ge of Medi­ci­ne w Houston (w sta­nie Tek­sas, w USA) odkry­li pozy­tyw­ny wpływ żucia gumy na wyni­ki w nauce dzię­ki eks­pe­ry­men­to­wi. Po 14 tygo­dniach ucznio­wie, któ­rzy żuli przez cały ten okres gumę na lek­cjach, mie­li lep­sze wyni­ki w stan­dar­do­wych testach mate­ma­tycz­nych i uzy­ski­wa­li wyż­sze oce­ny koń­co­we, niż resz­ta rówieśników.

Zna­le­zio­ne na Bel­fer­Blog [za:] link

Zbaw­cza może być tak­że pene­tra­cja wła­sne­go nosa:

Zauwa­ży­łem, że nie tyl­ko żucie gumy potra­fi roz­ru­szać mózg (…). Na przy­kład dosko­na­ły wpływ na inte­li­gen­cję ma dłu­ba­nie w nosie. (…) Ze swo­ich stu­diów pamię­tam, że naj­in­te­li­gent­niej­szy pro­fe­sor (…) miał zwy­czaj pod­czas wykła­du lepić poci­ski z tego, co wydłu­bał z nosa.

Źró­dło: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=1161

Ważne uaktualnienia

(1) Dosta­łem się pra­wo do Pozna­nia! Czy­li tak, jak chcia­łem. W dru­gim nabo­rze, ale to nic. Nie­sa­mo­wi­te, że się uda­ło. Dzi­siaj byłem zawieść doku­men­ty do Col­le­gium Iuri­di­cum. (2) Jecha­łem pocią­giem. Gdy wra­ca­łem, prze­siad­kę mia­łem zapla­no­wa­ną w Ostro­wie Wiel­ko­pol­skim. Oba­wia­łem się, że pociąg z Pozna­nia się spóź­ni (co jest dla PKP czymś nor­mal­nym) i nie zdą­żę na ten w Ostro­wie. Gdy się o to zapy­ta­łem kon­duk­to­ra, on odpo­wie­dział, że nie wie, co w takiej sytu­acji zro­bić. Tak też się sta­ło; musia­łem wró­cić z OW auto­bu­sem, choć zapła­ci­łem za pociąg. Przez to byłem w domu godzi­nę póź­niej. (3) A tym­cza­sem za 2 tygo­dnie (nie­ca­łe) jedzie­my w Biesz­cza­dy. Moż­li­we, że spo­tka nas to samo…

(4) Poza tym, to zno­wu pra­cu­ję. Jest strasz­nie gorąco.

Absolutna prostota pokrętności Paragrafu 22. A także trochę z krajowego bagienka

Parę spraw, o któ­rych chcę wspomnieć:

Dopi­sa­ne później
(0) Pie­niac­two Kaczyń­skie­go robi się nud­ne. „Jeże­li Komo­row­ski usu­nie krzyż, będzie jak Napie­ral­ski lub Zapa­te­ro” – mówi. Nie­któ­rzy nie rozu­mie­ją, że Pałac Pre­zy­denc­ki, to 1° nie Gol­go­ta 2°  sie­dzi­ba gło­wy pań­stwa. Jeśli krzyż nie będzie usu­nię­ty, to co? będzie­my aż do koń­ca świa­ta pie­lę­gno­wać swo­je rany, co by się przy­pad­kiem za bar­dzo nie zago­iły? Tak wła­śnie postę­pu­ją pisow­cy. Przy­dał­by się nam jakiś Gom­bro­wicz, któ­ry by to traf­nie jakoś sfor­mu­ło­wał.… Ale ci har­ce­rze nawa­ży­li piwa…

- Jeże­li pre­zy­dent Komo­row­ski usu­nie krzyż, któ­ry stoi przed Pała­cem, to moż­na powie­dzieć, że będzie zupeł­nie jasne kim jest i po któ­rej jest stro­nie w róż­ne­go rodza­ju spo­rach doty­czą­cych pol­skiej histo­rii i pol­skich powią­zań – powie­dział Kaczyń­ski na kon­fe­ren­cji pra­so­wej w Warszawie.

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,8145699,Kaczynski__Jezeli_Komorowski_usunie_krzyz__bedzie.html#ixzz0tqLF2ymx

Jed­nym sło­wem dowie­my się, gdzie stoi ZOMO, a gdzie stoi pre­zes. Ależ to żało­sne. Za to Radio Mary­ja jest jak zwy­kle nie­za­wod­ne. Spór bowiem doty­czy tak­że kwia­tów przy­no­szo­nych pod Pałac.

- Pew­ne­go wie­czo­ra przy­nio­słem tu bukiet żół­tych tuli­pa­nów. Gdy przy­sze­dłem rano następ­ne­go dnia, kwia­tów już nie było. Usu­wa­ją je słu­gu­sy Gron­kie­wicz-Waltz – Żydów­ki. Liczą na to, że praw­dzi­wi Pola­cy zapo­mną o mor­dzie nasze­go pol­skie­go pre­zy­den­ta Lecha Kaczyńskiego

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,94898,8143869,Chodnik_przed_Palacem_Prezydenckim_to_nie_cmentarz.html#ixzz0tqMj7SJm

No tak; praw­dzi­wi Pola­cy wie­dzą, gdzie stoi ZOMO.

(1) Pogo­da. Jestem zda­nia, że nad pogo­dą nie ma się co roz­tkli­wiać, bo jest taka, jaka jest. Nie zmie­nia to fak­tu, że poświę­cam jej dosyć zna­czą­cą pozy­cję w moim blo­gu 🙂 Ogól­nie, to ostat­nio było gorą­co; nie szło wytrzy­mać. Dzi­siaj jest tro­chę lepiej, a nie­bo jest zachmurzone.

(2) Stu­dia. We wto­rek byłem zło­żyć doku­men­ty na Wydzia­le Pra­wa Uni­wer­sy­te­tu Wro­cław­skie­go. Tam bowiem został zakwa­li­fi­ko­wa­ny. Zakwa­li­fi­ko­wa­łem się rów­nież do Łodzi, ale tam się nie wybie­ram ze wzglę­du na nie­zbyt pochleb­ne opi­nie. Poza tym – nie ma się co cza­ro­wać, w Łodzi jest bród i smród.

Cały czas liczę, że dosta­nę się do Pozna­nia w dru­gim nabo­rze; zabra­kło mi tyl­ko 0,3 punk­ta (szczę­ście mam tak samo „świet­ne” jak na olimpiadzie).

(3) Książ­ka. Ostat­nio prze­czy­ta­łem dwie pozy­cje. Pierw­sza z nich to „Emma” Jane Austen, któ­rą prze­czy­ta­łem w ory­gi­na­le. Oczy­wi­ście było wie­le słów, któ­rych nie rozu­mia­łem, ale nie prze­szka­dza­ło to…

A przed chwi­lą skoń­czy­łem czy­tać bar­dzo cie­ka­wą powieść Jose­pha Hel­le­ra „Para­graf 22” poka­zu­ją­cą II woj­nę świa­to­wą od stro­ny ame­ry­kań­skich lot­ni­ków. Zasad­ni­czo w książ­ce uka­za­no całą insty­tu­cję armii, jako jeden wiel­ki dom wariatów.

Był więc tyl­ko jeden kru­czek – para­graf 22 – któ­ry stwier­dzał, że tro­ska o życie w obli­czu real­ne­go i bez­po­śred­nie­go zagro­że­nia jest dowo­dem zdro­wia psy­chicz­ne­go. Orr był waria­tem i mógł być zwol­nio­ny z lotów. Wystar­czy­ło, żeby o to popro­sił, ale gdy­by to zro­bił, nie był­by waria­tem i musiał­by latać nadal. Orr był­by waria­tem, gdy­by chciał latać dalej, i był­by nor­mal­ny, gdy­by nie chciał, ale będąc nor­mal­ny musiał­by latać. Sko­ro latał, był waria­tem i mógł nie latać; ale gdy­by nie chciał latać, był­by nor­mal­ny i musiał­by latać.”

I jesz­cze akcent polski:

Gene­ral Dre­edle prze­niósł nie­ży­cio­we­go dowód­cę myśliw­ców na Wyspy Salo­mo­na do kopa­nia gro­bów, wyzna­cza­jąc na jego miej­sce zgrzy­bia­łe­go puł­kow­ni­ka z zapa­le­niem sta­wów i sła­bo­ścią do chiń­skich orze­chów, któ­ry przed­sta­wił Mila gene­ra­ło­wi od bom­bow­ców B‑17, mają­ce­mu sła­bość do pol­skiej kiełbasy.

- Pol­ska kieł­ba­sa jest tania jak barszcz w Kra­ko­wie – poin­for­mo­wał go Milo.

- Ach, pol­ska kieł­ba­sa – wes­tchnął tęsk­nie gene­rał. – Wie­cie, że oddał­bym wszyst­ko za kawał pol­skiej kieł­ba­sy. Wszystko.

- Nie musi pan odda­wać wszyst­kie­go. Niech mi pan odda do dys­po­zy­cji po jed­nym samo­lo­cie na każ­dą sto­łów­kę, z pilo­ta­mi, któ­rzy będą wyko­ny­wać moje pole­ce­nia. Oraz nie­wiel­ki zada­tek akon­to zamó­wie­nia, jako dowód zaufania.

- Ale Kra­ków leży o set­ki mil za linią fron­tu. Jak się dosta­nie­cie do tej kiełbasy?

- W Gene­wie jest mię­dzy­na­ro­do­wa gieł­da na pol­ską kieł­ba­sę. Zawio­zę po pro­stu do Szwaj­ca­rii fistasz­ki i wymie­nię je na pol­ską kieł­ba­sę po cenach ryn­ko­wych. Oni prze­rzu­cą fistasz­ki do Kra­ko­wa, a ja przy­wio­zę panu pol­ską kieł­ba­sę. Za pośred­nic­twem syn­dy­ka­tu kupi pan tyle kieł­ba­sy, ile pan zechce”.

Wrocław już tak

Dzi­siaj spę­dzi­łem miły dzień w Miko­rzy­nie koło Kęp­na, a jak wró­ci­łem, oka­za­ło się, że zosta­łem zakwa­li­fi­ko­wa­ny do przy­ję­cia na Uni­wer­sy­tet Wro­cław­ski. Teraz „wystar­czy” wysłać doku­men­ty. Jed­nak­że moim „pierw­szym wybo­rem” jest UAM, a wyni­ki z Pozna­nia będą zna­ne dopie­ro w poniedziałek.

Jakoś radzę sobie z tą całą uni­wer­sy­tec­ką papie­ro­lo­gią, ale nie jest to takie proste…

Kilka rzeczy, o których warto wspomnieć w początku lipca

Jest parę aktu­al­nych spraw, któ­re wypa­da­ło­by pod­jąć; a teraz wła­śnie zna­la­złem czas, by to zro­bić. Wcze­śniej nie było za bar­dzo kie­dy, bo prze­cież mia­łem w domu remont. A poza tym roz­po­czął się już lipiec.

Nowy prezydent

Wczo­raj ofi­cjal­nie ogło­szo­no, że nowym pre­zy­den­tem RP został Bro­ni­sław Komo­row­ski. Od począt­ku był fawo­ry­tem son­da­ży, zwy­cię­żył rów­nież w pierw­szej turze, wska­zy­wa­ły na nie­go exit polls, ale róż­ni­ca z pozo­sta­ły­mi opo­nen­ta­mi była nie­wiel­ka, więc nie moż­na było być pew­nym. Teraz Sąd Naj­wyż­szy ma 30 dni na uzna­nie waż­no­ści elekcji.

Nie ma co ukry­wać, że jest to kan­dy­dat na któ­re­go gło­so­wa­łem w obu turach (gło­so­wa­łem po raz pierw­szy!). Przy pierw­szej turze zasta­na­wia­łem się nad inny­mi kan­dy­da­ta­mi, z kolei w dru­giej nie było już zupeł­nie innej opcji. W mojej kla­sie pada­ły opi­nie, że nie jest to kan­dy­dat jakiś zbyt dobry (choć na pew­no z Kaczyń­skim nie ma go co nawet porów­ny­wać), bo jedy­ną jego zasłu­gą było bycie inter­no­wa­nym w sta­nie wojen­nym. Ja oso­bi­ście się z tym nie zga­dzam: jest to czło­wiek z poczu­ciem humo­ru, „sta­bil­ny”, sta­now­czy, wywa­żo­ny, umie­ją­cy podejść z rezer­wą do róż­nych zagad­nień; dla­te­go jestem prze­ko­na­ny, że będzie to dobry prezydent.

Są dzie­siąt­ki powo­dów, dla któ­rych nie zagło­so­wał­bym na kan­dy­da­ta PiSu, ale wystar­czy podać jeden. Jak moż­na zagło­so­wać na czło­wie­ka, w któ­re­go par­tii są kse­no­fo­bi i antysemici?…

Gdy­bym ja był pre­zy­den­tem (poma­żę sobie) lub peł­nił inną waż­ną funk­cję, pierw­sze do cze­go bym dążył, to: likwi­da­cja KRU­Su (któ­ry jest głę­bo­ko nie­spra­wie­dli­wy), wpro­wa­dze­nia podat­ków linio­wych, likwi­da­cji obo­wiąz­ko­wych skła­dek zdro­wot­nych i eme­ry­tal­nych, zwięk­sze­nia nakła­dów na kul­tu­rę (0,6% PKB to wynik żałosny).

Jeśli cho­dzi o fre­kwen­cję, wynio­sła ona nie­co powy­żej 50%. Żenujące.

Matura

30 czerw­ca był sąd­ny dzień o któ­rym pisa­łem wcze­śniej. Wte­dy tak­że ja prze­ko­na­łem się o tym, jak poszły mi egza­mi­ny pisem­ne. Jest dobrze, ale rewe­la­cji nie ma. Świet­nie poszła mi mat­ma (94% !) i angiel­ski; histo­ria nie­źle, choć myśla­łem, że będzie lepiej; nie jestem zado­wo­lo­ny z pol­skie­go. Zawsze ten przed­miot szedł mi dobrze, mia­łem dobre oce­ny, z pisa­niem wypra­co­wań nigdy nie mia­łem pro­ble­mów, a na roz­sze­rze­niu zdo­by­łem tyl­ko 60% punk­tów – nie jest to wynik dla mnie satys­fak­cjo­nu­ją­cy, ale mówi się trud­no. Ogól­nie pol­ski poszedł gorzej. Nie wiem, cze­mu. Może nie wstrze­li­łem się w klucz…

Jestem już zare­je­stro­wa­ny na 4 uni­wer­sy­te­tach; za parę dni pierw­sze wyni­ki naborów.

Wakacje

Waka­cje dla mnie de fac­to trwa­ją już ponad 2 mie­sią­ce; zosta­ły jesz­cze pra­wie 3. W sumie na razie cały czas sie­dzę w domu. Na począt­ku sierp­nia jadę w Biesz­cza­dy. Nie mogę się już doczekać…

Matura: DZIEŃ VI – Język angielski (ustny)

Dzi­siaj od 12.00 do 15.30 byłem na egza­mi­nie ust­nym z angiel­skie­go, poziom pod­sta­wo­wy. Uzy­ska­łem 20/20 pkt, czy­li 100%. Nie chwa­ląc się, było to do przewidzenia…

A za tydzień poziom rozszerzony.

Pogo­da Tym razem jest o czym pisać. Było ład­nie, ale porząd­nie popa­da­ło i nagle powódź. Zdję­cia moż­na zoba­czyć nawet na stro­nie New York Time­sa: tutajtutaj. A tutaj jest cie­ka­wy foto­re­por­taż, ale doty­czą­cy cze­go inne­go. W radiu nawet moż­na było usły­szeć o Kali­szu, bowiem zala­ło Raj­sków. Tam bowiem są aż dwie rze­ki: Pro­sna i Swędr­nia. A na Cho­pi­na woda prze­le­wa­ła się przez most.

Matura: DZIEŃ V – Historia

Dzi­siaj napi­sa­łem ostat­ni egza­min pisem­ny – chy­ba naj­gor­szy; tj. histo­rię na pozio­mie roz­sze­rzo­nym. Jestem zado­wo­lo­ny z tego, jak mi poszło. Wypra­co­wa­nie doty­czy­ło monar­chii w Pol­sce i Fran­cji w XVII wieku.

Jesz­cze przede mną dwa pro­ste egza­mi­ny ust­ne z angielskiego.

Matura: DZIEŃ IV – Język polski

Dzi­siaj zda­wa­łem matu­rę ust­ną z języ­ka pol­skie­go. Komi­sji chy­ba spodo­ba­ła się moja pre­zen­ta­cja, bo uzy­ska­łem 20pkt/20pkt. Temat brzmiał: Motyw Sta­bat Mater Dolo­ro­sa w lite­ra­tu­rze, rzeź­bie i obra­zie.

Kilka refleksji na temat matury

Jestem pomię­dzy pod­sta­wo­wym a roz­sze­rzo­nym egza­mi­nem z angiel­skie­go, mogę więc go tro­chę sko­men­to­wać (choć nie lubię tego sło­wa). Angiel­ski pod­sta­wo­wy był bar­dzo pro­sty, przy­naj­mniej dla mnie. Wiem jed­nak, że nie wszyst­kim poszło tak gładko.

A teraz war­to wró­cić do wczo­raj­szej matu­ry z mat­my. My, matu­rzy­ści, od daw­na wie­dzie­li­śmy, że matu­ra, to będzie cięż­ki orzech do zgry­zie­nia. Nie cho­dzi nawet o to, że trze­ba ją zda­wać (co jest głu­po­tą, bo dla osób, któ­rych to nie inte­re­su­je, jest to tyl­ko i wyłącz­nie stra­ta cza­su). Co gor­sza, musie­li­śmy od począt­ku wysłu­chi­wać gór­no­lot­nych opi­nii eks­per­tów, pseu­do­ek­sper­tów i tych, co pamię­ta­ją matu­rę za Pia­sta Koło­dzie­ja. Pro­fe­so­ro­wie z uni­wer­sy­te­tów roz­pły­wa­li się nad tym, jak to kie­dyś było trud­no, a jaka ta matu­ra teraz jest żenu­ją­ca. Może i tak, ale czy to my ją ukła­da­my? Słu­cha­nie takich opi­nii nie jest przy­jem­ne. Ulu­bio­nym koni­kiem wsze­la­kich eks­per­tów sta­rej daty jest przy­wo­ły­wa­nie „wybit­nych” i „wspa­nia­łych” uczniów z cza­sów przed­wo­jen­nych. Oni prze­szli już do histo­rii, przy oka­zji sku­tecz­nie two­rząc wokół sie­bie nimb i mit świę­to­ści. Teraz my wysłu­chu­je­my, jacy to byli nie­sa­mo­wi­ci.…  Wystar­czy prze­czy­tać „Fer­dy­dur­ke”, żeby się przekonać.

Trze­ba jesz­cze wysłu­chi­wać jazgo­tu współ­cze­snych. Tego­rocz­ni matu­rzy­ści mają do wybo­ru: jeśli matu­ra pój­dzie dobrze, od razu będzie powie­dzia­ne, że było za pro­sta, „na pozio­mie pod­sta­wów­ki” etc.; jeśli pój­dzie źle, będzie trze­ba wysłu­chi­wać, jaka „ta mło­dzież okrop­na”, „nic się nie uczy”, „co to będzie, co to będzie”. Jed­nym sło­wem, odruch wymiot­ny gwa­ran­to­wa­ny tak, czy tak.

Piszę o tym, bo przez przy­pa­dek natra­fi­łem na ten arty­kuł: http://wyborcza.pl/1,86116,7848295,To_byla_matura__czy_zart_.html.

Więk­szość zadań była na pozio­mie szko­ły pod­sta­wo­wej, no może nie tej obec­nej, ale na pew­no tej, któ­rą jesz­cze pamię­tam ze swo­ich wła­snych lat szkol­nych [no tak, autor miał łaskę, przy­jem­ność i moż­ność cho­dzić do szko­ły, któ­ra była kie­dyś. To, co jest teraz, jest be i wstręt­ne, i nie­do­bre – SK]. Mia­łem wra­że­nie, że one przede wszyst­kim spraw­dza­ły rozu­mie­nie tek­stu pole­ce­nia. Bo jak już ktoś pojął, o co go eks­per­ci Cen­tral­nej Komi­sji Egza­mi­na­cyj­nej pro­szą (a pyta­nia, trze­ba przy­znać, były napi­sa­ne zro­zu­mia­łym języ­kiem), to już potem pozo­sta­ło – pierw­szy z brze­gu przy­kład – pod­sta­wić licz­bę w miej­sce x oraz wyko­nać kil­ka pro­stych dzia­łań aryt­me­tycz­nych, z któ­ry­mi mógł pora­dzić sobie nawet dziesięciolatek.

Jed­nym sło­wem, obrzy­dli­we. No cóż, nie wiem, jak tam u Wiel­moż­ne­go Auto­ra, ale ja funk­cji kwa­dra­to­wej w pod­sta­wów­ce nie mia­łem, a na prób­nej matu­rze poło­wa zadań spraw­dza­ła jej znajomość.

I jesz­cze jed­no, coś co gry­zie mnie już od daw­na. Wszę­dzie naty­kam się na ohyd­ną pro­pa­gan­dę. Jaka ta mate­ma­ty­ka wspa­nia­ła, cudow­na, potrzeb­na etc. etc. Wie­my, że potrzeb­na, ale czy trze­ba cią­gle o tym przy­po­mi­nać. Krew mnie zale­wa, kie­dy n-ty raz muszę wysłu­chi­wać ela­bo­ra­tów, jak to inter­wa­ły rzą­dzą muzy­ką, a punkt cięż­ko­ści dla tycz­kar­ki jest naj­waż­niej­szy, nie­zbęd­ny i po pro­stu nie do prze­ce­nie­nia. Rek­to­rom poli­tech­nik i mini­ster nauki nie mie­ści się w gło­wie, że ktoś może nie być fanem całek, pier­wiast­ków i wykre­sów. Cią­gle tyl­ko się pod­kre­śla, że TYLKO TO gwa­ran­tu­je w przy­szło­ści pra­cę. W związ­ku z tym, oso­bom, któ­re tego zda­nia nie podzie­la­ją, rzu­ca się kło­dy pod nogi (oczy­wi­ście jedyn­ka z mat­my i z fizy­ki nie czy­ni z czło­wie­ka huma­ni­sty – sło­wa tak nad­uży­wa­ne­go przez tych, któ­rym ogól­nie zwy­kle nauka sła­bo idzie). Przy­kła­do­wo, są sty­pen­dia dla osób zda­ją­cych na matu­rze fizy­kę, czy mat­mę, ale dla fina­li­stów Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka już nie ma. Są sty­pen­dia dla tych, któ­rzy idą na kie­run­ki stu­diów typu elek­tro­ni­ka z czymś tam, czy ana­li­za mate­ma­tycz­na. Ale dla tych, któ­rzy wybie­ra­ją choć­by filo­lo­gię pol­ską już nie.

Łaska­wie przy­po­mnę, że kie­dy ktoś idzie na stu­dia, to nie idzie tam dla B. Kudryc­kiej, nie idzie tam dla kogo­kol­wiek, tyl­ko wyłącz­nie dla wła­snej korzy­ści, satys­fak­cji i w celu pogłę­bia­nia wie­dzy. Nawet, jeśli kogoś inne­go dana gałąź wie­dzy nie obchodzi.