[issuu layout=http%3A%2F%2Fskin.issuu.com%2Fv%2Fcolor%2Flayout.xml backgroundcolor=61A900 showflipbtn=true documentid=080906224740 – 47bd64c09ddf4b8caec6095113e7ced8 docname=abearday username=Umeme loadinginfotext=A%20Bear%20Day width=550 height=206 unit=px]
Ferdydurke
Ostatnio przeczytałem książkę, która Giertychem „wstrząsnęła” – czyli „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Książka jest rzeczywiście bardzo dobra, rozumiem też, czemu G. się nie podobała.
Jest tam wiele ciekawych (i prawdziwych) spostrzeżeń dotyczących rzeczywistości. Przy okazji napisanych z humorem.
O krytyce literackiej
„Jakże zazdrościłem owym literatom wysublimowanym już w kolebce i widać predestynowanych do wyższości, których Dusza funkcjonowała nieustannie wzwyż, jakby szydłem łechtana w sam tyłek.”
Uwielbiam taką ironię.
O języku łacińskim
„Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem. Us, us, us (…) – cóż to za czynnik rozwoju!”
O artyście i odbiorcy sztuki
„Znikoma część świata, szczupłe grono specjalistów i estetów, światek nie większy od małego palca, który w całości mógłby zmieścić się w jednej kawiarni, wciąż tam między sobą się urabia wyciskając coraz bardziej wyrafinowane postulaty. Lecz, co gorzej, gusta te nie są właściwie gustami — nie, wasza konstrukcja smakuje im tylko w części, w dużo większej części smakuje im własne znawstwo w przedmiocie konstrukcji. Po toż zatem twórca usiłuje wykazać zdolność konstrukcyjną, aby znawca wykazać mógł swoje znawstwo w tym przedmiocie? Cicho, cyt, misterium, oto pięćdziesięcioletni twórca tworzy klęcząc przed ołtarzem sztuki z myślą o arcydziele, harmonii, precyzji, pięknie, duchu i przezwyciężeniu, oto znawca zna się pogłębiając tworzywo twórcy w pogłębionym studium, po czym dzieło idzie w świat do czytelnika, — i to, co zostało poczęte z męką całkowitą i zupełną, przyjęte zostaje nad wyraz cząstkowo, pomiędzy telefonem i kotletem. Tu pisarz duszą, sercem, sztuką, trudem, męką karmi — a tu czytelnik wcale nie chce, a jeśli i zechce, to od niechcenia, tak sobie, póki nie odezwie się telefon. Drobne realia życiowe was gubią. Jesteście jak człowiek, który wyzwał smoka do walki, lecz którego mały pokojowy piesek zapędzi w kozi róg.”
O artystach
„Ale gdyby ktoś zrobił mi taki zarzut: że ta cząstkowa koncepcja nie stanowi, Bogiem a prawdą, żadnej koncepcji, a tylko bzdurę, kpinę, nabieranie gości, i że ja, zamiast poddawać się surowym prawidłom i kanonom sztuki, próbuję wykpić się im ową kpiną — odpowiedziałbym, że tak, że właśnie, że takie, a nie inne są moje zamiary. I — na Boga — nie waham się przyznać — ja pragnę uchylić się tyleż waszej Sztuce, panowie, której nie mogę znieść, ile wam samym… ponieważ i was nie mogę znieść z waszymi koncepcjami, z waszą artystyczną postawą i z całym waszym światkiem artystycznym.”
O odbiorze sztuki
„Tak więc, gdy na estradzie pianista bębni Szopena, mówicie, że czar Szopenowskiej muzyki w kongenialnej interpretacji genialnego pianisty oczarował słuchaczy. Lecz, być może, w rzeczywistości żaden ze słuchaczy nie został oczarowany. Nie jest wykluczone, że gdyby im nie było wiadome, że Szopen jest wielkim geniuszem, a pianista — również, z mniejszym wysłuchaliby żarem tej muzyki. Jest możliwe również, że jeśli każdy z nich, blady z entuzjazmu, bije brawo, krzyczy i się miota, należy przypisać to temu, iż inni także miotają się krzycząc, albowiem każdy z nich myśli, że inni doznają straszliwej rozkoszy, nadziemskiego wzruszenia, wobec czego i jego wzruszenie zaczyna rosnąć na cudzych drożdżach; i w ten sposób łatwo może się wydarzyć, że choć nikt na sali nie został bezpośrednio zachwycony, wszyscy przejawiają oznaki zachwytu — ponieważ każdy przystosowuje się do swych sąsiadów. I dopiero gdy wszyscy w kupie podniecą się między sobą należycie, dopiero wówczas, mówię, te oznaki wywołują w nich wzruszenie — musimy bowiem przystosowywać się do naszych oznak.”
O sztuce dobrej i złej
„O, nie, ten pisarz, o którym mówię, nie będzie oddawał się pisaniu dlatego, że uważa się za dojrzałego, lecz właśnie ponieważ zna swą niedojrzałość i wie, że nie posiadł formy i że jest tym, kto się wspina, ale nie wylazł jeszcze, i tym, kto się robi, ale jeszcze się nie zrobił. I jeśli przytrafi mu się napisanie dzieła nieudolnego i niemądrego, powie: — Doskonale! Napisałem głupio, lecz nie zawierałem z nikim kontraktu na dostawę samych dzieł mądrych, doskonałych. Dałem wyraz mej głupocie i cieszę się z tego, bowiem niechęć i surowość ludzka, jaką pobudziłem przeciw sobie, kształtuje mnie i urabia, stwarza jak gdyby na nowo, i oto jestem jeszcze raz na nowo urodzony. — Z czego widać, że wieszcz o zdrowej filozofii tak mocno jest utwierdzony w sobie, iż nawet głupota i niedojrzałość go nie przestraszają ani mogą mu zaszkodzić — z podniesionym czołem może on się wyrażać i objawiać w swojej indolencji, podczas gdy wy nic prawie nie jesteście już w stanie wyrazić, ponieważ strach wam głos odbiera.”
O korzyściach wynikających z korzystania z toalety
„Zanim weszła do łazienki, zboczyła na chwilę z podniesionym czołem do closet water i zniknęła tam kulturalnie, mądrze, świadomie i inteligentnie, jak kobieta, która wie, iż nie należy wstydzić się funkcji naturalnej. Wyszła stamtąd dumniejsza niż weszła, jakby – pokrzepiona, rozjaśniona i uczłowieczona, wyszła jak gdyby ze świątyni greckiej! A wówczas pojąłem, że wchodziła przecież także jakby do świątyni. Z tej świątyni czerpały moc nowoczesne inżynierowe i mecenasowe! Codziennie wychodziła z tego miejsca coraz lepsza, coraz bardziej kulturalna dzierżąc wysoko sztandar postępu i stąd brała się inteligencja oraz naturalność, którymi znęcała się nade mną.”
O męczarni formy
„Lecz któraż jest męczarnia główna i fundamentalna? Gdzie jest pramęczamia księgi? Gdzieżeś, pramatko mąk? Im dłużej wnikam, badam i przetrawiam, tym wyraźniej widzę, iż właściwie główną, zasadniczą męką jest, jak mi się zdaje, po prostu męka złej formy, złego exterieur’u, czyli inaczej mówiąc męczarnia frazesu, grymasu, miny, gęby – tak, oto jest źródło, krynica, zaczątek i stąd harmonijnie wypływają wszystkie bez wyjątku pozostałe cierpienia, szały i udręki.”
I to tyle – na razie. Warto przeczytać.
„Ferdydurke” zostało w kaliskim teatrze zaadaptowane jako musical. Spektakl był rewelacyjny, byłem na nim 2 razy. Szkoda, że odbyły się chyba tylko 2 czy 3 przedstawienia. Jeśli będzie jeszcze raz, to pewnie też pójdę.
W internecie można zobaczyć trzy fragmenty:
Nie umieściłem cytatów z książki w jednym artykule z maturą, bo Gombrowicz by się w grobie przewracał.
Już po maturze z matmy
We wtorek miałem wątpliwą przyjemność napisać maturę z matematyki – pierwszą od ponad 20 lat. Była to dopiero próba, a i tak budzi już wiele kontrowersji – począwszy od samej idei tej matury. Przecież, jeżeli kogoś zmusza się do napisania matury z jakiegoś przedmiotu, to to nie sprawi, że wszyscy go nagle pokochają.
Opinie na temat tego, co było, raczej nie są przychylne. Wśród uczniów są dwie:
- „Była beznadziejna; trudna etc”
- „Do przeżycia”.
Ja osobiście podzielam tę drugą opinię, bo zadania zamknięte były proste (choć w kilku zadaniach myślałem, że jest błąd w arkuszu – na szczęście były to tylko błędy w moim myśleniu), a te otwarte były do przeżycia. Pierwsze 4 były proste, ale trudniejsze też były. (Sam miałem chyba z 3 problem, choć potem, gdy je rozwiązałem, okazało się, że były proste).
Nauczyciele mówią, że:
- za dużo funkcji kwadratowej (a przecież jest tyle innych rzeczy)
- głupia punktacja (było zadanie, które tu było za 2 punkty, choć – gdy pisaliśmy egzamin pilotażowy rok temu – było chyba za 4 czy 5 punktów, a inne – prostsze – było za 4 punkty)
- (coś jeszcze było; jak mi się przypomni, to dopiszę).
Do tego jeszcze różnoracy „wielce szanowni profesorowie”, „magnificencje” i „autorytety” biadolą, że niski poziom. No cóż – sami tego chcieli… Tu można zobaczyć arkusz.
A za 3 tygodnie czeka mnie pierwsza próbna „prawdziwa” matura – ten mutant operonu – zupełnie zazwyczaj nieadekwatny do tego, co będzie w maju. Ale na to ponarzekam kiedy indziej.
O tym, gdzie nas ma CKE
Oprócz masy dziwnych pomysłów związanych z maturą i studiami, jest jeszcze inna sprawa. Ja sobie zdawałem zdawałem z tego sprawę od dawna, ale dzisiaj zwróciła na to uwagę „Gazeta Wyborcza”. Chodzi o ilość egzaminów. Ja doliczyłem się, że w pierwszym tygodniu zdaję ich 6, a to nie koniec. Polski x2 + 1 (podstawa i rozszerzenie, ustny); angielski: 2×2 (pisemny i ustny, podstawa i rozszerzenie) + matma + historia + WOS. Czyli razem 10. Wspomnę jeszcze, że z polskiego i angielskiego będę pisał po 2 egzaminy jednego dnia. CKE pogratulować.
Ale ich to nie obchodzi:
CKE zdecydowała się zmieścić 29 terminów w 15 dni, czyli i tak wydłużyła sesję o 1 dzień w porównaniu z 2009 r. Ceną za to rozwiązanie jest narażenie pewnej (niedającej się w tej chwili przewidzieć) liczby młodzieży na trud dwóch egzaminów w ciągu jednego dnia i pewnej liczby nauczycieli na pracę w sobotę. [całość]
Wydłużą sesję o 1 dzień? Ależ oni łaskawi.
Znowu o reformach
Chcąc-nie chcąc, nie da się uniknąć tematyki szkolnej. Ani na blogu, ani nigdzie indziej, ani tym bardziej w weekend. W weekend? Tak bo wiele czasu poświęcam wtedy na naukę. Robię zadania z matmy. I krew mnie zalew.
Debata, czy matura z matmy jak przedmiotu obowiązkowego powinna być, czy nie – jest bez sensu. A to z tego prostego powodu, że armia matematyków, fizyków, chemików, „ekspertów” z MEN, najróżniejszych konfederacji itp. itd oraz wszyscy ci, którzy w szkole nie mieli z matmą problemów powiedzą, że – „tak tak, tak tak – to bardzo dobrze”. A ci, dla których ostatnia lekcja matematyki była najcudowniejszym dniem w życiu – powiedzą coś zupełnie odwrotnego.
A ja powiem jeszcze co innego. Jeśli chodzi o matmę, to nie jestem wielką gwiazdą w tej dziedzinie, ale jedynek też nie mam. Jednak teraz, gdy przygotowuję się do matury, czas, który mógłbym spędzić na czymś przyjemniejszym, czy dla mnie – z punktu widzenia przyszłych kierunków studiów ważniejszym – spędzam na wałkowaniu testów z matmy. Np. w ciągu ostatnich kilku dni w ogóle nie uczyłem się historii (choć zdaję ją na poziomie rozszerzonym), z to codziennie rozwiązywałem testy z matmy. Pogratulować twórcom reformy. Apotem się będą dziwić, że nie tylko matura z matmy poszła fatalnie ale i z innych przedmiotów również.
Druga sprawa. Mi nic do tego, bo jeszcze jestem w liceum. Ale ciągle powraca sprawa pomysłu jaśnie oświeconej minister B. Kudryckiej, by tylko jeden kierunek studiować za darmo. Nie planuję studiować dwóch kierunków (a już na 100% nie jednocześnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświecona niech z łaski swojej zauważy, że student nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczyzny, ni dla króla czy prezydenta, ani dla niczyich ambicji – tylko dla siebie. Ona odpowiada – dla najlepszych drugi też będzie za darmo. – Ależ zbytek łaski! To, czy ktoś chce studiować fizykę, czy matmę, czy polonistykę, czy może filologię wietnamsko-tajską, czy malarstwo, jest sprawą tylko i wyłącznie samego zainteresowanego.
Na pomysły reformatorów edukacji po prostu ręce opadają.
A teraz coś przyjemniejszego. Na stronie niezawodnego New York Timesa można znaleźć ciekawe zdjęcia i artykuł opowiadające o tym, jak Afganistan wyglądał przed rewolucją religijną. Było to wtedy świetnie rozwijające się państwo i gdyby nie „wybitne” pomysły fanatyków religijnych – byłby to pewnie teraz azjatycki tygrys. Z resztą podobnie było w Iranie.
Artykuł: http://www.nytimes.com/2009/10/18/weekinreview/18bumiller.html?_r=1&hp i zdjęcia: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/10/17/archive‑7/
Odpowiedź
Można by powiedzieć, że marzenia się spełniają, albowiem ktoś na tę moją stronę czasem zagląda. Wynika to z prowadzonych statystyk, ale także z tego, że ktoś do mnie napisał. Zamieszczam odpowiedź.
Cześć!
Szkoda, że nie zostawiłaś żadnych namiarów do siebie 🙂
Pewnie trochę na tym blogu nakręciłem, jednak ostatecznie informuję, że nie chodzę na korepetycję z WOSu, ponieważ nasza nauczycielka sama nam organizuje powtórzenia. Cieszę się, że do mnie napisałaś. Jeśli możesz, odezwij się i tym razem wpisz np. e‑maila; gg nie używam.
Pozdrawiam
W całej Polsce teraz zamiecie, zawieje, śnieg do pasa. A w Kaliszu oczywiście nic 🙂
Co najmniej już jesień
Ostatnio pisałem, że „już prawie jesień”, a teraz odpowiedniejsze byłoby „już prawie zima”. W Kaliszu nie jest źle, ale na wschodzie to normalnie solarki i pługi po ulicach jeździły. W niedzielę rzeczywiście pojechałem na poszukiwanie jesieni.
Ale ten sielski obrazek jest trochę nieaktualny.
Dzisiaj jest Dzień Nauczyciela, więc mam wolne. Ale obowiązki szkolne wolnego nigdy nie mają…
Już właściwie jesień
Rok szkolny rozpoczął się na dobre. Jest to dla mnie też rok maturalny. Ale po co się nad tym rozwodzić…
Wreszcie zaczyna się Jesień – zdecydowanie najładniejsza pora roku. Myślę, że w weekend będę miał wystarczająco dużo czasu, by zrobić jej parę zdjęć. Po kilku dniach bardzo deszczowych teraz zrobiło się ciepło i ładnie – choć na tym mi akurat nie zależy. Dla mnie najważniejsze są kolory. W tym roku przeżyłem jesień dwa razy: w Hamm i w Kaliszu.
Dzisiaj nie poszedłem do szkoły, bo dziś wielki dzień. A przynajmniej dość ważny dla mojej szkoły podstawowej (SP nr 15 w Kaliszu im. Szarych Szeregów). Po 50 latach oczekiwania szkoła doczekała się obiektów sportowych z prawdziwego zdarzenia, na których uroczystym otwarciu występuję.
Na koniec jeszcze słowo maturalne: zacząłem już przygotowania. Z matmy, historii, WłOSu…
Jeśli chodzi o komputerowy kanał, to przyzwyczaiłem się już do czystki na dysku (i nienaturalnej prędkości komputera). W sumie sprzęt został już przywrócony do życia.
Ale kanał
(1) Ale kanał. Zepsuł mi się komputer, padł system; zginęły wszystkie pliki, łącznie z moim stronami internetowymi; 7 000 zdjęć i masą plików muzycznych. Niektóre dokumenty były na płytach, ale i tak to trochę zajmie, nim przywrócę komputer do życia…
(2) Zaczynają się przygotowania do matury: dzisiaj pierwszy raz byłem na dodatkowych zajęciach z historii…
Po powrocie z wymiany
(1) Ponad tydzień temu wróciłem z Hamm. A właściwie, to nie tylko w Hamm, ale także z Heergugowaard. Byłem na wymianie szkolnej; oba te miasta są partnerami Kalisza.
Hamm, to urocze miasto w zachodnich Niemczech (Nadrenia Północna-Westfalia). Pod względem wielkości jest siódme w Niemczech; choć wcale na takie nie wygląda: jest bardzo zielone nie tylko za sprawą licznych parków, ale także dzięki temu, że często by przejechać z jednego stadteil (coś, jak dzielnica (albo raczej wioska służebna 🙂 )) to drugiego, trzeba minąć pola, lasy, łąki. Jego centrum stanowi ładny plac, na którym stoi kościół św. Pawła (protestancki).
Miasto jest świetnym miejscem dla rowerzystów: są w nim liczne ścieżki rowerowe. Często jest tak, że nawet jest oddzielna sygnalizacja świetlna dla rowerów. Trzeba się jednak pilnować, bo oznacza to nie tylko wygody, ale także policjanci („żaby”) na rowerach ścigające nieuważnych. Jeżdżenie w miejscach oznakowanych „tylko dla pieszych” nie przejdzie. Na szczęście bez problemu można znaleźć parking dla rowerów.
Będąc w Hamm odwiedziliśmy niedaleko położone Soest – niewielkie, pochodzące ze średniowiecza miasteczko. W przeciwieństwie do Hamm (zburzonego w czasie wojny), tam jest pełno zabytków.
Z ciekawostek dodam, że Hamm było dawniej miastem typowo przemysłowym (leży w Zagłębiu Ruhry). Dziś została tylko jedna kopalnia, reszta popada w ruinę. Jest tam wiele osób z polskimi nazwiskami – są to potomkowie Polaków, którzy przybyli tam, aby znaleźć pracę w przemyśle ok. 200 lat temu.
Jedną z głównych atrakcji w mieście jest Maximilianpark. Podchodziliśmy do tego z rezerwą: widzieliśmy bowiem zdjęcia wielkiego budynku uformowanego na kształt słonia. Niemcy chwalili się, że to największy słoń świata; dla nas był przede wszystkim najbrzydszy. Stwierdziliśmy, że park, to chyba jakaś wielka kaszana: na początku bardziej wygląda jak ogród botaniczny. Jednak, gdy poszliśmy dalej, okazało się, że są tam niesamowite place zabaw, na których dorosły (lub prawie dorosły) człowiek może dostać małpiego rozumu.
Hamm warto odwiedzić.
Z naszą wycieczką po 4 dniach w Niemczech, pojechaliśmy do Holandii, do Heerhugowaard, które także jest miastem partnerskim Kalisza. To jest znacznie mniejsze miasto – ok. 50 tys. mieszkańców, powstałe na terenach, gdzie jeszcze 100 lat temu była woda. W Holandii widzieliśmy oczywiście całą masę wiatraków i wielką sieć kanałów.
Heerhugowaard raczej nie ma żadnego szczególnego uroku, a wszystkie domu są tam raczej pobudowane „na jedno kopyto”.
Na miejscu dowiedzieliśmy się, że po naszym przyjeździe, przyjeżdża tam prezydent Kalisza. A to w związku z otwarciem nowej dzielnicy mieszkaniowej. Jej niezwykłość polega na tym, że jest ona zupełnie samowystarczalna energetycznie. Ceny domów, jak wynika z moich obliczeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. złotych – czyli nie tak źle.
Z wycieczki warto zobaczyć zdjęcia.
(2) Po powrocie, musiałem wrócić do rzeczywistości. A tu sprawdziany, kartkówki i zaległości. Ale bardzo szybko się z nimi uwinąłem i teraz pracuję już w normalnym trybie. O ile taki istnieje w klasie maturalnej.
(3) Dzisiaj wypełniłem deklarację maturalną. A tam takie cuda: polski na poziomie podstawowym i rozszerzonym (+ prezentacja), matma na wiadomym poziomie, volens nolens historia (nie chcem ale muszem), angielski podstawowy i rozszerzony oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolejny poruszać sprawy matur, bo pisałem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzielenie poziomów na polskim to idiotyzm etc. etc. W sumie w maju czeka mnie 9 egzaminów. Zacząłem już chodzić na korki z matmy i historii. (Trzeba było zostać w Hamm…)
(4) W Niemczech była już jesień, u nas pojawia się bardzo leniwie – a przecież to najpiękniejsza pora roku! Dzisiaj pojadę trochę jej poszukać…
(5) Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy też może ktoś to przeczytał, ale gdy byłem ostatnio w bibliotece, to czytelnia była otwarta.
PS. Przepraszam, że długo nie pisałem, ale jakoś nie miałem do tego melodii.
Już jesień
Moim zdaniem pogoda robi się coraz ładniejsza i w ogóle świat robi się coraz piękniejszy. Oczywiście większość osób tego zdania nie podziela, ale ja najbardziej ze wszystkich pór roku lubię jesień. Wróciłem właśnie z wycieczki rowerowej – to dopiero początek września, więc nie ma za bardzo na co patrzeć. Ale już można gdzieniegdzie dojrzeć bardzo ładne żółte i pomarańczowe listki. Z resztą drzewa nawet zimą – gdy są zupełnie „na golasa” to i tak są bardzo ładne.
Jednak wrzesień, który nadszedł to nietylko początek jesieni, ale także szkoły. My zaczynamy bardzo powoli: zupełnie jak w wierszu „Lokomotywa”. Ale za to jak później będziemy pędzić! I to bez hamulców!
Na razie jedziemy na wymianę do Niemiec – to już za mniej niż tydzień, w czwartek. Odwiedzimy także Holandię.
1. i 2. września
Dzisiaj jakoś przeżyłem pierwszy dzień lekcji w klasie maturalnej. W sumie żadna rewelacja, bo był on dość nudny. Ożywiła go pierwsza lekcja nowego przedmiotu – Wiedzy o Kulturze.
Dostaliśmy nowy plan, który zmieni się pewnie jeszcze z dziesięć razy. W sumie trudno ocenić, czy plan jest „dobry”, czy „zły” – jest kilka tylko rzeczy, jak np. o której się wychodzi ze szkoły w piątek. Ja mam szczęście, bo w ogóle najpóźniej wychodzę o 15.10, a w piątek o 13.25 – to dużo lepiej, niż rok temu, gdy w piątek siedziałem do 16.30. Z „perełek” należy tylko zaznaczyć, że jutro (tj. w czwartek) mam 7 godzin, idę na 7.00 i zaczynam wuefem.
W ostatniej klasie nie mam już fizyki, chemii, czy biologii – mam za to 6 godzin polskiego, 4 historii, 4 matmy, 2 WOSu. Jak mawia pewien ojciec będący dyrektorem pewnej rozgłośni: Alleluja i do przodu!
70. rocznica
Od paru dni – czy ktoś tego chce, czy nie – każdy musi słuchać o bez przerwy omawianej 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. 1 września na Westerplatte w Gdańsku spotkało się kilkunastu przedstawicieli różnych państw z Kaczyńskim, D. Tuskiem, Angelą Merkel i Putinem na czele. Tak oceniano to w Polsce: http://passent.blog.polityka.pl/?p=603, a tak za granicą: http://www.nytimes.com/2009/09/02/world/europe/02russia.html?emc=tnt&tntemail1=y. Ja osobiście byłem ciekawy przemówienia A. Merkel, którego jednak nie słyszałem. Przy Kaczyńskim zarządzono wyłączenie telewizorni.