Dzień z życia niedźwiedzia

[issuu layout=http%3A%2F%2Fskin.issuu.com%2Fv%2Fcolor%2Flayout.xml backgroundcolor=61A900 showflipbtn=true documentid=080906224740 – 47bd64c09ddf4b8caec6095113e7ced8 docname=abearday username=Umeme loadinginfotext=A%20Bear%20Day width=550 height=206 unit=px]

Ferdydurke


Plakat do przedstawienia teatralnego
Pla­kat do przed­sta­wie­nia teatralnego

Ostat­nio prze­czy­ta­łem książ­kę, któ­ra Gier­ty­chem „wstrzą­snę­ła” – czy­li „Fer­dy­dur­ke” Witol­da Gom­bro­wi­cza. Książ­ka jest rze­czy­wi­ście bar­dzo dobra, rozu­miem też, cze­mu G. się nie podobała.

Jest tam wie­le cie­ka­wych (i praw­dzi­wych) spo­strze­żeń doty­czą­cych rze­czy­wi­sto­ści. Przy oka­zji napi­sa­nych z humorem.

O kry­ty­ce literackiej

Jak­że zazdro­ści­łem owym lite­ra­tom wysu­bli­mo­wa­nym już w koleb­ce i widać pre­de­sty­no­wa­nych do wyż­szo­ści, któ­rych Dusza funk­cjo­no­wa­ła nie­ustan­nie wzwyż, jak­by szy­dłem łech­ta­na w sam tyłek.

Uwiel­biam taką ironię.

O języ­ku łacińskim

Nie może być nic logicz­niej­sze­go niż język, w któ­rym wszyst­ko, co nie­lo­gicz­ne, jest wyjąt­kiem. Us, us, us (…) – cóż to za czyn­nik rozwoju!”

O arty­ście i odbior­cy sztuki

Zni­ko­ma część świa­ta, szczu­płe gro­no spe­cja­li­stów i este­tów, świa­tek nie więk­szy od małe­go pal­ca, któ­ry w cało­ści mógł­by zmie­ścić się w jed­nej kawiar­ni, wciąż tam mię­dzy sobą się ura­bia wyci­ska­jąc coraz bar­dziej wyra­fi­no­wa­ne postu­la­ty. Lecz, co gorzej, gusta te nie są wła­ści­wie gusta­mi — nie, wasza kon­struk­cja sma­ku­je im tyl­ko w czę­ści, w dużo więk­szej czę­ści sma­ku­je im wła­sne znaw­stwo w przed­mio­cie kon­struk­cji. Po toż zatem twór­ca usi­łu­je wyka­zać zdol­ność kon­struk­cyj­ną, aby znaw­ca wyka­zać mógł swo­je znaw­stwo w tym przed­mio­cie? Cicho, cyt, miste­rium, oto pięć­dzie­się­cio­let­ni twór­ca two­rzy klę­cząc przed ołta­rzem sztu­ki z myślą o arcy­dzie­le, har­mo­nii, pre­cy­zji, pięk­nie, duchu i prze­zwy­cię­że­niu, oto znaw­ca zna się pogłę­bia­jąc two­rzy­wo twór­cy w pogłę­bio­nym stu­dium, po czym dzie­ło idzie w świat do czy­tel­ni­ka, — i to, co zosta­ło poczę­te z męką cał­ko­wi­tą i zupeł­ną, przy­ję­te zosta­je nad wyraz cząst­ko­wo, pomię­dzy tele­fo­nem i kotle­tem. Tu pisarz duszą, ser­cem, sztu­ką, tru­dem, męką kar­mi — a tu czy­tel­nik wca­le nie chce, a jeśli i zechce, to od nie­chce­nia, tak sobie, póki nie ode­zwie się tele­fon. Drob­ne realia życio­we was gubią. Jeste­ście jak czło­wiek, któ­ry wyzwał smo­ka do wal­ki, lecz któ­re­go mały poko­jo­wy pie­sek zapę­dzi w kozi róg.”

O arty­stach

Ale gdy­by ktoś zro­bił mi taki zarzut: że ta cząst­ko­wa kon­cep­cja nie sta­no­wi, Bogiem a praw­dą, żad­nej kon­cep­cji, a tyl­ko bzdu­rę, kpi­nę, nabie­ra­nie gości, i że ja, zamiast pod­da­wać się suro­wym pra­wi­dłom i kano­nom sztu­ki, pró­bu­ję wykpić się im ową kpi­ną — odpo­wie­dział­bym, że tak, że wła­śnie, że takie, a nie inne są moje zamia­ry. I — na Boga — nie waham się przy­znać — ja pra­gnę uchy­lić się tyleż waszej Sztu­ce, pano­wie, któ­rej nie mogę znieść, ile wam samym… ponie­waż i was nie mogę znieść z waszy­mi kon­cep­cja­mi, z waszą arty­stycz­ną posta­wą i z całym waszym świat­kiem artystycznym.”

O odbio­rze sztuki

Tak więc, gdy na estra­dzie pia­ni­sta bęb­ni Szo­pe­na, mówi­cie, że czar Szo­pe­now­skiej muzy­ki w kon­ge­nial­nej inter­pre­ta­cji genial­ne­go pia­ni­sty ocza­ro­wał słu­cha­czy. Lecz, być może, w rze­czy­wi­sto­ści żaden ze słu­cha­czy nie został ocza­ro­wa­ny. Nie jest wyklu­czo­ne, że gdy­by im nie było wia­do­me, że Szo­pen jest wiel­kim geniu­szem, a pia­ni­sta — rów­nież, z mniej­szym wysłu­cha­li­by żarem tej muzy­ki. Jest moż­li­we rów­nież, że jeśli każ­dy z nich, bla­dy z entu­zja­zmu, bije bra­wo, krzy­czy i się mio­ta, nale­ży przy­pi­sać to temu, iż inni tak­że mio­ta­ją się krzy­cząc, albo­wiem każ­dy z nich myśli, że inni dozna­ją strasz­li­wej roz­ko­szy, nad­ziem­skie­go wzru­sze­nia, wobec cze­go i jego wzru­sze­nie zaczy­na rosnąć na cudzych droż­dżach; i w ten spo­sób łatwo może się wyda­rzyć, że choć nikt na sali nie został bez­po­śred­nio zachwy­co­ny, wszy­scy prze­ja­wia­ją ozna­ki zachwy­tu — ponie­waż każ­dy przy­sto­so­wu­je się do swych sąsia­dów. I dopie­ro gdy wszy­scy w kupie pod­nie­cą się mię­dzy sobą nale­ży­cie, dopie­ro wów­czas, mówię, te ozna­ki wywo­łu­ją w nich wzru­sze­nie — musi­my bowiem przy­sto­so­wy­wać się do naszych oznak.”

O sztu­ce dobrej i złej

O, nie, ten pisarz, o któ­rym mówię, nie będzie odda­wał się pisa­niu dla­te­go, że uwa­ża się za doj­rza­łe­go, lecz wła­śnie ponie­waż zna swą nie­doj­rza­łość i wie, że nie posiadł for­my i że jest tym, kto się wspi­na, ale nie wylazł jesz­cze, i tym, kto się robi, ale jesz­cze się nie zro­bił. I jeśli przy­tra­fi mu się napi­sa­nie dzie­ła nie­udol­ne­go i nie­mą­dre­go, powie: — Dosko­na­le! Napi­sa­łem głu­pio, lecz nie zawie­ra­łem z nikim kon­trak­tu na dosta­wę samych dzieł mądrych, dosko­na­łych. Dałem wyraz mej głu­po­cie i cie­szę się z tego, bowiem nie­chęć i suro­wość ludz­ka, jaką pobu­dzi­łem prze­ciw sobie, kształ­tu­je mnie i ura­bia, stwa­rza jak gdy­by na nowo, i oto jestem jesz­cze raz na nowo uro­dzo­ny. — Z cze­go widać, że wieszcz o zdro­wej filo­zo­fii tak moc­no jest utwier­dzo­ny w sobie, iż nawet głu­po­ta i nie­doj­rza­łość go nie prze­stra­sza­ją ani mogą mu zaszko­dzić — z pod­nie­sio­nym czo­łem może on się wyra­żać i obja­wiać w swo­jej indo­len­cji, pod­czas gdy wy nic pra­wie nie jeste­ście już w sta­nie wyra­zić, ponie­waż strach wam głos odbiera.”

O korzy­ściach wyni­ka­ją­cych z korzy­sta­nia z toalety

Zanim weszła do łazien­ki, zbo­czy­ła na chwi­lę z pod­nie­sio­nym czo­łem do clo­set water i znik­nę­ła tam kul­tu­ral­nie, mądrze, świa­do­mie i inte­li­gent­nie, jak kobie­ta, któ­ra wie, iż nie nale­ży wsty­dzić się funk­cji natu­ral­nej. Wyszła stam­tąd dum­niej­sza niż weszła, jak­by – pokrze­pio­na, roz­ja­śnio­na i uczło­wie­czo­na, wyszła jak gdy­by ze świą­ty­ni grec­kiej! A wów­czas poją­łem, że wcho­dzi­ła prze­cież tak­że jak­by do świą­ty­ni. Z tej świą­ty­ni czer­pa­ły moc nowo­cze­sne inży­nie­ro­we i mece­na­so­we! Codzien­nie wycho­dzi­ła z tego miej­sca coraz lep­sza, coraz bar­dziej kul­tu­ral­na dzier­żąc wyso­ko sztan­dar postę­pu i stąd bra­ła się inte­li­gen­cja oraz natu­ral­ność, któ­ry­mi znę­ca­ła się nade mną.”

O męczar­ni formy

Lecz któ­raż jest męczar­nia głów­na i fun­da­men­tal­na? Gdzie jest pra­mę­cza­mia księ­gi? Gdzie­żeś, pra­mat­ko mąk? Im dłu­żej wni­kam, badam i prze­tra­wiam, tym wyraź­niej widzę, iż wła­ści­wie głów­ną, zasad­ni­czą męką jest, jak mi się zda­je, po pro­stu męka złej for­my, złe­go exterieur’u, czy­li ina­czej mówiąc męczar­nia fra­ze­su, gry­ma­su, miny, gęby – tak, oto jest źró­dło, kry­ni­ca, zaczą­tek i stąd har­mo­nij­nie wypły­wa­ją wszyst­kie bez wyjąt­ku pozo­sta­łe cier­pie­nia, sza­ły i udręki.”

I to tyle – na razie. War­to przeczytać.

Fer­dy­dur­ke” zosta­ło w kali­skim teatrze zaadap­to­wa­ne jako musi­cal. Spek­takl był rewe­la­cyj­ny, byłem na nim 2 razy. Szko­da, że odby­ły się chy­ba tyl­ko 2 czy 3 przed­sta­wie­nia. Jeśli będzie jesz­cze raz, to pew­nie też pójdę.

W inter­ne­cie moż­na zoba­czyć trzy fragmenty:



Nie umie­ści­łem cyta­tów z książ­ki w jed­nym arty­ku­le z matu­rą, bo Gom­bro­wicz by się w gro­bie przewracał.

Już po maturze z matmy

We wto­rek mia­łem wąt­pli­wą przy­jem­ność napi­sać matu­rę z mate­ma­ty­ki – pierw­szą od ponad 20 lat. Była to dopie­ro pró­ba, a i tak budzi już wie­le kon­tro­wer­sji – począw­szy od samej idei tej matu­ry. Prze­cież, jeże­li kogoś zmu­sza się do napi­sa­nia matu­ry z jakie­goś przed­mio­tu, to to nie spra­wi, że wszy­scy go nagle pokochają.

Opi­nie na temat tego, co było, raczej nie są przy­chyl­ne. Wśród uczniów są dwie:

  1. Była bez­na­dziej­na; trud­na etc”
  2. Do prze­ży­cia”.

Ja oso­bi­ście podzie­lam tę dru­gą opi­nię, bo zada­nia zamknię­te były pro­ste (choć w kil­ku zada­niach myśla­łem, że jest błąd w arku­szu – na szczę­ście były to tyl­ko błę­dy w moim myśle­niu), a te otwar­te były do prze­ży­cia. Pierw­sze 4 były pro­ste, ale trud­niej­sze też były. (Sam mia­łem chy­ba z 3 pro­blem, choć potem, gdy je roz­wią­za­łem, oka­za­ło się, że były proste).

Nauczy­cie­le mówią, że:

  1. za dużo funk­cji kwa­dra­to­wej (a prze­cież jest tyle innych rzeczy)
  2. głu­pia punk­ta­cja (było zada­nie, któ­re tu było za 2 punk­ty, choć – gdy pisa­li­śmy egza­min pilo­ta­żo­wy rok temu – było chy­ba za 4 czy 5 punk­tów, a inne – prost­sze – było za 4 punkty)
  3. (coś jesz­cze było; jak mi się przy­po­mni, to dopiszę).

Do tego jesz­cze róż­no­ra­cy „wiel­ce sza­now­ni pro­fe­so­ro­wie”, „magni­fi­cen­cje” i „auto­ry­te­ty” bia­do­lą, że niski poziom. No cóż – sami tego chcie­li… Tu moż­na zoba­czyć arkusz.

A za 3 tygo­dnie cze­ka mnie pierw­sza prób­na „praw­dzi­wa” matu­ra – ten mutant ope­ro­nu – zupeł­nie zazwy­czaj nie­ade­kwat­ny do tego, co będzie w maju. Ale na to pona­rze­kam kie­dy indziej.

O tym, gdzie nas ma CKE

Oprócz masy dziw­nych pomy­słów zwią­za­nych z matu­rą i stu­dia­mi, jest jesz­cze inna spra­wa. Ja sobie zda­wa­łem zda­wa­łem z tego spra­wę od daw­na, ale dzi­siaj zwró­ci­ła na to uwa­gę „Gaze­ta Wybor­cza”. Cho­dzi o ilość egza­mi­nów. Ja doli­czy­łem się, że w pierw­szym tygo­dniu zda­ję ich 6, a to nie koniec. Pol­ski x2 + 1 (pod­sta­wa i roz­sze­rze­nie, ust­ny); angiel­ski: 2×2 (pisem­ny i ust­ny, pod­sta­wa i roz­sze­rze­nie) + mat­ma + histo­ria + WOS. Czy­li razem 10. Wspo­mnę jesz­cze, że z pol­skie­go i angiel­skie­go będę pisał po 2 egza­mi­ny jed­ne­go dnia.  CKE pogratulować.

Ale ich to nie obchodzi:

CKE zde­cy­do­wa­ła się zmie­ścić 29 ter­mi­nów w 15 dni, czy­li i tak wydłu­ży­ła sesję o 1 dzień w porów­na­niu z 2009 r. Ceną za to roz­wią­za­nie jest nara­że­nie pew­nej (nie­da­ją­cej się w tej chwi­li prze­wi­dzieć) licz­by mło­dzie­ży na trud dwóch egza­mi­nów w cią­gu jed­ne­go dnia i pew­nej licz­by nauczy­cie­li na pra­cę w sobo­tę. [całość]

Wydłu­żą sesję o 1 dzień? Ależ oni łaskawi.

Znowu o reformach

Chcąc-nie chcąc, nie da się unik­nąć tema­ty­ki szkol­nej. Ani na blo­gu, ani nigdzie indziej, ani tym bar­dziej w week­end. W week­end? Tak bo wie­le cza­su poświę­cam wte­dy na naukę. Robię zada­nia z mat­my. I krew mnie zalew.

Deba­ta, czy matu­ra z mat­my jak przed­mio­tu obo­wiąz­ko­we­go powin­na być, czy nie – jest bez sen­su. A to z tego pro­ste­go powo­du, że armia mate­ma­ty­ków, fizy­ków, che­mi­ków, „eks­per­tów” z MEN, naj­róż­niej­szych kon­fe­de­ra­cji itp. itd oraz wszy­scy ci, któ­rzy w szko­le nie mie­li z mat­mą pro­ble­mów powie­dzą, że – „tak tak, tak tak – to bar­dzo dobrze”. A ci, dla któ­rych ostat­nia lek­cja mate­ma­ty­ki była naj­cu­dow­niej­szym dniem w życiu – powie­dzą coś zupeł­nie odwrotnego.

A ja powiem jesz­cze co inne­go. Jeśli cho­dzi o mat­mę, to nie jestem wiel­ką gwiaz­dą w tej dzie­dzi­nie, ale jedy­nek też nie mam. Jed­nak teraz, gdy przy­go­to­wu­ję się do matu­ry, czas, któ­ry mógł­bym spę­dzić na czymś przy­jem­niej­szym, czy dla mnie – z punk­tu widze­nia przy­szłych kie­run­ków stu­diów waż­niej­szym – spę­dzam na wał­ko­wa­niu testów z mat­my. Np. w cią­gu ostat­nich kil­ku dni w ogó­le nie uczy­łem się histo­rii (choć zda­ję ją na pozio­mie roz­sze­rzo­nym), z to codzien­nie roz­wią­zy­wa­łem testy z mat­my. Pogra­tu­lo­wać twór­com refor­my. Apo­tem się będą dzi­wić, że nie tyl­ko matu­ra z mat­my poszła fatal­nie ale i z innych przed­mio­tów również.

Dru­ga spra­wa. Mi nic do tego, bo jesz­cze jestem w liceum. Ale cią­gle powra­ca spra­wa pomy­słu jaśnie oświe­co­nej mini­ster B. Kudryc­kiej, by tyl­ko jeden kie­ru­nek stu­dio­wać za dar­mo. Nie pla­nu­ję stu­dio­wać dwóch kie­run­ków (a już na 100% nie jed­no­cze­śnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświe­co­na niech z łaski swo­jej zauwa­ży, że stu­dent nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczy­zny, ni dla kró­la czy pre­zy­den­ta, ani dla niczy­ich ambi­cji – tyl­ko dla sie­bie. Ona odpo­wia­da – dla naj­lep­szych dru­gi też będzie za dar­mo. – Ależ zby­tek łaski! To, czy ktoś chce stu­dio­wać fizy­kę, czy mat­mę, czy polo­ni­sty­kę, czy może filo­lo­gię wiet­nam­sko-taj­ską, czy malar­stwo, jest spra­wą tyl­ko i wyłącz­nie same­go zainteresowanego.

Na pomy­sły refor­ma­to­rów edu­ka­cji po pro­stu ręce opadają.

A teraz coś przy­jem­niej­sze­go. Na stro­nie nie­za­wod­ne­go New York Time­sa moż­na zna­leźć cie­ka­we zdję­cia i arty­kuł opo­wia­da­ją­ce o tym, jak Afga­ni­stan wyglą­dał przed rewo­lu­cją reli­gij­ną. Było to wte­dy świet­nie roz­wi­ja­ją­ce się pań­stwo i gdy­by nie „wybit­ne” pomy­sły fana­ty­ków reli­gij­nych – był­by to pew­nie teraz azja­tyc­ki tygrys. Z resz­tą podob­nie było w Iranie.

Arty­kuł: http://www.nytimes.com/2009/10/18/weekinreview/18bumiller.html?_r=1&hp i zdję­cia: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/10/17/archive‑7/

Odpowiedź

Moż­na by powie­dzieć, że marze­nia się speł­nia­ją, albo­wiem ktoś na tę moją stro­nę cza­sem zaglą­da. Wyni­ka to z pro­wa­dzo­nych sta­ty­styk, ale tak­że z tego, że ktoś do mnie napi­sał. Zamiesz­czam odpowiedź.

Cześć!
Szko­da, że nie zosta­wi­łaś żad­nych namia­rów do siebie 🙂
Pew­nie tro­chę na tym blo­gu nakrę­ci­łem, jed­nak osta­tecz­nie infor­mu­ję, że nie cho­dzę na kore­pe­ty­cję z WOSu, ponie­waż nasza nauczy­ciel­ka sama nam orga­ni­zu­je powtó­rze­nia. Cie­szę się, że do mnie napi­sa­łaś. Jeśli możesz, ode­zwij się i tym razem wpisz np. e‑maila; gg nie używam.
Pozdrawiam


W całej Pol­sce teraz zamie­cie, zawie­je, śnieg do pasa. A w Kali­szu oczy­wi­ście nic 🙂

Co najmniej już jesień

Ostat­nio pisa­łem, że „już pra­wie jesień”, a teraz odpo­wied­niej­sze było­by „już pra­wie zima”. W Kali­szu nie jest źle, ale na wscho­dzie to nor­mal­nie solar­ki i płu­gi po uli­cach jeź­dzi­ły. W nie­dzie­lę rze­czy­wi­ście poje­cha­łem na poszu­ki­wa­nie jesieni.

IMG_0938.jpg
W nie­dzie­lę było bar­dzo ładnie

Ale ten siel­ski obra­zek jest tro­chę nieaktualny.

Dzi­siaj jest Dzień Nauczy­cie­la, więc mam wol­ne. Ale obo­wiąz­ki szkol­ne wol­ne­go nigdy nie mają…


Już właściwie jesień

Rok szkol­ny roz­po­czął się na dobre. Jest to dla mnie też rok matu­ral­ny. Ale po co się nad tym rozwodzić…

Wresz­cie zaczy­na się Jesień – zde­cy­do­wa­nie naj­ład­niej­sza pora roku. Myślę, że w week­end będę miał wystar­cza­ją­co dużo cza­su, by zro­bić jej parę zdjęć. Po kil­ku dniach bar­dzo desz­czo­wych teraz zro­bi­ło się cie­pło i ład­nie – choć na tym mi aku­rat nie zale­ży. Dla mnie naj­waż­niej­sze są kolo­ry. W tym roku prze­ży­łem jesień dwa razy: w Hamm i w Kaliszu.

Dzi­siaj nie posze­dłem do szko­ły, bo dziś wiel­ki dzień. A przy­naj­mniej dość waż­ny dla mojej szko­ły pod­sta­wo­wej (SP nr 15 w Kali­szu im. Sza­rych Sze­re­gów). Po 50 latach ocze­ki­wa­nia szko­ła docze­ka­ła się obiek­tów spor­to­wych z praw­dzi­we­go zda­rze­nia, na któ­rych uro­czy­stym otwar­ciu występuję.

Na koniec jesz­cze sło­wo matu­ral­ne: zaczą­łem już przy­go­to­wa­nia. Z mat­my, histo­rii, WłOSu…

Jeśli cho­dzi o kom­pu­te­ro­wy kanał, to przy­zwy­cza­iłem się już do czyst­ki na dys­ku (i nie­na­tu­ral­nej pręd­ko­ści kom­pu­te­ra). W sumie sprzęt został już przy­wró­co­ny do życia.

Ale kanał

(1) Ale kanał. Zepsuł mi się kom­pu­ter, padł sys­tem; zgi­nę­ły wszyst­kie pli­ki, łącz­nie z moim stro­na­mi inter­ne­to­wy­mi; 7 000 zdjęć i masą pli­ków muzycz­nych. Nie­któ­re doku­men­ty były na pły­tach, ale i tak to tro­chę zaj­mie, nim przy­wró­cę kom­pu­ter do życia…

(2) Zaczy­na­ją się przy­go­to­wa­nia do matu­ry: dzi­siaj pierw­szy raz byłem na dodat­ko­wych zaję­ciach z historii…

Po powrocie z wymiany

(1) Ponad tydzień temu wró­ci­łem z Hamm. A wła­ści­wie, to nie tyl­ko w Hamm, ale tak­że z Heer­gu­go­wa­ard. Byłem na wymia­nie szkol­nej; oba te mia­sta są part­ne­ra­mi Kalisza.

Na głównym placu w Soest
Na głów­nym pla­cu w Soest

Hamm, to uro­cze mia­sto w zachod­nich Niem­czech (Nad­re­nia Pół­noc­na-West­fa­lia). Pod wzglę­dem wiel­ko­ści jest siód­me w Niem­czech; choć wca­le na takie nie wyglą­da: jest bar­dzo zie­lo­ne nie tyl­ko za spra­wą licz­nych par­ków, ale tak­że dzię­ki temu, że czę­sto by prze­je­chać z jed­ne­go stad­te­il (coś, jak dziel­ni­ca (albo raczej wio­ska słu­żeb­na 🙂 )) to dru­gie­go, trze­ba minąć pola, lasy, łąki. Jego cen­trum sta­no­wi ład­ny plac, na któ­rym stoi kościół św. Paw­ła (pro­te­stanc­ki).

Mia­sto jest świet­nym miej­scem dla rowe­rzy­stów: są w nim licz­ne ścież­ki rowe­ro­we. Czę­sto jest tak, że nawet jest oddziel­na sygna­li­za­cja świetl­na dla rowe­rów. Trze­ba się jed­nak pil­no­wać, bo ozna­cza to nie tyl­ko wygo­dy, ale tak­że poli­cjan­ci („żaby”) na rowe­rach ści­ga­ją­ce nie­uważ­nych. Jeż­dże­nie w miej­scach ozna­ko­wa­nych „tyl­ko dla pie­szych” nie przej­dzie. Na szczę­ście bez pro­ble­mu moż­na zna­leźć par­king dla rowerów.

Będąc w Hamm odwie­dzi­li­śmy nie­da­le­ko poło­żo­ne Soest – nie­wiel­kie, pocho­dzą­ce ze śre­dnio­wie­cza mia­stecz­ko. W prze­ci­wień­stwie do Hamm (zbu­rzo­ne­go w cza­sie woj­ny), tam jest peł­no zabytków.

Z cie­ka­wo­stek dodam, że Hamm było daw­niej mia­stem typo­wo prze­my­sło­wym (leży w Zagłę­biu Ruh­ry). Dziś zosta­ła tyl­ko jed­na kopal­nia, resz­ta popa­da w ruinę. Jest tam wie­le osób z pol­ski­mi nazwi­ska­mi – są to potom­ko­wie Pola­ków, któ­rzy przy­by­li tam, aby zna­leźć pra­cę w prze­my­śle ok. 200 lat temu.

Jed­ną z głów­nych atrak­cji w mie­ście jest Maxi­mi­lian­park. Pod­cho­dzi­li­śmy do tego z rezer­wą: widzie­li­śmy bowiem zdję­cia wiel­kie­go budyn­ku ufor­mo­wa­ne­go na kształt sło­nia. Niem­cy chwa­li­li się, że to naj­więk­szy słoń świa­ta; dla nas był przede wszyst­kim naj­brzyd­szy. Stwier­dzi­li­śmy, że park, to chy­ba jakaś wiel­ka kasza­na: na począt­ku bar­dziej wyglą­da jak ogród bota­nicz­ny. Jed­nak, gdy poszli­śmy dalej, oka­za­ło się, że są tam nie­sa­mo­wi­te pla­ce zabaw, na któ­rych doro­sły (lub pra­wie doro­sły) czło­wiek może dostać mał­pie­go rozumu.

Hamm war­to odwiedzić.

Z naszą wyciecz­ką po 4 dniach w Niem­czech, poje­cha­li­śmy do Holan­dii, do Heer­hu­go­wa­ard, któ­re tak­że jest mia­stem part­ner­skim Kali­sza. To jest znacz­nie mniej­sze mia­sto – ok. 50 tys. miesz­kań­ców, powsta­łe na tere­nach, gdzie jesz­cze 100 lat temu była woda. W Holan­dii widzie­li­śmy oczy­wi­ście całą masę wia­tra­ków i wiel­ką sieć kanałów.

Heer­hu­go­wa­ard raczej nie ma żad­ne­go szcze­gól­ne­go uro­ku, a wszyst­kie domu są tam raczej pobu­do­wa­ne „na jed­no kopyto”.

Na miej­scu dowie­dzie­li­śmy się, że po naszym przy­jeź­dzie, przy­jeż­dża tam pre­zy­dent Kali­sza. A to w związ­ku z otwar­ciem nowej dziel­ni­cy miesz­ka­nio­wej. Jej nie­zwy­kłość pole­ga na tym, że jest ona zupeł­nie samo­wy­star­czal­na ener­ge­tycz­nie. Ceny domów, jak wyni­ka z moich obli­czeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. zło­tych – czy­li nie tak źle.

Z wyciecz­ki war­to zoba­czyć zdjęcia.


(2) Po powro­cie, musia­łem wró­cić do rze­czy­wi­sto­ści. A tu spraw­dzia­ny, kart­ków­ki i zale­gło­ści. Ale bar­dzo szyb­ko się z nimi uwi­ną­łem i teraz pra­cu­ję już w nor­mal­nym try­bie. O ile taki ist­nie­je w kla­sie maturalnej.

(3) Dzi­siaj wypeł­ni­łem dekla­ra­cję matu­ral­ną. A tam takie cuda: pol­ski na pozio­mie pod­sta­wo­wym i roz­sze­rzo­nym (+ pre­zen­ta­cja), mat­ma na wia­do­mym pozio­mie, volens nolens histo­ria (nie chcem ale muszem), angiel­ski pod­sta­wo­wy i roz­sze­rzo­ny oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolej­ny poru­szać spra­wy matur, bo pisa­łem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzie­le­nie pozio­mów na pol­skim to idio­tyzm etc. etc. W sumie w maju cze­ka mnie 9 egza­mi­nów. Zaczą­łem już cho­dzić na kor­ki z mat­my i histo­rii. (Trze­ba było zostać w Hamm…)

(4) W Niem­czech była już jesień, u nas poja­wia się bar­dzo leni­wie – a prze­cież to naj­pięk­niej­sza pora roku! Dzi­siaj poja­dę tro­chę jej poszukać…

(5) Nie wiem, czy to zbieg oko­licz­no­ści, czy też może ktoś to prze­czy­tał, ale gdy byłem ostat­nio w biblio­te­ce, to czy­tel­nia była otwarta.

PS. Prze­pra­szam, że dłu­go nie pisa­łem, ale jakoś nie mia­łem do tego melodii.

Już jesień

Moim zda­niem pogo­da robi się coraz ład­niej­sza i w ogó­le świat robi się coraz pięk­niej­szy. Oczy­wi­ście więk­szość osób tego zda­nia nie podzie­la, ale ja naj­bar­dziej ze wszyst­kich pór roku lubię jesień. Wró­ci­łem wła­śnie z wyciecz­ki rowe­ro­wej – to dopie­ro począ­tek wrze­śnia, więc nie ma za bar­dzo na co patrzeć. Ale już moż­na gdzie­nie­gdzie doj­rzeć bar­dzo ład­ne żół­te i poma­rań­czo­we list­ki. Z resz­tą drze­wa nawet zimą – gdy są zupeł­nie „na gola­sa” to i tak są bar­dzo ładne.


To zdjęcie zrobiłem nieopodal miejsca, gdzie mieszkam
To zdję­cie zro­bi­łem nie­opo­dal miej­sca, gdzie miesz­kam • Zobacz więcej

Jed­nak wrze­sień, któ­ry nad­szedł to nie­tyl­ko począ­tek jesie­ni, ale tak­że szko­ły. My zaczy­na­my bar­dzo powo­li: zupeł­nie jak w wier­szu „Loko­mo­ty­wa”. Ale za to jak póź­niej będzie­my pędzić! I to bez hamulców!

Na razie jedzie­my na wymia­nę do Nie­miec – to już za mniej niż tydzień, w czwar­tek. Odwie­dzi­my tak­że Holandię.


Wyświetl więk­szą mapę

1. i 2. września

Dzi­siaj jakoś prze­ży­łem pierw­szy dzień lek­cji w kla­sie matu­ral­nej. W sumie żad­na rewe­la­cja, bo był on dość nud­ny. Oży­wi­ła go pierw­sza lek­cja nowe­go przed­mio­tu – Wie­dzy o Kulturze.

Dosta­li­śmy nowy plan, któ­ry zmie­ni się pew­nie jesz­cze z dzie­sięć razy. W sumie trud­no oce­nić, czy plan jest „dobry”, czy „zły” – jest kil­ka tyl­ko rze­czy, jak np. o któ­rej się wycho­dzi ze szko­ły w pią­tek. Ja mam szczę­ście, bo w ogó­le naj­póź­niej wycho­dzę o 15.10, a w pią­tek o 13.25 – to dużo lepiej, niż rok temu, gdy w pią­tek sie­dzia­łem do 16.30. Z „pere­łek” nale­ży tyl­ko zazna­czyć, że jutro (tj. w czwar­tek) mam 7 godzin, idę na 7.00 i zaczy­nam wuefem.

W ostat­niej kla­sie nie mam już fizy­ki, che­mii, czy bio­lo­gii – mam za to 6 godzin pol­skie­go, 4 histo­rii, 4 mat­my, 2 WOSu. Jak mawia pewien ojciec będą­cy dyrek­to­rem pew­nej roz­gło­śni: Alle­lu­ja i do przodu!

70. rocznica

Od paru dni – czy ktoś tego chce, czy nie – każ­dy musi słu­chać o bez prze­rwy oma­wia­nej 70. rocz­ni­cy wybu­chu II woj­ny świa­to­wej. 1 wrze­śnia na Wester­plat­te w Gdań­sku spo­tka­ło się kil­ku­na­stu przed­sta­wi­cie­li róż­nych państw z Kaczyń­skim, D. Tuskiem, Ange­lą Mer­kel i Puti­nem na cze­le. Tak oce­nia­no to w Pol­sce: http://passent.blog.polityka.pl/?p=603, a tak za gra­ni­cą: http://www.nytimes.com/2009/09/02/world/europe/02russia.html?emc=tnt&tntemail1=y. Ja oso­bi­ście byłem cie­ka­wy prze­mó­wie­nia A. Mer­kel, któ­re­go jed­nak nie sły­sza­łem. Przy Kaczyń­skim zarzą­dzo­no wyłą­cze­nie telewizorni.