Dzisiaj z braku czegokolwiek lepszego do roboty znowu poszedłem zrobić kilka zdjęć, tym razem jednak w inną stronę. Temperatura się podniosła, po mrozie nie ma śladu, może jedynie w postaci błota i kałuż. Zdjęcia mają mdłe barwy, są prześwietlone, barwy są nieostre. Na komputerze aż ręka świerzbi, żeby je trochę poprawić; w końcu to bardzo łatwe. Sęk w tym, że tak świat wygląda teraz naprawdę.PS. Ten blog powstał już sześć lat temu, w styczniu 2009 roku.
Parę dni temu w „Dużym formacie” ukazał się reportaż opowiadający o tym, jak się żyje bez łazienki. Dla kogoś, kto mieszka w mieście, jest właściwie niewyobrażalne, ale jednak okazuje się, że rodzin pozbawionych takiego osiągnięcia XX wieku jest całkiem sporo, nie tylko na wsi.
Pod artykułem znajduje się kartodiogram wyraźnie wskazujący, że granice zacofania pokrywają się z granicami zaborów. Chodzi właściwie wyłącznie o zabór rosyjski. Kalisz znajduje się na terenie byłego zaboru rosyjskiego (choć bardzo na zachodzie), więc postanowiłem sprawdzić, jak to u nas wygląda. Sięgnąłem więc po dane GUSu.
Zestawienie danych dotyczących % gospodarstw domowych wyposażonych w łazienki na przestrzeni lat w regionach (dane GUS)
Prawdę mówiąc, dane mnie zaskoczyły. Wynika z nich, że obecnie w Kaliszu 94,2% mieszkań ma łazienki; jest to mniej niż przeciętnie w Poznaniu, Wielkopolsce i w Polsce (w miastach i na wsi!). Możemy sobie poprawić samopoczucie patrząc na dane dotyczące lubelskich wsi, ale to raczej marne pocieszenie.
Sprawdźmy zatem, jak jest w innych obszarach.
Wyposażenie w % gospodarstw domowych w 2013 roku (dane GUS).
Tutaj Wielkopolska w teoretycznie przoduje, ale różnice są minimalne.
Zbliża się babie lato, które jest wyjątkowo sympatyczne. Poranki są zimne i mgliste, ale wciąż jest doskonała pogoda do jazdy na rowerze. Tak jak wczoraj (25 km) czy dzisiaj (30 km).
W drodze do Kościelnej WsiKościelna WieśPrzy tamieW Chełmcach – późne latoKomentarz nie jest potrzebny
Każdy odwiedzający centrum Kalisza, choćby mimochodem, dowie się, że właśnie „obchodzona” jest setna rocznica zburzenia Kalisza, które miało miejsce w 1914 roku, na początku I wojny światowej. W całym śródmieściu wiszą olbrzymie plakaty pokazujące dane miejsce po zburzeniu (dobry pomysł). Pamiętam, jak chyba w 2004 roku była podobna akcja, ale wtedy nie było wielkich plakatów, tylko coś subtelniejszego.
Tegoroczna „celebracja” obchodzona jest pod hasłem „Kalisz feniks.…” czy coś takiego. Strasznie mnie to denerwuje, ale mniejsza z tym. Smutna refleksja jest taka, że jak się patrzy na obecny stan kaliskiej starówki, to dochodzi się do wniosku, że może nasi przodkowie popełnili błąd odbudowując Kalisz. Może należało wszystko zostawić (jak w Kostrzynie nad Odrą). Główne ulice w centrum Kalisza to obraz nędzy i rozpaczy; gołym okiem widać pogłębiającą się degrengoladę niegdyś wspaniałych miejsc. Przykro patrzeć, że Kalisz zamienia się w prowincjonalne miasteczko, zawłaszczone przez centra handlowe. Widać to jak na dłoni po wymierającym na głównych ulicach handlu.
O wszechobecnej kaliskiej brzydocie można by pisać i pisać. Ten problem został zauważony przez kaliszan, ale trudno cokolwiek zrobić – póki co nikt nie zdobył się choćby na to, by w jakiś sposób zatrzymać zalewające miasto reklamy.
Dostawczaki parkują jak chcąRemont ratusza.Obrzydliwe, zaniedbane, prowincjonalne okna wystawowe, w teoretycznie „najbardziej reprezentatywnym miejscu w centrum miasta”. Dawniej był tu dosyć elegancki zakład fotograficzny.Kolejne tandetne szyldyNasz piękny Rynek. W tle widać „Pomnik Niczego”Brak słówKaliski bruk w doskonały stanie
Zima w tym roku zupełnie nam nie wyszła. Pogoda jest wstrętna, rzecz by można – odrażająca. Zimą powinna być zima. Co najwyżej zero stopni, wiatr, niebo zasnute ciężkimi, szarymi chmurami. Zamiast tego mamy to ohydne słońce, które świeci nieustannie. Do oficjalnego rozpoczęcia wiosny jeszcze dobrych kilka tygodni, a tymczasem wiosnę, to my mamy już od dwóch, czy trzech tygodni. Co za bezczelność. A potem temperatura spadnie do kilku stopni i wszyscy będą stękać, że zimno.
Z tego wszystkiego muszę dodać stare zdjęcie, sprzed roku, żeby chociaż trochę nas zmroziło.
Już trzy miesiące roku akademickiego mam za sobą, bo właśnie nadchodzą Święta Bożego Narodzenia. Potem tylko styczeń (niepełny) i znowu przerwa, ale mniej sympatyczna, bo upływająca pod znakiem egzaminów. Mija czwarty rok moich studiów i zaczynam się martwić moją pracą magisterską, choć „dopiero, co je zacząłem”.
Zima jest zupełnie nieśnieżna i pogoda jest taka, jaką chcielibyśmy mieć na Wielkanoc. Ale przecież „białe święta” w tym roku już były 🙂
Mógłbym tu oczywiście napisać o całej masie różnych smutnych i złych rzeczy, o których można przeczytać w gazetach i w internecie, i byłby to mój komentarz do tych wydarzeń, ale po co sobie tym głowę zaprzątać. Lepiej myśleć o serniku.
Wczoraj wróciłem do domu z dwutygodniowej mojej bytności w Poznaniu. Niebo już jest zachmurzone, nie ma słońca, drzewa pozbawione są liści, w nocy zdarza się mróz, czasem coś kapie z nieba, powietrze jest jednak suche. Czyli zbliża się zima.
Na zdjęciach powyżej: Poznań, Ostrów Tumski. Jednak jest pięknie.
Przede mną jeszcze trzy tygodnie zajęć na uniwersytecie, nim wrócę na przerwę bożonarodzeniową. Niestety już jutro musimy rejestrować się na egzaminy, i to nawet na te, które będziemy zdawać dopiero w czerwcu.
Moje plany wakacyjne nie są jeszcze sprecyzowane, choć mija już któryś tydzień wakacji. Do tej pory nie miałem nawet za bardzo czasu by o tym myśleć, bo odbywałem (z własnej woli) praktyki. Ponieważ te już się skończyły, będę miał jeszcze więcej czasu na jeżdżenie na rowerze 😀