Tatry – część trzecia: Dolina Roztoki

To było w sobo­tę, 3 paź­dzier­ni­ka. Chy­ba naj­ład­niej­szy dzień od koń­ca lata.

Z same­go rana poje­cha­łem do Pale­ni­cy Biał­czań­skiej. Praw­dę mówiąc, tego się nie spo­dzie­wa­łem; tzn. takie­go tłu­mu. Gigan­tycz­ny par­king przy wej­ściu na dro­gę do Mor­skie­go Oka był już cały zaję­ty (a była 9 rano!). Ja łudzi­łem się, że w paź­dzier­ni­ku nie będzie już tylu tury­stów. Ale się przeliczyłem.

Podob­nie, sądzi­łem naiw­nie, że na dro­dze do Doli­ny Pię­ciu Sta­wów, sto­sun­ko­wo trud­nej i wyczer­pu­ją­cej, na szla­ku dosyć wyma­ga­ją­cym, będzie raczej pusto. A gdzie tam! Idzie się nie­mal­że w procesji.

Przy­kro mi to mówić, cho­ciaż tury­ści gene­ral­nie nie wcho­dzą sobie wza­jem­nie w dro­gę, a nawet zdra­dza­ją wzglę­dem sie­bie pew­ne prze­ja­wy życz­li­wo­ści, to jed­nak naj­gor­sze ze wszyst­kie­go są „zor­ga­ni­zo­wa­ne” wyciecz­ki rodzin­ne, prze­ga­nia­ją­ce sied­mio­lat­ki po skałach.

Są też takie wido­ki, jak na obraz­ku. Na nim, prze­wod­ni­czą­cy wyciecz­ki rodzin­nej, wpy­cha dzie­cia­ka do nosi­deł­ka, coby noworodek

Facet próbuje dzieciaka wepchnąć do nosidełka, pomimo jego wyraźnych sprzeciwów
Facet pró­bu­je dzie­cia­ka wepchnąć do nosi­deł­ka, pomi­mo jego wyraź­nych sprzeciwów

mógł zoba­czyć Doli­nę Pię­ciu Sta­wów. Nie prze­szka­dza­ją mu ryki dziec­ka, ani to, że na dwo­rze było 0ºC.

Nie­ste­ty, ale takie obraz­ki, a przede wszyst­kim te rodzin­ny hor­dy, prze­ży­wa­ją­ce zbio­ro­we unie­sie­nia w górach, przy­po­mi­na­ją mi Brid­get Jones na obie­dzie u „miesz­czań­skich mał­żeństw”. Rodzi­ce ode­rwa­li się na chwi­lę od kom­pu­te­rów, by zabrać dzie­ciar­nię do Zako­pa­ne­go. Męczą sie­bie, dzie­ci i innych tury­stów. Nie mówiąc o tym, że te dzie­cia­ki w koń­cu muszą siu­siu (oby tyl­ko), więc w krza­ki. Pomi­mo tego, że w Par­ku Naro­do­wym jest to suro­wo zabro­nio­ne. Tak samo zresz­tą, jak pale­nie papie­ro­sów, co nie prze­szka­dza „tury­stom” podzi­wiać Wodo­grz­mo­ty Mic­kie­wi­cza z fają w gębie.

Jak już jeste­śmy przy Wodo­grz­mo­tach. Dro­ga do Mor­skie­go Oka jest mono­ton­na i dosyć wyczer­pu­ją­ca mimo tego, że idzie się po asfal­cie. W jed­ną stro­nę idzie się ok. 2 godzin. Przy Wodo­grz­mo­tach skrę­ca się do Doli­ny Roz­to­ki, któ­ra jest nie­sa­mo­wi­ta. Na począt­ku widać nie­wie­le. Z cza­sem jed­nak wycho­dzi się z lasu i już wia­do­mo, dla­cze­go jest to fak­tycz­nie doli­na. Wido­ki są niesamowite.

Na koń­cu – Doli­na Pię­ciu Sta­wów, choć w zasa­dzie jest to dopie­ro poło­wa wycieczki.

Ja tego dnia sze­dłem wła­ści­wie nie­ustan­nie od 9 rano do ok. 17, z drob­ny­mi kil­ku­mi­nu­to­wy­mi przy­stan­ka­mi. Począt­ko­wo mia­łem nadzie­ję, że coś gdzieś zjem. Jed­nak w schro­ni­sku w Doli­nie Pię­ciu Sta­wów nie byłem jesz­cze głod­ny, nato­miast w schro­ni­sku przy Mor­skim Oku tłum był taki, że nie chcia­ło mi się cze­kać w kolej­ce. Poza tym, byłem na tyle zmę­czo­ny, że nie chcia­ło mi się na to Mor­skie Oko nawet patrzeć, ani robić zdjęć.

Nie­bie­ski szlak łączą­cy Doli­nę Pię­ciu Sta­wów i Mor­skie Oko jest bar­dzo wyma­ga­ją­cy (przy­naj­mniej dla mnie). Naj­pierw idzie się ostro w górę, a potem ostro w dół. Scho­dze­nie nie jest wca­le łatwiejsze.