Skrzypek z Berlina i Strauss

Wczo­raj byłem na feno­me­nal­nym kon­cer­cie w Fil­har­mo­nii Kali­skiej. Był to chy­ba naj­lep­szy, na jakim dotąd byłem.

Guy BRAUNSTEIN – skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygent

w pro­gra­mie:
P. Czaj­kow­ski – Kon­cert skrzyp­co­wy D‑dur op. 35
R. Strauss – Dyl Sowi­zdrzał op. 28

Zarów­no kon­cert Czaj­kow­skie­go (Czaj­kow­ski, jak zwy­kle wspa­nia­ły), jak i „Dyl Sowi­zdrzał” nie­sa­mo­wi­cie wci­ska­ły w fote­le. Gra­tu­la­cje dla Filharmoników!


Po kon­cer­cie

I po Olimpiadzie

Od piąt­ko­we­go wie­czo­ru do nie­dziel­ne­go połu­dnia byłem w Toru­niu na XVII Olim­pia­dzie Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka. Byłem tam z jesz­cze trze­ma repre­zen­tan­ta­mi z Wiel­ko­pol­ski. Nie­ste­ty lau­re­atem nie zosta­łem. Ale co z tego, sko­ro matu­rę z WOSu i tak mam na 100%!

Poza tym, sta­rów­ka w Toru­niu jest nie­za­prze­czal­nie wspaniała.

Rynek Sta­ro­miej­ski wieczorem



Filmy, książki i koncert

Mam tro­chę do napi­sa­nia, ale zupeł­nie nie wiem, od cze­go zacząć. Z resz­tą chy­ba i tak nie napi­szę o tym wszyst­kim, o czym bym chciał – bo zapo­mnę; tym bar­dziej, że daw­no nic nie pisałem.

Zacznę od tego, że byłem dzi­siaj na dru­gim eta­pie okrę­go­wym Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka (pododb­nie, jak rok temu) i zają­łem… pierw­sze miej­sce!!! Jestem dzię­ki temu zwol­nio­ny z matu­ry z WOSu. Ale nie czas teraz na czcze gada­nie, albo­wiem o wie­lu rze­czach powi­nie­nem napi­sać. Zapu­ści­łem bloga!

Afisz „Tem­pla­riu­szy”

(1) W cią­gu ostat­nie­go cza­su mia­łem oka­zję zoba­czyć w kinie dwa fil­my. Pierw­szy z nich, to „Tem­pla­riu­sze”. Dziw­ne jest to, że choć pre­mie­ra była w 2007, to w kinie obraz poja­wił się dopie­ro teraz. Mówi się, że to chy­ba naj­droż­szy film euro­pej­ski (ostat­nio [?]). Jak widać cena nie zawsze wią­że się z jako­ścią. „Tem­pla­riu­sze” opo­wia­da­ją o… tem­pla­riu­szach, a kon­kret­nie o jed­nym uwi­kła­nym w splą­ta­nym jak „Moda na suk­ces” roman­sie peł­nym sta­rych waśni, krwa­wych poje­dyn­ków etc. etc. Oczy­wi­ście głów­ny boha­ter z jed­nej stro­ny jest mni­chem-wojow­nie­kiem, a z dru­giej wszyst­ko, co robi, robi dla swej uko­cha­nej. Głów­ną zale­tą fil­mu jest to, że zosta­ły  w nim odda­ne dość wia­ry­god­nie realia śre­dnio­wie­cza z okre­su kru­cjat, w szcze­gól­no­ści Skan­dy­na­wii, któ­ra – jak wia­do­mo – ma urze­ka­ją­cy wpływ na widzów z bar­dziej połu­dnio­wej czę­ści Euro­py. Choć nie wiem, czy słusznie.

Film moż­na zoba­czyć, choć chy­ba raczej tyl­ko raz.

Ale w pią­tek (czy­li przed­wczo­raj) byłem na czymś znacz­nie lep­szym, gdzie już sam tytuł jest raczej gwa­ran­cją kin­ma­to­gra­fii z wyso­kiej pół­ki (oczy­wi­ście dla kogoś, kto takie coś lubi – nie dla mal­kon­ten­tów!). Ten film, to „Ali­cja  w Kra­inie Cza­rów”. Na pew­no nie jest to film dla dzie­ci. Jest pogod­ny z nut­ką gory­czy, w sumie dla każ­de­go. Na szczę­ście nie ma w nim jakiś głu­pich smrod­ków dydak­tycz­nych, jak np. w „Epo­ce lodowcowej”.

„Ali­cja w Kra­inie Czarów”

Do tego fil­mu nie mam zastrze­żeń. Choć aku­rat Zwa­rio­wa­ny Kape­lusz­nik nie był w nim naj­cie­kaw­szą postacią.

(2) Ale nie samy­mi fil­ma­mi się żyje. Żyje się też kon­cer­ta­mi, a ja na cał­kiem cie­ka­wym byłem 2 – 3 tygo­dnie temu w Fil­har­mo­nii Kali­skiej. Przy oka­zji mia­łem oka­zję zoba­czyć nową aulę.

Mar­ta LELEK, skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygent

w pro­gra­mie: 
Witold Luto­sław­ski – Uwer­tu­ra smyczkowa
Andrzej Panuf­nik – Kon­cert skrzypcowy
Samu­el Bar­ber – Ada­gio na smyczki
Samu­el Bar­ber – Kon­cert skrzypcowy

Kon­cert uda­ny, jedy­nie to coś tego Panuf­ni­ka nud­ne było jak fla­ki z olejem.

(3) Teraz coś o książ­kach. Ostat­nio prze­czy­ta­łem „Trans-Atlan­tyk”. Wiem, już dla­cze­go Gier­tych tego nie tra­wił – po pro­stu czy­ta­jąc tę książ­kę trze­ba umieć podejść do pew­nych spraw z dystan­sem, trze­ba też lubić iro­nię. Nie ma nic lep­sze­go niż dobra iro­nia! Gom­bro­wicz w swej powie­ści skry­ty­ko­wał Polo­nię miesz­ka­ją­cą gdzieś za Oce­anem, któ­ra noga­mi jest w Pol­sce, a gło­wą gdzieś na dru­gim koń­cu świa­ta. Ale prze­cież dzi­siaj sytu­acja jest iden­tycz­na! Nie mówię o tych, co wyje­cha­li rok czy dwa lata temu do Irlan­dii, tyl­ko raczej o tych, co wyemi­gro­wa­li 40 lat temu. Praw­da jest taka, że nie mają zie­lo­ne­go poję­cia o tym, co dzie­je się w kra­ju; tym łatwiej­szą są pożyw­ką dla impe­rium pew­ne­go ojca z mia­sta zna­ne­go z pierników.

Moja poprzed­nia polo­nist­ka była w Sta­nach, gdzie spo­tka­ła Pola­ków, któ­rzy miesz­ka­li tam od wie­lu lat. Ode­rwa­nie od tego, co dzie­je się ze oce­anem widocz­ne było tak­że w języ­ku, jakim się posłu­gi­wa­li: tzn. sto­so­wa­li zwro­ty, któ­re dzi­siaj uwa­ża się za przy­naj­mniej staroświeckie.

A teraz zaczą­łem czy­tać „Mada­me” Anto­nie­go Libe­ry; spodo­ba­ło mi się już po pierw­szej stro­nie, a nie­wie­le jest takich książek.

(4) Pogo­da ostat­ni­mi cza­sy jest bar­dzo zmien­na. Już zano­si­ło się na wio­snę, już od 4 rano pta­chol­ce wydzie­ra­ły dzio­by, kie­dy zno­wu prze­szło i zmro­zi­ło. Efek­tem sro­giej zimy są tak­że powo­dzie rot­zo­po­we, któ­re widać tak­że w Piwo­ni­cach, gdzie miesz­kam. Było to nawet poka­za­ne w TVN24.

Powódź w Piwo­ni­cach. Zala­ne boisko.

To Pro­sna tak wylała.

Powódź w Piw­no­cach to spraw­ka Prosny

(5) Wypa­da­ło­by napi­sać coś jesz­cze o szko­le, ale czy war­to sobie tym gło­wę zawra­cać?… Jest tak, jak było…

Ostatni dzień roku

W nie­unik­nio­ny spo­sób koń­czy się rok. Ale to natu­ral­na kolej rze­czy i w sumie nie powin­no być w tym nicze­go nad­zwy­czaj­ne­go. Prze­cież już jutro nowy!

Koniec roku, to okres wsze­la­kiej maści pod­su­mo­wań. Tro­chę to nud­ne i głu­pie, w szcze­gól­no­ści w wyko­na­niu tele­wi­zyj­nych pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych. Tym­cza­sem New York Times poszedł jesz­cze dalej i zabrał się za pod­su­mo­wa­nie deka­dy. Jak dla mnie, to chy­ba jest to tro­chę na wyrost. O ile wiem, to deka­da koń­czy się za rok… W każ­dym razie, na stro­nie http://www.nytimes.com/interactive/world/2009-decade.html moż­na znalźć kolek­cję zdjęć zro­bio­nych przez czy­tel­ni­ków gazety.

Park w śniegu

Jak już jestem w takim syl­we­stro­wo-koń­co­wo­rocz­nym nastro­ju, to mogę też coś napi­sać o samym blo­gu. Nie wiem, czy kto­kol­wiek to czy­ta, czy nie jest to przy­pad­kiem tyl­ko nud­ny wytwór mojej wyobraź­ni, ale ist­nie­je już od roku (pod­czas, gdy sama stro­na ist­nie­je od sierp­nia 2006). Rów­no 1 stycz­nia 2009 zaczą­łem na nim zamiesz­czać posty.

Zima w parku

A teraz infor­ma­cje pogo­do­we. Od dwóch dni pada śnieg: naresz­cie; wszyst­ko jest bia­łe. Szko­da tyl­ko, że KLA wraz z Zarzą­dem Dróg Miej­skich w Kali­szu prze­ży­wa­ło swo­je kolej­ne poraż­ki. Na dro­gach nie widać śla­du odśnie­ża­nia (poza tym, co zosta­ło roz­jeż­dżo­ne przez samo­cho­dy). Przez to auto­bu­sy mają pro­blem z rusze­niem z miej­sca, w szcze­gól­no­ści pod górkę.


Atak zimy. Nareszcie

W nie­dzie­lę mie­li­śmy iść z rodzi­ną na kon­cert do fil­har­mo­nii, ale oka­za­ło się, że wszyst­kie bile­ty zosta­ły wyprze­da­ne. Szko­da. A jeśli cho­dzi o Syl­we­stra, to spę­dzę go w domu na oglą­da­niu fil­mów. Obym wytrwał do północy 🙂

A teraz z innej becz­ki. Na stro­nie NYT zna­la­złem cie­ka­we zdję­cia róż­nych futrza­stych zwie­rza­ków. War­to to zoba­czyć: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/12/31/behind-26/.

Teatr w śniegu


Znowu o reformach

Chcąc-nie chcąc, nie da się unik­nąć tema­ty­ki szkol­nej. Ani na blo­gu, ani nigdzie indziej, ani tym bar­dziej w week­end. W week­end? Tak bo wie­le cza­su poświę­cam wte­dy na naukę. Robię zada­nia z mat­my. I krew mnie zalew.

Deba­ta, czy matu­ra z mat­my jak przed­mio­tu obo­wiąz­ko­we­go powin­na być, czy nie – jest bez sen­su. A to z tego pro­ste­go powo­du, że armia mate­ma­ty­ków, fizy­ków, che­mi­ków, „eks­per­tów” z MEN, naj­róż­niej­szych kon­fe­de­ra­cji itp. itd oraz wszy­scy ci, któ­rzy w szko­le nie mie­li z mat­mą pro­ble­mów powie­dzą, że – „tak tak, tak tak – to bar­dzo dobrze”. A ci, dla któ­rych ostat­nia lek­cja mate­ma­ty­ki była naj­cu­dow­niej­szym dniem w życiu – powie­dzą coś zupeł­nie odwrotnego.

A ja powiem jesz­cze co inne­go. Jeśli cho­dzi o mat­mę, to nie jestem wiel­ką gwiaz­dą w tej dzie­dzi­nie, ale jedy­nek też nie mam. Jed­nak teraz, gdy przy­go­to­wu­ję się do matu­ry, czas, któ­ry mógł­bym spę­dzić na czymś przy­jem­niej­szym, czy dla mnie – z punk­tu widze­nia przy­szłych kie­run­ków stu­diów waż­niej­szym – spę­dzam na wał­ko­wa­niu testów z mat­my. Np. w cią­gu ostat­nich kil­ku dni w ogó­le nie uczy­łem się histo­rii (choć zda­ję ją na pozio­mie roz­sze­rzo­nym), z to codzien­nie roz­wią­zy­wa­łem testy z mat­my. Pogra­tu­lo­wać twór­com refor­my. Apo­tem się będą dzi­wić, że nie tyl­ko matu­ra z mat­my poszła fatal­nie ale i z innych przed­mio­tów również.

Dru­ga spra­wa. Mi nic do tego, bo jesz­cze jestem w liceum. Ale cią­gle powra­ca spra­wa pomy­słu jaśnie oświe­co­nej mini­ster B. Kudryc­kiej, by tyl­ko jeden kie­ru­nek stu­dio­wać za dar­mo. Nie pla­nu­ję stu­dio­wać dwóch kie­run­ków (a już na 100% nie jed­no­cze­śnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświe­co­na niech z łaski swo­jej zauwa­ży, że stu­dent nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczy­zny, ni dla kró­la czy pre­zy­den­ta, ani dla niczy­ich ambi­cji – tyl­ko dla sie­bie. Ona odpo­wia­da – dla naj­lep­szych dru­gi też będzie za dar­mo. – Ależ zby­tek łaski! To, czy ktoś chce stu­dio­wać fizy­kę, czy mat­mę, czy polo­ni­sty­kę, czy może filo­lo­gię wiet­nam­sko-taj­ską, czy malar­stwo, jest spra­wą tyl­ko i wyłącz­nie same­go zainteresowanego.

Na pomy­sły refor­ma­to­rów edu­ka­cji po pro­stu ręce opadają.

A teraz coś przy­jem­niej­sze­go. Na stro­nie nie­za­wod­ne­go New York Time­sa moż­na zna­leźć cie­ka­we zdję­cia i arty­kuł opo­wia­da­ją­ce o tym, jak Afga­ni­stan wyglą­dał przed rewo­lu­cją reli­gij­ną. Było to wte­dy świet­nie roz­wi­ja­ją­ce się pań­stwo i gdy­by nie „wybit­ne” pomy­sły fana­ty­ków reli­gij­nych – był­by to pew­nie teraz azja­tyc­ki tygrys. Z resz­tą podob­nie było w Iranie.

Arty­kuł: http://www.nytimes.com/2009/10/18/weekinreview/18bumiller.html?_r=1&hp i zdję­cia: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/10/17/archive‑7/

Po powrocie z wymiany

(1) Ponad tydzień temu wró­ci­łem z Hamm. A wła­ści­wie, to nie tyl­ko w Hamm, ale tak­że z Heer­gu­go­wa­ard. Byłem na wymia­nie szkol­nej; oba te mia­sta są part­ne­ra­mi Kalisza.

Na głównym placu w Soest
Na głów­nym pla­cu w Soest

Hamm, to uro­cze mia­sto w zachod­nich Niem­czech (Nad­re­nia Pół­noc­na-West­fa­lia). Pod wzglę­dem wiel­ko­ści jest siód­me w Niem­czech; choć wca­le na takie nie wyglą­da: jest bar­dzo zie­lo­ne nie tyl­ko za spra­wą licz­nych par­ków, ale tak­że dzię­ki temu, że czę­sto by prze­je­chać z jed­ne­go stad­te­il (coś, jak dziel­ni­ca (albo raczej wio­ska słu­żeb­na 🙂 )) to dru­gie­go, trze­ba minąć pola, lasy, łąki. Jego cen­trum sta­no­wi ład­ny plac, na któ­rym stoi kościół św. Paw­ła (pro­te­stanc­ki).

Mia­sto jest świet­nym miej­scem dla rowe­rzy­stów: są w nim licz­ne ścież­ki rowe­ro­we. Czę­sto jest tak, że nawet jest oddziel­na sygna­li­za­cja świetl­na dla rowe­rów. Trze­ba się jed­nak pil­no­wać, bo ozna­cza to nie tyl­ko wygo­dy, ale tak­że poli­cjan­ci („żaby”) na rowe­rach ści­ga­ją­ce nie­uważ­nych. Jeż­dże­nie w miej­scach ozna­ko­wa­nych „tyl­ko dla pie­szych” nie przej­dzie. Na szczę­ście bez pro­ble­mu moż­na zna­leźć par­king dla rowerów.

Będąc w Hamm odwie­dzi­li­śmy nie­da­le­ko poło­żo­ne Soest – nie­wiel­kie, pocho­dzą­ce ze śre­dnio­wie­cza mia­stecz­ko. W prze­ci­wień­stwie do Hamm (zbu­rzo­ne­go w cza­sie woj­ny), tam jest peł­no zabytków.

Z cie­ka­wo­stek dodam, że Hamm było daw­niej mia­stem typo­wo prze­my­sło­wym (leży w Zagłę­biu Ruh­ry). Dziś zosta­ła tyl­ko jed­na kopal­nia, resz­ta popa­da w ruinę. Jest tam wie­le osób z pol­ski­mi nazwi­ska­mi – są to potom­ko­wie Pola­ków, któ­rzy przy­by­li tam, aby zna­leźć pra­cę w prze­my­śle ok. 200 lat temu.

Jed­ną z głów­nych atrak­cji w mie­ście jest Maxi­mi­lian­park. Pod­cho­dzi­li­śmy do tego z rezer­wą: widzie­li­śmy bowiem zdję­cia wiel­kie­go budyn­ku ufor­mo­wa­ne­go na kształt sło­nia. Niem­cy chwa­li­li się, że to naj­więk­szy słoń świa­ta; dla nas był przede wszyst­kim naj­brzyd­szy. Stwier­dzi­li­śmy, że park, to chy­ba jakaś wiel­ka kasza­na: na począt­ku bar­dziej wyglą­da jak ogród bota­nicz­ny. Jed­nak, gdy poszli­śmy dalej, oka­za­ło się, że są tam nie­sa­mo­wi­te pla­ce zabaw, na któ­rych doro­sły (lub pra­wie doro­sły) czło­wiek może dostać mał­pie­go rozumu.

Hamm war­to odwiedzić.

Z naszą wyciecz­ką po 4 dniach w Niem­czech, poje­cha­li­śmy do Holan­dii, do Heer­hu­go­wa­ard, któ­re tak­że jest mia­stem part­ner­skim Kali­sza. To jest znacz­nie mniej­sze mia­sto – ok. 50 tys. miesz­kań­ców, powsta­łe na tere­nach, gdzie jesz­cze 100 lat temu była woda. W Holan­dii widzie­li­śmy oczy­wi­ście całą masę wia­tra­ków i wiel­ką sieć kanałów.

Heer­hu­go­wa­ard raczej nie ma żad­ne­go szcze­gól­ne­go uro­ku, a wszyst­kie domu są tam raczej pobu­do­wa­ne „na jed­no kopyto”.

Na miej­scu dowie­dzie­li­śmy się, że po naszym przy­jeź­dzie, przy­jeż­dża tam pre­zy­dent Kali­sza. A to w związ­ku z otwar­ciem nowej dziel­ni­cy miesz­ka­nio­wej. Jej nie­zwy­kłość pole­ga na tym, że jest ona zupeł­nie samo­wy­star­czal­na ener­ge­tycz­nie. Ceny domów, jak wyni­ka z moich obli­czeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. zło­tych – czy­li nie tak źle.

Z wyciecz­ki war­to zoba­czyć zdjęcia.


(2) Po powro­cie, musia­łem wró­cić do rze­czy­wi­sto­ści. A tu spraw­dzia­ny, kart­ków­ki i zale­gło­ści. Ale bar­dzo szyb­ko się z nimi uwi­ną­łem i teraz pra­cu­ję już w nor­mal­nym try­bie. O ile taki ist­nie­je w kla­sie maturalnej.

(3) Dzi­siaj wypeł­ni­łem dekla­ra­cję matu­ral­ną. A tam takie cuda: pol­ski na pozio­mie pod­sta­wo­wym i roz­sze­rzo­nym (+ pre­zen­ta­cja), mat­ma na wia­do­mym pozio­mie, volens nolens histo­ria (nie chcem ale muszem), angiel­ski pod­sta­wo­wy i roz­sze­rzo­ny oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolej­ny poru­szać spra­wy matur, bo pisa­łem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzie­le­nie pozio­mów na pol­skim to idio­tyzm etc. etc. W sumie w maju cze­ka mnie 9 egza­mi­nów. Zaczą­łem już cho­dzić na kor­ki z mat­my i histo­rii. (Trze­ba było zostać w Hamm…)

(4) W Niem­czech była już jesień, u nas poja­wia się bar­dzo leni­wie – a prze­cież to naj­pięk­niej­sza pora roku! Dzi­siaj poja­dę tro­chę jej poszukać…

(5) Nie wiem, czy to zbieg oko­licz­no­ści, czy też może ktoś to prze­czy­tał, ale gdy byłem ostat­nio w biblio­te­ce, to czy­tel­nia była otwarta.

PS. Prze­pra­szam, że dłu­go nie pisa­łem, ale jakoś nie mia­łem do tego melodii.

Za chwilę jadę!

Już jestem spa­ko­wa­ny i nie­cier­pli­wie ocze­ku­ję wyjaz­du – a to jesz­cze kil­ka godzin. Zapra­szam jesz­cze do obej­rze­nia zdjęć z wycie­czek rowe­ro­wych po oko­li­cach Kalisza.

Nad Prosną zdjecie_20090814_0396.jpg

Kościół na Dobrzecu

Kościół na Dobrzecu

Jestem tro­chę zdenerwowany…

Jak było w górach

Cóż to ja robi­łem przez ostat­nie dni?! Przede wszyst­kim trze­ba nad­mie­nić, że przez tydzień byłem w Sude­tach, gdzie naszą „bazą” był Świe­ra­dów-Zdrój. Oto odpo­wiedź, dla­cze­go nic dłu­go nie pisa­łem. Wró­ci­łem dopie­ro w pią­tek; w sobo­tę „prze­bra­łem” zdję­cia, potem umie­ści­łem je w inter­ne­cie i teraz jestem goto­wy je zapre­zen­to­wać wraz z opi­sem, któ­ry – mam nadzie­ję, nie zanu­dzi Czy­tel­ni­ka na śmierć. Mam też do napi­sa­nia o kil­ku innych spra­wach, ale po kolei.

Piątek, dzień pierwszy – 31.07

Wyje­cha­łem z moją cio­cią sko­ro świt o 7 rano. Pomknę­li­śmy naszym rączym ruma­kiem na połu­dnie, ale dro­gą tro­chę okręż­ną, bo chcie­li­śmy jesz­cze coś zoba­czyć po drodze.

Tak więc naszym pierw­szym przy­stan­kiem był Namy­słów – ład­ne, nie­wiel­kie mia­stecz­ko, w któ­rym zaba­wi­li­śmy z 20 minut potrzeb­nych na obej­rze­nie tego, co było w pro­mie­niu 150 metrów.

Namy­słów (niem. Namslau) – mia­sto w woj. opol­skim, w powie­cie namy­słow­skim, poło­żo­ne nad Wida­wą. Mia­sto jest poło­żo­ne w gra­ni­cach Dol­ne­go Ślą­ska. Sie­dzi­ba gmi­ny miej­sko-wiej­skiej Namy­słów. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do sta­re­go woj. opol­skie­go. Pra­wa miej­skie uzy­ska­no ok. 1249 roku. »

Oczy­wi­ście zro­bi­łem tam parę zdjęć:

Namysłów

Brama w Namysłowie

zdjecie_20090731_9700.jpg

Następ­ny przy­sta­nek zro­bi­li­śmy sobie w Brze­gu – tam już kie­dyś byłem.

Brzeg (niem.: Brieg) – mia­sto i gmi­na miej­ska nad Odrą, sie­dzi­ba powia­tu w woje­wódz­twie opol­skim. Powiat histo­rycz­nie przy­na­le­ży do Dol­ne­go Ślą­ska, jed­nak­że w aktu­al­nym podzia­le admi­ni­stra­cyj­nym zawar­ty jest w woj. opol­skim. »

Latem mia­sto wyglą­da jesz­cze lepiej. Powierz­chow­nie prze­szli­śmy się przez sta­rów­kę; uda­li­śmy pro­sto do Zam­ku. Tam tro­chę pocze­ka­li­śmy (bo było jesz­cze przed 10) i weszli­śmy do zam­ku. Tam zdjęć nie robi­li­śmy. God­ny uwa­gi jest szcze­gól­nie zbiór śre­dnio­wiecz­nej sztu­ki śląskiej.

Brzeg - ratusz

Wnętrze kościoła zdjecie_20090731_9724.jpg

Po Brze­gu przy­szedł czas na Świd­ni­cę – musie­li­śmy tro­chę pobłą­dzić, nim tam tra­fi­li­śmy. Naszym celem była Świą­ty­nia Poko­ju – kościół ewan­ge­lic­ki w cało­ści wyko­na­ny z drew­na (mur pru­ski) bez ani jed­ne­go gwoź­dzia. Rów­nież już tam kie­dyś byłem. Nie weszli­śmy do środ­ka, bo oka­za­ło się, że trwa­ją tam przy­go­to­wa­nia do Festi­wa­lu Bachowskiego.

Świd­ni­ca (czes. Svíd­ni­ce, niem. Schwe­id­nitz) – mia­sto i gmi­na w woje­wódz­twie dol­no­ślą­skim, w powie­cie świd­nic­kim. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do woje­wódz­twa wał­brzy­skie­go. Mia­sto leży u pod­nó­ża Sude­tów, na Rów­ni­nie Świd­nic­kiej, nad rze­ką Bystrzy­cą. Od 2004 r. sie­dzi­ba die­ce­zji świd­nic­kiej. Świd­ni­ca jest jed­nym z więk­szych i waż­niej­szych miast na Dol­nym Ślą­sku. Liczą­ce 60 tysię­cy miesz­kań­ców mia­sto zosta­ło zało­żo­ne już w 990 roku, jed­nak pra­wa miej­skie otrzy­ma­ło przed 1267 rokiem. Nie­gdyś sto­li­ca Księ­stwa świd­nic­ko-jawor­skie­go, waż­ny ośro­dek kul­tu­ry i rze­mio­sła. Po II woj­nie świa­to­wej znacz­nie roz­bu­do­wa­na w wyni­ku roz­wo­ju prze­my­słu. W latach 1945 – 1990 pręż­ny ośro­dek prze­my­sło­wy z dobrze roz­wi­nię­tym prze­my­słem maszy­no­wym, środ­ków trans­por­tu, elek­tro­tech­nicz­nym, skó­rza­nym, spo­żyw­czym, radio­wym, apa­ra­tu­ry pre­cy­zyj­nej, włó­kien­ni­czym oraz odlew­ni­czym. Obec­nie ośro­dek prze­my­sło­wy (roz­wi­nię­ty prze­mysł moto­ry­za­cyj­ny, elek­tro­tech­nicz­ny, maszy­no­wy oraz spo­żyw­czy), waż­ny ośro­dek kul­tu­ral­ny, z jedy­nym w Pol­sce Muzeum Daw­ne­go Kupiec­twa oraz licz­ny­mi insty­tu­cja­mi kul­tu­ry, ośro­dek spor­tu i rekre­acji. Waż­ny węzeł dro­go­wy i kole­jo­wy. »

Świdnica - Świątynia Pokoju

zdjecie_20090731_9735.jpg zdjecie_20090731_9737.jpg

Po zwie­dze­niu Pla­cu Poko­ju, poje­cha­li­śmy do Wał­brzy­cha, gdzie znaj­du­je się zamek Książ. Na miej­scu oka­za­ło się, że zamek to tyl­ko jed­na mała sprę­żyn­ka w wiel­kim sys­te­mie biz­ne­su, jaki tam roz­krę­co­no. Zamek to oka­za­ła budow­la, ale nie dla tych, któ­rzy wolą ruiny.

Książ (niem. Für­sten­ste­in) – zamek znaj­du­ją­cy się w gra­ni­cach Wał­brzy­cha na tere­nie Ksią­żań­skie­go Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go. Jest jed­nym z ele­men­tów Szla­ku Zam­ków Pia­stow­skich. Jest to trze­ci co do wiel­ko­ści zamek w Pol­sce (po zam­ku w Mal­bor­ku i Zam­ku Kró­lew­skim na Wawe­lu). Nie­wiel­ka część zespo­łu pała­co­we­go jest udo­stęp­nio­na dla zwie­dza­ją­cych, w tym znaj­du­ją­cy się w czę­ści cen­tral­nej zamek pia­stow­ski. »

Brama prowadząca do zamku

zdjecie_20090731_9767.jpg zdjecie_20090731_9771.jpg

Następ­nie uda­li­śmy się do Bol­ko­wa, gdzie jest wspa­nia­ły zamek (jak się oka­za­ło, byłem w nim nie pierw­szy raz). Budow­la rze­czy­wi­ście robi wra­ża­nie. Moż­na zaglą­dać we wsze­la­kie zaka­mar­ki, wejść na wie­żę i podzi­wiać pano­ra­mę okolicy.

Bol­ków (niem. Bol­ken­ha­in) – mia­sto w woj. dol­no­ślą­skim, w powie­cie jawor­skim, sie­dzi­ba władz gmi­ny miej­sko-wiej­skiej Bol­ków, nad Nysą Sza­lo­ną (pra­wym dopły­wem Kacza­wy) w odle­gło­ści oko­ło 6 km od jej źró­dła. W latach 1975 – 1998 mia­sto admi­ni­stra­cyj­nie nale­ża­ło do woj. jele­nio­gór­skie­go. Bol­ków nale­ży do Euro­re­gio­nu Nysa. »

Stara mapa Bolkowa i okolic - zaczerpnięte z Wikipedii.
Sta­ra mapa Bol­ko­wa i oko­lic – zaczerp­nię­te z Wikipedii.
Zamek Bolków zdjecie_20090731_9796.jpg

Nagrobek

W Brze­gu poszli­śmy na obiad. Gdy zdo­by­li­śmy zamek Bol­ków, wypa­da­ło jesz­cze odwie­dzić zamek Bol­czów – któ­ry ma cha­rak­ter zgo­ła odmien­ny. Po pierw­sze, trze­ba się wspiąć na górę. Ale jesz­cze trze­ba wie­dzieć, gdzie zacząć się wspi­nać! Ale war­to. Z zewnątrz wyda­je się, że to tyl­ko kupa kamie­ni – i to nie­zbyt wiel­ka. Gdy się jed­nak prze­kro­czy bra­mę, oka­zu­je się, że kom­pleks jest bar­dzo duży i zde­cy­do­wa­nie wart tego, by chwi­lę poska­kać po jego murach. Inna zale­ta to taka, że wła­ści­wie niko­go tam nie ma.

Zamek Bolczów

Droga do zamku Bolczów

zdjecie_20090731_9835.jpg

Dzień pierw­szy miał się ku koń­co­wi, więc skie­ro­wa­li­śmy się do Szklar­skiej Porę­by, a dalej do Świe­ra­do­wa. I tak się skoń­czył dzień pierwszy.

Sobota, dzień drugi – 1.08

Tego dnia wypa­da­ło tro­chę poznać Świe­ra­dów, w któ­rym byłem pierw­szy raz. Jest to ład­ne, uro­kli­we mia­stecz­ko, w któ­rym śred­nia wie­ku w sezo­nie waha się w gra­ni­cach 65 – 80 lat. Oprócz Pola­ków kuru­ją­cych się w sana­to­riach, jest tam rów­nież bar­dzo wie­lu Niem­ców i Czechów.

Aku­rat miał miej­sce wyścig rowerowy.

Świeradów-Zdrój - wyścig kolarski

Dom Zdrojowy

Hala Spacerowa w Domu Zdrojowym

Cen­trum Świe­ra­do­wa sta­no­wi uli­ca Zdro­jo­wa wraz z Domem Zdro­jo­wym (obraz­ki środ­ko­wy i pra­wy). W środ­ku jest hala spa­ce­ro­wa, pocz­ta i tym podob­ne. Jest tam tak­że pijal­nia wody o wie­lu wła­ści­wo­ściach. Jed­ną z wła­ści­wo­ści jest moż­li­wość spę­dze­nia wie­lu chwil na toa­le­cie (chy­ba spe­cjal­nie poją ludzi tą wodą, by zmniej­szyć zalud­nie­nie na uli­cach; w cza­sie gdy poło­wa miesz­kań­ców jest przy­ku­ta do sede­su, resz­ta może cie­szyć się ład­ną pogodą).

Po połu­dniu poje­cha­li­śmy do Har­ra­cho­va (to tam, gdzie Mamu­cia Skocz­nia). To nie­wiel­kie mia­stecz­ko przy gra­ni­cy, podob­ne do Kar­pa­cza czy Szklar­skiej Porę­by. Dzię­ki znaj­du­ją­cej się tam kolej­ce moż­na wje­chać na bar­dzo ład­ną górę, tro­chę sobie tam posie­dzieć, popo­dzi­wiać wido­ki i wró­cić. Ceny są tam na pew­no niż­sze niż w Polsce.

Harrachov (tam gdzie Mamucia Skocznia)

Wjazd na górę

zdjecie_20090801_9928.jpg

Niedziela, dzień trzeci – 2.08

Na nie­dzie­lę zapla­no­wa­li­śmy cało­dnio­wą wyciecz­kę do Czech. Jej głów­nym celem był Zamek Tro­sky, któ­ry ma dwie cha­rak­te­ry­stycz­ne wie­że – „Babę” i „Pan­nę”, co podob­no było inspi­ra­cją dla Tol­kie­na. Zamek znaj­du­je się koło Roven­ska pod Tro­ska­mi. Mie­li­śmy też oka­zję zoba­czyć insce­ni­za­cję histo­rycz­ną (coś takie­go, jak u nas na Zawodziu).

Zamek Trosky

Podobno od tych dwóch wież wzięły się "Dwie Wieże" Tolkiena

Pierwszy raz widziałem takie ptacholce na smyczy

Ale zamek Tro­sky był dopie­ro począt­kiem naszej wypra­wy. Następ­nie uda­li­śmy się do Jiczy­na – „ojczy­zny” Rum­caj­sa. Mia­sto ma pięk­ną sta­rów­kę, ale ze wzglę­zu na upał nie przy­glą­da­li­śmy się jej za bar­dzo. W muzaum posta­ci z baj­ki też byli­śmy (nic ciekawego).

W Jicinie (miasto Rumcajsa)


zdjecie_20090802_0003.jpg zdjecie_20090802_0009.jpg

Następ­nym punk­tem wyciecz­ki miał być powrót do domu, ale tak się zło­ży­ło, że poje­cha­li­śmy do Hru­bej Hory. Jest to coś na kształt mia­sta skal­ne­go; jest tam też zamek, ale prze­ro­bio­ny na hotel i nie moż­na wejść do środ­ka. Zamiast tego pospa­ce­ro­wa­li­śmy sobie po lasach i poska­ka­li­śmy po skałach.

Do Hrubej Hory

zdjecie_20090802_0032.jpg

zdjecie_20090802_0050.jpg

Na koń­cu odwie­dzi­li­śmy bar­dzo ład­ny zamek Vald­stajn. Potem tro­chę pobłą­dzi­li­śmy – nie uda­ło nam się zje­chać w odpo­wied­nim miej­scu z dro­gi i kawa­łek jecha­li­śmy auto­stra­dą do Pragi…

Poniedziałek, dzień czwarty – 3.08

W nie­dzie­lę były nie­spo­ty­ka­ne upa­ły, a w ponie­dzia­łek pogo­da się lek­ko zała­ma­ła. Padał deszcz, była mgła. Poje­cha­li­śmy kolej­ką gon­do­lo­wą na Stóg Izer­ski – kolej­ka jest nie­sa­mo­wi­ta; poza tym byli­śmy jedy­ny­mi pasa­że­ra­mi. Jecha­li­śmy 8 minut w wiszą­cym na linie wago­ni­ku o któ­ry walił deszcz. Gdy doje­cha­li­śmy, oka­za­ło się że pogo­da unie­moż­li­wia jaką­kol­wiek wędrów­kę, więc wró­ci­li­śmy na dół.

Ale na Dol­nym Ślą­sku nie bra­ku­je atrak­cji. W odda­lo­nej o kil­ka kilo­me­trów wsi Świe­cie znaj­du­je się kościół i ruiny zam­ku. Zoba­czy­li­śmy tak­że zamek Czo­cha – gdzie krę­co­no „Tajem­ni­cę twier­dzy szy­frów” B. Woło­szań­skie­go. W środ­ku podob­no nie ma nicze­go cie­ka­we­go, pomi­mo iż „walą” tam tłu­my. Zado­wo­li­li­śmy się zwie­dza­niem z zewnątrz. Zamek i zabu­do­wa­nia są w dosko­na­łym stanie.

zdjecie_20090803_0077.jpg zdjecie_20090803_0104.jpg zdjecie_20090803_0103.jpg
zdjecie_20090803_0125.jpg

W Zamku Czocha

Zamek Czocha


Dla zain­te­re­so­wa­nych dodam, że do Czo­cha łatwo doje­chać, bo jest to chy­ba naj­le­piej ozna­ko­wa­ny zamek w Pol­sce; dro­go­wska­zy są nawet w miej­scach odda­lo­nych o kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów od obiektu.

Po połu­dniu poszli­śmy „zdo­by­wać” góry w tro­chę lżej­szym wyda­niu: poje­cha­li­śmy zoba­czyć wodo­spad kamień­czyk. Stwier­dzam, że jest dużo lep­szy od wszyst­kich, jakie do tej pory widzia­łem – jest wyso­ki, ład­nie chlu­pie itd. Moż­na go obej­rzeć z dołu i z góry. Doj­ście do nie­go nie jest spe­cjal­nie skom­pli­ko­wa­ne, czy wyma­ga­ją­ce; wypa­da­ło­by jed­nak mieć buty choć tro­chę przy­sto­so­wa­ne do łaże­nia po górach nawet, jeśli nie są zbyt wyso­kie. Nie mogłem się więc powstrzy­mać by zro­bić zdję­cie całej rodzi­nie, któ­ra przy­wę­dro­wa­ła tam w japonkach.

Droga do wodospadu Kamieńczyk

zdjecie_20090803_0175.jpg

Idiotów nie brakuje; również i tu przychodzą ludzie w obuwiu -delikatnie mówiąc - nieodpowiednim

Wtorek, dzień piąty – 4.08

Pią­te­go dnia zaży­li­śmy tro­chę moc­niej­sze­go obco­wa­nia z natu­rą; poje­cha­li­śmy do Kar­ko­no­skie­go Par­ku Naro­do­we­go, wje­cha­li­śmy na Szre­ni­cę, a potem jesz­cze z niej zleźliśmy.

Wjazd na Szrenicę (straszne zdzierstwo!!!)

Hala Szrenicka

zdjecie_20090804_0213.jpg

Na Szre­ni­cę wjeż­dża się kolej­ką krze­seł­ko­wą – bilet kosz­tu­je chy­ba z 26 zł! Strasz­ne zdzier­stwo, a jedzie się w takim tem­pie, że moż­na zasnąć.

Po obie­dzie uda­li­śmy się do zam­ku Raj­sko, do któ­re­go bar­dzo trud­no doje­chać, ale wart jest zacho­du. Myślę, że to mój „ulu­bio­ny” zamek. Zwie­dzi­li­śmy też zamek Gryf, któ­ry choć wiel­ki – nie robi już takie­go wra­że­nia. (Powie­dzieć „zamek”, to chy­ba tro­chę za dużo; są tyl­ko ruiny)

Zamek Rajsko - trudno go znaleźć, ale to chyba najlepszy, jaki widziałem

zdjecie_20090804_0230.jpg zdjecie_20090804_0237.jpg

Zamek Gryf - bardzo okazały

zdjecie_20090804_0242.jpg zdjecie_20090804_0246.jpg

Po połu­dniu poje­cha­li­śmy do Nove­go Mesta, gdzie zro­bi­li­śmy pierw­sze „cze­skie” zaku­py. Poje­cha­li­śmy też do Hej­nic, gdzie jest świet­na knaj­pa posta­wio­na w XIX wie­ku i ma kształt becz­ki. War­to tam zaj­rzeć, bo jest miła obsłu­ga, jadło dobre, a ceny niż­sze niż w Polsce.

Środa, dzień szósty – 5.08

W śro­dę apo­geum osię­gnę­ła nasza kon­dy­cja wspi­nacz­ko­wa – poje­cha­li­śmy do Kar­pa­cza (od Świe­ra­do­wa jedzie się ok. godzi­ny), by wdra­pać się na Kopę a potem wczoł­gać się na Śnież­kę. W dro­dze na Kopę coniek­tó­rzy mie­li małe pro­ble­my… ale nie będę się nad tym roz­wo­dzić. Dro­ga jest bar­dzo ład­na i nie idzie się w „pro­ce­sji”. (Ale na koń­cu i tak wszyst­kich wyprze­dzi­łem) W poło­wie dro­gi na Kopę oka­za­ło się, że poziom kon­den­sa­cji tego dnia wystę­po­wał mniej wię­cej na wyso­ko­ści gór, więc widocz­ność była wła­ści­wie zero­wa. Gdy szli­śmy do Domu Ślą­skie­go, musie­li­śmy nań pra­wie wpaść, by go zauwa­żyć. Podob­nie na Śnież­ce byli­śmy, ale jej nie widzie­li­śmy. Na górze jest jakaś cze­ska knaj­pa, w któ­rej jest dusz­no i śmier­dzą­co, i chy­ba jakaś kapli­ca. W ogó­le, to nie wia­do­mo, czy się jest w Pol­sce czy w Cze­chach, bo napi­sy są raz po pol­sku, a raz po czesku.

zdjecie_20090805_0281.jpg

Ja

Zjazd z Kopy

Wra­ca­li­śmy z Kopy kolej­ką krze­seł­ko­wą, rów­nież bar­dzo dro­gą (choć nawet bile­tów nie spraw­dza­ją) w cał­ko­wi­tej mgle.


Tak teoretycznie wygląda Śnieżka - zdjęcie Wikipedii
Tak teo­re­tycz­nie wyglą­da Śnież­ka – zdję­cie Wikipedii

Czwartek, dzień siódmy i właściwie ostatni – 6.08

To ostat­ni dzień, w któ­rym coś robi­li­śmy (tzn. cie­ka­we­go i god­ne­go udo­ku­men­to­wa­nia). Na mapie Gór Izer­skich w oko­li­cach Świe­ra­do­wa wije się masa szla­ków tury­stycz­nych, posta­no­wi­li­śmy pójść jed­nym z nich, do miej­sca ozna­czo­ne­go na mapie jako „Kocioł”, towa­rzy­szy­ła mu ikon­ka ruiny.

"Kocioł" - tak było napisane na mapie

zdjecie_20090806_0341.jpg zdjecie_20090806_0340.jpg

Na miej­scu, pośród krza­czo­rów rze­czy­wi­ście były jakieś gru­zy cze­goś. Po połu­dniu poje­cha­li­śmy ostat­ni raz za gra­ni­cę; tam z Nowe­go Mia­sta ostat­ni raz poje­cha­li­śmy do Har­ra­cho­va, ale po bar­dzo krę­tej dro­dze. Nie­ste­ty na mapie Google jej nie ma.

Jezioro w Czechach
Jezior­ko

Następ­ne­go dnia naj­krót­szą tra­są poje­cha­li­śmy do Kalisza.

Insze inszości

Poza rze­cza­mi god­ny­mi tego, by wspo­mnieć je w tym miej­scu, robi­li­śmy jesz­cze inne rze­czy. To zna­czy cho­dzi­li­śmy spać z kura­mi, wsta­wa­li­śmy o szó­stej; czy­ta­li­śmy książ­ki i oglą­da­li­śmy tele­wi­zor­nie (mie­li­śmy 5 kana­łów, w tym jeden po nie­miec­ku i jeden bez dźwię­ku). Wszyst­kim naszym poczy­na­niom bacz­nie przy­glą­dał się kot.


To robił przez większość czasu
To robił przez więk­szość czasu

Tydzień spę­dzo­ny w górach nale­żał do udanych.

Wszyst­kie zdjęcia »

Mała wycieczka rowerowa

Tro­chę mi się dzi­siaj nudzi­ło, więc z kole­gą poje­cha­li­śmy na mały rajd rowe­ro­wy wzdłuż Pro­sny. Pozna­łem róż­ne cie­ka­we miej­sca, zaka­mar­ki o któ­rych wcze­śniej nie wie­dzia­łem. Byli­śmy też nad szal­skim zale­wem; zro­bi­łem tam kil­ka zdjęć.

Bułka z czekoladą

Zalew Szałe Jo!

Pogo­da dzi­siaj wyjąt­ko­wo dopi­su­je. A w pią­tek – do Świeradowa!

Kalisz latem

Prze­je­cha­łem się dzi­siaj do biblio­te­ki; zro­bi­łem kil­ka zdjęć.

Wał Piastowski

Złoty Róg

zdjecie_20090728_9655.jpg

Kolejne zmiany maturalne

Mini­ni­ster­stwo Edu­ka­cji Naro­do­wej – jak dono­si „Gaze­ta Wybor­cza” – poszło osta­tecz­nie po rozum do gło­wy; pani z fry­zur­ką w trój­ką­cik – Kata­rzy­na Hall (któ­ra zna­na jest mię­dzy inny­mi z poglą­du, że naj­lep­sze są szko­ły pry­wat­ne), pod­ję­ła pierw­szą dobrą decy­zję od… chy­ba począt­ku swej kaden­cji. Cho­dzi o sze­ro­ko prze­ze mnie wał­ko­wa­ną spra­wę matu­ry. Pisa­łem już o tym nie raz, zwra­ca­jąc uwa­gę na absur­dal­ny pomysł ogra­ni­cze­nia moż­li­wych zda­wa­nych przed­mio­tów na pozio­mie roz­sze­rzo­nym do trzech. Całe szczę­ście – ma się to zmienić.

2010 – trzy egza­mi­ny obo­wiąz­ko­we: język pol­ski i obcy, ale zamiast jed­ne­go przed­mio­tu do wybo­ru wcho­dzi obo­wiąz­ko­wa mate­ma­ty­ka. Wszyst­kie na pozio­mie pod­sta­wo­wym. I do sze­ściu przed­mio­tów dodat­ko­wych, na pozio­mie pod­sta­wo­wym albo rosze­rzo­nym. Źró­dło: „Gaze­ta Wyborcza”

Parę tygo­dni temu, gdy nie było jesz­cze wia­do­mo – jak matu­ra będzie wyglą­dać, napi­sa­łem do CKE list – ale odpo­wie­dzi, jak na razie, się nie docze­ka­łem. Jest tyl­ko mały zgrzyt, któ­ry może prze­szko­dzić w zmia­nie zasad matu­ral­nych (choć i tak jestem dobrej myśli). Zmie­nia­jąc po raz kolej­ny warun­ki przy­stę­po­wa­nia do matu­ry, K. Hall łamie pra­wo – bo takie zmia­ny moż­na wpro­wa­dzać naj­póź­niej na dwa lata przed ich wej­ściem w życie. Dla­te­go poprzed­nio absur­dal­ne zmia­ny uda­ło się prze­my­cić (chy­ba w sierp­niu 2008. 2010−2008=2); 2010−2009=1.

Świeradów

A teraz o czymś przy­jem­niej­szym i mniej stre­su­ją­cym. Powo­li zaczy­nam się przy­mie­rzać do wyjaz­du w góry; jadę do Świer­da­do­wa w pią­tek; wyru­sza­my o 7 rano. Zacha­czy­my jesz­cze o parę innych miejsc. To nasza przy­bli­żo­na trasa:


Wyświetl więk­szą mapę

Wojna w Iraku

War­to zoba­czyć te zdję­cia z woj­ny w Ira­ku w 1991: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/07/27/behind‑7/.