Rok temu jesienią byłem na wycieczce w Trójmieście. O ile w górach byłem nie raz, o tyle wybrzeża zupełnie nie znam. Od dawna miałem ochotę pojechać nad morze. W Trójmieście byłem wiele lat temu i to tylko przez chwilę, przejazdem, niczego właściwie nie widziałem.
Na wycieczkę pojechałem pociągiem, bo chciałem się poczuć jak w moich mniejszych i większych podróżach w czasie studiów.
Wyjazd był udany, ale i tak mam wrażenie, że wszystko widziałem tylko powierzchownie, bo nie było czasu na więcej zwiedzania. Po takim wyjeździe mam jeszcze większą ochotę znowu tam pojechać. Żałuję, że w Gdańsku byłem tylko jeden dzień. Natomiast spośród miast najbardziej podobała mi się Gdynia.
Pojechałem pociągiem na Półwysep Helski. Przyroda nad Bałtykiem zimą jest chyba jeszcze piękniejsza niż o innych porach roku. W dodatku nie jest wcale tak zimno (chociaż jest wiatr), no i powietrze jest czyste. Żałuję, że byłem tam tylko kilka godzin.
Stacja Kolejowa Hel
Zabudowania na Półwyspie Helskim
W głąb Półwyspu
Latarnia morska na Helu
Pozostałości obiektów wojskowych na Helu
„Początek Polski”
Zdjęcia z grudnia 2019 roku.
W tym roku także planowałem na przełomie listopada i grudnia pojechać do Trójmiast, miałem już nawet zarezerwowane wszystkie noclegi. Niestety epidemia sprawiła, że musiałem wszystko odwołać. Pozostało mi spędzić urlop w domu.
To już kolejna reaktywacja tej strony; jak widać, jeszcze się jakoś trzyma.
Tym razem konieczna była nawet zmiana adresu (obecny: www.silvarerum.eu – dorobiłem się własnej domeny). Strona przez blisko rok była niedostępna, ponieważ w listopadzie 2019 roku został zlikwidowany dotychczasowy dostawca hostingu (boo.pl), na którym trzymałem stronę internetową przez ponad 10 lat. Potem nie miałem czasu zająć się nowym hostingiem. W dodatku, od kilku już lat nie siedzę już w tworzeniu stron internetowych, więc nie ma co ukrywać, że wyszedłem z wprawy, a zrobienie czegokolwiek ambitniejszego przekraczało moje możliwości. Jednak po roku udało mi się wygospodarować trochę czasu, aby postawić stronę na nowo. Ku mojemu zdziwieniu, nawet mi się to udało.
Plusem nowego hostingu jest to, że ma o wiele więcej miejsca (pamięci) i teraz będę mógł wrzucać zdjęcia do oporu.
Na stronie pewnie nie będzie już żadnych dłuższych wpisów, bo nie chcę nic pisać. Wystarczająco jest dużo bzdur w internecie. Ale od czasu do czasu będę tu wrzucać zdjęcia – tego mi najbardziej brakowało. Może będę dzielił się krótkimi relacjami z wycieczek, które lubię jeszcze bardziej.
Strona cały czas jest w fazie „migracji”. Przez pewien czas mogą występować problemy techniczne. Możliwe, że stare linki nie działają. Będę pracować nad nowym wyglądem.
Byczyna i Jawor mają ze sobą sporo wspólnego. Oba miasteczka znajdują się na Śląsku: Byczyna na Opolszczyźnie, a właściwie na granicy z Wielkopolską, zaledwie kilka kilometrów od granicznej rzeki Prosny. Natomiast Jawor znajduje się w środkowej części Dolnego Śląska. Oba te miasteczka są dosyć małe. Byczyna, to właściwie wieś – ma ok. 5.000 mieszkańców. Jawor jest czterokrotnie większy, ale to wciąż małe miasteczko – ma ok. 20.000 mieszkańców.
W obu tych miasteczkach znajdują się bardzo ciekawe zabytkowe obiekty, na dodatek trochę zapomniane. Byczynę odkryłem kiedyś przypadkiem, gdy jechałem z Wielkopolski w stronę Beskidu Śląskiego. Przy drodze łączącej Kępno z Kluczborkiem znajduje się ta niepozorna miejscowość. W miasteczku znajdują się świetnie zachowane średniowieczne mury miejskie – jest to chyba zupełny unikat na skalę europejską, ponieważ nie ma wielu miast, gdzie niemal w całości zostały zachowane oryginalne mury miejskie. W Byczynie tak właśnie jest. Równie duże fragmenty zachowanych murów miejskich widziałem tylko w Tallinie. Do tego dochodzą mury zachowane oryginalne wieże. W środku znajduje się typowy średniowieczny układ urbanistyczny z Rynkiem i odchodzącymi od niego wrzecionowato ulicami.
Warte są zobaczenia także ratusz i kościół ewangelicki – jednak raczej tylko z zewnątrz. Jednak już sam układ urbanistyczny jest wart zobaczenia. W mieście dowiedziałem się także o bitwie pod Byczyną.
Byczyna – Rynek i ratusz
Byczyna – fragment murów miejskich
Byczyna – widok z wieży kościelnej
Byczyna – widok z wieży ratuszowej
Zaułki w Byczynie, w tle wieża
Byczyna – przejście przez mury miejskie
Jednak potencjał miasteczka nie jest wykorzystany. Trudno znaleźć informacje o nim gdziekolwiek, ja dowiedziałem się zupełnie przypadkowo. Poza tym, pomimo tak ciekawych walorów historycznych i urbanistycznych, miasteczko jest raczej zapuszczone.
Przypominają mi się słowa Władysława Kościelniaka z „Wędrówek po moim Kaliszu”, które brzmiały mniej więcej tak: turyści przyjeżdżają do Kalisza i na początku są zachwyceni. Jednak po 2 – 3 dniach widzą więcej i zmieniają zdanie.
Niewątpliwie to odnosi się do Byczyny, a także do Jawora, o czym za chwilę. Jednak zauroczenie mija nie po 2 – 3 dniach, ale raczej po ok. 1 godzinie. Jakkolwiek miasteczka te są bardzo ciekawe, to jednak sprawiają wrażenie zaniedbanych i nieuporządkowanych.
Jawor stał się sławny na cały świat dzięki Kościołowi Pokoju (drugi znajduje się w Świdnicy), wpisanemu na listę dziedzictwa UNESCO. Jest to ponad 300-letni drewniany kościół protestancki. Otoczony pięknym parkiem, powstałym na miejscu dawnego cmentarza.
Kościół Pokoju nie znajduje się bezpośrednio na „starówce”, co wynikało z ustaleń poczynionych w trakcie pokoju westfalskiego kończącego wojnę trzydziestoletnią. Z założenia kościół protestancki miał się znajdować poza ówczesnym miastem. Ale dzisiaj jest atrakcją i tak, ponieważ jest wspaniałym zabytkiem, świadectwem historii Śląska. Wrażenie również robi fakt, że jest w całości drewniany, a pomieścić może i tak ok. 6.000 osób.
Jawor – kościół pokoju
Jawor – kościół pokoju
Jawor – wnętrze kościoła Pokoju
Jawor – wnętrze kościoła pokoju
Jawor – kościół św. Marcina
Jawor – kościół św. Marcina
Jawor – kościół św. Marcina
Jawor – kościół św. Marcina
Ratusz w Jaworze
Jawor – ruiny zamku
Dalsza część Jawora nie robi już takiego pozytywnego wrażenia. Jaworska „starówka” podobna jest do kaliskiej, tzn. jest równie zapuszczona, chociaż jest mniejsza (samo miasto też jest o wiele mniejsze). Na Rynku znajduje się bardzo ładny ratusz, nieproporcjonalnie duży jak na tak małe miasto. Na obrzeżach starówki znajdują się także nieremontowane, sypiące się kamienice, a pomiędzy nimi śmieci i samochody. Pozytywnie na tym tle odcina się wizerunek Sądu Rejonowego.
Najgorsze wrażenie jednak sprawia zamek, a właściwie jego ruiny, gdyż jest zdewastowany a okna są zabite dyktą. Z okolic zamku rozpościera się ładny widok na okolicę, ale niestety nie mogłem obejrzeć go w pełni, ponieważ wieża widokowa akurat była zamknięta.
Tak więc i Byczynę, i Jawor, a w pewnym stopniu również Kalisz, łączy to, że są to ośrodki, które mają coś ciekawego do zaoferowania, ale nie potrafią tego wykorzystać. Do tego są zaniedbane. Niemniej jednak i Jawor, i Byczynę, warto zobaczyć.
W ciągu ostatniego czasu, za sprawą artykułu na temat Thomasa Bernharda, który ukazał się w „Polityce”, zaznajomiłem się odrobinę z twórczością tego austriackiego pisarza. Dotychczas przeczytałem dwie jego książki „Chłód” oraz „Kalkwerk”. Na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć, czy jest to literatura ciężka czy lekka. Raczej nie jest dla każdego. Książeczki same w sobie są bardzo cienkie (te, które przeczytałem do tej pory). Ale jak już się jakąś otworzy, to w środku czeka na nas dosłownie ściana tekstu. Autor nia bawi się w dialogi, w akapity, w krótkie zdania. Zdania na jedną stronę są tutaj normą. Wydawałoby się, że tego typu literatura to przepis na odstręczenie czytelnika. Okazuje się, jednak, że pomimo braku dialogów, książki da się czytać, a nawet są dosyć ciekawe. Pomimo tego, że jest to lity tekst, wiadomo o co chodzi i da się pójść za narracją. Mówiąc krótko, czytelnik nie jest zagubiony.
„Chłód” to chyba coś w rodzaju książki autobiograficznej (chociaż trudno powiedzieć, nie wiem, czy nie jest to część jakiejś większej całości, ale tylko ten jeden tom udało mi się wyrwać w bibliotece). Są to przemyślenia chłopaka zamkniętego w „sanatorium” dla chorych na gruźlicę. Ciekawy jest obraz powojennej Austrii.
Natomiast „Kalkwerk” to nazwa majątku ziemskiego, w którym żyje „Konradostwo” – książka jest o tym, jak mąć zabił swoją żonę, i dlaczego.
Kraków już mnie trochę nudzi. Niemniej jednak jest wdzięcznym obiektem do fotografowania. Latem (nawet wczesnym), gdy bardzo mocno piecze słońce, lepsze są zdjęcia czarno-białe. Wtedy można mniej się skupić na oślepiających kolorach, a bardziej na samej treści zdjęć. Zawsze bardzo lubiłem fotografie miast, ale raczej w cudzym wykonaniu. Myślę jednak, że te zdjęcia są całkiem udane.
Czasami blisko nas znajdują się różne ciekawe miejsca, trzeba tylko się ruszyć. Nie jest więc prawdą, że aby zobaczyć coś ciekawego czy interesującego, trzeba jechać gdzieś daleko lub nawet zagranicę.
Około 30 km od Kalisza znajduje się Kotłów, w którym są dwa ciekawe kościoły: kościół romański sięgający korzeniami XII wieku oraz współczesny kościół polskokatolicki. Kotłów leży bardzo blisko Mikstatu, który jest też bardzo urokliwym miasteczkiem.
Kontynuując wątek bocznych dróg, od dwóch lat na początku maja zawsze jeżdżę na łąki otaczające Barycz. Rzeka Barycz powstaje na terenie bifurkacji Baryczy, na południe od Kalisza i Ostrowa Wielkopolskiego. Spadek terenu jest tam tak niewielki, że jedne cieki wodne płyną na wschód, inne na zachód. Barycz płynie na zachód, w kierunku Odry. Jednak na tym samym terenie ma swoje źródła też rzeka Ołobok, która płynie na wschód i wpada do Prosny. Barycz przepływa przez Przygodzice; tam powstały stawy, które były na zdjęciach poprzednio. Kawałek dalej na zachód rozpościerają się łąki. Teoretycznie te tereny powinny być mocno podmokłe, ponieważ cechą charakterystyczną Baryczy jest jej niewielki spadek i bagna – które przynajmniej w teorii – powinny tę rzekę otaczać. Niestety na skutek suszy jest ich coraz mniej.
Tytuł tego wpisu to nawiązanie do książki „Hajstry” Adama Robińskiego. Muszę się przyznać, że całej nie przeczytałem, ale i tak zaimponowała mi chęć autora do samotnych wypraw przez nieraz ciekawe, nieraz monotonne, ale przede wszystkim – raczej puste – krajobrazy.
U nas też takie krajobrazy da się znaleźć, chociaż to nie takie proste. Natomiast, gdy robi się zdjęcie, to zawsze można je odpowiednio wykadrować.
Od dwóch lat jeżdżę wczesną wiosną do Przygodzic, aby oglądać stawy rybne. Są naprawdę imponujące. W tym roku prawie nie było ptaków. Może jeszcze za wcześnie? Za to śmieci wszędzie pełno.