Ważne uaktualnienia

(1) Dosta­łem się pra­wo do Pozna­nia! Czy­li tak, jak chcia­łem. W dru­gim nabo­rze, ale to nic. Nie­sa­mo­wi­te, że się uda­ło. Dzi­siaj byłem zawieść doku­men­ty do Col­le­gium Iuri­di­cum. (2) Jecha­łem pocią­giem. Gdy wra­ca­łem, prze­siad­kę mia­łem zapla­no­wa­ną w Ostro­wie Wiel­ko­pol­skim. Oba­wia­łem się, że pociąg z Pozna­nia się spóź­ni (co jest dla PKP czymś nor­mal­nym) i nie zdą­żę na ten w Ostro­wie. Gdy się o to zapy­ta­łem kon­duk­to­ra, on odpo­wie­dział, że nie wie, co w takiej sytu­acji zro­bić. Tak też się sta­ło; musia­łem wró­cić z OW auto­bu­sem, choć zapła­ci­łem za pociąg. Przez to byłem w domu godzi­nę póź­niej. (3) A tym­cza­sem za 2 tygo­dnie (nie­ca­łe) jedzie­my w Biesz­cza­dy. Moż­li­we, że spo­tka nas to samo…

(4) Poza tym, to zno­wu pra­cu­ję. Jest strasz­nie gorąco.

Absolutna prostota pokrętności Paragrafu 22. A także trochę z krajowego bagienka

Parę spraw, o któ­rych chcę wspomnieć:

Dopi­sa­ne później
(0) Pie­niac­two Kaczyń­skie­go robi się nud­ne. „Jeże­li Komo­row­ski usu­nie krzyż, będzie jak Napie­ral­ski lub Zapa­te­ro” – mówi. Nie­któ­rzy nie rozu­mie­ją, że Pałac Pre­zy­denc­ki, to 1° nie Gol­go­ta 2°  sie­dzi­ba gło­wy pań­stwa. Jeśli krzyż nie będzie usu­nię­ty, to co? będzie­my aż do koń­ca świa­ta pie­lę­gno­wać swo­je rany, co by się przy­pad­kiem za bar­dzo nie zago­iły? Tak wła­śnie postę­pu­ją pisow­cy. Przy­dał­by się nam jakiś Gom­bro­wicz, któ­ry by to traf­nie jakoś sfor­mu­ło­wał.… Ale ci har­ce­rze nawa­ży­li piwa…

- Jeże­li pre­zy­dent Komo­row­ski usu­nie krzyż, któ­ry stoi przed Pała­cem, to moż­na powie­dzieć, że będzie zupeł­nie jasne kim jest i po któ­rej jest stro­nie w róż­ne­go rodza­ju spo­rach doty­czą­cych pol­skiej histo­rii i pol­skich powią­zań – powie­dział Kaczyń­ski na kon­fe­ren­cji pra­so­wej w Warszawie.

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,8145699,Kaczynski__Jezeli_Komorowski_usunie_krzyz__bedzie.html#ixzz0tqLF2ymx

Jed­nym sło­wem dowie­my się, gdzie stoi ZOMO, a gdzie stoi pre­zes. Ależ to żało­sne. Za to Radio Mary­ja jest jak zwy­kle nie­za­wod­ne. Spór bowiem doty­czy tak­że kwia­tów przy­no­szo­nych pod Pałac.

- Pew­ne­go wie­czo­ra przy­nio­słem tu bukiet żół­tych tuli­pa­nów. Gdy przy­sze­dłem rano następ­ne­go dnia, kwia­tów już nie było. Usu­wa­ją je słu­gu­sy Gron­kie­wicz-Waltz – Żydów­ki. Liczą na to, że praw­dzi­wi Pola­cy zapo­mną o mor­dzie nasze­go pol­skie­go pre­zy­den­ta Lecha Kaczyńskiego

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,94898,8143869,Chodnik_przed_Palacem_Prezydenckim_to_nie_cmentarz.html#ixzz0tqMj7SJm

No tak; praw­dzi­wi Pola­cy wie­dzą, gdzie stoi ZOMO.

(1) Pogo­da. Jestem zda­nia, że nad pogo­dą nie ma się co roz­tkli­wiać, bo jest taka, jaka jest. Nie zmie­nia to fak­tu, że poświę­cam jej dosyć zna­czą­cą pozy­cję w moim blo­gu 🙂 Ogól­nie, to ostat­nio było gorą­co; nie szło wytrzy­mać. Dzi­siaj jest tro­chę lepiej, a nie­bo jest zachmurzone.

(2) Stu­dia. We wto­rek byłem zło­żyć doku­men­ty na Wydzia­le Pra­wa Uni­wer­sy­te­tu Wro­cław­skie­go. Tam bowiem został zakwa­li­fi­ko­wa­ny. Zakwa­li­fi­ko­wa­łem się rów­nież do Łodzi, ale tam się nie wybie­ram ze wzglę­du na nie­zbyt pochleb­ne opi­nie. Poza tym – nie ma się co cza­ro­wać, w Łodzi jest bród i smród.

Cały czas liczę, że dosta­nę się do Pozna­nia w dru­gim nabo­rze; zabra­kło mi tyl­ko 0,3 punk­ta (szczę­ście mam tak samo „świet­ne” jak na olimpiadzie).

(3) Książ­ka. Ostat­nio prze­czy­ta­łem dwie pozy­cje. Pierw­sza z nich to „Emma” Jane Austen, któ­rą prze­czy­ta­łem w ory­gi­na­le. Oczy­wi­ście było wie­le słów, któ­rych nie rozu­mia­łem, ale nie prze­szka­dza­ło to…

A przed chwi­lą skoń­czy­łem czy­tać bar­dzo cie­ka­wą powieść Jose­pha Hel­le­ra „Para­graf 22” poka­zu­ją­cą II woj­nę świa­to­wą od stro­ny ame­ry­kań­skich lot­ni­ków. Zasad­ni­czo w książ­ce uka­za­no całą insty­tu­cję armii, jako jeden wiel­ki dom wariatów.

Był więc tyl­ko jeden kru­czek – para­graf 22 – któ­ry stwier­dzał, że tro­ska o życie w obli­czu real­ne­go i bez­po­śred­nie­go zagro­że­nia jest dowo­dem zdro­wia psy­chicz­ne­go. Orr był waria­tem i mógł być zwol­nio­ny z lotów. Wystar­czy­ło, żeby o to popro­sił, ale gdy­by to zro­bił, nie był­by waria­tem i musiał­by latać nadal. Orr był­by waria­tem, gdy­by chciał latać dalej, i był­by nor­mal­ny, gdy­by nie chciał, ale będąc nor­mal­ny musiał­by latać. Sko­ro latał, był waria­tem i mógł nie latać; ale gdy­by nie chciał latać, był­by nor­mal­ny i musiał­by latać.”

I jesz­cze akcent polski:

Gene­ral Dre­edle prze­niósł nie­ży­cio­we­go dowód­cę myśliw­ców na Wyspy Salo­mo­na do kopa­nia gro­bów, wyzna­cza­jąc na jego miej­sce zgrzy­bia­łe­go puł­kow­ni­ka z zapa­le­niem sta­wów i sła­bo­ścią do chiń­skich orze­chów, któ­ry przed­sta­wił Mila gene­ra­ło­wi od bom­bow­ców B‑17, mają­ce­mu sła­bość do pol­skiej kiełbasy.

- Pol­ska kieł­ba­sa jest tania jak barszcz w Kra­ko­wie – poin­for­mo­wał go Milo.

- Ach, pol­ska kieł­ba­sa – wes­tchnął tęsk­nie gene­rał. – Wie­cie, że oddał­bym wszyst­ko za kawał pol­skiej kieł­ba­sy. Wszystko.

- Nie musi pan odda­wać wszyst­kie­go. Niech mi pan odda do dys­po­zy­cji po jed­nym samo­lo­cie na każ­dą sto­łów­kę, z pilo­ta­mi, któ­rzy będą wyko­ny­wać moje pole­ce­nia. Oraz nie­wiel­ki zada­tek akon­to zamó­wie­nia, jako dowód zaufania.

- Ale Kra­ków leży o set­ki mil za linią fron­tu. Jak się dosta­nie­cie do tej kiełbasy?

- W Gene­wie jest mię­dzy­na­ro­do­wa gieł­da na pol­ską kieł­ba­sę. Zawio­zę po pro­stu do Szwaj­ca­rii fistasz­ki i wymie­nię je na pol­ską kieł­ba­sę po cenach ryn­ko­wych. Oni prze­rzu­cą fistasz­ki do Kra­ko­wa, a ja przy­wio­zę panu pol­ską kieł­ba­sę. Za pośred­nic­twem syn­dy­ka­tu kupi pan tyle kieł­ba­sy, ile pan zechce”.

Wakacje oficjalnie rozpoczęte

Ofi­cjal­nie roz­po­czę­ły się już waka­cje. To zna­czy dla całej resz­ty, bo ja je mam już od dwóch mie­się­cy. Tak więc – wiel­kiej zmia­ny nie odczu­łem i nie odczu­ję w naj­bliż­szym czasie.

W ramach rekre­acji waka­cyj­nej odby­łem wczo­raj i dziś dwie milu­sie wyciecz­ki rowe­ro­we o dokład­nie tych samych tra­sach. zdjęcia

Praca

Wresz­cie zna­la­złem satys­fak­cjo­nu­ją­cą mnie pra­cę. Jest ona może dosyć cięż­ka (ogrod­nic­two), ale nie wyma­ga raczej zbyt wiel­kie­go wysił­ku inte­lek­tu­al­ne­go i nie jest stre­su­ją­ca. Przy­naj­mniej tym się nie muszę teraz martwić.

Teorie spiskowe

Wsze­la­kie media mają taką dużą wadę, że jak się ucze­pią jakie­goś tema­tu, to nie odpusz­czą, dopó­ki nie prze­wał­ku­ją go na wszyst­kie stro­ny. Po 10 kwiet­nia od rana do nocy w tele­wi­zji, radiu i inter­ne­cie było to samo. Podob­nie jest teraz, ale tema­tem mie­sią­ca zosta­ła powódź. Rze­czy­wi­ście była ona dosyć nie­spo­dzie­wa­na, a o jej roz­mia­rach świad­czy rów­nież to, że mówio­no o niej w mediach nie tyl­ko kra­jo­wych, ale i światowych.

Po kata­stro­fie pre­zy­denc­kie­go samo­lo­tu w pew­nym toruń­sko-kato­lic­kim radiu zaczę­ły się poja­wiać infor­ma­cje, że mgła uno­szą­ca się nad lot­ni­skiem była sztucz­nie wytwo­rzo­na przez tajem­ni­czych osob­ni­ków. Teraz oso­by zwią­za­ne – jak­by nie było – z tym krę­giem, raczą nas jesz­cze cie­kaw­szy­mi infor­ma­cja­mi, a raczej domy­sła­mi, że i powódź zosta­ła wywo­ła­na celo­wo. Infor­mu­je o tym „Gaze­ta”. Oto, co mówią ojco­wie pau­li­ni z Częstochowy:

Z wie­lu rejo­nów Pol­ski, a zwłasz­cza z miejsc na tere­nach dotknię­tych w ostat­nim okre­sie ulew­ny­mi desz­cza­mi i burza­mi, otrzy­mu­je­my od licz­nych osób nie­po­ko­ją­ce sygna­ły. Według tych – pokry­wa­ją­cych się ze sobą infor­ma­cji – wszyst­kie one mówią o poja­wia­niu się co pewien czas samo­lo­tów pozo­sta­wia­ją­cych za sobą dziw­ne smu­gi na nie­bie. Według naocz­nych świad­ków samo­lo­ty te widocz­ne były w tych rejo­nach pol­skiej prze­strze­ni powietrz­nej, w któ­rych – wkrót­ce po ich prze­lo­cie – powsta­wa­ły nie­spo­dzie­wa­nie potęż­ne chmu­ry desz­czo­we i nie­ba­wem wystę­po­wa­ły nad­zwy­czaj obfi­te opady
Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,7975444,Pytania_z_Jasnej_Gory__Czy_powodzie_w_Polsce_powoduja.html#ixzz0pyh6aO5R

Żało­sne.

Jeśli cho­dzi o powódź, to jej skut­ki są widocz­ne rów­nież w Kaliszu.


IMG252.jpg
Leni­wa Barycz na dro­dze do Rososzycy


A teraz coś cie­kaw­sze­go. Tydzień temu byłem na wyciecz­ce rowe­ro­wej – doje­cha­łem aż do Roso­szy­cy. Muszę się pochwa­lić, że jeż­dżę coraz dalej. W Roso­szy­cy jest cie­ka­wy kościół oraz reszt­ki folwarku.

Wycieczka do Ołoboku i kaprysy Prosny

W sobo­tę zro­bi­łem sobie milu­sią wyciecz­kę rowe­ro­wą do Oło­bo­ku. Zwie­dzi­łem tam wyjąt­ko­wo ory­gi­nal­ny kościół pw. św. Jana Ewan­ge­li­sty. W dro­dze powrot­nej mia­łem rów­nież oka­zję zoba­czyć kościół w Gosty­czy­nie. Rów­nie ciekawy.


IMG233.jpg
Kościół w Oło­bo­ku z cha­rak­te­ry­stycz­ną „skar­pą”


Nie oby­ło się jed­nak bez pro­ble­mów. Bowiem trwa dosyć nie­spo­dzie­wa­na powódź, któ­ra jest niczym wobec tego, co dzia­ło się wcze­śniej w tym roku. Nie omi­nę­ła ona i połu­dnio­wej Wiel­ko­pol­ski, któ­ra rów­nież jest lek­ko pod­to­pio­na. Dla­te­go do Oło­bo­ku musia­łem jechać dłuż­szą drogą.

Same oko­li­ce wsi wyglą­da­ją tak:

IMG230.jpg IMG231.jpg

Rów­nież w Piwo­ni­cach wyla­ło nicze­go sobie. Praw­dę mówiąc, cze­goś takie­go jesz­cze tutaj nie widziałem.


IMG238.jpg
Nor­mal­nie rze­ka pły­nie tam, gdzie te krza­czo­ry na 3. planie


Matura: DZIEŃ VI – Język angielski (ustny)

Dzi­siaj od 12.00 do 15.30 byłem na egza­mi­nie ust­nym z angiel­skie­go, poziom pod­sta­wo­wy. Uzy­ska­łem 20/20 pkt, czy­li 100%. Nie chwa­ląc się, było to do przewidzenia…

A za tydzień poziom rozszerzony.

Pogo­da Tym razem jest o czym pisać. Było ład­nie, ale porząd­nie popa­da­ło i nagle powódź. Zdję­cia moż­na zoba­czyć nawet na stro­nie New York Time­sa: tutajtutaj. A tutaj jest cie­ka­wy foto­re­por­taż, ale doty­czą­cy cze­go inne­go. W radiu nawet moż­na było usły­szeć o Kali­szu, bowiem zala­ło Raj­sków. Tam bowiem są aż dwie rze­ki: Pro­sna i Swędr­nia. A na Cho­pi­na woda prze­le­wa­ła się przez most.

Kilka refleksji na temat matury

Jestem pomię­dzy pod­sta­wo­wym a roz­sze­rzo­nym egza­mi­nem z angiel­skie­go, mogę więc go tro­chę sko­men­to­wać (choć nie lubię tego sło­wa). Angiel­ski pod­sta­wo­wy był bar­dzo pro­sty, przy­naj­mniej dla mnie. Wiem jed­nak, że nie wszyst­kim poszło tak gładko.

A teraz war­to wró­cić do wczo­raj­szej matu­ry z mat­my. My, matu­rzy­ści, od daw­na wie­dzie­li­śmy, że matu­ra, to będzie cięż­ki orzech do zgry­zie­nia. Nie cho­dzi nawet o to, że trze­ba ją zda­wać (co jest głu­po­tą, bo dla osób, któ­rych to nie inte­re­su­je, jest to tyl­ko i wyłącz­nie stra­ta cza­su). Co gor­sza, musie­li­śmy od począt­ku wysłu­chi­wać gór­no­lot­nych opi­nii eks­per­tów, pseu­do­ek­sper­tów i tych, co pamię­ta­ją matu­rę za Pia­sta Koło­dzie­ja. Pro­fe­so­ro­wie z uni­wer­sy­te­tów roz­pły­wa­li się nad tym, jak to kie­dyś było trud­no, a jaka ta matu­ra teraz jest żenu­ją­ca. Może i tak, ale czy to my ją ukła­da­my? Słu­cha­nie takich opi­nii nie jest przy­jem­ne. Ulu­bio­nym koni­kiem wsze­la­kich eks­per­tów sta­rej daty jest przy­wo­ły­wa­nie „wybit­nych” i „wspa­nia­łych” uczniów z cza­sów przed­wo­jen­nych. Oni prze­szli już do histo­rii, przy oka­zji sku­tecz­nie two­rząc wokół sie­bie nimb i mit świę­to­ści. Teraz my wysłu­chu­je­my, jacy to byli nie­sa­mo­wi­ci.…  Wystar­czy prze­czy­tać „Fer­dy­dur­ke”, żeby się przekonać.

Trze­ba jesz­cze wysłu­chi­wać jazgo­tu współ­cze­snych. Tego­rocz­ni matu­rzy­ści mają do wybo­ru: jeśli matu­ra pój­dzie dobrze, od razu będzie powie­dzia­ne, że było za pro­sta, „na pozio­mie pod­sta­wów­ki” etc.; jeśli pój­dzie źle, będzie trze­ba wysłu­chi­wać, jaka „ta mło­dzież okrop­na”, „nic się nie uczy”, „co to będzie, co to będzie”. Jed­nym sło­wem, odruch wymiot­ny gwa­ran­to­wa­ny tak, czy tak.

Piszę o tym, bo przez przy­pa­dek natra­fi­łem na ten arty­kuł: http://wyborcza.pl/1,86116,7848295,To_byla_matura__czy_zart_.html.

Więk­szość zadań była na pozio­mie szko­ły pod­sta­wo­wej, no może nie tej obec­nej, ale na pew­no tej, któ­rą jesz­cze pamię­tam ze swo­ich wła­snych lat szkol­nych [no tak, autor miał łaskę, przy­jem­ność i moż­ność cho­dzić do szko­ły, któ­ra była kie­dyś. To, co jest teraz, jest be i wstręt­ne, i nie­do­bre – SK]. Mia­łem wra­że­nie, że one przede wszyst­kim spraw­dza­ły rozu­mie­nie tek­stu pole­ce­nia. Bo jak już ktoś pojął, o co go eks­per­ci Cen­tral­nej Komi­sji Egza­mi­na­cyj­nej pro­szą (a pyta­nia, trze­ba przy­znać, były napi­sa­ne zro­zu­mia­łym języ­kiem), to już potem pozo­sta­ło – pierw­szy z brze­gu przy­kład – pod­sta­wić licz­bę w miej­sce x oraz wyko­nać kil­ka pro­stych dzia­łań aryt­me­tycz­nych, z któ­ry­mi mógł pora­dzić sobie nawet dziesięciolatek.

Jed­nym sło­wem, obrzy­dli­we. No cóż, nie wiem, jak tam u Wiel­moż­ne­go Auto­ra, ale ja funk­cji kwa­dra­to­wej w pod­sta­wów­ce nie mia­łem, a na prób­nej matu­rze poło­wa zadań spraw­dza­ła jej znajomość.

I jesz­cze jed­no, coś co gry­zie mnie już od daw­na. Wszę­dzie naty­kam się na ohyd­ną pro­pa­gan­dę. Jaka ta mate­ma­ty­ka wspa­nia­ła, cudow­na, potrzeb­na etc. etc. Wie­my, że potrzeb­na, ale czy trze­ba cią­gle o tym przy­po­mi­nać. Krew mnie zale­wa, kie­dy n-ty raz muszę wysłu­chi­wać ela­bo­ra­tów, jak to inter­wa­ły rzą­dzą muzy­ką, a punkt cięż­ko­ści dla tycz­kar­ki jest naj­waż­niej­szy, nie­zbęd­ny i po pro­stu nie do prze­ce­nie­nia. Rek­to­rom poli­tech­nik i mini­ster nauki nie mie­ści się w gło­wie, że ktoś może nie być fanem całek, pier­wiast­ków i wykre­sów. Cią­gle tyl­ko się pod­kre­śla, że TYLKO TO gwa­ran­tu­je w przy­szło­ści pra­cę. W związ­ku z tym, oso­bom, któ­re tego zda­nia nie podzie­la­ją, rzu­ca się kło­dy pod nogi (oczy­wi­ście jedyn­ka z mat­my i z fizy­ki nie czy­ni z czło­wie­ka huma­ni­sty – sło­wa tak nad­uży­wa­ne­go przez tych, któ­rym ogól­nie zwy­kle nauka sła­bo idzie). Przy­kła­do­wo, są sty­pen­dia dla osób zda­ją­cych na matu­rze fizy­kę, czy mat­mę, ale dla fina­li­stów Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka już nie ma. Są sty­pen­dia dla tych, któ­rzy idą na kie­run­ki stu­diów typu elek­tro­ni­ka z czymś tam, czy ana­li­za mate­ma­tycz­na. Ale dla tych, któ­rzy wybie­ra­ją choć­by filo­lo­gię pol­ską już nie.

Łaska­wie przy­po­mnę, że kie­dy ktoś idzie na stu­dia, to nie idzie tam dla B. Kudryc­kiej, nie idzie tam dla kogo­kol­wiek, tyl­ko wyłącz­nie dla wła­snej korzy­ści, satys­fak­cji i w celu pogłę­bia­nia wie­dzy. Nawet, jeśli kogoś inne­go dana gałąź wie­dzy nie obchodzi.

Żałoba

Taka ład­na pogo­da, a w radiu, tele­wi­zji, gaze­tach i w Inter­ne­cie wszę­dzie to samo. I tak od sobo­ty (dzi­siaj jest wto­rek), od  godzi­ny 9.00. Wte­dy bowiem doszły słu­chy, że samo­lot wio­zą­cy pre­zy­den­ta na uro­czy­sto­ści do Katy­nia się roz­bił. Na począt­ku myśla­łem, że się roz­bił, ale nic się nie sta­ło (tak było z Lesz­kiem Mil­le­rem), ale oka­za­ło się, że sta­ła kata­stro­fa jak jesz­cze nigdy 0 – nie prze­sa­dza­jąc – w histo­rii ludz­ko­ści. Nie zda­rzy­ło się chy­ba jesz­cze, by w cią­gu paru chwil zgi­nął pre­zy­dent, dowód­cy woj­ska i mniej lub bar­dziej waż­ni poli­ty­cy i urzęd­ni­cy. W sumie 96 osób. Póki co wszy­scy sta­ra­ją się nie spe­ku­lo­wać (żało­ba), choć to trud­ne. Jak już wspo­mnia­łem, w mediach wiel­kie roz­pa­cza­nie. Trud­no jed­nak nie odnieść wra­że­nia, że pod tym wszyst­kim kry­je się spo­ra ilość obłu­dy. Tak pisał o tym na swo­im blo­gu Dariusz Chętkowski:

Dzie­ci nie rozu­mie­ją, dla­cze­go doro­śli mówią teraz wiel­kie okrą­głe sło­wa o Pre­zy­den­cie, gdy wcze­śniej gada­li co inne­go. Myślę, że tę spra­wę nale­ży wyja­śnić, bo dzie­ci goto­we są jesz­cze pomy­śleć, iż doro­śli są fałszywi.

Wca­le nie cho­dzi o to, że o zmar­łych nale­ży mówić dobrze albo wca­le. To też waż­na przy­czy­na, ale prze­cież nie jedy­na. Gdy­by tyl­ko o to cho­dzi­ło, nie było­by tak maso­we­go zry­wu serc. Domi­no­wa­ło­by milczenie.

Źró­dło: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=984

Choć to trud­ne, na razie nic wię­cej nie napiszę.

A pogo­da rze­czy­wi­ście nicze­go sobie. W pią­tek byłem na naj­dłuż­szej opra­co­wa­nej prze­ze mnie tra­sie rowe­ro­wej, liczą­cej ok. 20 km. Prze­je­cha­nie tego dystan­su zaję­ło mi ok. 2 godzin. Teraz też robi się coraz ład­niej i  cie­plej. To ostat­nie może być zale­tą, a może być i wadą. Szcze­gól­nie bio­rąc pod uwa­gę „wspa­nia­łe” Kali­skie Linie Auto­bu­so­we, w któ­rych pojaz­dach okna się nie otwie­ra­ją, a kli­ma­ty­za­cji też nie ma. Nie wiem, czy nie jest to nie­zgod­nie z Kon­wen­cją w spra­wie zaka­zu sto­so­wa­nia tor­tur oraz inne­go okrut­ne­go, poni­ża­ją­ce­go lub nie­ludz­kie­go trak­to­wa­nia albo karania.

Szewcy

Zwy­cza­jo­wo moż­na by zacząć od rapor­tu pogo­do­we­go. Dosyć to nud­ne. A jed­nak. Aura się popsu­ła. Widok za oknem nie jest zbyt zachę­ca­ją­cy, a było już tak ład­nie. Oczy­wi­ście nie ozna­cza to, że spadł śnieg, bo nie spadł (a przy­naj­mniej w Kali­szu), ale jest zim­no i leje, i mokro i w ogó­le pogo­da nie zachę­ca do wyj­ścia na dwór.



Jak widać na załą­czo­nym obraz­ku (widok z okna) jest ciem­no i ponuro.



Mnie to oczy­wi­ście nie odstra­sza, bo jak mawia­ją Skan­dy­na­wo­wie: nie ma złej pogo­dy, jest tyl­ko źle dobra­ne ubranie.

Ostat­nio w szko­le oma­wia­li­śmy arcy-dra­mat, tj. „Szew­ców” Wit­ka­ce­go. Śred­nio wia­do­mo, o co tam cho­dzi, nie­mniej jed­nak moż­na tam zna­leźć kil­ka cie­ka­wych cyta­tów, któ­re jak zwy­kle zamieszczę.

O ludziach

Tak – nie bar­dzo­ście się wysi­li­li na ten spicz przez s, p, i “cze”. Ja, wicie, Jędrek, znam Kret­sch­me­ra z wykła­dów tej tam inte­lek­tu­al­nej lafi­ryn­dy, Zahor­skiej, w naszej Wol­nej Wszech­ni­cy Robot­ni­czej. Oj, wol­na ona, wol­na – raczej roz­wod­nio­na jest ta nasza Wszech­ni­ca. Sami się czę­stu­ją twar­dą wie­dzą, a na nas to tę bie­gun­kę umy­sło­wą pusz­cza­ją, aby nas jesz­cze gorzej zatu­ma­nić, niż to chcia­ły wszel­kie reli­gian­ty na usłu­gach feu­da­łó­wi cięż­kie­go się prze­my­słu wygłu­pia­ją­ce. A wam mówię, Jędrek, że to schi­zo­idal­na psy­cho­lo­gia. Nie wszy­scy są tacy. To rasa giną­ca. Coraz wię­cej jest na tym świe­cie pyk­ni­ków. Ma se radio, ma se sty­lo, ma se kino, ma se dak­ty­lo, ma se brzu­cho i nie­śmier­dzą­ce, nie­ciek­ną­ce ucho, ma se syć­ko jak się patrzy – cze­go mu trza? A sam w sobie jest ścier­wo pod­łe, guano pogod­ne prze­brzy­dłe. To je pyk­nik, wis? A taki nie­za­do­wo­lo­ny ze sie­bie to ino mąt na świe­cie czy­ni, żeby sie­bie przy tym przed sobą wywyż­szyć i sie­bie sobie poka­zać lep­szym, niż napraw­dę jest – nie być ino poka­zać, i nie lep­szym ino takim faj­niej­szym, wyhyr­niej­szym. Tak ci to wyhyr­ma przed sobą. (po pau­zie) A ja to sam nie wiem, jaki jestem: pyk­nik czy schizoid?

O radości z pracy

O gołą­becz­ko moja! Ty nie wiesz, jak szczę­śli­wą jesteś, że pra­co­wać możesz! Jak się nam rwą do pra­cy te gica­le i palu­chy śmier­dzą­ce, jak się syć­ko w nas do tej jedy­nej pocie­szy­ciel­ki wypi­na, jaze do penk­nię­cia. A tu nic. Patrz  w sza­rą, chro­pa­wą do tego ścia­nę, wariuj, ile chcesz. Myśli lazą jak plu­skwy do łóż­ka. I puch­ną te bolą­ce wąt­pia z nudy tak strasz­nej, jak góra Gau­ry­zan­kar jaki, a śmier­dzą­cej jak Clo­aca Maxi­ma, jak Mount Excre­ment. (…) Kie­dy pra­cy ni ma i nic z tego być nie może. (Peł­znie do kra­ty. Do Księż­nej) Jasna Pani: uko­cha­na, jedy­na moja piesz­czot­ko, kotecz­ko trans­cen­dan­tal­na, metap­sy­chicz­ne cie­ląt­ko boże, bogo­zie­miem­ne, a tak przy­jem­ne, zmyśl­ne i pojęt­ne jak mysz­ka jaka czy co – ty nie wiesz, jak szczę­śli­wą jesteś, że pra­cę masz!

Księżna o sobie

Na pie­de­stał, na pie­de­stał mnie co prę­dzej! Nie mogę żyć bez pie­de­sta­łu! (śpie­wa)

Trzy­maj­cie mnie, trzy­maj­cie mnie, ach na tym piedestale,

Bo się za chwi­lę cała z nie­go sama, ach, na pysk wywalę!

Wbie­ga na pie­de­stał i tam sta­je w chwa­le naj­wyż­szej z roz­pię­ty­mi nie­to­pe­zi­mi skrzy­dła­mi w łunie ben­gal­skich i zwy­kłych ogni, któ­re nie wia­do­mo jakim cudem na pra­wo i lewo się zapa­la­ją. Scu­ryy zawył jak nie­bo­skie stworzenie.

Oto sta­ję w chwa­le naj­wyż­szej na prze­łę­czy dwóch świa­tów ginących!

(…)

…z matriar­cha­tu ultra­hi­per­kon­struk­cji, jak kwiat trans­cen­den­tal­ne­go loto­su, spły­wam mię­dzy łopat­ki Boga…