(1) Przygotowywuję się do wyjazdu do Rusinowa, do którego jadę jutro. Zrobiliśmy już duże zakupy, trzeba się jeszcze będzie spakować. Myślałem, że ta miejscowość jest koło Kołobrzegu (i w sumie jest) ale bliżej z niej do Jarosławca. Pogoda zapowiada się niezła. Pewnie wezmę aparat i zrobię trochę fajnych zdjęć.
Kilka dni zajęło mi opisanie tego, co robiliśmy w górach – okazało się to bardziej pracochłonne, niż myślałem. Ciekawe, czy ktoś to przeczyta. A już jest wtorek! W sobotę poszliśmy do kina na „Harry’ego Potter’a”. Film jak zwykle był bardzo dobry, pomimo różnych nieścisłości w stosunku do książki. Ale o tym nie będę się rozwodzić – warto obejrzeć i koniec, a jak ktoś tego nie lubi, to nie będę wciskać na siłę.
Dużo ciekawsze jest za to zachowanie ludzi w kinie. Poszliśmy później (grają już chyba ze 2 tygodnie), więc tłumów nie było. Pomimo to odniosłem wrażenie, że niektórzy odwiedzają kino, bo w domu nie mają kuchni, czy jedzenia, czy nie wiem czego – większość osób idzie się tam po prostu nażreć.
Cóż to ja robiłem przez ostatnie dni?! Przede wszystkim trzeba nadmienić, że przez tydzień byłem w Sudetach, gdzie naszą „bazą” był Świeradów-Zdrój. Oto odpowiedź, dlaczego nic długo nie pisałem. Wróciłem dopiero w piątek; w sobotę „przebrałem” zdjęcia, potem umieściłem je w internecie i teraz jestem gotowy je zaprezentować wraz z opisem, który – mam nadzieję, nie zanudzi Czytelnika na śmierć. Mam też do napisania o kilku innych sprawach, ale po kolei.
Piątek, dzień pierwszy – 31.07
Wyjechałem z moją ciocią skoro świt o 7 rano. Pomknęliśmy naszym rączym rumakiem na południe, ale drogą trochę okrężną, bo chcieliśmy jeszcze coś zobaczyć po drodze.
Tak więc naszym pierwszym przystankiem był Namysłów – ładne, niewielkie miasteczko, w którym zabawiliśmy z 20 minut potrzebnych na obejrzenie tego, co było w promieniu 150 metrów.
Namysłów (niem. Namslau) – miasto w woj. opolskim, w powiecie namysłowskim, położone nad Widawą. Miasto jest położone w granicach Dolnego Śląska. Siedziba gminy miejsko-wiejskiej Namysłów. W latach 1975 – 1998 miasto administracyjnie należało do starego woj. opolskiego. Prawa miejskie uzyskano ok. 1249 roku. »
Brzeg (niem.: Brieg) – miasto i gmina miejska nad Odrą, siedziba powiatu w województwie opolskim. Powiat historycznie przynależy do Dolnego Śląska, jednakże w aktualnym podziale administracyjnym zawarty jest w woj. opolskim. »
Latem miasto wygląda jeszcze lepiej. Powierzchownie przeszliśmy się przez starówkę; udaliśmy prosto do Zamku. Tam trochę poczekaliśmy (bo było jeszcze przed 10) i weszliśmy do zamku. Tam zdjęć nie robiliśmy. Godny uwagi jest szczególnie zbiór średniowiecznej sztuki śląskiej.
Po Brzegu przyszedł czas na Świdnicę – musieliśmy trochę pobłądzić, nim tam trafiliśmy. Naszym celem była Świątynia Pokoju – kościół ewangelicki w całości wykonany z drewna (mur pruski) bez ani jednego gwoździa. Również już tam kiedyś byłem. Nie weszliśmy do środka, bo okazało się, że trwają tam przygotowania do Festiwalu Bachowskiego.
Świdnica (czes. Svídnice, niem. Schweidnitz) – miasto i gmina w województwie dolnośląskim, w powiecie świdnickim. W latach 1975 – 1998 miasto administracyjnie należało do województwa wałbrzyskiego. Miasto leży u podnóża Sudetów, na Równinie Świdnickiej, nad rzeką Bystrzycą. Od 2004 r. siedziba diecezji świdnickiej. Świdnica jest jednym z większych i ważniejszych miast na Dolnym Śląsku. Liczące 60 tysięcy mieszkańców miasto zostało założone już w 990 roku, jednak prawa miejskie otrzymało przed 1267 rokiem. Niegdyś stolica Księstwa świdnicko-jaworskiego, ważny ośrodek kultury i rzemiosła. Po II wojnie światowej znacznie rozbudowana w wyniku rozwoju przemysłu. W latach 1945 – 1990 prężny ośrodek przemysłowy z dobrze rozwiniętym przemysłem maszynowym, środków transportu, elektrotechnicznym, skórzanym, spożywczym, radiowym, aparatury precyzyjnej, włókienniczym oraz odlewniczym. Obecnie ośrodek przemysłowy (rozwinięty przemysł motoryzacyjny, elektrotechniczny, maszynowy oraz spożywczy), ważny ośrodek kulturalny, z jedynym w Polsce Muzeum Dawnego Kupiectwa oraz licznymi instytucjami kultury, ośrodek sportu i rekreacji. Ważny węzeł drogowy i kolejowy. »
Po zwiedzeniu Placu Pokoju, pojechaliśmy do Wałbrzycha, gdzie znajduje się zamek Książ. Na miejscu okazało się, że zamek to tylko jedna mała sprężynka w wielkim systemie biznesu, jaki tam rozkręcono. Zamek to okazała budowla, ale nie dla tych, którzy wolą ruiny.
Książ (niem. Fürstenstein) – zamek znajdujący się w granicach Wałbrzycha na terenie Książańskiego Parku Krajobrazowego. Jest jednym z elementów Szlaku Zamków Piastowskich. Jest to trzeci co do wielkości zamek w Polsce (po zamku w Malborku i Zamku Królewskim na Wawelu). Niewielka część zespołu pałacowego jest udostępniona dla zwiedzających, w tym znajdujący się w części centralnej zamek piastowski. »
Następnie udaliśmy się do Bolkowa, gdzie jest wspaniały zamek (jak się okazało, byłem w nim nie pierwszy raz). Budowla rzeczywiście robi wrażanie. Można zaglądać we wszelakie zakamarki, wejść na wieżę i podziwiać panoramę okolicy.
Bolków (niem. Bolkenhain) – miasto w woj. dolnośląskim, w powiecie jaworskim, siedziba władz gminy miejsko-wiejskiej Bolków, nad Nysą Szaloną (prawym dopływem Kaczawy) w odległości około 6 km od jej źródła. W latach 1975 – 1998 miasto administracyjnie należało do woj. jeleniogórskiego. Bolków należy do Euroregionu Nysa. »
Stara mapa Bolkowa i okolic – zaczerpnięte z Wikipedii.
W Brzegu poszliśmy na obiad. Gdy zdobyliśmy zamek Bolków, wypadało jeszcze odwiedzić zamek Bolczów – który ma charakter zgoła odmienny. Po pierwsze, trzeba się wspiąć na górę. Ale jeszcze trzeba wiedzieć, gdzie zacząć się wspinać! Ale warto. Z zewnątrz wydaje się, że to tylko kupa kamieni – i to niezbyt wielka. Gdy się jednak przekroczy bramę, okazuje się, że kompleks jest bardzo duży i zdecydowanie wart tego, by chwilę poskakać po jego murach. Inna zaleta to taka, że właściwie nikogo tam nie ma.
Dzień pierwszy miał się ku końcowi, więc skierowaliśmy się do Szklarskiej Poręby, a dalej do Świeradowa. I tak się skończył dzień pierwszy.
Sobota, dzień drugi – 1.08
Tego dnia wypadało trochę poznać Świeradów, w którym byłem pierwszy raz. Jest to ładne, urokliwe miasteczko, w którym średnia wieku w sezonie waha się w granicach 65 – 80 lat. Oprócz Polaków kurujących się w sanatoriach, jest tam również bardzo wielu Niemców i Czechów.
Akurat miał miejsce wyścig rowerowy.
Centrum Świeradowa stanowi ulica Zdrojowa wraz z Domem Zdrojowym (obrazki środkowy i prawy). W środku jest hala spacerowa, poczta i tym podobne. Jest tam także pijalnia wody o wielu właściwościach. Jedną z właściwości jest możliwość spędzenia wielu chwil na toalecie (chyba specjalnie poją ludzi tą wodą, by zmniejszyć zaludnienie na ulicach; w czasie gdy połowa mieszkańców jest przykuta do sedesu, reszta może cieszyć się ładną pogodą).
Po południu pojechaliśmy do Harrachova (to tam, gdzie Mamucia Skocznia). To niewielkie miasteczko przy granicy, podobne do Karpacza czy Szklarskiej Poręby. Dzięki znajdującej się tam kolejce można wjechać na bardzo ładną górę, trochę sobie tam posiedzieć, popodziwiać widoki i wrócić. Ceny są tam na pewno niższe niż w Polsce.
Niedziela, dzień trzeci – 2.08
Na niedzielę zaplanowaliśmy całodniową wycieczkę do Czech. Jej głównym celem był Zamek Trosky, który ma dwie charakterystyczne wieże – „Babę” i „Pannę”, co podobno było inspiracją dla Tolkiena. Zamek znajduje się koło Rovenska pod Troskami. Mieliśmy też okazję zobaczyć inscenizację historyczną (coś takiego, jak u nas na Zawodziu).
Ale zamek Trosky był dopiero początkiem naszej wyprawy. Następnie udaliśmy się do Jiczyna – „ojczyzny” Rumcajsa. Miasto ma piękną starówkę, ale ze wzglęzu na upał nie przyglądaliśmy się jej za bardzo. W muzaum postaci z bajki też byliśmy (nic ciekawego).
Następnym punktem wycieczki miał być powrót do domu, ale tak się złożyło, że pojechaliśmy do Hrubej Hory. Jest to coś na kształt miasta skalnego; jest tam też zamek, ale przerobiony na hotel i nie można wejść do środka. Zamiast tego pospacerowaliśmy sobie po lasach i poskakaliśmy po skałach.
Na końcu odwiedziliśmy bardzo ładny zamek Valdstajn. Potem trochę pobłądziliśmy – nie udało nam się zjechać w odpowiednim miejscu z drogi i kawałek jechaliśmy autostradą do Pragi…
Poniedziałek, dzień czwarty – 3.08
W niedzielę były niespotykane upały, a w poniedziałek pogoda się lekko załamała. Padał deszcz, była mgła. Pojechaliśmy kolejką gondolową na Stóg Izerski – kolejka jest niesamowita; poza tym byliśmy jedynymi pasażerami. Jechaliśmy 8 minut w wiszącym na linie wagoniku o który walił deszcz. Gdy dojechaliśmy, okazało się że pogoda uniemożliwia jakąkolwiek wędrówkę, więc wróciliśmy na dół.
Ale na Dolnym Śląsku nie brakuje atrakcji. W oddalonej o kilka kilometrów wsi Świecie znajduje się kościół i ruiny zamku. Zobaczyliśmy także zamek Czocha – gdzie kręcono „Tajemnicę twierdzy szyfrów” B. Wołoszańskiego. W środku podobno nie ma niczego ciekawego, pomimo iż „walą” tam tłumy. Zadowoliliśmy się zwiedzaniem z zewnątrz. Zamek i zabudowania są w doskonałym stanie.
Dla zainteresowanych dodam, że do Czocha łatwo dojechać, bo jest to chyba najlepiej oznakowany zamek w Polsce; drogowskazy są nawet w miejscach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od obiektu.
Po południu poszliśmy „zdobywać” góry w trochę lżejszym wydaniu: pojechaliśmy zobaczyć wodospad kamieńczyk. Stwierdzam, że jest dużo lepszy od wszystkich, jakie do tej pory widziałem – jest wysoki, ładnie chlupie itd. Można go obejrzeć z dołu i z góry. Dojście do niego nie jest specjalnie skomplikowane, czy wymagające; wypadałoby jednak mieć buty choć trochę przystosowane do łażenia po górach nawet, jeśli nie są zbyt wysokie. Nie mogłem się więc powstrzymać by zrobić zdjęcie całej rodzinie, która przywędrowała tam w japonkach.
Wtorek, dzień piąty – 4.08
Piątego dnia zażyliśmy trochę mocniejszego obcowania z naturą; pojechaliśmy do Karkonoskiego Parku Narodowego, wjechaliśmy na Szrenicę, a potem jeszcze z niej zleźliśmy.
Na Szrenicę wjeżdża się kolejką krzesełkową – bilet kosztuje chyba z 26 zł! Straszne zdzierstwo, a jedzie się w takim tempie, że można zasnąć.
Po obiedzie udaliśmy się do zamku Rajsko, do którego bardzo trudno dojechać, ale wart jest zachodu. Myślę, że to mój „ulubiony” zamek. Zwiedziliśmy też zamek Gryf, który choć wielki – nie robi już takiego wrażenia. (Powiedzieć „zamek”, to chyba trochę za dużo; są tylko ruiny)
Po południu pojechaliśmy do Novego Mesta, gdzie zrobiliśmy pierwsze „czeskie” zakupy. Pojechaliśmy też do Hejnic, gdzie jest świetna knajpa postawiona w XIX wieku i ma kształt beczki. Warto tam zajrzeć, bo jest miła obsługa, jadło dobre, a ceny niższe niż w Polsce.
Środa, dzień szósty – 5.08
W środę apogeum osięgnęła nasza kondycja wspinaczkowa – pojechaliśmy do Karpacza (od Świeradowa jedzie się ok. godziny), by wdrapać się na Kopę a potem wczołgać się na Śnieżkę. W drodze na Kopę coniektórzy mieli małe problemy… ale nie będę się nad tym rozwodzić. Droga jest bardzo ładna i nie idzie się w „procesji”. (Ale na końcu i tak wszystkich wyprzedziłem) W połowie drogi na Kopę okazało się, że poziom kondensacji tego dnia występował mniej więcej na wysokości gór, więc widoczność była właściwie zerowa. Gdy szliśmy do Domu Śląskiego, musieliśmy nań prawie wpaść, by go zauważyć. Podobnie na Śnieżce byliśmy, ale jej nie widzieliśmy. Na górze jest jakaś czeska knajpa, w której jest duszno i śmierdząco, i chyba jakaś kaplica. W ogóle, to nie wiadomo, czy się jest w Polsce czy w Czechach, bo napisy są raz po polsku, a raz po czesku.
Wracaliśmy z Kopy kolejką krzesełkową, również bardzo drogą (choć nawet biletów nie sprawdzają) w całkowitej mgle.
Tak teoretycznie wygląda Śnieżka – zdjęcie Wikipedii
Czwartek, dzień siódmy i właściwie ostatni – 6.08
To ostatni dzień, w którym coś robiliśmy (tzn. ciekawego i godnego udokumentowania). Na mapie Gór Izerskich w okolicach Świeradowa wije się masa szlaków turystycznych, postanowiliśmy pójść jednym z nich, do miejsca oznaczonego na mapie jako „Kocioł”, towarzyszyła mu ikonka ruiny.
Na miejscu, pośród krzaczorów rzeczywiście były jakieś gruzy czegoś. Po południu pojechaliśmy ostatni raz za granicę; tam z Nowego Miasta ostatni raz pojechaliśmy do Harrachova, ale po bardzo krętej drodze. Niestety na mapie Google jej nie ma.
Jeziorko
Następnego dnia najkrótszą trasą pojechaliśmy do Kalisza.
Insze inszości
Poza rzeczami godnymi tego, by wspomnieć je w tym miejscu, robiliśmy jeszcze inne rzeczy. To znaczy chodziliśmy spać z kurami, wstawaliśmy o szóstej; czytaliśmy książki i oglądaliśmy telewizornie (mieliśmy 5 kanałów, w tym jeden po niemiecku i jeden bez dźwięku). Wszystkim naszym poczynaniom bacznie przyglądał się kot.
Trochę mi się dzisiaj nudziło, więc z kolegą pojechaliśmy na mały rajd rowerowy wzdłuż Prosny. Poznałem różne ciekawe miejsca, zakamarki o których wcześniej nie wiedziałem. Byliśmy też nad szalskim zalewem; zrobiłem tam kilka zdjęć.
Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisuje. A w piątek – do Świeradowa!
Mininisterstwo Edukacji Narodowej – jak donosi „Gazeta Wyborcza” – poszło ostatecznie po rozum do głowy; pani z fryzurką w trójkącik – Katarzyna Hall (która znana jest między innymi z poglądu, że najlepsze są szkoły prywatne), podjęła pierwszą dobrą decyzję od… chyba początku swej kadencji. Chodzi o szeroko przeze mnie wałkowaną sprawę matury. Pisałem już o tym nie raz, zwracając uwagę na absurdalny pomysł ograniczenia możliwych zdawanych przedmiotów na poziomie rozszerzonym do trzech. Całe szczęście – ma się to zmienić.
2010 – trzy egzaminy obowiązkowe: język polski i obcy, ale zamiast jednego przedmiotu do wyboru wchodzi obowiązkowa matematyka. Wszystkie na poziomie podstawowym. I do sześciu przedmiotów dodatkowych, na poziomie podstawowym albo roszerzonym. Źródło: „Gazeta Wyborcza”
Parę tygodni temu, gdy nie było jeszcze wiadomo – jak matura będzie wyglądać, napisałem do CKE list – ale odpowiedzi, jak na razie, się nie doczekałem. Jest tylko mały zgrzyt, który może przeszkodzić w zmianie zasad maturalnych (choć i tak jestem dobrej myśli). Zmieniając po raz kolejny warunki przystępowania do matury, K. Hall łamie prawo – bo takie zmiany można wprowadzać najpóźniej na dwa lata przed ich wejściem w życie. Dlatego poprzednio absurdalne zmiany udało się przemycić (chyba w sierpniu 2008. 2010−2008=2); 2010−2009=1.
Świeradów
A teraz o czymś przyjemniejszym i mniej stresującym. Powoli zaczynam się przymierzać do wyjazdu w góry; jadę do Świerdadowa w piątek; wyruszamy o 7 rano. Zachaczymy jeszcze o parę innych miejsc. To nasza przybliżona trasa:
Wczoraj o 8. rano wyjechaliśmy do Wrocławia. Byłem tam już 2 czy 3 razy i choć miasto jest bardzo ładne, to chyba i tak wolę Poznań (o Kaliszu nawet nie wspominam).
Most Grunwaldzki i Most Pokoju (Wikipedia)
Wchodziliśmy na 2 wieże, byliśmy w Pizza Hat, poszliśmy do Ogrodu Japońskiego (prawie by nam kulasy poodpadały; wracaliśmy tramwajem).
Pogoda była zmienna; raz parasolem ochranialiśmy się od deszczu, a raz od słońca.
Jadę jutro do Wrocławia. Jeśli wezmę aparat i kupię do niego baterie, to może pojawią się tutaj jakieś zdjęcia z tej wycieczki. Z doświadczenia wiem, że z bateriami bywa ciężko.
Kupiłem kilka miesięcy temu akumulatorki w Liroju Merlinie, by wsadzić je do bezprzewodowej klawiatury; okazało się, że trzymały energię jeszcze krócej, niż te, które były kupione kilka lat wcześniej. Natomiast jak w Czechach kupiłem baterie, ledwie je wsadziłem, pokazał się komunikat:
WYMIEŃ BATERIE
Pięknie. Więc to, czy zdjęcia się pojawią, czy nie, wiele zależy od szczęścia.
A teraz jakieś ciekawostki. (1)Imperium Toruńsko-Katolickie otwiera własną sieć telefonii komórkowej. Można o tym poczytać tutaj.
(2) Jadę jutro do Wrocławia i muszę przyznać, że znalezienie jakiś informacji o tym mieście nie było takie proste. Radzę więc temu miasto zadbać o lepszy marketing.
(3) Trwają pracę nad nowym wyglądem mojej strony, ale walczę z jednym małym dziadostwem, bo jak się okazuje, zrobionie własnego szablonu to nie jest taka prosta sprawa. Zaraz wyjaśnię: wiele jest dostępnych w internecie aplikacji, które umożliwiają „coś” – np. prowadzenie bloga albo sklepu, albo jeszcze jakiegoś innego ustrojstwa. Przykładem takiego mechanizmu jest aplikacja WordPress, w oparciu o którą postaje ta strona. Tego typu aplikacje działają na tej zasadzie, że aby zmienić ich wygląd, „wystarczy” zmienić specjalny szablon. Niestety w praktyce nie jest to takie proste.
(Ad. 3) Nie myślcie, że nie potrafię zrobić strony internetowej w oparciu o PHP i XHTML; jednak używanie odpowiednich mechanizmów bardzo ułatwia całe przedsięwzięcie, nawet jeśli ma się całkiem spore zacięcie informatyczne.
(4) Jeśli chodzi o pogodę, to jest całkiem niezła. Problem jest taki, że ciągle się chmurzy i nie wiadomo, czy nagle coś na móżdżek nie zleci. Z tego powodu zawsze się waham, gdy wybieram się na przejażdżkę rowerową. Podobnież szukałem dziś informacji na temat pogody we Wrocławiu; skorzystałem z Interii, Onetu i WP – wszędzie były sprzeczne informacje.
(5) Jeszcze jedno: w związku z pogodą, pod taflą monitora chodzi armia przecinkowców. Kiedyś było ich ze 3. Teraz jest ich chyba z 15. Bbbbrrreee.
Wakacje mijają zdecydowanie za szybko. Ostatnie dwa tygodnie „świsnęły” mi koło ucha. Może to dlatego, że na nudę nie narzekam. Tydzień temu byłem w Mikorzynie, wczoraj byłem w Mikorzynie, we wtorek jadę do Wrocławia, a w perspektwie wyjazd w góry. Poza tym czytam książki, jeżdżę na rowerze i – jak to mądrze brzmi – poszerzam swoje zainteresowania. W międzyczasie również trochę się martwię, bo nie daje mi spokoju fakt, że muszę wybrać tylko 3 przedmioty na poziomie rozszerzonym na maturze. W najbliższym czasie planuję w tej sprawie napisać do Jaśnie Oświeconej CKE.
Jakiś czas temu obiecywałem dość gruntowną przebudowę strony. Jest ona już właściwie gotowa, ale jeszcze niedokończona. Zmiany tyczą się głównie wyglądu – który nie wiem, czy będzie ładniejszy, ale będzie trochę nowocześniejszy; poza tym sama architektura strony ulegnie zmianie.
Muszę się wreszcie za to zabrać.
A teraz z innej beczki. Na stronie New York Times’a znalazłem bardzo ciekawy blog, na którym codziennie można oglądać nowe, bardzo ciekawe zdjęcia. Polecam
Ostatni dzień pierwszego tygodnia wakacji spędziłem w Mikorzynie. Pogoda była nieszczególna, ale i tak mogłem pójść na fajny spacer. Warto zobaczyć zdjęcia.
A na południu Polski powódź. Napisałbym coś na ten temat, ale potem znowu będzie, że jestem bez serca.
Właśnie rozpoczęły się wakacje. Zakończył się dla mnie pomyślnie kolejny rok szkolny: mam świadectwo z paskiem. Mogę być z siebie dumny…
Wakację spędzę jak co roku. Trochę sobie posiedzę w domu, a trochę sobie pojeżdzę po świecie. Teraz kończy się czerwiec. Nadchodzący tydzień wykorzystam na przestrojenie się na „letni tryb pracy mózgu”. W lipcu w sumie nigdzie nie jadę, może na 1 dzień do Łodzi. Trochę sobie poodpoczywam, pozwiedzam okolicę, pojeżdżę na rowerze. Za to w sierpniu pojadę najpierw w Sudety, a pod koniec wakacji nad Morze Bałtyckie. Dowiedziałem się, że jeszcze we wrześniu pojadę na tydzień do Niemiec (do Hamm) i na 3 – 4 dni do Holandii.
¶ Zaplanowałem sobie na wakacje różne ambitne zadania. Doczytam „Chłopów”. Przeczytam „Braci Karamazow”. Skończę „Boże Igrzysko”. Przeczytam jakieś lektury. Powtórzę historię. Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Rok temu musiałem się nieźle zmuszać, żeby przezwyciężyć lenia.
A teraz jestem już w klasie maturalnej. Będę musiał jakoś pokonać bezkresnie głupie pomysły ministerstwa, które nakazuję zdawanie tylko 3 przedmiotów na poziomie rozszerzonym. Chory idiotyzm.
We wsi znajduje się zamek w stylu renesansu francuskiego, położony w rozległym parku, z oddziałem Muzeum Narodowego w Poznaniu, oraz Ośrodek Kultury Leśnej, w skład którego wchodzi 162-hektarowym park angielski, jedyne w Polsce Muzeum Leśnictwa w oficynie przyzamkowej i utworzona w 1977 w lesie na północny zachód od wsi zagroda żubrów. W zagrodzie także inne zwierzęta leśne – daniele i dziki.
Wydaje mi się, że zaczęła się właśnie wiosna. I to już na dobre. Nie zwracam również uwagi na to, że w pewnych miejscach leży jeszcze śnieg. A tak się miło złożyło, że przez 3 dni mam rekolekcje. Postanowiłem więc wyciągnąć rower i objechać okolicę (bliższą i dalszą). Ale mnie teraz wszystko boli.
Wczoraj pojechałem na początku Wałem Piastowskim w kierunku Parku miejskiego. Jest tam całkiem ładnie, pomimo że drzewa są dość łyse i do tego zaczynają wyłaniać się śmieci, które do tej pory leżały pod śniegiem.
Podobno zaczęła się już wiosna. Słońce pali (czego bardzo nie lubię), a wiatr wieje bardzo mocno. Tworzy to dla mnie bardzo trudną do zniesienia mieszankę; jak nie muszę, to nie wychodzę z domu. Choć przydałoby się zrobić kilka zdjęć.
Wczoraj byłem na„Szalonych nożyczkach” w teatrze. Spektakl jest wprost rewelacyjny i bez ogródek mogę powiedzieć, że warto na niego iść. Jest to chyba najlepsza komedia, na jakiej byłem. „Ferdydurke” było moim zdaniem lepsze, ale to kwestia tego, co kto lubi.
A dzisiaj byłem na egzaminie z angielskiego. Ale rzeź!
Dzisiaj pojechałem do Poznania. A to dlatego, że zostałem kilka tygodni wcześniej zaproszony na uroczystość rozstrzygnięcia konkursu literackiego. A odbywała się ona przy okazji Dnia Otwartego w Instytucie Języka Polskiego UAM.
W sumie nic mnie tam na kolana nie rzuciło, poza tym, że uniwersytet robi oczywiste wrażenie. Nagrody żadnej też nie dostałem.
Wwczoraj wziąłem udział w ustnym etapie eliminacji okręgowych Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka. Nie wiem, jak to podsumować. Może tak: byłem o 1 pkt od zwolenienia z matury z WOSu. Byłem piąty, a przechodziło czterech. Ale „nasz człowiek” idzie do finału.
Bardzo dużo zależy od tego, jakie ma się pytania. Ja miałem dobre, więc nie miałem problemów z odpowiedzią.
Udział w Olimpiadzie dużo mi dał pomimo wielu trudności, jak np. „nieokreślenia historycznego”, czyli błądzenia w ciemności wśród potencjalnych pytań z historii. Bywało, że zgrzytałem zębami. Ale myślę, że za rok wystąpię i wtedy się uda…
Wycieczki
Wczorajsza „wycieczka” była tylko kilka ulica dalej – do ODNu w Kaliszu. A w sobotę jadę do Poznania na rozstrzygnięcie konkursu literackiego, w którym brałem udział.
Wróciłem już z wycieczki, więc wypada, bym kilka słów o niej napisał. Rozpoczęła się w poniedziałek 16.02, a skończyła piątego dnia – 20.02. Jechaliśmy do Zlatych Hor, miejscowości blisko granicy z Polską, ale na samym początku – w drodze – odwiedziliśmy Brzeg.
Brzeg
Brzeg, to bardzo ładne miasto. No „bardzo ładne”, to lekka przesada, ale to, co widziałem, nie było złe – choć muszę przyznać, że remont elewacji by im tam nie zaszkodził. Śródmieście jest renesansowe. O ile rynek mnie rozczarował, to na pewno tym, co warto zobaczyć, jest Zamek – obecnie Muzeum Piastów Śląskich. Widziałem tylko z zewnątrz, ale już sam dziedziniec naprawdę robi wrażenie. Zapraszam do galerii zdjęć.
Zlaté Hory
Wczesnym popołudniem dojechaliśmy do naszego celu podróży.
Mieszkaliśmy w ośrodku o nazwie Bohemaland – całkiem przyzwoitym, choć trochę zaniedbanym. My akurat mieszkaliśmy w drewnianych domkach, ale były tam jeszcze jakieś bloki. Śniegu było do pasa i ciągle jeszcze padało. Nie jeżdżę na nartach, ale wydaje mi się, że warunki do sportów zimowych były bardzo dobre.
Do miasta mieliśmy chyba ze 3 km, ale można było przejść. Same Zlate Hory cudem nie są, ale są tam dobrze zaopatrzone sklepy. Chcieliśmy zwiedzać Zlatorudne Mlyny, ale droga była nie do przejścia i w sumie większość wycieczki spędziliśmy na ćwiczeniu śpiewu. Nie wyszliśmy ani razu w góry, bo pogoda była zbyt surowa, ale i tak się nie nudziliśmy.
W środę pojechaliśmy do jaskiń. Szkoda, że są wybetonowane.
Gdy wracaliśmy, odwiedziliśmy – już w Polsce – Złoty Stok, a w nim kopalnie złota – warto zobaczyć. Jest tam też największy w Polsce park linowy. W galerii są wybrane zdjęcia z wycieczki.
W poniedziałek, o 6.00 wyjeżdżam z Kalisza do Czech – na ferie. A nie jestem jeszcze do końca zdrowy (nie wiem, czy o tym już pisałem, ale męczy mnie straszny kaszel). Siedzę w domu i liczę, że będzie lepiej. Tak w ogóle, to miałem przygody z lekarzami, bo najpierw zmuszony byłem iść do poradni wieczorowej, gdzie dyżurujący nie był za bardzo zainteresowany dociekaniem tym, co mi naprawdę jest. Dopiero, gdy poszedłem do swojego lekarza rodzinnego, ten zapisał mi, co trzeba.
Poza tym, próbuję się trochę uczyć do Olimpiady, co nie jest łatwe. Właściwie, to jestem na etapie opracowywania tego, co trzeba się nauczyć. Będę musiał zabrać swoje notatki w góry, a nie wiem, jak znajdę czas i ochotę, by się trochę pouczyć. Mam nadzieję, że starczy mi wytrwałości, by w drugim tygodniu ferii zająć się tym na poważnie. Tu taka moja skromna refleksja: wydaje mi się, że niezależnie od tego, czy ktoś się lubi uczyć, czy nie, w trakcie np. przyswajania czegoś, dochodzi się do takiej chwili, że ma się takie śmieszne uczucie, iż nic więcej nie da się nauczyć. Wtedy potrzebna jest przerwa. Chyba wiele osób jest to w stanie potwierdzić.
Odnośnie wyjazdu, spodziewam się, iż przywiozę wiele ciekawych zdjęć, które będę mógł zamieścić na mojej stronie internetowej. A jeżeli tam, gdzie jadę, będzie jakaś kawiarenka internetowa, to będę mógł coś napisać z Czech. Mam świadomość, że powinienem się zacząć pakować lub przynajmniej sprawdzać to, co mam zabrać – ale mi się nie chce. Za to mam już listę niezbędnych rzeczy.
Zlaté Hory
Zamieszaczam mapkę, na której zaznaczyłe, gdzie śpimy.
Na stronie nytimes.com natknąłem się na kolejną ciekawą rzecz. Tym razem są to dokumenty Ariberta Heima – zbrodniarza nazistowskiego, który uciekł do Egiptu.
Wielkimi krokami zbliża się mój wyjazazd do Zlatych Hor. Wyjeżdżam w poniedziałek, a wrócę w piątek. Wycieczka będzie krótka, ale treściwa. Nie chciałbym jechać na dłużej, a 5 dni – to może wydawać się mało, ale mi to wystarczy, za chwilę napiszę, dlaczego.
Wojaże już za chwilę, a mam straszny kaszel. Tak kaszlę, że prawie gały mi wyskakują o płucach – nawet nie wspominam. Biorę leki – „gwizdawki” i syropy. I tak naprawdę, to nie wiem, co jest przyczyną tej dolegliwości, bo przeziębiony nie jestem.
Więc tak sobie choruję a w ciągu trzech dni spadły na mnie dwie dobre wiadomości. Po pierwsze: zakwalifikowałem się do ustnego etapu eliminacji okręgowych Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka. Teraz powinieniem się porządnie przyłożyć do nauki, ale wiem, że nie będzie to proste. W pierwszym tygodniu ferii wyjeżdżam; za to w drugim będę się musiał „spiąć i przysiąść”. Druga wiadomość, która spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba: przed kilkonastoma minutami sprawdzałem sobie skrzynkę emailową; a w niej czekała na mnie wiadomość z Instytutu Filologii Polskiem UAM, że zostałem zaproszony do „odwiedzenia ich” 7. marca. A to z tej racji, że wysłałem swoją pracę na konkurs literacki. Ta wiadomość nie świadczy, że zwyciężyłe czy choćby dostałem jakieś wyróżnienie, ale zawsze to miło coś takiego otrzymać. Nie wiem, czy pojadę, ale jeśli bym się tam nie udał – to nie będę wiedział, czy moja praca została „dostrzeżona”, czy nie. A wysłałem zestaw pięciu wierszy.
Zlaté Hory
A teraz z innej beczki. Na mapie poniżej pokazano, gdzie jest cel mojej podróży. Czechy to świetne miejsce na małe wypady, bo są stosunkowo niedaleko. Co więcej, miło wspominam swój poprzedni pobyt tam, a było to chyba 2002 roku.
Dziś pojechałem do Ostrowa Wielkopolskiego, by napisać I etap okręgowy Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka. Odbyła się ona w dość niesamowitej szkole – I Liceum Ogólnokształcące w Ostrowie Wielkopolskim (budynek jest dość powalający). Moim zadaniem było odpowiedzienie na pytania na podstawie kazusu. Tak w ogóle, do tego roku trzeba było pisać opinie prawną; od dzisiaj – tylko odpowiadać na pytania; w sumie było to dość dobre rozwiązanie.
Z sali wyszedłem zadowolony, choć nie wiem, jak mi poszło – nie za bardzo mam porównanie; coś takiego pisałem pierwszy raz w życiu.
Nie było mnie dzisiaj w szkole, ale tak się szczęśliwie złożyło, że wielu lekcji nie straciłem (każdy wie, że potem średni chce się to wszystko przepisywać i nadrabiać). Nie liczę na zwycięstwo; jeśli dostałbym się do kolejnego etapu, byłbym bardzo zadowolony, ale nie sądzę… Następny etap, to egzamin ustny – masakra. Ale czy nie cudownie byłoby być zwolnionym z matury z WOSu???