Wakacje oficjalnie rozpoczęte

Ofi­cjal­nie roz­po­czę­ły się już waka­cje. To zna­czy dla całej resz­ty, bo ja je mam już od dwóch mie­się­cy. Tak więc – wiel­kiej zmia­ny nie odczu­łem i nie odczu­ję w naj­bliż­szym czasie.

W ramach rekre­acji waka­cyj­nej odby­łem wczo­raj i dziś dwie milu­sie wyciecz­ki rowe­ro­we o dokład­nie tych samych tra­sach. zdjęcia

1850 lat Kalisza

Dokład­nie tydzień temu mia­ła swo­ją kul­mi­na­cję wiel­ka feta zor­ga­ni­zo­wa­na z oka­zji 1850-lecia Kali­sza – „18,5 wie­ku Cali­sii” – tak to mnie wię­cej nazwa­no. Obcho­dy tego nie­zwy­kłe­go jubi­le­uszu trwa­ją cały rok, ale teraz z oka­zji dni Kali­sza, pod­kre­ślo­ne były w spo­sób szczególny.

Tydzień temu uli­ca­mi Kali­sza prze­szła wiel­ka para­da Rzy­mian i bar­ba­rzyń­ców mają­ca upa­mięt­nić antycz­ne korze­nie mia­sta. Wzię­li w niej udział człon­ko­wie grup rekon­struk­cyj­nych z Kalisz, oko­lic i  miast part­ner­skich (z Wiel­kiej Bry­ta­nii, Sło­wa­cji…). Było na co popatrzeć.

IMG_1299.JPG IMG_1308.JPG IMG_1313.JPG
zdję­cia


Wyda­je mi się, że Kalisz zna­lazł cał­kiem cie­ka­wy spo­sób na pro­mo­cję mia­sta. Oczy­wi­ście poja­wia­ją się gło­sy kry­ty­ki, jak choć­by arty­kuł, któ­ry uka­zał się nie­daw­no w „Poli­ty­ce”. Jak widać, oni [czy­li układ 😉 ] dobrze pil­nu­ją, by przy­pad­kiem Kalisz nie stał się zbyt prężny…

Fakt fak­tem, że w naszym mie­ście wie­le jed­nak trze­ba jesz­cze zmie­nić, jak choć­by dwo­rzec kole­jo­wy, któ­ry jest esen­cją bru­du i smro­du, a jed­no­cze­śnie był wizy­tów­ką Kali­sza dla tych, któ­rzy przy­je­cha­li do nie­go pociągiem.

Warto zobaczyć

Kalisz 18,5 – infor­ma­cje o obcho­dach roku jubi­le­uszo­we­go, kalen­da­rium wyda­rzeń &c&c.

Sta­ry Kalisz – feno­me­nal­na stro­na poświę­co­na histo­rii Kali­sza zawie­ra­ją­ca cie­ka­we arty­ku­ły, archi­wal­ne zdję­cia, sta­re mapy i wie­le innych…

Teorie spiskowe

Wsze­la­kie media mają taką dużą wadę, że jak się ucze­pią jakie­goś tema­tu, to nie odpusz­czą, dopó­ki nie prze­wał­ku­ją go na wszyst­kie stro­ny. Po 10 kwiet­nia od rana do nocy w tele­wi­zji, radiu i inter­ne­cie było to samo. Podob­nie jest teraz, ale tema­tem mie­sią­ca zosta­ła powódź. Rze­czy­wi­ście była ona dosyć nie­spo­dzie­wa­na, a o jej roz­mia­rach świad­czy rów­nież to, że mówio­no o niej w mediach nie tyl­ko kra­jo­wych, ale i światowych.

Po kata­stro­fie pre­zy­denc­kie­go samo­lo­tu w pew­nym toruń­sko-kato­lic­kim radiu zaczę­ły się poja­wiać infor­ma­cje, że mgła uno­szą­ca się nad lot­ni­skiem była sztucz­nie wytwo­rzo­na przez tajem­ni­czych osob­ni­ków. Teraz oso­by zwią­za­ne – jak­by nie było – z tym krę­giem, raczą nas jesz­cze cie­kaw­szy­mi infor­ma­cja­mi, a raczej domy­sła­mi, że i powódź zosta­ła wywo­ła­na celo­wo. Infor­mu­je o tym „Gaze­ta”. Oto, co mówią ojco­wie pau­li­ni z Częstochowy:

Z wie­lu rejo­nów Pol­ski, a zwłasz­cza z miejsc na tere­nach dotknię­tych w ostat­nim okre­sie ulew­ny­mi desz­cza­mi i burza­mi, otrzy­mu­je­my od licz­nych osób nie­po­ko­ją­ce sygna­ły. Według tych – pokry­wa­ją­cych się ze sobą infor­ma­cji – wszyst­kie one mówią o poja­wia­niu się co pewien czas samo­lo­tów pozo­sta­wia­ją­cych za sobą dziw­ne smu­gi na nie­bie. Według naocz­nych świad­ków samo­lo­ty te widocz­ne były w tych rejo­nach pol­skiej prze­strze­ni powietrz­nej, w któ­rych – wkrót­ce po ich prze­lo­cie – powsta­wa­ły nie­spo­dzie­wa­nie potęż­ne chmu­ry desz­czo­we i nie­ba­wem wystę­po­wa­ły nad­zwy­czaj obfi­te opady
Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,7975444,Pytania_z_Jasnej_Gory__Czy_powodzie_w_Polsce_powoduja.html#ixzz0pyh6aO5R

Żało­sne.

Jeśli cho­dzi o powódź, to jej skut­ki są widocz­ne rów­nież w Kaliszu.


IMG252.jpg
Leni­wa Barycz na dro­dze do Rososzycy


A teraz coś cie­kaw­sze­go. Tydzień temu byłem na wyciecz­ce rowe­ro­wej – doje­cha­łem aż do Roso­szy­cy. Muszę się pochwa­lić, że jeż­dżę coraz dalej. W Roso­szy­cy jest cie­ka­wy kościół oraz reszt­ki folwarku.

Wycieczka do Ołoboku i kaprysy Prosny

W sobo­tę zro­bi­łem sobie milu­sią wyciecz­kę rowe­ro­wą do Oło­bo­ku. Zwie­dzi­łem tam wyjąt­ko­wo ory­gi­nal­ny kościół pw. św. Jana Ewan­ge­li­sty. W dro­dze powrot­nej mia­łem rów­nież oka­zję zoba­czyć kościół w Gosty­czy­nie. Rów­nie ciekawy.


IMG233.jpg
Kościół w Oło­bo­ku z cha­rak­te­ry­stycz­ną „skar­pą”


Nie oby­ło się jed­nak bez pro­ble­mów. Bowiem trwa dosyć nie­spo­dzie­wa­na powódź, któ­ra jest niczym wobec tego, co dzia­ło się wcze­śniej w tym roku. Nie omi­nę­ła ona i połu­dnio­wej Wiel­ko­pol­ski, któ­ra rów­nież jest lek­ko pod­to­pio­na. Dla­te­go do Oło­bo­ku musia­łem jechać dłuż­szą drogą.

Same oko­li­ce wsi wyglą­da­ją tak:

IMG230.jpg IMG231.jpg

Rów­nież w Piwo­ni­cach wyla­ło nicze­go sobie. Praw­dę mówiąc, cze­goś takie­go jesz­cze tutaj nie widziałem.


IMG238.jpg
Nor­mal­nie rze­ka pły­nie tam, gdzie te krza­czo­ry na 3. planie


Matura: DZIEŃ VI – Język angielski (ustny)

Dzi­siaj od 12.00 do 15.30 byłem na egza­mi­nie ust­nym z angiel­skie­go, poziom pod­sta­wo­wy. Uzy­ska­łem 20/20 pkt, czy­li 100%. Nie chwa­ląc się, było to do przewidzenia…

A za tydzień poziom rozszerzony.

Pogo­da Tym razem jest o czym pisać. Było ład­nie, ale porząd­nie popa­da­ło i nagle powódź. Zdję­cia moż­na zoba­czyć nawet na stro­nie New York Time­sa: tutajtutaj. A tutaj jest cie­ka­wy foto­re­por­taż, ale doty­czą­cy cze­go inne­go. W radiu nawet moż­na było usły­szeć o Kali­szu, bowiem zala­ło Raj­sków. Tam bowiem są aż dwie rze­ki: Pro­sna i Swędr­nia. A na Cho­pi­na woda prze­le­wa­ła się przez most.

Skrzypek z Berlina i Strauss

Wczo­raj byłem na feno­me­nal­nym kon­cer­cie w Fil­har­mo­nii Kali­skiej. Był to chy­ba naj­lep­szy, na jakim dotąd byłem.

Guy BRAUNSTEIN – skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygent

w pro­gra­mie:
P. Czaj­kow­ski – Kon­cert skrzyp­co­wy D‑dur op. 35
R. Strauss – Dyl Sowi­zdrzał op. 28

Zarów­no kon­cert Czaj­kow­skie­go (Czaj­kow­ski, jak zwy­kle wspa­nia­ły), jak i „Dyl Sowi­zdrzał” nie­sa­mo­wi­cie wci­ska­ły w fote­le. Gra­tu­la­cje dla Filharmoników!


Po kon­cer­cie

I po Olimpiadzie

Od piąt­ko­we­go wie­czo­ru do nie­dziel­ne­go połu­dnia byłem w Toru­niu na XVII Olim­pia­dzie Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka. Byłem tam z jesz­cze trze­ma repre­zen­tan­ta­mi z Wiel­ko­pol­ski. Nie­ste­ty lau­re­atem nie zosta­łem. Ale co z tego, sko­ro matu­rę z WOSu i tak mam na 100%!

Poza tym, sta­rów­ka w Toru­niu jest nie­za­prze­czal­nie wspaniała.

Rynek Sta­ro­miej­ski wieczorem



Filmy, książki i koncert

Mam tro­chę do napi­sa­nia, ale zupeł­nie nie wiem, od cze­go zacząć. Z resz­tą chy­ba i tak nie napi­szę o tym wszyst­kim, o czym bym chciał – bo zapo­mnę; tym bar­dziej, że daw­no nic nie pisałem.

Zacznę od tego, że byłem dzi­siaj na dru­gim eta­pie okrę­go­wym Olim­pia­dy Wie­dzy o Pra­wach Czło­wie­ka (pododb­nie, jak rok temu) i zają­łem… pierw­sze miej­sce!!! Jestem dzię­ki temu zwol­nio­ny z matu­ry z WOSu. Ale nie czas teraz na czcze gada­nie, albo­wiem o wie­lu rze­czach powi­nie­nem napi­sać. Zapu­ści­łem bloga!

Afisz „Tem­pla­riu­szy”

(1) W cią­gu ostat­nie­go cza­su mia­łem oka­zję zoba­czyć w kinie dwa fil­my. Pierw­szy z nich, to „Tem­pla­riu­sze”. Dziw­ne jest to, że choć pre­mie­ra była w 2007, to w kinie obraz poja­wił się dopie­ro teraz. Mówi się, że to chy­ba naj­droż­szy film euro­pej­ski (ostat­nio [?]). Jak widać cena nie zawsze wią­że się z jako­ścią. „Tem­pla­riu­sze” opo­wia­da­ją o… tem­pla­riu­szach, a kon­kret­nie o jed­nym uwi­kła­nym w splą­ta­nym jak „Moda na suk­ces” roman­sie peł­nym sta­rych waśni, krwa­wych poje­dyn­ków etc. etc. Oczy­wi­ście głów­ny boha­ter z jed­nej stro­ny jest mni­chem-wojow­nie­kiem, a z dru­giej wszyst­ko, co robi, robi dla swej uko­cha­nej. Głów­ną zale­tą fil­mu jest to, że zosta­ły  w nim odda­ne dość wia­ry­god­nie realia śre­dnio­wie­cza z okre­su kru­cjat, w szcze­gól­no­ści Skan­dy­na­wii, któ­ra – jak wia­do­mo – ma urze­ka­ją­cy wpływ na widzów z bar­dziej połu­dnio­wej czę­ści Euro­py. Choć nie wiem, czy słusznie.

Film moż­na zoba­czyć, choć chy­ba raczej tyl­ko raz.

Ale w pią­tek (czy­li przed­wczo­raj) byłem na czymś znacz­nie lep­szym, gdzie już sam tytuł jest raczej gwa­ran­cją kin­ma­to­gra­fii z wyso­kiej pół­ki (oczy­wi­ście dla kogoś, kto takie coś lubi – nie dla mal­kon­ten­tów!). Ten film, to „Ali­cja  w Kra­inie Cza­rów”. Na pew­no nie jest to film dla dzie­ci. Jest pogod­ny z nut­ką gory­czy, w sumie dla każ­de­go. Na szczę­ście nie ma w nim jakiś głu­pich smrod­ków dydak­tycz­nych, jak np. w „Epo­ce lodowcowej”.

„Ali­cja w Kra­inie Czarów”

Do tego fil­mu nie mam zastrze­żeń. Choć aku­rat Zwa­rio­wa­ny Kape­lusz­nik nie był w nim naj­cie­kaw­szą postacią.

(2) Ale nie samy­mi fil­ma­mi się żyje. Żyje się też kon­cer­ta­mi, a ja na cał­kiem cie­ka­wym byłem 2 – 3 tygo­dnie temu w Fil­har­mo­nii Kali­skiej. Przy oka­zji mia­łem oka­zję zoba­czyć nową aulę.

Mar­ta LELEK, skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygent

w pro­gra­mie: 
Witold Luto­sław­ski – Uwer­tu­ra smyczkowa
Andrzej Panuf­nik – Kon­cert skrzypcowy
Samu­el Bar­ber – Ada­gio na smyczki
Samu­el Bar­ber – Kon­cert skrzypcowy

Kon­cert uda­ny, jedy­nie to coś tego Panuf­ni­ka nud­ne było jak fla­ki z olejem.

(3) Teraz coś o książ­kach. Ostat­nio prze­czy­ta­łem „Trans-Atlan­tyk”. Wiem, już dla­cze­go Gier­tych tego nie tra­wił – po pro­stu czy­ta­jąc tę książ­kę trze­ba umieć podejść do pew­nych spraw z dystan­sem, trze­ba też lubić iro­nię. Nie ma nic lep­sze­go niż dobra iro­nia! Gom­bro­wicz w swej powie­ści skry­ty­ko­wał Polo­nię miesz­ka­ją­cą gdzieś za Oce­anem, któ­ra noga­mi jest w Pol­sce, a gło­wą gdzieś na dru­gim koń­cu świa­ta. Ale prze­cież dzi­siaj sytu­acja jest iden­tycz­na! Nie mówię o tych, co wyje­cha­li rok czy dwa lata temu do Irlan­dii, tyl­ko raczej o tych, co wyemi­gro­wa­li 40 lat temu. Praw­da jest taka, że nie mają zie­lo­ne­go poję­cia o tym, co dzie­je się w kra­ju; tym łatwiej­szą są pożyw­ką dla impe­rium pew­ne­go ojca z mia­sta zna­ne­go z pierników.

Moja poprzed­nia polo­nist­ka była w Sta­nach, gdzie spo­tka­ła Pola­ków, któ­rzy miesz­ka­li tam od wie­lu lat. Ode­rwa­nie od tego, co dzie­je się ze oce­anem widocz­ne było tak­że w języ­ku, jakim się posłu­gi­wa­li: tzn. sto­so­wa­li zwro­ty, któ­re dzi­siaj uwa­ża się za przy­naj­mniej staroświeckie.

A teraz zaczą­łem czy­tać „Mada­me” Anto­nie­go Libe­ry; spodo­ba­ło mi się już po pierw­szej stro­nie, a nie­wie­le jest takich książek.

(4) Pogo­da ostat­ni­mi cza­sy jest bar­dzo zmien­na. Już zano­si­ło się na wio­snę, już od 4 rano pta­chol­ce wydzie­ra­ły dzio­by, kie­dy zno­wu prze­szło i zmro­zi­ło. Efek­tem sro­giej zimy są tak­że powo­dzie rot­zo­po­we, któ­re widać tak­że w Piwo­ni­cach, gdzie miesz­kam. Było to nawet poka­za­ne w TVN24.

Powódź w Piwo­ni­cach. Zala­ne boisko.

To Pro­sna tak wylała.

Powódź w Piw­no­cach to spraw­ka Prosny

(5) Wypa­da­ło­by napi­sać coś jesz­cze o szko­le, ale czy war­to sobie tym gło­wę zawra­cać?… Jest tak, jak było…

Ostatni dzień roku

W nie­unik­nio­ny spo­sób koń­czy się rok. Ale to natu­ral­na kolej rze­czy i w sumie nie powin­no być w tym nicze­go nad­zwy­czaj­ne­go. Prze­cież już jutro nowy!

Koniec roku, to okres wsze­la­kiej maści pod­su­mo­wań. Tro­chę to nud­ne i głu­pie, w szcze­gól­no­ści w wyko­na­niu tele­wi­zyj­nych pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych. Tym­cza­sem New York Times poszedł jesz­cze dalej i zabrał się za pod­su­mo­wa­nie deka­dy. Jak dla mnie, to chy­ba jest to tro­chę na wyrost. O ile wiem, to deka­da koń­czy się za rok… W każ­dym razie, na stro­nie http://www.nytimes.com/interactive/world/2009-decade.html moż­na znalźć kolek­cję zdjęć zro­bio­nych przez czy­tel­ni­ków gazety.

Park w śniegu

Jak już jestem w takim syl­we­stro­wo-koń­co­wo­rocz­nym nastro­ju, to mogę też coś napi­sać o samym blo­gu. Nie wiem, czy kto­kol­wiek to czy­ta, czy nie jest to przy­pad­kiem tyl­ko nud­ny wytwór mojej wyobraź­ni, ale ist­nie­je już od roku (pod­czas, gdy sama stro­na ist­nie­je od sierp­nia 2006). Rów­no 1 stycz­nia 2009 zaczą­łem na nim zamiesz­czać posty.

Zima w parku

A teraz infor­ma­cje pogo­do­we. Od dwóch dni pada śnieg: naresz­cie; wszyst­ko jest bia­łe. Szko­da tyl­ko, że KLA wraz z Zarzą­dem Dróg Miej­skich w Kali­szu prze­ży­wa­ło swo­je kolej­ne poraż­ki. Na dro­gach nie widać śla­du odśnie­ża­nia (poza tym, co zosta­ło roz­jeż­dżo­ne przez samo­cho­dy). Przez to auto­bu­sy mają pro­blem z rusze­niem z miej­sca, w szcze­gól­no­ści pod górkę.


Atak zimy. Nareszcie

W nie­dzie­lę mie­li­śmy iść z rodzi­ną na kon­cert do fil­har­mo­nii, ale oka­za­ło się, że wszyst­kie bile­ty zosta­ły wyprze­da­ne. Szko­da. A jeśli cho­dzi o Syl­we­stra, to spę­dzę go w domu na oglą­da­niu fil­mów. Obym wytrwał do północy 🙂

A teraz z innej becz­ki. Na stro­nie NYT zna­la­złem cie­ka­we zdję­cia róż­nych futrza­stych zwie­rza­ków. War­to to zoba­czyć: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/12/31/behind-26/.

Teatr w śniegu


Znowu o reformach

Chcąc-nie chcąc, nie da się unik­nąć tema­ty­ki szkol­nej. Ani na blo­gu, ani nigdzie indziej, ani tym bar­dziej w week­end. W week­end? Tak bo wie­le cza­su poświę­cam wte­dy na naukę. Robię zada­nia z mat­my. I krew mnie zalew.

Deba­ta, czy matu­ra z mat­my jak przed­mio­tu obo­wiąz­ko­we­go powin­na być, czy nie – jest bez sen­su. A to z tego pro­ste­go powo­du, że armia mate­ma­ty­ków, fizy­ków, che­mi­ków, „eks­per­tów” z MEN, naj­róż­niej­szych kon­fe­de­ra­cji itp. itd oraz wszy­scy ci, któ­rzy w szko­le nie mie­li z mat­mą pro­ble­mów powie­dzą, że – „tak tak, tak tak – to bar­dzo dobrze”. A ci, dla któ­rych ostat­nia lek­cja mate­ma­ty­ki była naj­cu­dow­niej­szym dniem w życiu – powie­dzą coś zupeł­nie odwrotnego.

A ja powiem jesz­cze co inne­go. Jeśli cho­dzi o mat­mę, to nie jestem wiel­ką gwiaz­dą w tej dzie­dzi­nie, ale jedy­nek też nie mam. Jed­nak teraz, gdy przy­go­to­wu­ję się do matu­ry, czas, któ­ry mógł­bym spę­dzić na czymś przy­jem­niej­szym, czy dla mnie – z punk­tu widze­nia przy­szłych kie­run­ków stu­diów waż­niej­szym – spę­dzam na wał­ko­wa­niu testów z mat­my. Np. w cią­gu ostat­nich kil­ku dni w ogó­le nie uczy­łem się histo­rii (choć zda­ję ją na pozio­mie roz­sze­rzo­nym), z to codzien­nie roz­wią­zy­wa­łem testy z mat­my. Pogra­tu­lo­wać twór­com refor­my. Apo­tem się będą dzi­wić, że nie tyl­ko matu­ra z mat­my poszła fatal­nie ale i z innych przed­mio­tów również.

Dru­ga spra­wa. Mi nic do tego, bo jesz­cze jestem w liceum. Ale cią­gle powra­ca spra­wa pomy­słu jaśnie oświe­co­nej mini­ster B. Kudryc­kiej, by tyl­ko jeden kie­ru­nek stu­dio­wać za dar­mo. Nie pla­nu­ję stu­dio­wać dwóch kie­run­ków (a już na 100% nie jed­no­cze­śnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświe­co­na niech z łaski swo­jej zauwa­ży, że stu­dent nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczy­zny, ni dla kró­la czy pre­zy­den­ta, ani dla niczy­ich ambi­cji – tyl­ko dla sie­bie. Ona odpo­wia­da – dla naj­lep­szych dru­gi też będzie za dar­mo. – Ależ zby­tek łaski! To, czy ktoś chce stu­dio­wać fizy­kę, czy mat­mę, czy polo­ni­sty­kę, czy może filo­lo­gię wiet­nam­sko-taj­ską, czy malar­stwo, jest spra­wą tyl­ko i wyłącz­nie same­go zainteresowanego.

Na pomy­sły refor­ma­to­rów edu­ka­cji po pro­stu ręce opadają.

A teraz coś przy­jem­niej­sze­go. Na stro­nie nie­za­wod­ne­go New York Time­sa moż­na zna­leźć cie­ka­we zdję­cia i arty­kuł opo­wia­da­ją­ce o tym, jak Afga­ni­stan wyglą­dał przed rewo­lu­cją reli­gij­ną. Było to wte­dy świet­nie roz­wi­ja­ją­ce się pań­stwo i gdy­by nie „wybit­ne” pomy­sły fana­ty­ków reli­gij­nych – był­by to pew­nie teraz azja­tyc­ki tygrys. Z resz­tą podob­nie było w Iranie.

Arty­kuł: http://www.nytimes.com/2009/10/18/weekinreview/18bumiller.html?_r=1&hp i zdję­cia: http://lens.blogs.nytimes.com/2009/10/17/archive‑7/

Po powrocie z wymiany

(1) Ponad tydzień temu wró­ci­łem z Hamm. A wła­ści­wie, to nie tyl­ko w Hamm, ale tak­że z Heer­gu­go­wa­ard. Byłem na wymia­nie szkol­nej; oba te mia­sta są part­ne­ra­mi Kalisza.

Na głównym placu w Soest
Na głów­nym pla­cu w Soest

Hamm, to uro­cze mia­sto w zachod­nich Niem­czech (Nad­re­nia Pół­noc­na-West­fa­lia). Pod wzglę­dem wiel­ko­ści jest siód­me w Niem­czech; choć wca­le na takie nie wyglą­da: jest bar­dzo zie­lo­ne nie tyl­ko za spra­wą licz­nych par­ków, ale tak­że dzię­ki temu, że czę­sto by prze­je­chać z jed­ne­go stad­te­il (coś, jak dziel­ni­ca (albo raczej wio­ska słu­żeb­na 🙂 )) to dru­gie­go, trze­ba minąć pola, lasy, łąki. Jego cen­trum sta­no­wi ład­ny plac, na któ­rym stoi kościół św. Paw­ła (pro­te­stanc­ki).

Mia­sto jest świet­nym miej­scem dla rowe­rzy­stów: są w nim licz­ne ścież­ki rowe­ro­we. Czę­sto jest tak, że nawet jest oddziel­na sygna­li­za­cja świetl­na dla rowe­rów. Trze­ba się jed­nak pil­no­wać, bo ozna­cza to nie tyl­ko wygo­dy, ale tak­że poli­cjan­ci („żaby”) na rowe­rach ści­ga­ją­ce nie­uważ­nych. Jeż­dże­nie w miej­scach ozna­ko­wa­nych „tyl­ko dla pie­szych” nie przej­dzie. Na szczę­ście bez pro­ble­mu moż­na zna­leźć par­king dla rowerów.

Będąc w Hamm odwie­dzi­li­śmy nie­da­le­ko poło­żo­ne Soest – nie­wiel­kie, pocho­dzą­ce ze śre­dnio­wie­cza mia­stecz­ko. W prze­ci­wień­stwie do Hamm (zbu­rzo­ne­go w cza­sie woj­ny), tam jest peł­no zabytków.

Z cie­ka­wo­stek dodam, że Hamm było daw­niej mia­stem typo­wo prze­my­sło­wym (leży w Zagłę­biu Ruh­ry). Dziś zosta­ła tyl­ko jed­na kopal­nia, resz­ta popa­da w ruinę. Jest tam wie­le osób z pol­ski­mi nazwi­ska­mi – są to potom­ko­wie Pola­ków, któ­rzy przy­by­li tam, aby zna­leźć pra­cę w prze­my­śle ok. 200 lat temu.

Jed­ną z głów­nych atrak­cji w mie­ście jest Maxi­mi­lian­park. Pod­cho­dzi­li­śmy do tego z rezer­wą: widzie­li­śmy bowiem zdję­cia wiel­kie­go budyn­ku ufor­mo­wa­ne­go na kształt sło­nia. Niem­cy chwa­li­li się, że to naj­więk­szy słoń świa­ta; dla nas był przede wszyst­kim naj­brzyd­szy. Stwier­dzi­li­śmy, że park, to chy­ba jakaś wiel­ka kasza­na: na począt­ku bar­dziej wyglą­da jak ogród bota­nicz­ny. Jed­nak, gdy poszli­śmy dalej, oka­za­ło się, że są tam nie­sa­mo­wi­te pla­ce zabaw, na któ­rych doro­sły (lub pra­wie doro­sły) czło­wiek może dostać mał­pie­go rozumu.

Hamm war­to odwiedzić.

Z naszą wyciecz­ką po 4 dniach w Niem­czech, poje­cha­li­śmy do Holan­dii, do Heer­hu­go­wa­ard, któ­re tak­że jest mia­stem part­ner­skim Kali­sza. To jest znacz­nie mniej­sze mia­sto – ok. 50 tys. miesz­kań­ców, powsta­łe na tere­nach, gdzie jesz­cze 100 lat temu była woda. W Holan­dii widzie­li­śmy oczy­wi­ście całą masę wia­tra­ków i wiel­ką sieć kanałów.

Heer­hu­go­wa­ard raczej nie ma żad­ne­go szcze­gól­ne­go uro­ku, a wszyst­kie domu są tam raczej pobu­do­wa­ne „na jed­no kopyto”.

Na miej­scu dowie­dzie­li­śmy się, że po naszym przy­jeź­dzie, przy­jeż­dża tam pre­zy­dent Kali­sza. A to w związ­ku z otwar­ciem nowej dziel­ni­cy miesz­ka­nio­wej. Jej nie­zwy­kłość pole­ga na tym, że jest ona zupeł­nie samo­wy­star­czal­na ener­ge­tycz­nie. Ceny domów, jak wyni­ka z moich obli­czeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. zło­tych – czy­li nie tak źle.

Z wyciecz­ki war­to zoba­czyć zdjęcia.


(2) Po powro­cie, musia­łem wró­cić do rze­czy­wi­sto­ści. A tu spraw­dzia­ny, kart­ków­ki i zale­gło­ści. Ale bar­dzo szyb­ko się z nimi uwi­ną­łem i teraz pra­cu­ję już w nor­mal­nym try­bie. O ile taki ist­nie­je w kla­sie maturalnej.

(3) Dzi­siaj wypeł­ni­łem dekla­ra­cję matu­ral­ną. A tam takie cuda: pol­ski na pozio­mie pod­sta­wo­wym i roz­sze­rzo­nym (+ pre­zen­ta­cja), mat­ma na wia­do­mym pozio­mie, volens nolens histo­ria (nie chcem ale muszem), angiel­ski pod­sta­wo­wy i roz­sze­rzo­ny oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolej­ny poru­szać spra­wy matur, bo pisa­łem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzie­le­nie pozio­mów na pol­skim to idio­tyzm etc. etc. W sumie w maju cze­ka mnie 9 egza­mi­nów. Zaczą­łem już cho­dzić na kor­ki z mat­my i histo­rii. (Trze­ba było zostać w Hamm…)

(4) W Niem­czech była już jesień, u nas poja­wia się bar­dzo leni­wie – a prze­cież to naj­pięk­niej­sza pora roku! Dzi­siaj poja­dę tro­chę jej poszukać…

(5) Nie wiem, czy to zbieg oko­licz­no­ści, czy też może ktoś to prze­czy­tał, ale gdy byłem ostat­nio w biblio­te­ce, to czy­tel­nia była otwarta.

PS. Prze­pra­szam, że dłu­go nie pisa­łem, ale jakoś nie mia­łem do tego melodii.