Blues Brothers i reszta
Wczoraj byliśmy na festiwalu Pawła Bergera w Kaliszu; koncerty trzech zespołów: Dżem, Planet of the Abts i Blues Brothers.
Gdy chodzi o Dżem, to grali całą masę jakiś rzewnych piosenek i koncert był długi (chyba ze 2,5 godziny). Wokalista śpiewa tak niewyraźnie, że nie idzie niczego zrozumieć. Ale na szczęście były też 2 czy 3 fajne piosenki.
Była to niezła rozgrzewka przed drugim zespołem. Planet of the Abts to rzekomo wspaniały, szeroko znany zespół; jednakże wikipedia na jego temat milczy, a na Liście Przebojów Trójki też nigdy nie był notowany. Konferansjer zespół zachwalał, jakby na scenę miał wyjść nie wiadomo kto. Jak się okazało – zespół jest dla prawdziwych koneserów. Tych jednak jest chyba w Kaliszu niewielu, bo pod sceną stała mała grupka desperatów + ci, którym nie chciało się tyłków ruszyć z siedzeń.
Na szczęście ich koncert był krótszy. Jazgot nie do wytrzymania. Więcej ludzi stało na korytarzu czekając, aż się skończy, niż było na widowni.
Ale dla wytrwałych była nagroda w postaci koncertu zespołu Blues Brothers, który rozpoczął się dopiero ok. północy. Zespół właściwie nazywa się The „Original” Blues Brothers Band; i tak… to jest TO Blues Brothers z filmu. Z niewielkimi wszakże zmianami. To była klasa!
Brzydota nasza powszechna
O napisaniu tego posta myślę już od jakiegoś czasu. Postanowiłem, że aby nie być gołosłownym powinienem wcześniej przygotować jakąś dokumentację fotograficzną. A to okazało się znacznie prostsze niż przypuszczałem.
Natchnieniem był krótki odcinek drogi między Opatówkiem a centrum Kalisza – jedzie się 10 – 15 minut. W tym czasie – parafrazując Gombrowicza – jest się gwałconym przez oczy. Krajobraz nie przypomina wjazdu do miasta w środku Europy, aspirującego do miana „kulturalnego”, „nowoczesnego”, „postępowego” lub choćby (jakie to prozaiczne) „czystego”, ale raczej drogę przez jakiś kraj trzeciego świata.
Prawda jest taka, że otacza nas estetycznych chaos (powiedziane najdelikatniej jak się da); a mówiąc dosadniej syf i brzydota. Obszarpane krawędzie dróg, dziurawe chodniki, sypiące się kamienice – to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wiadomo, że jakiś budynek może być zapuszczony, na poboczu mogą rosnąć dwumetrowe krzaczory. Problem jest taki, że prawdziwą zmorą krajobrazu są wszechobecne reklamy, narąbane gdzie się da. Do tego dochodzą jeszcze – modne ostatnio – LEDowe wyświetlacze z jakimiś kretyńskimi informacjami.
Podobno jest miasto, gdzie wygrano walkę o przestrzeń publiczną; jest to São Paulo. Ciekawe, czy kiedyś dotrze to do Kalisza.
Nie musiałem jechać do wjazdu do Kalisza, aby zrobić dokumentację fotograficzną. Już sama ulica Częstochowska jest wystarczająco szpetna.




Lato w pełni
W czasie, gdy odbywałem swoje dwutygodniowe praktyki w kancelarii adwokackiej, pogoda była bardzo zmienna i wcale nie było czuć, że to lato. Teraz jest znacznie lepiej. Do wczoraj panowały obezwładniające upały.
Mniej więcej tydzień temu wybrałem się na właściwie pierwszą tego lata, porządną wyprawę rowerową. Poniżej zamieszczam zdjęcia.
Noc Kupały
Wczoraj była najkrótsza noc w roku, czyli Noc Kupały – hucznie obchodzona przy moście Rocha w Poznaniu. To taki dodatek na zakończenie po EURO, które choć jeszcze trwa, dla Poznania nie ma już takiego znaczenia.
Poznaniacy Irlandczykom urządzili specjalne pożegnanie, na którym też byłem; stałem jednak z tyłu więc na zdjęciach niewiele widać.


Za to na Noc Kupały wymyślono sobie puszczanie lampionów do nieba (wstrzymano ruch samolotów), co wyglądało bardzo efektownie, dopóki nie zaczęły spadać.


Ostatni gwizdek
Ostatnio był pierwszy gwizdek, a wczoraj był już ostatni. Przynajmniej dla naszych piłkarzy. Filozoficznie stwierdzę: tak to już w sporcie bywa. Można też powiedzieć: miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Od tygodnia jestem wolontariuszem, chociaż teraz akurat jestem w Kaliszu. Jeden egzamin mam już za sobą, pozostały jeszcze dwa. Nieśmiało przebłyskuje gdzieś myśl o wakacjach.


Pierwszy gwizdek
Po paru dniach spędzonych w Kaliszu, za chwilę znowu wracam do Poznania i wcale mnie to nie cieszy. Spędzę tam jeszcze z przerwami 3 tygodnie. Jutro zaczyna się sesja i ja również mam pierwszy egzamin.
Przedwczoraj był pierwszy mecz mistrzostw: Polska-Grecja, zakończony remisem. Sportowy aspekt mistrzostw za bardzo mnie nie interesuje, ale oglądałem ceremonię otwarcia, która nie była zbyt spektakularna, ale nie była też zła. Po niej, udaliśmy się na rowerze do kaliskiej strefy kibica.
Dworzec
Ostatni mój wpis pochodzi sprzed dwóch tygodni, kiedy to weekend spędzałem w Poznaniu. Dzisiaj też jest niedziela i też siedzę w Poznaniu. Jedna z tego przyczyn jest taka, że dzisiaj zaczynają się szkolenia dla wolontariuszy miast-gospodarzy EURO; potrwają do środy, kiedy w końcu wrócę do domu. Do tego nie są wcale krótkie! Od rana do wieczora.
Nie wiem, czy potem będę mógł pisać cokolwiek na ten temat, bo podobno wolontariuszom zabrania się (!) komunikowania z mediami i wypowiadania publicznie na temat ich pracy. Może będę pisał szyfrem…
W piątek odwiedziłem nowy budynek dworca w Poznaniu, który został wybudowany w ekspresowym tempie. Mogę powiedzieć tyle: nie jest źle. Ale właściwie to nic więcej. Dworzec sam w sobie jest dosyć ładny, choć dokończony jest może w 1⁄5 tego, co ma być dopiero pod koniec 2013 roku. Najgorsze jest jednak to, że póki co rozwiązania komunikacyjne są tam fatalne. Dworzec rozciąga się nad peronami pierwszym, drugim i trzecim. A jak podróżni mają dostać się na czwarty, piąty lub szósty? Z nowego dworca muszą zjechać na peron, gnać kilkaset metrów do przejścia podziemnego, potem starym przejściem przedostać się na swój peron. Strasznie daleko! Poza tym nie jest łatwo wejść do dworca. Na stary dworzec podróżni dostają się z poziomu ulicy Dworcowej, co dla pasażerów, którzy przyjechali tramwajem jest bardzo niewygodne, bo trzeba walizy tachać po schodach (po pokonaniu masy głupich wysepek i przejść dla pieszych). Teraz na Dworcową nie trzeba schodzić, ale za to trzeba przejść większość Mostu Dworcowego, bo wejście jest daleko. Może do 2013 będzie lepiej, ale na razie jest nienadzwyczajnie.
Park Sołacki w maju
Bydgoszcz

Dwa dni temu byłem w Bydgoszczy – mieście, o które jest stolicą województwa kujawsko-pomorskiego, niezbyt lubi się z Toruniem i o którym można w przewodnikach przeczytać, że jest „rozwijającą się metropolią”. Jechałem tam z obrazem „bydgoskiej Wenecji” i bulwarów nad Brdą w głowie. Gdy z niego wyjeżdżałem, budził jednak we mnie mieszane uczucia.
Metropolia to to raczej nie jest – 400 tys. mieszkańców. Choć miasto sili się na nowoczesność, to niestety jest raczej dosyć prowincjonalne. Nie ma tam tylu ludzi i tyle ruchu co we Wrocławiu czy w Poznaniu. Ale to nie znaczy, że nie jest piękne.
Gdy wysiadłem z pociągu, obraz był dosyć przerażający, ale przerażający obraz przy dworcu kolejowym, to raczej norma polskich miast. Ani w Kaliszu, ani w Poznaniu nie jest lepiej. W kierunku centrum szedłem ulicą Dworcową, która na początku zbyt ładna nie była. Z każdym krokiem robiło się coraz ciekawiej. Centrum, to właściwie skrzyżowanie ulic Dworcowej i Gdańskiej – tam zaczęło mi się podobać. Dalej, było tylko lepiej.
Nieopodal jest Plac Wolności (jak w Poznaniu); idąc w kierunku południowym, zbliżamy się do Brdy. Ulicą Mostowa dochodzi się do Starego Rynku. Na jego środku stoi dosyć paskudny pomnik, ale sama starówka jest bardzo ładna. Największą jednak atrakcją – i słusznie – jest Wyspa Młyńska, czyli prawdziwa „Wenecja”. Warto było się tam wybrać.


Weekend całotygodniowy
Do wakacji pozostało… 56 dni. Przynajmniej do tych moich. Tymczasem teraz dobiega najdłuższy weekend majowy, jaki pamiętam – który trwał właściwie cały tydzień. Jak dla mnie, to mógłby być jeszcze dłuższy. Do końca zajęć pozostał miesiąc. Zajęcia na studiach lubię, ale jeżdżenie do Poznania jest okropnie męczące.
Tydzień temu dostałem wiadomość, która zaczynała się tak:
jesteśmy pod wrażeniem Twojej aplikacji i rozmowy rekrutacyjnej. Dziękujemy za poświęcony czas, zainteresowanie projektem oraz chęć współpracy.
Oznacza to, że zostałem przyjęty do grona wolontariuszy miast-gospodarzy na czas mistrzostw w piłce nożnej. Świetnie! Taka okazja może się nie powtórzyć. Marzyłem o tym, by zostać wolontariuszem na olimpiadę w Londynie, ale nic z tego nie wyszło. Może kiedyś…

Koleje na zdjęciach
Dzisiaj dalej będę się pastwić nad kolejami, ze szczególnym uwzględnieniem Przewozów Regionalnych. A że obraz wart jest tysiąca słów, zamieszczam zdjęcia toalety z pociągu Przewozów Regionalnych, z której miałem wątpliwą przyjemność korzystać.
W ramach ciekawostki: zdjęcia z budowy nowego dworca w Poznaniu.
Podpisy i więcej zdjęć tutaj.