Las wczesną wiosną

Rezer­wat w zróż­ni­co­wa­nym lesie jest cie­ka­wy o każ­dej porze roku. Jeśli wystę­pu­je w nim epi­zo­dycz­ny stru­mień, to jesz­cze lepiej. Na wio­snę napeł­nia się wodą. Nie­ste­ty szyb­ko wysycha. 

Zobacz tak­że: Zimą w lesie

Wawel w zbliżeniach

Kra­ków to może tro­chę nud­ny temat, nie raz już o nim pisa­łem. Jed­nak już sam Wawel jest takim miej­scem, gdzie trze­ba wra­cać i za każ­dym razem zoba­czy się coś inne­go. A gdy ten Wawel jest zupeł­nie pusty, to jest jesz­cze lepiej.

Opustoszały Kraków

Tak się sta­ło, że po pół­to­ra­rocz­nej prze­rwie zno­wu musia­łem poje­chać do Kra­ko­wa. Pan­de­mia spra­wi­ła, że mia­sto jest zupeł­nie inne i wyglą­da tro­chę jak makie­ta. Szko­da, że zawsze nie jest tak pusto.

Była sobo­ta, od rana był mróz, spa­dły 2 cm śniegu.


Tym­cza­sem wieczorem


Daw­niej

Wie­czo­rem w Krakowie

Kra­ków czarno-biały

Gołuchów zimą

Zło­śli­wi mówią, że głów­ną atrak­cją Kali­sza jest Gołu­chów, cho­ciaż nie znaj­du­je się w Kali­szu, tyl­ko kil­ka kilo­me­trów dalej, w dodat­ku w powie­cie ple­szew­skim. Gołu­chów to las, zalew, pla­ża, ale przede wszyst­kim zabyt­ko­wy pałac z roz­le­głym par­kiem i arbo­re­tum. No i dodat­ko­we atrak­cje, jak muzeum leśnic­twa czy zagro­da zwie­rząt: żubry, danie­le, dzi­ki itd.

Jak­by się dobrze zasta­no­wić, to w oko­li­cach Kali­sza są jesz­cze inne war­te zoba­cze­nia pała­ce (Lew­ków, Dobrzy­ca), ale Gołu­chów jest naj­le­piej zna­ny. Znaj­du­je się pod opie­ką Muzeum Naro­do­we­go w Pozna­niu. W samym pała­cu znaj­du­ją się war­to­ścio­we zbio­ry, jak choć­by kolek­cja antycz­nych grec­kich waz.

Była to sie­dzi­ba rodo­wa któ­re­goś z ary­sto­kra­tycz­nych pol­skich rodów, ale praw­dę mówiąc, ja się nie wyzna­ję na tych wszyst­kich gene­alo­giach. Wiem tyl­ko, że wła­ści­cie­le Gołu­cho­wa byli sko­li­ga­ce­ni m.in. z wła­ści­cie­la­mi Kór­ni­ka; nie przy­pad­ko­wo tak­że obok obu tych pała­ców znaj­du­je się arboretum.

W Gołu­cho­wie byłem nie raz, ale za to pierw­szy raz zimą i to w dodat­ku w cza­sie, gdy powo­li się ściem­nia­ło. Oto­cze­nie pała­cu zimą jest rów­nie malow­ni­cze, jak latem. Szko­da tyl­ko, że nie było śnie­gu. Ale pew­nie jesz­cze tam wrócę.

Pałac od dru­giej strony

Gołu­chów latem: Do Gołu­cho­wa – lipiec 2011

Zima i śnieg

Na prze­ło­mie lute­go i stycz­nia moż­na powie­dzieć, że wresz­cie poja­wi­ła się zima. Tem­pe­ra­tu­ry znacz­nie spa­dły i spadł śnieg. Nie wia­do­mo, na jak dłu­go, więc trze­ba te oko­licz­no­ści przy­ro­dy uwiecz­nić na zdjęciach.

Kalisz wieczorem

Kalisz nie jest zbyt ład­nym mia­stem, nie ma zabyt­ków, jest brud­ny i zapusz­czo­ny. Ale nawet zimą i nawet wie­czo­rem da się zna­leźć miej­sca cał­kiem uro­kli­we. Oczy­wi­ście, o ile się je odpo­wied­nio sfotografuje 🙂

Wreszcie zima

Pomi­mo wszyst­kich klęsk któ­re przy­niósł rok 2020, pogo­do­wo nie było aż tak źle, jak w latach poprzed­nich. Przede wszyst­kim nie było takiej strasz­nej suszy, jak w kil­ku wcze­śniej­szych latach. Wio­sną i latem padał deszcz. Na łąkach poja­wi­ły się kwia­ty. Poza tym, nie było też takich wiel­kich upa­łów jak w kil­ku poprzed­nich latach i nie były aż tak intensywne.

Widok na Pro­snę od stro­ny Par­ku Miej­skie­go w Kaliszu

Zima zapo­wia­da­ła się byle­jak, czy­li tak, jak od jakiś kil­ku lat. Czy­ta­łem, że ostat­nio śnieg na Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia był 2012 roku. Jest to cał­kiem moż­li­we. Zimy są ostat­nio krót­kie, suche i łagod­ne. Nie ma wiel­kich mro­zów. Podob­nie w tym roku, jesz­cze w grud­niu cały czas tem­pe­ra­tu­ra była dodat­nia, spo­ra­dycz­nie spa­da­ła poni­żej 0. Pierw­szy raz mi się zda­rzy­ło, żebym w grud­niu, w trak­cie urlo­pu, jeź­dził na rowe­rze – było kil­ka stop­ni cie­pła i pogo­da to umożliwiała.

Od kil­ku już lat praw­dzi­wie zimo­wa pogo­da przy­cho­dzi dopie­ro na począt­ku nowe­go roku. Tak było rów­nież w tym roku. Ale nie tyl­ko jest mróz, ale rów­nież nawet spadł śnieg. Nie­wie­le, ale zawsze coś. Moż­na było zro­bić kil­ka zdjęć.

A podob­no tej nocy ma przyjść „bestia ze wscho­du”, czy­li tem­pe­ra­tu­ra ma spaść do minus kil­ku­na­stu stop­ni poni­żej zera. Teraz robi to na nas wra­że­nie. Ale pamię­tam, jak jesz­cze w cza­sach lice­al­nych tem­pe­ra­tu­ra w sty­lu ‑20 nie była niczym nadzwyczajnym.

Zima w poprzed­nich latach:

gru­dzień 2018

luty 2016

sty­czeń 2016

gru­dzień 2015

gru­dzień 2014

gru­dzień 2012

gru­dzień 2011

gru­dzień 2010

gru­dzień 2009


Wresz­cie na koniec:
w cze­lu­ściach kom­pu­te­ra zna­la­złem kil­ka zdjęć zimy z 2012 roku.

Wspomnienie z Rogalina

Pałac w Rogalinie

Roga­lin znaj­du­je się pod Pozna­niem. Pałac był sie­dzi­bą rodo­wą Raczyń­skich. Wię­cej na jego temat moż­na zna­leźć na stro­nie inter­ne­to­wej muzeum, któ­re nim obec­nie zarzą­dza. Nie­opo­dal znaj­du­je się tak­że pałac w Kór­ni­ku, o bar­dzo cie­ka­wej archi­tek­tu­rze i pięk­nym ogro­dzie wokół. Nie­ste­ty zwie­dza­nie temu pała­cu koja­rzy mi się głów­nie z muze­al­ny­mi kap­cia­mi, któ­rych zakła­da­nie jest trau­mą na całe życie.

W środ­ku roga­liń­skie­go pała­cu nigdy nie byłem. Ale war­te zoba­cze­nia są tere­ny wokół nie­go, mię­dzy inny­mi baro­ko­wy ogród. Jest tam pięk­nie o każ­dej porze roku. Byłem tam zarów­no latem, jak i póź­ną jesie­nią. Te zdję­cia zro­bi­łem w listo­pa­dzie 2020 roku; jesień była już zaawan­so­wa­na. Z powo­du epi­de­mii wokół było zupeł­nie pusto, choć była to sobota.

Cie­ka­wy jest nie tyl­ko sam ogród pała­co­wy. Parę­set metrów za nim znaj­du­ją się roga­liń­skie dęby. War­to tak­że zejść nad roz­le­wi­ska War­ty i malow­ni­cze starorzecze.

Zimą w lesie

Wbrew pozo­rom zima jest bar­dzo dobrym okre­sem na wyciecz­ki. Jest duża zale­ta – nie jest gorą­co. Kra­jo­braz jest zamglo­ny, widocz­ność jest gor­sza, kolo­ry sta­ją się bar­dzo sto­no­wa­ne. Moż­na się dostać w miej­sca, któ­re nor­mal­nie są zarośnięte.

Zobacz tak­że wio­snę.

Na styku trzech województw (Byczyną, Bolesławiec)

W Byczy­nie mia­łem oka­zję być już dwa razy, ale to takie miej­sce, do któ­re­go chce się wra­cać (podob­no dru­gie takie to Chełm­no, ale nie­ste­ty nie mia­łem jesz­cze oka­zji go zoba­czyć). O tym mia­stecz­ku już pisa­łem jakiś czas temu.

Z Kali­sza na połu­dnie pro­wa­dzi dro­ga woje­wódz­ka numer 450. Dro­ga for­mal­nie łączy Kalisz z Wie­ru­szo­wem, ale w rze­czy­wi­sto­ści cią­gnie się jesz­cze kil­ka kilo­me­trów dalej i za Opa­to­wem łączy się z dro­gą kra­jo­wą numer 11 bie­gną­cą w kie­run­ku Ślą­ska. Tak więc ta dro­ga w więk­szo­ści prze­bie­ga przez woje­wódz­two wiel­ko­pol­skie, ale na pew­nym odcin­ku prze­ci­na tak­że woje­wódz­two Łódz­kie (w koń­cu Wie­ru­szów jest w woj. łódz­kim). Nato­miast kil­ka kilo­me­trów od miej­sca, gdzie ta dro­ga krzy­żu­je się z dro­gą kra­jo­wą, roz­po­czy­na się woje­wódz­two opol­skie. W tym rejo­nie jest kil­ka cie­ka­wych miejsc, nawet jeśli na pierw­szy rzut oka wyglą­da odpychająco.

Byczy­ną znaj­du­je się w woje­wódz­twie opol­skim, wła­ści­wie na gra­ni­cy Opolsz­czy­zny z Wiel­ko­pol­ską. Ale kil­ka kilo­me­trów wcze­śniej, za Wie­ru­szo­wem, znaj­du­je się miej­sco­wość Świę­ty Roch, a w niej zabyt­ko­wy drew­nia­ny kościół p.w. św. Rocha. Wokół kościo­ła znaj­du­je się cmen­tarz, a na nim potęż­ne drzewa.

Kościół św. Rocha w miej­sco­wo­ści Św. Roch nie­opo­dal Wieruszowa

O Byczy­nie trud­no coś wię­cej napi­sać. Moż­na przez kil­ka­dzie­siąt minut powę­dro­wać po byczyń­skiej sta­rów­ce (zupeł­nie auten­tycz­nej), oto­czo­nej impo­nu­ją­cy­mi śre­dnio­wiecz­ny­mi mura­mi. Od mojej ostat­niej wizy­ty w mia­stecz­ku pół­to­ra roku temu nic się wła­ści­wie nie zmie­ni­ło, poza tym, że z racji epi­de­mii wszyst­ko jest wła­ści­wie w tej chwi­li zamknię­te. Nie­mniej jed­nak cały czas robi spo­re wrażenie.

W tym samym cza­sie, w któ­rym odkry­łem Byczy­nę, dowie­dzia­łem się tak­że o znaj­du­ją­cym się nie­opo­dal Bole­sław­cu (nad Pro­sną, w odróż­nie­niu od bar­dziej zna­ne­go Bole­sław­ca w woj. dol­no­ślą­skim). Aby doje­chać do Bole­sław­ca, nale­ży jesz­cze w woje­wódz­twie wiel­ko­pol­skim zje­chać z dro­gi kra­jo­wej numer 11 (nie­opo­dal miej­sca, w któ­rym do tej dro­gi docho­dzi DW 450) i poje­chać na wschód. Po dro­dze mija się Pro­snę, któ­ra wła­ści­wie sta­no­wi gra­ni­cę pomię­dzy woje­wódz­twa­mi wiel­ko­pol­skim i łódz­kim. Sam Bole­sła­wiec poło­żo­ny jest już w woje­wódz­twie łódzkim.

Tak ta dro­ga powin­na wyglą­dać przy­naj­mniej zazwy­czaj; obec­nie z powo­du remontu/budowy mostu na Pro­śnie, naj­prost­sza dro­ga jest zamknię­ta dla ruchu i trze­ba jechać tra­są okrężną.

W Bole­sław­cu znaj­du­je się inna zabyt­ko­wa śre­dnio­wiecz­na atrak­cja, tj. basz­ta wznie­sio­na przez Kazi­mie­rza Wiel­kie­go. W śre­dnio­wie­czu był to ele­ment for­ty­fi­ka­cji posa­do­wio­nych na gra­ni­cach ówcze­snej Pol­ski. W Wiel­ko­pol­sce nie ma wie­lu tego rodza­ju zabyt­ków. Podob­na Basz­ta znaj­du­je się też w Ostrzeszowie.

Pod­su­mo­wa­niem wyciecz­ki była krót­ka wizy­ta w Kęp­nie i w Ostrze­szo­wie. W Kęp­nie do cie­ka­wych zabyt­ków nale­ży zam­ko­wa pocz­ta i ruiny syna­go­gi (ruiny – nie­ste­ty). W Ostrze­szo­wie, poza wspo­mnia­ną basz­tą, wart zoba­cze­nia jest tak­że kościół farny.

Nie była to może naj­cie­kaw­sza z moich wycie­czek, ale trud­no wymy­ślić coś lep­sze­go w cza­sach pan­de­mii, gdy wszyst­kie atrak­cje są pozamykane.