Znowu wybrałem się na obrzeża Puszczy Pyzdrskiej – nie byłem w tych okolicach prawie rok. Natomiast ostatni raz na cmentarzu w Piskorach ostatni raz byłem 2 lata temu, w 2019 roku, we wrześniu. W sumie teraz pojechałem tam trzeci raz: pierwszy raz przypadkowo znalazłem się tam na wiosnę 2017 roku.
Piskory to typowa osada olęderska: czyli wieś na skraju lasu. Dlatego jest tam inaczej niż w typowym, „porządnym” lesie – jednak są tam ludzie i jakieś ślady życia. Las jest lichy: są tam tylko rachityczne sosny – ale to typowe dla „Puszczy”. Żeby zobaczyć lepszy las trzeba iść daleko w głąb.
Ta wycieczka wcale mnie nie zbliżyła do poznania lepiej Puszczy Pyzdrskiej – cały czas nie miałem jeszcze okazji zwiedzieć jej, jak należy. Szkoda, bo nie wiem, czy te okolice przetrwają w takim kształcie…
Parę tygodni temu wybraliśmy się w okolice Ślęzy. To góra znajdująca się nieopodal Wrocławia – i chyba jest to najbliższa solidna góra w niewielkiej odległości od Południowej Wielkopolski. Znajduje się na drodze w kierunku Sudatów, ale do tych gór jest jeszcze parę kilometrów. Natomiast trochę bliżej Pogórze Kaczawskie.
Można się było spodziewać tego, że w sobotę będzie tam pełno wrocławskich niedzielnych turystów, i faktycznie tak było. Ludzie w klapkach, sandałach i trampkach to tam norma. Niestety w weekend turystów jest tam zdecydowanie zbyt wielu.
Natomiast ja szedłem szlakiem niebieskim od Przełęczy Tąpadła, który jest bardziej wymagający (czuje się już tam, że są to góry) i tam ludzi jest zdecydowanie mniej, i co więcej, miałem wrażenie, że większość z nich szlakiem niebieskim schodzi a nie wchodzi. Natomiast szlak żółty jest żenujący (z turystycznego punktu widzenia) – zwykła droga przez las, tyle że stroma.
To wszystko nie zmienia tego, że rzeczywiście Ślęża jest bardzo ciekawa krajobrazowo – nie brakuje tam ładnych miejsc. Miałem wrażenie, że stoki są porośnięte lasem liściastym, więc to kolejny plus. Trzeba się tam wybrać jesienią. Miejsce jest warte odwiedzenia i myślę, że jeszcze tam pojadę.
Las bukowy
Łatwe odcinki też są
Szlak niebieski jak w prawdziwych górach
Skały
Kościół na Ślęzy od strony szlaku niebieskiego
Na szczycie jest schronisko, stacja nadawcza, polana, miejsca do palenia ogniska. Trochę jak przy schronisku na Morskim Oku, chociaż rzecz jasna na mniejszą skalę. No i kościół; żeby wejść na jego wieżę trzeba dobrowolnie (czyt. obowiązkowo) kupić „cegiełkę” – prawdę mówiąc wolałbym już normalny bilet niż jakąś tandetę. Przy kościele krzyż „ścięty przez współczesnych satanistów” [???] 🤣
Lato w tym roku, podobnie jak w poprzednim, nie jest gorące (w ogóle mi to nie przeszkadza) i często jest burzowo-deszczowe. Takie właśnie było tydzień temu, gdy ponownie wybrałem się nad Prosnę. Na północ od Kalisza Prosna raźno zmierza w kierunku swojego ujścia do Warty, które znajduje się koło Pyzdr. W Kaliszu Prosna jest rozlazła i płytka. Poza miastem jest raczej wąska, głęboka, z rwącym nurtem.
W miejscu, które odwiedziłem, okolona jest łąkami i polami. Pośród nich biegną nieciekawe polne drogi, które tego dnia były bardzo błotniste.
Prosna
Aleja drzew wzdłuż drogi – coraz rzadszy widok
Meandry Prosny
Błotnista droga wśród pól
Jaz na rzece
Zdjęcia są czarno-białe bo i tak było bardzo pochmurno – kolory są więc niepotrzebne.
W południowej Wielkopolsce można natrafić także na lasy dębowe. Nie ma takich miejsc zbyt wiele, są raczej niewielkie. Udałem się do rezerwatu i otaczających go lasów już któryś raz z kolei, ale tym razem wycieczka była najbardziej udana. Przeszedłem po tym lesie ponad 5 km. Poprzednim razem byłem tam 1,5 roku temu i pamiętam, że było koszmarnie zimno (był to koniec listopada). W gruncie rzeczy do zwiedzania lasu lepsza jest jesień czy zima. Szczególnie jesienią las liściasty wygląda efektownie. Natomiast latem jest jak w puszczy. Trudno się tam w ogóle poruszać, a wilgotność i ciepło niestety przyciągają komary. Tego dnia było mocno zachmurzone, deszcz wisiał w powietrzu.
Wakacje dla mnie nie są w tym roku zbyt ciekawe, ponieważ spędzę je na oczekiwaniu na rozpoczęcie nowej pracy. Nie mam już zupełnie urlopu, więc nie mogę też nigdzie dalej pojechać. Zostają mi tylko krótkie wycieczki w pobliżu Kalisza. Staram się jeździć na rowerze, ale pogoda jest byle jaka. Raz upał, czasem silny wiatr zrzucający z roweru, do tego burze, ulewy, a czasami wszystko na raz. W Niemczech i Holandii trwają katastrofalne powodzie, dobrze że chociaż u nas tego nie ma, chociaż były momenty niewesołe.
Na rowerze można się wybrać na przykład w Dolinę Swędrni, która jest na wyciągnięcie ręki, chociaż zwiedzanie jej, w szczególności na rowerze, nie jest łatwe – ze względu na ukształtowanie terenu.
Las jest ładny o każdej porze roku, chociaż mnie chyba najbardziej podoba się zimą. Wtedy nie ma tylu krzaczorów i można wejść w miejsca, które o innych porach roku są zarośnięte, a przez to niedostępne. Latem trzeba zadowolić się chodzeniem po ścieżkach.
W tych okolicach Barycz nie jest już strumyczkiem, jak w Przygodzicach
Kilka razy już pisałem na tej stronie o Dolinie Baryczy. Ale trudno jednym zdaniem napisać, o co tak naprawdę chodzi. I sytuacja jest ty podobna jak w przypadku Puszczy Pyzdrskiej – sam próbuję te miejsca zrozumieć od kilku lat i nie do końca mi wychodzi. Dolina Baryczy to kraina rozciągająca się na terenie Dolnego Śląska i południowej Wielkopolski; jest to teren, przez który przepływa rzeka Barycz. Ta rzeka swój początek ma na terenach znajdujących się na południe od Ostrowa Wielkopolskiego i Kalisza. Nie wiem, gdzie dokładnie. Na tych terenach początek mają dwie rzeki: Barycz, ale jest jeszcze Ołobok, rzeczką znacznie mniejsza, która płynie w przeciwnym kierunku i po paru kilometrach wpada do Prosny (niedaleko wsi Ołobok).
Przygodzice są pierwszą większą miejscowością, gdzie można Barycz zaobserwować – tam jest tylko nieznaczącym strumieniem. Dalej jednak sytuacja się zmienia, rzeka staje się szersza, a jej nurt jest bardziej wartki.
Jak można przeczytać w literaturze fachowej (czy też w internecie), charakterystyczną cechą Baryczy jest niewielki spadek, co sprawia, że nurt rzeki wije się leniwie; sprzyja to tworzeniu się rozlewisk, bagien, terenów podmokłych.
Wokół Baryczy powstało wiele kompleksów stawów. Najpierw, w okolicach Antonina, znajduje się rezerwat „Wydymacz” – tam jest staw położony pośród lasu. Potem są Stawy Przygodzickie (wiedzie między nimi szlak turystyczny); jeżdżę tam co roku od kilku lat. Zdjęcia są na przykład tutaj. Natomiast najwięcej stawów jest w okolicach Milicza.
W tym roku pierwszy raz udało mi się wybrać trochę dalej, bardziej w głąb kompleksów stawów przygodzickich. Są tam szlaki turystyczne, jest co oglądać. W okolicach Dolnego Śląska Barycz zamienia się już w poważną rzekę.
Moim marzeniem jest dokładniejsza penetracja terenów Doliny Baryczy; jak na razie widziałem tylko niewielkie fragmenty i mam poczucie niedosytu. Ideałem byłoby zabrać ze sobą rower i zwiedzać te tereny (a są to spore odległości) na dwóch kółkach.
Pierwszy wpis z Krakowa zamieściłem w 2016 roku, czyli 5 lat temu. Teraz moje cykliczne wyjazdy do stolicy Małopolski pewnie dobiegną końca, a przynajmniej nie będą już regularne.
W to miejsce wracam już od 5 lat co roku w marcu. Ale jakoś tak się stało, że poprzedni (i jedyny raz) jakieś zdjęcia z tego miejsca wrzuciłem 2 lata temu.
Stawy przygodzickie to w gruncie rzeczy nic nadzwyczajnego. Asfalt, śmieci, dziurawa droga, trochę wody, pola, rów, ptaki, znowu śmieci. Ale za pierwszym razem zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie, przede wszystkim ze względu na to, że są naprawdę duże. A druga kwestia jest taka, że to właśnie na południe od Ostrowa Wielkopolskiego rozpoczyna się Dolina Baryczy. Jak każdy wie, Dolina Baryczy uchodzi za miejsce wyjątkowo ładne. Niestety do tej pory nie miałem okazji zbadać jej dokładnie.
Jak się spojrzy na mapę, to widać wyraźnie, że od tego miejsca, w kierunku zachodnim, wije się Barycz. W okolicach Przygodzic jest to bardzo bylejaka, wąska, płytka rzeka. Ale za Odolanowem to już zupełnie co innego. Barycz otoczona jest kilkoma kompleksami stawów, które zasila. Stawy przygodzickie to pierwszy z tych kompleksów.
Trzcina nad stawami
Łabędzie (?) na polu
Staw bez wody
Krajobraz jest raczej monotonny, nic szczególnego; trudno w południowej Wielkopolsce znaleźć tereny atrakcyjne przyrodniczo. Stawy są siedliskiem dla bardzo wielu ptaków, które jednak bardziej słychać niż widać. Bez lornetki trudno cokolwiek zobaczyć, bo ptaki nie są przy brzegu, tylko wolą spokój na środku stawów, z dala od ludzi.
Dla osób, które chciałyby się wybrać w te okolice, dodam, że przebiega tamtędy czarny szlak turystyczny, którym można się poruszać.
Rezerwat w zróżnicowanym lesie jest ciekawy o każdej porze roku. Jeśli występuje w nim epizodyczny strumień, to jeszcze lepiej. Na wiosnę napełnia się wodą. Niestety szybko wysycha.
Kraków to może trochę nudny temat, nie raz już o nim pisałem. Jednak już sam Wawel jest takim miejscem, gdzie trzeba wracać i za każdym razem zobaczy się coś innego. A gdy ten Wawel jest zupełnie pusty, to jest jeszcze lepiej.
Tak się stało, że po półtorarocznej przerwie znowu musiałem pojechać do Krakowa. Pandemia sprawiła, że miasto jest zupełnie inne i wygląda trochę jak makieta. Szkoda, że zawsze nie jest tak pusto.
Była sobota, od rana był mróz, spadły 2 cm śniegu.