Zbliża sie połowa grudnia. Rok temu o tej porze była już zima pełną gęba, bo chociaż spadł śnieg. W tym roku temperatura jest w okolicach zera, ale nic poza tym. To jednak dobry moment, żeby wspomnieć późnojesienną wycieczkę do Doliny Baryczy.
Już w maju, gdy wędrowałem przez Stawy Milickie w Dolinie Baryczy, stwierdziłem, że dobrym pomysłem byłoby odwiedzić to miejsce jesienią. Tak więc w tym roku w listopadzie po raz pierwszy o tak późnej porze zdecydowałem się, żeby pojechać nad Barycz.
Stawy
Okazało się, że był to bardzo dobry wybór. Na dodatek, stawy jesienią wyglądają chyba jeszcze ciekawiej i bardziej intrygująco, niż wiosną. Miejsce jest w ogóle bardzo ciekawe. Jest to już jednak Dolny Śląsk i wszystko wygląda odrobinę inaczej. Przechodzi się przez jaz z jakąś zabytkową maszynerią. Dookoła stawów znajdują się tajemnicze lasy. Na rozstaju dróg znajduje się coś w rodzaju nagrobka (słabo już czytelnego). Dotarłem także do miejsca, gdzie – według mapy, setki lat temu znajdowało się grodzisko.
Pierwszy rzut oka na stawyResztki grodziskaBarycz za trzcinami
Od dawna już planowałem, żeby lepiej spróbować poznać południową część Puszczy Pyzdrskiej. Już we wrześniu pierwszy raz od kilku lat odwiedziłem te okolice. Teraz nastał grudzień, więc to idealna pora, żeby w końcu lepiej poznać te strony.
Postanowiłem powędrować wzdłuż Bawołu, tzn. rzeczki biegnącej przez Puszczę Pyzdrską i wpadającej do Warty (niektóre źródła podają, że jest to dopływ Czarnej Strugi; inne, że sam Bawół to Czarna Struga). Doliną tej rzeki, inspirowany internetowymi wpisami lokalnego wędrowca, chciałem dotrzeć do Starych Borowców, tzn. prawie opuszczonej wsi na południowym skraju Puszczy.
Pierwszy raz przypadkowo w te strony trafiłem w marcu 2017 roku, gdy pierwszy raz pojechałem zwiedzać Pyzdry, a potem chciałem odwiedzić również leśną część Puszczy.
Zacząłem wędrówkę w Młyniku (okolice Zbierska) i stamtąd szedłem wzdłuż rzeki aż doszedłem do Starego Borowca. To ok. 5 – 7 kilometrów.
Niby niedaleko, ale idzie się powoli. Nie ma ścieżki, trzeba przedzierać się przez dzikie ostępy. Dlatego też przejście tej trasy możliwe jest chyba tylko zimą. Podejrzewam, że latem uniemożliwiłaby to bujna roślinność. Z resztą i tak nie było łatwo, bo miejscami trzeba było przedzierać się przez powalone drzewa, gałęzie i krzaki. Momentami wędrówka była męcząca.
Ale było warto. Pomimo lekkiego deszczyku mogłem podziwiać nostalgiczne krajobrazy rzeki wijącej się przez las. Pod wieloma względami Bawół jest podobny do Swędrni. Rzeka ma podobne „gabaryty” – ok. 2 – 3 metrów szerokości i raczej niezbyt głęboko. Wije się powoli przez lasy, łąki i pola. Widać wyraźnie ślady działalności bobrów: tzn. ponadgryzane drzewa, powalone wielkie pnie, czy dziwne ślady na ziemi, świadczące o tym, że ktoś lub coś ciągnął coś w kierunku wody.
W końcu doszedłem do Starego Borowca, gdzie można przejść przez most. Wieś sprawia dosyć przygnębiające wrażenie, bo to kilka domów na krzyż. Niby środek Wielkopolski, a daleko od cywilizacji. Nie znalazłem zbyt wielu śladów po osadnictwie olęderskim. Udało mi się dotrzeć do resztek starego cmentarza, ale jest w złej formie (zob. stare cmentarze). Widać, że nikt o niego nie dba. Napisy na grobach są nieczytelne. Wiele nagrobków jest poprzewracanych i niedługo zniknie wśród trawy. W trawie leży przewrócony Krzyż.
Powróciłem do Młynika łatwiejszą trasą. Chociaż przedzieranie się przez las i tak momentami było kłopotliwe.
Bawół patrząc w kierunku południowymBobrza robotaŁąki w Starym BorowcuŚlady po starej zabudowiePodobno dawna szkołaResztki cmentarzaGrzybiarzu, zachowaj czystość
Jak co roku od kilku lat na przełomie listopada i grudnia wybrałem się na północny skraj Puszczy Pyzdrskiej do Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Poprzednim razem byłem w tych okolicach w kwietniu (i pamiętam, że było wtedy strasznie zimno).
Najpierw wybrałem się do wyjątkowo malowniczego miejsca, jakim jest ujście Prosny do Warty. Jednak tym razem odkrywałem to miejsce od strony Żerkowa, czy – jak kto woli – od zachodu. Tam trzeba się nawędrować o wiele dalej, żeby dojść do celu podróży, ale było warto.
Wały przeciwpowodziowe od strony ŻerkowaUjście Prosny do Warty
Potem pojechałem do właściwej części Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Paradoksalnie, Warty tam nie widać. Są za to piękne łąki, rozlewiska, strumienie, pola i stawy. No i wydmy śródlądowe.
Zainspirowany wpisami na Facebooku pewnego lokalnego wędrowca, postanowiłem sprawdzić, jak wygląda Dolina Bawołu, który tamtędy przepływa. Bawół to rzeczka podobna do Swędrni, chociaż w tym miejscu, w którym byłem, nie jest aż tak malowniczo położona. Myślę, że zimą wybiorę się tam ponownie, aby lepiej przyjrzeć się tym okolicom.
Jak już pisałem, Puszcza Pyzdrska nazywana jest „puszczą” na wyrost – bo to głównie sosny jak zapałki. Ale wynika to z tego, że są tam bardzo słabe gleby, co jest jedną z cech charakterystycznych tych okolic. Nie brakuje jednak ładnych miejsc.
Przede wszystkim jednak nawet na południowym skraju Puszczy widać ślady przeszłości: właśnie opuszczony cmentarz, czy puste stare domostwo. Atutem Puszczy jest to, że jest to całkowicie na uboczu.
Opuszczone gospodarstwoBawół
Niestety nie brakuje i patologii. Również do Puszczy dociera chaos urbanistyczny. Zaczynają pojawiać się nowe domy, które nie mają nic wspólnego ze skromnymi chatami olęderskim, które wtapiały się w tło. W środku lasu można spotkać pełno „terenów prywatnych”, „terenów monitorowanych”, mury, a nawet zasieki z drutu kolczastego. Urbanistyczna samowola na całego.
Mur w lesieDrut kolczasty, monitoring… i co jeszcze?Niby ktoś chce mieszkać „w domku pod lasem”, ale jednak odgradza się od tego lasu siatką maskującą…
Wczoraj przypadkowo trafiłem do Doliny Swędrni i było tam wyjątkowo pięknie. Ponoć przekroczony jest stan ostrzegawczy, ale rzeczka w razie czego ma się gdzie rozlać.
Jest już wrzesień. Lato to nie jest dobra pora na odwiedzanie lasu (już kiedyś wspominałem, że najlepsza pora to późna jesień, zima, wczesna wiosna) – komary, kleszcze, krzaki uniemożliwiające wejście w niektóre zakamarki. Z jednej strony latem można w lesie znaleźć ochłodę, ale z drugiej strony czasami jest zbyt duszno (szczególnie po deszczu) i taki spacer może być też bardzo męczący.
Na początku września czuć już, że lato się kończy. W dzień może być ciepło, ale ranki i wieczory są wyraźnie chłodniejsze. W ostatni weekend był upał, po którym obecnie nie ma już śladu. A jeszcze tydzień wcześniej pogoda była na tyle sprzyjająca, że można było się wybrać do mojego ulubionego lasku (tzn. jednego z ulubionych) na dłuższy spacer.
Tydzień temu pojechałem do dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie. Dla każdego, kto czytał „Noce i dnie”, jest to wycieczka obowiązkowa, bo nie jest tajemnicą, że powieść była wzorowana na życiu samej autorki, która swoją młodość spędziła właśnie w Russowie. I tam też rozgrywa się część akcji powieści.
Dworek poprzednim razem odwiedziłem w maju 2019 roku, czyli 5 lat temu. Od tego czasu całkiem sporo się zmieniło, bo przeprowadzono remont. Ogród i park są bardziej zadbane. Wnętrze dworku zostało odnowione, a ekspozycja jest bardziej atrakcyjna.
Niestety przez cały weekend lał deszcz, więc zdjęcia też są dosyć deszczowe.
W parku otaczającym dworek znajduje się niewielki skansen, a – jak wiadomo, ja uwielbiam skanseny. Tutaj też jest kilka ciekawych obiektów; niestety teraz były pozamykane.
Pierwsza połowa maja była ciepła i bardzo sucha. Tydzień temu temperatura dochodziła do ok. 25 stopni – deszczu nie było od dawna.
Dlatego w lesie, przy tej słonecznej i suchej pogodzie, czułem się, jakby było lato. Pojechałem do niedalekiego lasku, który bardzo lubię. Niestety przedwcześnie wypędziła mnie z niego burza. Wkrótce potem rozpoczęło się, trwające od tygodnia, pasmo burz i ulew.
Gdyby uznać, że stawy przygodzickie to część Doliny Baryczy (a jakby nie było, leżą nad Baryczą), to w Dolinie Baryczy byłem już drugi raz w tym roku.
Jednak w maju zawsze jeżdżę w ciekawsze i bardziej przyrodniczo zróżnicowane miejsca, tzn. nad stawy milickie. A właściwie nad sam ich początek, tzn. w okolice kompleksu Potasznia, bo przy wycieczkach jednodniowych zwykle trzymam się zasady, że jeżdżę do miejsc oddalonych nie dalej niż na ok. godzinę jazdy samochodem.
Nadal to miejsce bardzo lubię, chociaż najlepszy do eksploracji byłby rower – którego póki co niestety nie jestem w stanie zabrać.
Było w tym roku bardzo ciepło, bo w długi weekend majowy temperatura dochodzi do 27 stopni. Jest też bardzo sucho, deszcz od dawna nie padał, co skutkuje chociażby dosyć niskim stanem Baryczy.
Słońce było oślepiające, co źle wpływa na zdjęcia. Pomimo wszystko, wędrówka była udana. Ciekawa jest nie tylko przyroda, ale także ślady po dawnym zaborze pruskim, który tu był do 1918 roku: np. zagubiony wśród łąk tajemniczy nagrobek z niemieckimi napisami albo urządzenia na jazie z informacją, że zostały wyprodukowane przed stu laty. Widać też taką charakterystyczną rzecz, jak stacje transformatorowe w kształcie ceglastych wież – są stare i nietypowe. W Wielkopolsce takich nie spotkałem.
Tej wiosny mamy już lato i to już chyba drugi raz; w tamtym tygodniu było ok. 10 stopni, za to obecnie temperatura przekracza 25. Choć oczywiście, jeszcze może być zimno.
Na koniec kwietnia napiszę jeszcze dwa słowa o innych miejscach, które warto było odwiedzić wiosną.
W tamtym tygodniu pierwszy raz w tym roku pojechałem nad rzekę, tzn. do doliny Prosny. Na zdjęciach dominuje zieleń: bo wszystko jest już zazielenione. Natomiast polnych kwiatów właściwie nie ma. Nad rzeką widać, jak zmienia się jej koryto. Poziom wody był zdecydowanie niższy, niż zimą. Odwiedziłem te same miejsca, co wtedy, ale widok jest zupełnie inny. Rzeka płynie niespiesznie.
Odwiedziłem także miejsce, w którym nie bywam zbyt często, chociaż jest zaledwie 20 minut drogi samochodem od miejsca, gdzie mieszkam. Są tam pola, niewielki lasek, a także bardzo malownicze rozlewiska.
Na koniec jeszcze jedno zdjęcie z wiosennego Kalisza, który na tym zdjęciu – myląco – sprawia wrażenie sympatycznego miasta.
Ciągle chodzą tą samą trasą, bo póki co, lepszej nie wymyśliłem. Tym razem zawędrowałem też nad Jezioro Budzyńskie, ale prawdę mówiąc, było to trochę nieporozumienie, bo sporo drogi musiałem nadłożyć bez sensu.
Poza tym, tradycyjnie: Jezioro Kociołek, Jezioro Góreckie, a potem powrót przez las. W Parku wiosna w pełni.
Jezioro GóreckieSkarpa nas brzegiem jezioraZalana łąka